sobota, 16 maja 2020

Od Talazy CD Szkła - "Pierwsza Krew"

Czułam naprawdę wiele. Może i to prawda, że miałam słabe serce, które teraz w tak żałosny sposób, niemal bez walki, pozwoliło szarpać się tysiącu emocji. Najpotężniejszą była z nich chyba wdzięczność. Okropne, przytłaczające uczucie sprawiało, że gdy opuszczałam medyczną jaskinię, łapy same się pode mną zginały, jakbym miała w każdej chwili paść na ziemię i przycisnąć pysk do twardego gruntu, by w najgorętszy możliwy sposób dziękować za zwrócone mi życie. Powstrzymywało mnie chyba przed tym drażniące, pozbawione odpowiedzi pytanie – czyja to zasługa? Uniosłam drżącą łapę do serca, po czym szybko przeniosłam wzrok na Szkło, otoczonego mglistą aureolą rosnącego w siłę słońca. Nie…

Czułam się, jakbym śniła. Śniła sen piękniejszy, niż kiedykolwiek, tak inny od szarpanych przez obawy i smutki zwidów błądzących po dobie, w której dzień i noc zlewały się w jedną szarą masę, a które były wszystkim, co miałam do niedawna. Lecz nie, to wszystko było zbyt realne. Serce biło mi mocno w obszarpanej, brudnej piersi, tak mocno, jakby miało ją zaraz rozkruszyć, bólem zmuszając mnie do zachowania przytomnego umysłu. Wiatr, motyle, blask słońca, to wszystko wirowało w ciężkim letnim powietrzu, tworząc kalejdoskop barw, a może był to świat taki, jak i zawsze, trochę tylko rozkruszony ostrymi łzami wzburzonej radości, które lśniły w moich oczach.
Łapy się pode mną zginały, a jednak każdy krok po trawie był źródłem intensywnej rozkoszy. Zapach kwiatów, słowa Szkła, który nagle przerwał milczenie, to wszystko było bardzo piękne. Samodzielnie. Uniosłam kącik ust w geście słabego uśmiechu. Szkło, przez ciebie już chyba zapomniałam, co znaczy to słowo. Pozostając w tonie tej szorstkiej refleksji, odpowiedziałam basiorowi, po czym każde z nas na powrót pogrążyło się we własnych zmartwieniach, które mogły być teraz mniej sobie odległe, niż nam się zdawało.
 Przepuszczona w wejściu jaskini wojskowej przez basiora, szłam do środka jak skazaniec na miejsce egzekucji, z obawą w sercu, ale myślami krążącymi gdzieś daleko; pustymi oczyma omiatałam wszystkie ściany pomieszczenia, pozwalając sobie później, pod wpływem braku nadziei, na odrobinę kpiące spojrzenie rzucone w twarz przywódcy całej tej niepotrzebnej szopki. Czy coś podobnego dało się wyczytać w czarnych oczach czapli, nim standardowym powitaniem przeszedł do papierkowej roboty? Oh, z pewnością, z pewnością odbicie to wyostrzyło się, gdy podjął karteczkę w pazury, by wygłosić wszem i wobec, to znaczy mi i Szkłu, jej treść.
Przytłumione uczucia wezbrały nową falą, znajdując wreszcie wyraźny cel; zadrżałam mocno, walcząc z własnym ciałem, by wbrew wszystkiemu, co podpowiadał mi rozum, nie paść do chudych nóg owego bociana, dziękując za zwrócenie wolności, a więc i życia.
Z jaką ulgą wyszłam z owego urzędu. Drżałam jeszcze z ekscytacji, nie mogąc oprzeć się wrażeniu, że na karty mojego życia naniesione zostały tłustymi literami zmiany; jak gdyby wszystko, co się dotychczas wydarzyło, było tylko prologiem.
Z zamyślenia wyrwał mnie głos. Podniosłam wzrok na Szkło, nad którego grzbietem unosiła się rubinowa iskierka; zniknęła, gdy mrugnęłam parę razy, chcąc wyostrzyć spojrzenie. Teraz widziałam tylko pysk basiora, po którego wyrazie domyślić się można było, że czeka odpowiedzi na, na to wychodzi, zadane przed chwilą pytanie.
- Hmm? – podjęłam, natychmiast jednak na powrót tracąc zainteresowanie tematem. Zbyt wiele się teraz działo; zaraz nowa myśl zjeżyła futro na moim grzbiecie, pchając się na język z niepowstrzymaną siłą. – Chodźmy gdzieś razem.
Zamarł na chwilę; na moment tak krótki, że przypadkowy obserwator z pewnością nie byłby nawet w stanie zauważyć u niego żadnego zawahania, tak szybko zresztą przykrytego maską formalności i profesjonalizmu, która chłodnym dmuchnięciem zdawała się odegnać pulsujące między nami uczucia.
- Powinienem… – tu odwrócił wzrok i przerwał na chwilę, głęboko, acz wciąż niezwykle dyskretnie wzdychając. – Mam jeszcze trochę pracy.
Bez zastanowienia kiwnęłam głową na znak zrozumienia, równie odruchowo zdejmując z niego spojrzenie, by rozejrzeć się trochę po straconym na długo świecie; Na bezkresnym niebie igrały coraz to intensywniejsze, ogniste barwy, zwiastując nastanie wieczoru, tak jednak długiego i niezaprzeczalnie pięknego o tej porze roku.
- Spotkajmy się więc później. Znajdziesz mnie?
Chociaż nie patrzyłam mu w oczy, głęboko w sercu odczułam pojawiającą się w nich konsternację. Nim zdążył cokolwiek powiedzieć, powtórzyłam pewnie:
- Znajdziesz mnie.
I nie czekając komentarza, odwróciłam się, by niemal biegiem zniknąć pomiędzy drzewami. Usunąwszy się z pola widzenia basiora, zwolniłam kroku, starając się na trzeźwo poddać analizie całą sytuację; świeży zapach sosny zdawał mi się w tym jakkolwiek pomagać.
Jakaś rozsądna część mnie, chcąca uwolnić się wreszcie z emocjonalnej uwięzi skokiem w szarą, a bezpieczną codzienność, podpowiadała, że dobrym krokiem byłoby teraz rozejrzenie się za mieszkaniem; ta spragniona wolności strona argumentowała, że przyjemnie będzie jednak prowadzić nomadyczny tryb życia, przynajmniej przez jakiś czas. Słońce, które z każdym dniem przygrzewało coraz mocniej, jakby niecierpliwie wyczekując nadchodzącego przesilenia, tylko chwaliło ten pomysł.
Niemniej niemal instynktownie ruszyłam na północ, gdzie moją uwagę udało się zająć młodemu jeleniowi, zwierzęciu kilkukrotnie ode mnie większemu, acz czy zwinniejszemu? Kwestii tej nie udało się rozstrzygnąć, bowiem nieprzerwana zabawa w kotka i myszkę, tropienie i pogoń, odprowadziła mnie aż do późnych godzin wieczornych. Każda z nich coraz skuteczniej sprowadzała moją uwagę na najmniejszy szelest gałęzi czy dmuchnięcie wiatru, dającym nadzieję na spotkanie z…  ukochanym.

< Szkło? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz