Czułam się, jakbym śniła. Śniła sen
piękniejszy, niż kiedykolwiek, tak inny od szarpanych przez obawy i smutki
zwidów błądzących po dobie, w której dzień i noc zlewały się w jedną szarą
masę, a które były wszystkim, co miałam do niedawna. Lecz nie, to wszystko było
zbyt realne. Serce biło mi mocno w obszarpanej, brudnej piersi, tak mocno,
jakby miało ją zaraz rozkruszyć, bólem zmuszając mnie do zachowania przytomnego
umysłu. Wiatr, motyle, blask słońca, to wszystko wirowało w ciężkim letnim
powietrzu, tworząc kalejdoskop barw, a może był to świat taki, jak i zawsze,
trochę tylko rozkruszony ostrymi łzami wzburzonej radości, które lśniły w moich
oczach.
Łapy się pode mną zginały, a jednak
każdy krok po trawie był źródłem intensywnej rozkoszy. Zapach kwiatów, słowa
Szkła, który nagle przerwał milczenie, to wszystko było bardzo piękne. Samodzielnie. Uniosłam
kącik ust w geście słabego uśmiechu. Szkło, przez ciebie już chyba
zapomniałam, co znaczy to słowo. Pozostając w tonie tej szorstkiej
refleksji, odpowiedziałam basiorowi, po czym każde z nas na powrót pogrążyło
się we własnych zmartwieniach, które mogły być teraz mniej sobie odległe, niż
nam się zdawało.
Przytłumione uczucia wezbrały nową
falą, znajdując wreszcie wyraźny cel; zadrżałam mocno, walcząc z własnym
ciałem, by wbrew wszystkiemu, co podpowiadał mi rozum, nie paść do chudych nóg
owego bociana, dziękując za zwrócenie wolności, a więc i życia.
Z jaką ulgą wyszłam z owego urzędu.
Drżałam jeszcze z ekscytacji, nie mogąc oprzeć się wrażeniu, że na karty mojego
życia naniesione zostały tłustymi literami zmiany; jak gdyby wszystko, co się
dotychczas wydarzyło, było tylko prologiem.
Z zamyślenia wyrwał mnie głos.
Podniosłam wzrok na Szkło, nad którego grzbietem unosiła się rubinowa iskierka;
zniknęła, gdy mrugnęłam parę razy, chcąc wyostrzyć spojrzenie. Teraz widziałam
tylko pysk basiora, po którego wyrazie domyślić się można było, że czeka
odpowiedzi na, na to wychodzi, zadane przed chwilą pytanie.
- Hmm? – podjęłam, natychmiast
jednak na powrót tracąc zainteresowanie tematem. Zbyt wiele się teraz działo;
zaraz nowa myśl zjeżyła futro na moim grzbiecie, pchając się na język z
niepowstrzymaną siłą. – Chodźmy gdzieś razem.
Zamarł na chwilę; na moment tak
krótki, że przypadkowy obserwator z pewnością nie byłby nawet w stanie zauważyć
u niego żadnego zawahania, tak szybko zresztą przykrytego maską formalności i
profesjonalizmu, która chłodnym dmuchnięciem zdawała się odegnać pulsujące
między nami uczucia.
- Powinienem… – tu odwrócił wzrok i
przerwał na chwilę, głęboko, acz wciąż niezwykle dyskretnie wzdychając. – Mam
jeszcze trochę pracy.
Bez zastanowienia kiwnęłam głową na
znak zrozumienia, równie odruchowo zdejmując z niego spojrzenie, by rozejrzeć
się trochę po straconym na długo świecie; Na bezkresnym niebie igrały coraz to
intensywniejsze, ogniste barwy, zwiastując nastanie wieczoru, tak jednak
długiego i niezaprzeczalnie pięknego o tej porze roku.
- Spotkajmy się więc później.
Znajdziesz mnie?
Chociaż nie patrzyłam mu w oczy,
głęboko w sercu odczułam pojawiającą się w nich konsternację. Nim zdążył
cokolwiek powiedzieć, powtórzyłam pewnie:
- Znajdziesz mnie.
I nie czekając komentarza,
odwróciłam się, by niemal biegiem zniknąć pomiędzy drzewami. Usunąwszy się z
pola widzenia basiora, zwolniłam kroku, starając się na trzeźwo poddać analizie
całą sytuację; świeży zapach sosny zdawał mi się w tym jakkolwiek pomagać.
Jakaś rozsądna część mnie, chcąca
uwolnić się wreszcie z emocjonalnej uwięzi skokiem w szarą, a bezpieczną codzienność,
podpowiadała, że dobrym krokiem byłoby teraz rozejrzenie się za mieszkaniem; ta
spragniona wolności strona argumentowała, że przyjemnie będzie jednak prowadzić
nomadyczny tryb życia, przynajmniej przez jakiś czas. Słońce, które z każdym
dniem przygrzewało coraz mocniej, jakby niecierpliwie wyczekując nadchodzącego
przesilenia, tylko chwaliło ten pomysł.
Niemniej niemal instynktownie
ruszyłam na północ, gdzie moją uwagę udało się zająć młodemu jeleniowi,
zwierzęciu kilkukrotnie ode mnie większemu, acz czy zwinniejszemu? Kwestii tej
nie udało się rozstrzygnąć, bowiem nieprzerwana zabawa w kotka i myszkę,
tropienie i pogoń, odprowadziła mnie aż do późnych godzin wieczornych. Każda z
nich coraz skuteczniej sprowadzała moją uwagę na najmniejszy szelest gałęzi czy
dmuchnięcie wiatru, dającym nadzieję na spotkanie z… ukochanym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz