niedziela, 31 maja 2020
Podsumowanie maja!
Od Szkła CD Talazy - "Pierwsza Krew"
piątek, 29 maja 2020
Od Magnusa CD Tiski – „Inna Droga”
Biegłem przed siebie sam już nie wiedząc przed czym uciekam. Nie miałem
dużego pola manewru. Z każdej strony otaczało nas morze. A morska woda, mimo że
ciepła, nigdy nie była po naszej stronie. Mięśnie łap zaczęły mnie piec od zbyt
wielkiego wysiłku. Zewsząd zaczęły otaczać mnie światła i paskudny ryk
silników. Już wiedziałem, kto mnie gonił. Ich coroczne wizyty zawsze kończyły
się tak samo. Chaosem, popłochem i ocknięciem następnego ranka, bez pamięci o
dniu poprzednim. Skręciłem swoje ciało w stronę skarpy. Odwróciłem się w biegu,
w stronę drapieżników i posłałem im piękny uśmiech. Chwilę później spadałem już
w dół, w ciepłe odmęty morza.
Ocknąłem się nagle. Ten sen.
Wydawał się taki rzeczywisty. Wspomnienie uderzyło mnie tak mocno, że przez
dłuższą chwilę nie potrafiłem się z niego otrząsnąć. Wygląda na to, że pamięć
zaczęła mi już wracać kilka dni wcześniej. Na początku myślałem, że to tylko
sny, ale teraz już wszystko ułożyło się w pełną całość. Podświadomie jednak
czułem, że coś jest nie w porządku. Te przebłyski mogły oznaczać tylko jedno.
Wrócą po nas. Pewnie w najmniej oczekiwanym momencie. Nie mogłem sobie pozwolić
na opuszczenie gardy. Spojrzałem na słońce rozpoczynające nowy dzień. Musiałem
porozmawiać z Karą, jeśli ja coś pamiętam to ona też musi.
- Tiska, widziałaś coś
dziwnego w nocy? – spytałem nadal patrząc przed siebie. Brak odpowiedzi mnie
zaniepokoił. Odwróciłem się i poczułem jak emocje zalewają moje ciało.
Odetchnąłem kilka razy, ale i tak nie mogłem opanować wybuchu. Obudziłem szczęśliwie
śpiącą waderę i wytknąłem jej, na pozór spokojnym głosem, jak bardzo
nieodpowiedzialnie się zachowała. No dobra. Przyznaje, że nie takich słów
użyłem. Jednak jak mogła tak zignorować moje słowa!? Może gdyby chodziło o samo
mięso, to nie zareagowałbym tak gwałtownie, ale teraz już nie chodziło tylko o
to. Nie mogłem jej powiedzieć, co mogło się stać. To sprawa moja i Kary, im
mniej wilków będzie coś wiedziało tym lepiej. Specjalnie więc odsunąłem ją od
siebie. Poczułem dziwne drgnięcie w sercu, gdy zobaczyłem jej urażoną minę. Nie
mogłem jednak już nic cofnąć. Teraz na pewno przez dłuższy czas nie będzie
chciała mnie widzieć, co pozwoli mi dowiedzieć się czegoś więcej o tym co
działo się na wyspie.
Gdy Tiska odeszła po naszej
wymianie zdań, ja zająłem się dostawą zamarynowanego mięsa. Przerzuciłem
wszystko na obie skóry, które zostały z oporządzonych jeleni i z pomocą kilku
kawałków sznurków i gałązek zawiązałem je sobie na szyi tak, że jedna była po
mojej prawej stronie, a druga po lewej. Tak uzbrojony, udałem się do Agresta,
który wskazał mi najlepsze miejsce do zostawienia pożywienia i zawiadomił inne
wilki o całej sprawie. Przez kotłujące się w mnie emocje, nie byłem w stanie
sam nic zjeść, więc od razu po załatwieniu tej sprawy, pobiegłem do jaskini Kary.
Zastałem moją siostrę
biegającą samotnie wzdłuż plaży. Zrównałem z nią krok, a gdy Kara mnie
zauważyła, gwałtownie się zatrzymała. Spojrzała na mnie niezadowolona, a nawet
wręcz wściekła. Cokolwiek to było, byłem pewien, że zaraz się dowiem.
- Jak mogłeś? – zaczęła i jej
złość od razu zmieniła się w smutek. Jej oczy zeszkliły się a oddech urywał.
- Młoda… - szepnąłem tylko i
przytuliłem siostrę. Nie odepchnęła mnie, ale też się nie odwzajemniła.
Pozwoliła tylko na chwilę pocieszenia.
- Chciałeś się zabić.
Chciałeś… mnie zostawić. – Wyglądało na to, że opuszczające jej ciało serum,
wstrzyknięte przez istoty, sprawiły, że przypomniała sobie o zdarzeniach sprzed
wypadku. Jeśli można było to nazwać wypadkiem.
- Ja… - nie byłem w stanie
nic powiedzieć. Tyle rzeczy się działo, tyle chciałem jej powiedzieć, ale nie
potrafiłem. Wadera odsunęła się i otarła łapą łzy.
- To teraz nieważne. Teraz
musimy chronić watahę przed tymi co po nas idą. Masz pojęcie co się stanie jak
znajdą tak dużą watahę? Rozpoczną wszystko na nowo. Coroczne łapanki, te
strzykawki, namierzanie nas przez… - dotknęła delikatnie miejsce pod uchem, gdy
mogliśmy wyczuć delikatne zgrubienie. – … to coś.
- Zabiorą wszystkich ponownie
na wyspę. Codzienna walka o jedzenie i wodę. Pamiętasz jak wysuszyli jedyny
strumyk z wodą? Tygodniami nie mieliśmy co pić. Musieliśmy kopać ziemię do
krwi, żeby znaleźć choć kropelkę pitnej wody.
- A na końcu przysłali
zarażonego wilka, który wybił całe nasze stado. – determinacja na jej twarzy,
mogła aż przerazić. – Nie pozwolę by to wszystko się powtórzyło. Lada dzień
mogą przylecieć na tych swoich maszynach i zniszczyć to co tutaj zbudowaliśmy.
To co przez lata tutaj budowali. Musimy iść do Agresta. On nam pomoże. –
powiedziała i już chciała ruszyć do biegu.
- Stój. – zatrzymałem ją
łapą. – Nie możemy im nic powiedzieć. Jeżeli ktoś się dowie to jest większa
szansa, że ich też złapią. Jeśli będziemy się trzymać na uboczu, w pobliżu
plaży to zabiorą tylko nas i reszta będzie wolna.
- Chyba żartujesz? Urodziłam
się na tej wyspie i nie mam zamiaru tam nigdy więcej wracać. Pozory normalnego
wilczego życia to za mało by wymazać wszystko inne. Wiem, że zawsze mówiłeś, że
mogło być gorzej, że powinniśmy dawać się badać i eksperymentować na nas, bo
dzięki temu mamy jedzenie. Tylko zobacz do czego to doprowadziło. Nasza rodzina
nie żyje i to dlatego, że nie walczyliśmy o naszą wolność. – spojrzała na mnie
z wyższością. – Teraz mamy szansę ich pokonać. Nasza wataha jest silna i z
niejednym już wygrała. Musimy im zaufać.
- Pokonać kogo? – usłyszałem znajomy
głos. Spojrzeliśmy na Tiskę wychodzącą zza drzewa.
- Kara… proszę Cię. –
szepnąłem do siostry, ale ona już mnie nie słuchała.
<Tiska?>
Od Paketenshiki - "Mokro w dziób i jeszcze trochę", cz. 1
Od Tiski CD Magnusa - "Inna droga"
- Wiesz co... na terenie watahy raczej nie zdarzają się kradzieże żywności - starałam się, by mój głos nie zdradził moich myśli. Na samym początku znajomości nie mogę wydawać się leniwa i nie chce go źle nastawiać, bo odbije się to potem na naszej pracy. Basior mruknął niezadowolony. Coś dziwnego było w jego postawie.
- Ja wezmę pierwszą wartę - powiedział tak, jakby w ogóle nie usłyszał tego, co przed chwilą powiedziałam. Nie chciałam już więcej drążyć tematu, ziewnęłam przeciągle. Dopiero teraz poczułam, jaka byłam zmęczona. Położyłam się w małej odległości od małego obozowiska. Bez szyszek ciężko było mi zasnąć, ale kojący szum morza zrobił swoje i już po chwili oddałam się w objęcia snu.
Gwałtowne szturchanie wyrwało mnie ze spokojnego cienia. Nad sobą zobaczyłam czerwone ślepia. "Cudownie" - pomyślałam sobie i podniosłam się ociężale. Na plaży zrobiło się tak zimno, że ciężko było mi ruszać łapami. Zbliżyłam się do oporządzonego mięsa, chcąc sprawdzić, czy pojawił się na nim lód. Nie mogłam uwierzyć, że nic takiego się nie stało. Magnus nie zamienił ze mną słowa, tylko od razu zwinął się w kłębek i poszedł spać, widocznie bardzo zmęczony po przeżyciach całego dnia. Zasnął, jakby panujący wokół chłód nie robił na nim wrażenia. Podczas snu wyglądał o wiele przyjaźniej. Jak szczeniak, który śni tylko o kolejnych wielkich przygodach, takich jak wspięcie się na drzewo, albo gonitwa za motylem. Przyjrzałam się żywności. Naprawdę nie mogłam uwierzyć, że nie śpię, żeby wpatrywać się w jedzenie. Jedzenie się je, a nie na nie patrzy. Uśmiechnęłam się na tę myśl. Może...? Rozejrzałam się dookoła, ale w pysku czułam nieprzyjemny posmak. "Innym razem" - postanowiłam. Było mi tak zimno, że na myśl o nocnym podjadaniu robiło mi się niedobrze. Zdecydowanie innym razem. Popatrzyłam w morze. Gwiazdy pięknie migotały nad czarną jak smoła wodą. Zwróciłam uwagę na jedną z nich. Jej blask pulsował w nieregularnym tempie. Miałam wrażenie, że zmienia rozmiary. Może się ruszała? Nawet nie wiem, czy to możliwe, ale byłam pewna że zaczynała się do mnie przybliżać. Powiększała się i powiększała, aż w końcu... zaczęła się zmniejszać. Uciekała przed moim wzrokiem, kurcząc się i oddalając.
Ocknęłam się gdy poczułam gwałtowne szarpnięcie w karku, gdy łeb opadł mi w półśnie. Zamrugałam oczami, starając się rozbudzić. Nie do końca odróżniałam, sen od jawy. Popatrzyłam jeszcze raz na światełka na niebie, wszystko w jak najlepszym porządku. Z lewej strony usłyszałam pomrukiwanie. Odwróciłam się i zobaczyłam, że Magnus rusza łapami przez sen. Uśmiechnęłam się delikatnie, wyglądał tak niewinnie. Oczy znów zachodziły mi cieniami, ciągnąc mnie w otchłań przyjemnego snu. Powoli budziła się we mnie złość, że nie mogę po prostu się położyć i się mu poddać. W sumie dlaczego? Bo jakiś wilk, który urwał się nie wiadomo skąd tak powiedział? Żyję tutaj dużo dłużej i co? Ciężkie myśli krążyły mi po głowie bardzo wolno, przerywane jeszcze nieopanowanym półsnem. Już nie wiedziałam czy już śpię, czy jeszcze nie. Gwiazdy znów zaczynały się oddalać. Chyba naprawdę już mnie nie ma.
- Czy ty jesteś normalna?! - pełen złości krzyk obudził mnie, a nad sobą zobaczyłam ciemne oblicze Magnusa. Kontrolował się, ale był wściekły. Całe jego oblicze przybrało przerażający wygląd. Płomienie wokół łap szalały, choć nie wykraczały poza swoją określoną linię. Słońce już dawno wzbiło się w niebo. Z lasu słychać było śpiew ptaków. Spokój przyrody całkowicie kontrastował z wyrazem pyska basiora.
- Jaką trzeba być idiotką, żeby zasnąć na otwartej plaży przy stercie świeżego mięsa? Wiesz co mogło się stać? Kradzież to jedno, moglibyśmy być już martwi! Nie mogę uwierzyć, że będę pracował z taką kretynką - to jak to powiedział, było wstrząsające. Wydawał się tak opanowany, że każde słowo uderzało mnie jeszcze bardziej. Gdyby to był zwykły wybuch, po prostu bym to zignorowała. W dzieciństwie często kłóciłam się z rodzeństwem, ale wybaczałam im porywczość. Nigdy nie chcieli mnie zranić. Teraz czułam się, jakby każda obelga była wypowiedziana po to, by mnie zniszczyć. Przeszłam więc w tryb obrony - choć w tym wypadku wydawać by się mogło, że raczej walki o życie.
- Co miałoby się stać? Mieszkam tu dłużej niż ty i znam każde zwierzę w okolicy. Ty masz jakieś problemy ze sobą, że robisz zamieszanie o takie głupoty...
- Ja mam problemy? - przerwał mi - Głupia dzi**o, twoim zdaniem to była warta? Wiesz, na czym polega? Może ci wyjaśnię, bo najwyraźniej do tego nie dorosłaś - prychnął lekceważąco, a mi odjęło mowę. On wcale nie był ode mnie starszy, nie miał żadnego powodu się wywyższać. Krew się we mnie zagotowała.
- Słuchaj, przyszedłeś nie wiadomo skąd i teraz się mądrzysz? Powiedz, dlaczego nie zabraliśmy tego wszystkiego w bezpieczne miejsce? Siedziałam na zimnym piasku jak kołek, zastanawiając się, co ci odbiło. Uważasz, że moglibyśmy być już martwi przeze mnie? Dobrze, że nie zamarzliśmy tej nocy przez twoje głupie pomysły! - nie wiem, co z tego co powiedziałam, zrobiło na nim wrażenie, ale chyba zauważyłam jakieś poruszenie na jego mroźnym obliczu.
- Nie było wcale tak zimno - mruknął. - Jak ty w ogóle karmisz watahę, skoro nie umiesz nawet wykonać jednego prostego zadania? Dobrze, że tutaj jest tak dużo zwierzyny. W innym wypadku wszyscy by głodowali z kimś takim jak ty. - zabolało. Poczułam, że nie wygram w tej dyskusji. Uczucie porażki zaczęło ściskać mnie w żołądku.
- Fajnie, że przyszedłeś pomóc - szepnęłam, odwracając się. Ucisk przeniósł się do gardła. Łzy zamgliły mi widok. Na szczęście, on już tego nie zauważył. Biegłam z całych sił do swojej jaskini. Tam czułam się bezpiecznie, tam mogłam bez wstydu się wypłakać. Podziękowałam sobie w duchu za ostatnie treningi. Mogłam teraz błyskawicznie znaleźć się w ukochanych czterech ścianach. Zwinęłam się w kłębek i pozwoliłam sobie na łzy.
Później oczy miałam zapuchnięte, pysk zastygł w charakterystyczny sposób. Nie miałam już siły. Uspokoiłam się. Gdy odetchnęłam głębiej, powietrze gwałtownie przerwało kichnięcie. Moje kichnięcie. Cholerny basior - pomyślałam, kiedy ciało przeszył zimny dreszcz.
<Magnus?>
sobota, 23 maja 2020
Od Magnusa – ‘Rezerwat” cz. 1
piątek, 22 maja 2020
Od Talazy CD Szkła - "Pierwsza Krew"
Od Eothara Atsume - ,,Niecny Owoc" cz. 2
W średniej wielkości jaskini zastałem dość przeciętny widok: pod ścianą w centrum siedział z pewnością niemłody już, rudej maści z siwymi włosami basior, do tej pory przeglądający jakieś papiery, pomrukując, teraz podniósł głowę i utkwił we mnie stalowe, acz zaciekawione spojrzenie. Mawiają, że rozum nie zawsze idzie w parze z wiekiem, ale miałem przeczucie, że w tym przypadku przysłowie się sprawdzi. Towarzyszyła mu trójka burych "asystentów", jedynie czwarty wyróżniał się kolorystycznie, co mogło świadczyć o mocach. Z całej gromady bił spokój, a zarazem gotowość do zmiany postawy w każdej chwili.
— Dobry wieczór. - na zewnątrz słońce szykowało się już do spoczynku. - Pan Dergud, przywódca tego zrzeszenia, jak mniemam?
— Dobry wieczór. - odparł głębokim, nieco flegmatycznym głosem najstarszy wilk, lustrując mnie wzrokiem i lekko unosząc brew, jakby próbując sobie przypomnieć mój pysk lub zdjąć z niego czaszkę. Nie spodziewał się odwiedzin o tej porze. - Tak, dobrze trafiłeś. A co sprowadza takiego młodego basiora w nasze skromne progi? Chyba trochę za wcześnie na was, NIKL. - dodał wyraźnie oczekującym głosem.
— Nie mogę wypowiadać się w drugiej kwestii, ale na pierwsze pytanie odpowiem z chęcią. - teraz wilk wydawał się jeszcze bardziej zaintrygowany. Świetnie. - Propozycja interesu. To jest to, co mnie tu przywiodło.
— Zamieniam się w słuch. - odparł po chwili Dergud, odkładając bezwolnie jeden z dokumentów na bok.
— Zakład, że za miesiąc WSJ wzbogaci się o wschodnie tereny i pozbędzie się swojego wroga.
— Nie mamy i nie chcemy mieć wrogów. - uśmiechnął się nieco pobłażliwie basior.
— A nazwalibyście Agresta przyjacielem? - zripostowałem jego wypowiedź z kamiennym wyrazem pyska, mimo że serce biło mi jak oszalałe w nadziei.
— A kim jest dla ciebie, że pragniesz nam pomóc? - warknął rudy wilk. Jednak nie jest ze mnie taki najgorszy strzelec.
— Powiedzmy, że zamierzam mu się odpłacić pięknym za nadobne. Za to, co zrobił ze mną i bliskimi. - przybrałem ton głosu mroczny niczym otchłanie piekła, uciekając wzrokiem na lewo, równocześnie mrużąc oczy przy próbie zjednania sobie umysłu basiora. Wziąłem głęboki wdech i z pewną trudnością, ale zsunąłem lekko czaszkę, ukazując paskudną bliznę na oku. Dla lepszego efektu było warto.
— Więc zamierzasz w pojedynkę rozprawić się z alfą i całą jego watahą, a potem jeszcze narzucić im czyjeś jarzmo? - podwładni basiora zawtórowali szefowi cichymi chichotami.
— Nie mam już nic do stracenia. - odparłem beznamiętnie. No to pojechałeś na całego, Atsume, i to po bandzie. - Zresztą nie jestem sam. - zamknąłem oczy i zjeżyłem sierść, naprężając mięśnie. Po chwili poczułem wibracje unoszących się zewsząd kamieni i wirujących w powietrzu liści, a nawet jakichś patyków z zewnątrz, oraz znajomy prąd przebiegający przez całe moje ciało. Uniosłem powieki, ze wzrokiem utkwionym wciąż w grupie wilków, będącej pod chwilowym wrażeniem występu, choć nie tak dużym, jak się spodziewałem. Być może w tych okolicach magiczne zdolności są bardziej powszechne. - Potrzebuję jedynie schronienia i czasu.
— A co ty będziesz z tego miał?
— Spokój ducha i ciała u twego boku. - odpowiedziałem prosto.
— Ha. Cóż, mierzysz wysoko, a to się chwali. - mruknął wilk, przysuwając przed oczy jeden z papierów ze stosu, co znaczyło zbliżający się koniec rozmowy. Dergud przechylił nagle lekko głowę z wężowym uśmiechem. - Dwa tygodnie. A potem...
— ... potem dostaniesz moją głowę. - dokończyłem za niego, z satysfakcją zauważając poirytowane zaskoczenie w oczach basiora, a kompletny szok u jego kamratów. - Miłego wieczoru panom życzę. — Wzajemnie. - mruknął rudy basior. Odwróciłem się wolno na pięcie i ruszyłem do góry ku wyjściu. Na zewnątrz z rozkoszą wciągnąłem w nozdrza świeże, wiosenne powietrze. Pomarańczowo-czerwony blask zachodzącego słońca przyjemnie głaskał moje futro i przydawał scenerii dookoła wojenne klimaty, a przynajmniej tak mi się kojarzył. Moja wcześniejsza eskorta się ulotniła, ale we wszechobecnej wilczej woni był jeszcze jakiś w miarę świeży ślad. Zanurzyłem się w gąszcz lasu, a po przedarciu się przez kłujące zarośla wpadłem na niewielką, ale dobrze wydeptaną ścieżkę. Nie minęło dużo czasu, nim spotkałem na swojej drodze pierwszego, szarego (dosłownie i w przenośni) obywatela.
— Hej, masz może chwilkę?
~~~ Eothar, poseł i obywatel Watahy Szarych Jabłoni - tak, podoba mi się ten tytuł. Współpraca z taką waderą, jak Błarka, to będzie czysta przyjemność; wystarczy, że podniesie się głos, i już drapnie do kąta. Jakim cudem utrzymała się na swoim stanowisku, nie mam bladego pojęcia, ale z tego, co zdążyłem zaobserwować, ogólnie panowała tu większa dezorganizacja, anarchia, luz, jak kto woli. Przyznam, że to dosyć ciekawe doświadczenie...aczkolwiek może mi przysporzyć zarówno korzyści, jak i kłopotów.
Stanąłem przed pustą wnęką. Zagęszczenie legowisk w tej okolicy było dość spore, nie zamierzałem całej nocy poświęcać na znalezienie idealnego. Po dokładnym obwąchaniu dziury i upewnieniu się, że nie ma jeszcze właściciela zniosłem na miejsce trochę mchu i porządnie uklepałem. Prawie już położyłem się na ziemi, kiedy dostrzegłem swoje odbicie w kałuży naprzeciwko. Pod wpływem impulsu zastygłem nagle w bezruchu w pozycji siedzącej. Z tafli wody wyzierała na mnie para czerwonych ogników, powierzchnia czaszki wciąż była gładka i biała, bez jednej rysy. Dwoje długich uszu sterczało na boki, trzy rzędy ostrych zębów ukazały się po lekkim otworzeniu pyska. Ciekawe, czy blizny wciąż są tak samo głębokie. Nos tak samo długi. Oczy tak samo niebieskie. Rysy tak samo surowe, wąskie. Czy to, co widzę, to Atsume? Kiedy ostatnio mu się przyglądałem? Odjąłem łapę od czaszki i ułożyłem się wygodnie w swoim nowym legowisku. To głupie. Zwinąłem się jeszcze ciaśniej, mimo w miarę ciepłej nocy.
Dobrze wykorzystaj te dwa tygodnie, Atsume...być może twoje ostatnie.
979 słów, a zatem
CDN
Od Tiski CD Kary - "Biała Noc"
Słońce przenikało zielony sufit lasu. Ciągnęłam za sobą młodego jelenia. Delikatne ciało okazało się cięższe, niż mi się na początku wydawało. Gdy zaciągnęłam je pod jaskinię przyjaciółki, ostatnie promyki już znikały za horyzontem. Przycupnęłam na plaży, rozkoszując się widokiem. Nagle moich uszu doszedł dźwięk łamanych gałęzi. Odwróciłam się i wśród ciemnych drzew zobaczyłam basiora z łapami zanurzonymi w niebieskich płomieniach. Dreszcz załaskotał mnie po karku. Magnus przybliżył się do mnie z nieco odpychającą miną.
- Nocka? - zapytał. Kiwnęłam głową. - Dzisiaj?
Popatrzyłam na niego z pytaniem w oczach. Prychnął lekceważąco, po czym odwrócił się w stronę morza. Daleko od brzegu, na niebie zbierały się czarne jak śmierć chmury. W powietrzu czuć było zapach burzy.
- Nic nam nie będzie w jaskini - wzruszyłam ramionami, na co basior spiorunował mnie wzrokiem.
- To nie będzie zwykła burza - mruknął i nie czekając na moją reakcję, skierował się do swojego domu. W tym samym momencie z lasu wyłoniła się Kara. Trzymała w zębach dwa dorodne króliki i uśmiechała się na mój widok.
- Czego chciał Magnus? - spytała, jednocześnie gestem zapraszając mnie do jaskini.
- Nieważne. - zabrałam się za oporządzanie zwierzyny. Przyprawianie zostawiłam przyjaciółce. W środku nie było już nic widać, więc wystrzeliła wiązkę ognia z łapy. Jestem pod wrażeniem, jak sprawnie posługuje się swoją mocą. Oprawioną skórę złożyłam w jednym miejscu, po czym zabrałam się za krojenie mięsa. W tym czasie Kara sporządziła marynatę. Oddzieliła część na śniadanie, a resztę położyła nad ogniskiem. Ostatnim razem, gdy próbowałam zrobić to, co ona, posiłek skończył jako węgiel. Poważnie nie mam pojęcia, jak to się stało. Zjadłyśmy przepyszną kolację, a potem położyłyśmy się przy grzejącym ogniu. Z pełnym brzuchem w ciepłej jaskini od razu zaczęły mi się kleić powieki. Ruda koleżanka nie miała tego w planach. Próbowała mnie jakoś ożywić, machając mi ogonem przed nosem. Mruknęłam tylko ostrzegawczo, ale nie przeszkodziło jej to w niczym. W końcu skorzystałam ze starej, dobrej metody.
- No dobra - zerwałam się na równe łapy - opowiem ci historię. Będzie trochę strasznie, ale nic się nie martw.
Popatrzyła na mnie z wyraźnym zainteresowaniem. Historia o wilku wisielcu od zawsze była wykorzystywana przez moje starsze rodzeństwo, kiedy im przeszkadzałam w rozmowach. Jest naprawdę upiorna, nigdy nie mogłam po niej zasnąć i uciekałam za każdym razem, gdy starszy brat, zaczynał ją opowiadać. Wciąż nie lubię strasznych klimatów, ale oficjalnie mogę powiedzieć, że na tę jestem uodporniona.
- To działo się całkiem niedawno i całkiem niedaleko... - starałam się zabarwić głos na bardziej ochrypły. Kara nastawiła uszy. - Szczęśliwa rodzina, małe szczenięta miały wszystko, czego tylko pragnęły. Jedzenie, ciepło, miłość. Sielskie życie, daleko od wojen, daleko od zgiełku. Nikt nie mógł uwierzyć, dlaczego nagle jedno z nich zniknęło...
Historia się rozkręcała, a uśmiech znikał z twarzy mojej przyjaciółki. Nieskromnie przyznam się, że jestem dobrą bajarką. Każde moje słowo odbijało się w umyśle i na ciele słuchacza. Wilczyca robiła się coraz bardziej spięta i nerwowa. Opowieść toczyła się dalej, a napięcie rosło. Wyobraźnia słuchacza ma być tak pobudzona, by umysł sam kroczył w kierunku tego, czego się najbardziej boi. Całość ma za zadanie tylko przygotować wilka do wielkiego, przerażającego finału. Powietrze wyraźnie gęstniało. Ciche grzmoty z zewnątrz dodawały klimatu. Kolejni bohaterowie znikali, a Kara nieznacznie się skuliła.
- ...mam dość waszego szczęścia! Jęknęła postać, po czym rozpłynęła się w powietrzu - w momencie, kiedy historia się skończyła, na plaży uderzył piorun. Obie podskoczyłyśmy ze strachu. Potem uderzył kolejny, i kolejny. Jak rozjuszony byk, wróciły do mnie słowa Magnusa, a Kara drżała cała jeszcze po mojej historii. Na plaży pojawiła się seria błyskawic uderzających w to samo miejsce. Wyjrzałyśmy zobaczyć, co się dzieje. Wszystkie pioruny uderzały w jeden punkt, seria się nie kończyła. Mój umysł zaczął się przenosić.
Wszystko dookoła było białe, spowite mgłą. Na plaży panowała cisza, nie było tu burzy. Moja świadomość była w całkowicie innym wymiarze. Wyczułam po swojej prawej stronie pewne napięcie - Kara. W pewien sposób po omacku złapałam ją i wciągnęłam do Mgły. Jej moc emanowała czerwienią. Popatrzyła na mnie z wyraźnym zdziwieniem.
- Nie powiedziałam ci jeszcze o tym. - mruknęłam przepraszająco. Wtedy w oddali. Wśród głuchej ciszy rozległ się niesamowity trzask pioruna. Biały piasek zaczął dymić, a z niego wyłoniła się mglista postać.
Wysoka, szczupła wadera o hardym spojrzeniu. Teraz była wyraźnie zaniepokojona. Gdy jej zbłąkany wzrok zetknął się z moim, zobaczyłam znajomy błysk. Mglista postać wpatrywała się w nas, a we mnie narastało poczucie, że gdzieś już ją widziałam. Zadrżała nagle i obróciła się w stronę lasu, jakby coś usłyszała. Nic nie zauważyłam, spojrzałam na Karę, spodziewając się, że do niej doszedł ten dźwięk. Pokręciła przecząco głową, wiedziałam, że ona też kojarzy stojącą przed nami postać. Wilczyca bez ostrzeżenia, może w reakcji na niedościgniony głos zerwała się z miejsca i pobiegła do lasu, mijając nas.
- Poczekaj! - krzyknęłam za nią. Zerwałam się do biegu, ale mgła w tej chwili zniknęła, a ja byłam z Karą z powrotem przy jej jaskini. Rozejrzałam się nerwowo. Burza przesunęła się na północny-zachód. W zielonym lesie zobaczyłam mglisty kształt wadery. Pobiegłam za cieniem. Kara ruszyła za mną, próbując mnie zatrzymać.
- Widzę ją! - odpowiedziałam. Przyjaciółka wyraźnie nie wiedziała, dlaczego biegniemy, ale była wciąż blisko, próbując dotrzymać mi kroku. Gnałam jak opętana za mgłą. Gałęzie szarpały mi futro, gdy mijałam drzewa. W ciemności ciężko było ominąć wszystkie przeszkody. Mięśnie zebrały się do pracy, umysł był owładnięty pragnieniem dogonienia tajemniczej postaci. Z otępienia wyrwał mnie przenikliwy krzyk Kary.
- Stój! - użyłam pazurów, by szybciej zahamować. W samą porę, bo przed nami rozciągał Skryty Las. Mglisty kształt zniknął z pola widzenia.
środa, 20 maja 2020
Od Szkła CD Talazy - "Pierwsza Krew"
sobota, 16 maja 2020
Od Talazy CD Szkła - "Pierwsza Krew"
poniedziałek, 4 maja 2020
Od Magnusa CD Tiski – „Inna droga”
niedziela, 3 maja 2020
Od Eothara Atsume CD Agresta, ,,Niecny owoc" cz. 1
— Obawiam się, że to zbędna fatyga; sadźcie lepiej chabry. - rzuciłem ostatnie słowo w przestrzeń bez konkretnego odbiorcy, po czym kilkoma susami wdrapałem się na najbliższe drzewo, powoli znikając z pola widzenia. Oddalające się pręgi na mojej sierści zlewały się z gąszczem gałęzi obwieszonych pąkami, lekko uchylonymi o tej porze roku. Zwolniłem i obejrzałem się bezwiednie, kątem oka jedynie obserwując ukryte w gąszczu sylwetki. Całe szczęście, żadne spojrzenie się na mnie nie zatrzymało. Przymknąłem na moment oczy. Prawie w tym samym momencie usłyszałem krótki skowyt, potem zastąpiony kilkoma niewybrednymi określeniami gałęzi, która spadła prosto na głowę stróża. Z resztą policzę się później.
Po kilku kolejnych przeskokach zszedłem na ziemię. Wpierw postanowiłem ustalić, gdzie się dokładnie znajduję. Kierowaliśmy się na północny zachód, a w powietrzu zaczynałem wyczuwać delikatne znamiona obcej woni, zatem muszę być blisko zachodniej granicy WSC. Co tam mówiła ta ślicznotka? Wataha Szarych Jabłek? Jabłoni? Jeden pies. "Ostrzec strażników obu watah"...ale byłoby to nielogiczne, biorąc pod uwagę, że wypchnęli mnie prosto na ich ostrza. Zatem tą drugą musi być Wataha Wielkich...Nadziei. Teoretycznie zawsze mogłem okrężną drogą wpaść na terytorium WWN, ale wyższy polityk po takim przywitaniu raczej nie pchałby się od razu w paszczę lwa, a tym bardziej zwykły wędrowiec. Jeżeli mają współpracujące służby mundurowe, to są raczej w dość bliskich stosunkach. Zatem pozostał mi tylko jeden kierunek do zbadania.
Czułem niezłe ssanie w żołądku, więc upolowałem na szybko jakąś kunę (albo sobola - jeden pies), póki jeszcze stąpałem po terenach chabrów. Jeżeli wszystko pójdzie w miarę dobrze i będę jeszcze żywym stworzeniem, to najem się dziś wieczorem. Wkrótce byłem już pewien, iż znalazłem się na terenach sąsiadów. Poruszałem się cokolwiek ostrożnie, ale swobodnie. Przez dłuższy czas nie spotkałem żadnej żywej duszy, za to jak już wyszły, to od razu pięć sztuk. Dosyć hałaśliwa grupa basiorów nadeszła z lewej strony. Po chwili podjęli próbę otoczenia mnie.
Prawie trzymiesięczny szczeniak przebierał szybko nogami obok dorosłego wilka. Cały czas rozglądał się z dziecięcą ciekawością po leśnej okolicy. Widok radośnie truchtającego, młodego basiorka obok starszego już samca z nietęgą miną w otoczeniu całkowicie różnej wiekiem i pochodzeniem kompanii, najczęściej wylegującej się w słońcu lub siłującej przy dopingu reszty kolegów, której jedyny wspólny mianownik to wojskowy obóz, był dość groteskowy. Mając z tyłu głowy rady rodziców, szczenię starało się unikać wzroku innych członków stada, choć oni nie kryli swego zainteresowania. "Tu masz jedzenie, tu jest miejsce na zebrania"
— A tu będziesz spał. Jasne? - mruknął głucho basior gdy stanęli przed niewielką norą, słabo zabezpieczoną i ciemną, ale w końcu jego własną.
— Ta jes. - odparł szczeniak. Kiedy tylko samiec odwrócił się na pięcie, wślizgnął się do nowego lokum.
Po około godzinie młodemu udało się umościć w środku wygodne legowisko. Zbliżała się pora obiadowa, więc prędko ruszył ku ustalonemu stanowisku, gdzie starsi wojownicy znosili zdobycz do podziału. Na miejscu, wbrew wczesnej porze, czekała już cała gromada rówieśników. Stanął w drugim rzędzie. Tuż za nim wcisnął się jeszcze jakoś czerwonawy basiorek. Spojrzał na niego z lekką dezaprobatą, lecz ku jego zaskoczeniu ten uśmiechnął się promiennie.
— Hej. Xavier jestem. - rzekł, wyciągając do niego łapę.
— Atsume. - odparł przyjaźnie szczeniak, uradowany z nowej znajomości. - Kim jesteś? - istniał niepisany zwyczaj rozpoznawania członków wojska na podstawie osiągniętej rangi, niźli stażu.
— Ha, zwykły szeregowy, nawet jeden dzień mi nie zleciał. - uśmiechnął się lekko wilczek. - A ty?
— Witaj w klubie. - poklepał nowego druha po ramieniu, ale jego uwaga była już skupiona na czym innym. Nadstawił uszu w kierunku samców w oddali, niosących dwie spore łanie. Zdobycz była ogołacana zgodnie z hierarchią, zatem szczenięta miały ubogie menu; wprawdzie zostawiano trochę lepszych kąsków, ale tylko najsilniejszym udawało się je wyrwać. Atsume z trudem przebrnął przez tłum. Praktycznie przeszedł po głowie jednej z młodych wader, po czym szybko wyszarpnął kawał mięsa z przedniej kończyny. Nieco oszołomiony ciągnącą się walką, stracił mały fragment w drodze, ale wciąż posiłek był wystarczający. Zabrał się do jedzenia na uboczu - oczywiście w pobliżu Xaviera, tyle że ciężko się mówi z pełnym pyskiem, więc robili to w milczeniu. Nagle szczeniak zauważył czyjąś piaskowo-czarną łapę na mięsie. Instynktownie więc warknął głucho i spojrzał wrogowi w oczy. Starszy młodzian w towarzystwie dwóch podobnych mu wilków z dumną miną wbijał w niego stalowy wzrok. Szczenię zjeżyło dodatkowo sierść i wyszarpnęło jedzenie spod jego kończyny. Przeciwnik odsłonił kły; mało brakowało do skoku. Powstrzymał go jedynie sygnał do rozejścia się od porucznika. Atsume szybko przełknął ostatni kęs i truchtem udał się w kierunku zarośli.
— To, masz jakieś rodzeństwo? - zagaił Xavier. Basiorek uśmiechnął się do błękitnego nieba.
~~~
Wracał po ćwiczeniach wojskowych do legowiska. Czuł się dosłownie jak wymięta szmatka, powoli stawiał krok za krokiem, gdy w krzakach rozległ się głośny szelest. Zmęczony, nie zdążył odpowiednio szybko zareagować. Wataha wyrostków otoczyła go ze wszystkich stron. Nieco zaskoczony, cofnął się o krok, marszcząc brew.
— Proszę, proszę. Nasz nowy kolega. - wysyczał pretensjonalnym głosem znajomy, kruczo-piaskowej maści basiorek. - At-sume. W sumie z móżdżkiem do suma niewiele ci brakuje. - słowa te wywołały powszechny rechot.
— Czego chcesz? - mruknął tylko szczeniak, coraz bardziej napinając mięśnie.
— Zapłaty. - warknął czarny, po czym jeden z ekipy rzucił się od tyłu na nowicjusza. Ten prędko wykręcił się na pięcie i zderzył z wrogiem, ale w tym starciu nie miał szans. Już po chwili leżał z głową przyciśniętą do ziemi, daremnie próbując się uwolnić.
— Nic nie zrobiłem! - wydyszało szczenię, czując narastający, przytłaczający strach.
— G*wno mnie to obchodzi. - uśmiechnął się tylko napastnik, po czym uderzył go z całej siły w policzek. Na ten znak do uczty przyłączyła się reszta bandy, raz za razem wymierzając kolejne ciosy, czasem nawet używając kłów. Powietrze przeszywały ciche piski szczeniaka i okrzyki przeciwników. W glebę zaczęły wsiąkać jedna, dwie, trzy łzy. Czasami już prawie udawało mu się wyślizgnąć, lecz jednym ruchem ściągano go znów w otchłań. Był po prostu słaby.
Ale nawet słabi mają szczęście.
Nieoczekiwanie uderzenia przestały spadać na Atsume, za to rozległo się kilka jęków i głuchych ciosów, po czym gromada rozpłynęła się w zaroślach. Szczenię odwróciło powoli głowę, by dostrzec nad sobą bury, wilczy pysk.
— Wstawaj. - rzekł po chwili Dango, brat z poprzedniego miotu. Pomógł się podnieść obolałemu basiorkowi. Wolno, ale stanął twardo na nogach. Nie śmiał jednak spojrzeć wilkowi w oczy.
— Żeby wpaść na taką jatkę pierwszego dnia? Coś ty narobił? - spytał stanowczo basior, aczkolwiek ktoś, kto go znał, mógł dostrzec w tym tonie nutę troski.
— Nic. - była to najbardziej sensowna odpowiedź, jaka przyszła szczeniakowi do głowy. Przynajmniej brzmiało lepiej od "Nie wiem". Dango westchnął tylko z politowaniem. Do legowiska dotarli razem.
— Lepiej nie podskakuj i weź się w garść, bo zginiesz po tygodniu. Trzymaj się. - dodał jeszcze cicho, oddalając się. Atsume nie spodziewał się słów otuchy, toteż uśmiechnął się lekko. Zaraz jednak uśmiech zastąpił nieforemny grymas złości i smutku. Silni mają wiarę.
— Witajcie. - oznajmiłem spokojnym i stanowczym tonem. - Z kim mam przyjemność?
— Lepiej to ty odpowiedz nam na to pytanie. - warknął najwyższy, szary wilk, wysuwając się naprzód, mimo że jeden z kompanów trącił go w bark. Mamy i "przywódcę".
— Przybywam w pokoju; za to wy, jak sądzę, strzeżecie ziem Watahy Szarych Jabłoni? - zaryzykowałem wybranie jednej z zapamiętanych nazw.
— Owszem. Przed takimi jak ty. - odparł basior z nutą dumy.
— Kto wam przewodzi?
— Pan jest poseł z NIKL-u? - mruknął nagle samiec, ledwie zauważalnie kładąc uszy, ale jednak; czułem, że tutaj nie jest to mile widziany gość.
— Te wieści przeznaczone są dla uszu tutejszej władzy. - nadszedł krytyczny moment, w którym nieznajomy patrzył mi przez chwilę prosto w oczy. Wreszcie mlasnął z niezadowoleniem i odparł:
— Dlaczego miałbym cię przepuścić?
— Bo oboje na tym zyskamy. - odrzekłem lekko znudzonym tonem, jako ktoś, kogo czas goni, a ten marny pył marnuje go na pogaduszki. Znów chwila ciszy.
— No dobra, chłopcy, wygląda na to, że wracamy do Derguda. - oznajmił przywódca zgromadzenia. Wciąż spoglądał na mnie niechętnie, ale równocześnie kiwnął przyzwoleńczo łapą. Ruszyłem zatem pośrodku radośnie przepychającej się i głośno gwarzącej w obcym akcencie gromady (na bank trochę nietrzeźwej). Ot, zapewne zgrai tutejszych rzezimieszków, lisków-chytrusków. Muszę się postarać, żeby po tygodniu nabrać chociaż trochę tutejszej mowy; zawsze przychylniejszym okiem patrzy się na swojego władcę, niż obcego.
— Daleko wylądowałem od siedziby?
— No, panie, trochę kawał drogi nam załatwiłeś, ale do wieczora staniemy. - basior wyraźnie nie był dziś w najlepszym humorze. Przynajmniej nie zabijał mnie już wzrokiem. Postanowiłem kontynuować rozmowę, aby trochę zacieśnić stosunki, a przede wszystkim, do licha, dowiedzieć się czegoś o tutejszej polityce. Jeżeli wpadnę przed oblicze kolejnego mocarza (kto wie, czy w dodatku kolejnego samozwańczego) goły i wesoły, to mam niewielkie szanse na happyend.
— Spodziewaliście się innych gości, jak mniemam? - brnąłem dalej, pragnąc rozładować atmosferę i zaskarbić sobie zaufanie tych osobowości.
— Tia... z NIKL-u.
— Z tymi swoimi żołnierzykami mogą mi najwyżej łapy wylizać! Co oni sobie wyobrażają...Że też ta odgórna mafia dotarła aż tutaj!
— Och, zamknij się już, Svel. - warknął szary basior.
— Nie będę milczał, kiedy próbują mi podciąć skrzydła. Nie trzeba było się z nimi zadawać... - drugi kolega usłużnie wepchnął mu łapę do pyska, po czym zaczęli się kuzgać, co przerwało jego monolog. W duchu parsknąłem śmiechem. NIKL, NIKL, NIKL...przecież już gdzieś o nim słyszałem
— Wam też zaszli za skórę, co? - odezwałem się swobodnie. Ach, no jasne. Skrót od jakiejś tam Izby Kontroli, nazwa zresztą wyjątkowo trafiona. No i ten palant z niebieską wstążką na szyi, który polecił mi te ziemie. Rozmówca warknął krótko, ale ostatecznie odpowiedział pytaniem na pytanie:
— A czym zawinili tobie? - uniósł lekko brew, jakby chciał jeszcze raz przeskanować mnie wzrokiem.
— Długo by opowiadać. Dość, że zawsze za bardzo wtrącają się w nieswoje sprawy. - mruknąłem, udając oburzenie.
— Dokładnie... Chyba zapomnieli już, że istnieje coś takiego, jak władza lokalna.
— I chcą umieścić tu swoich kandydatów. - dopowiedziałem za niego, uśmiechając się lekko pod czaszką. Nawet nieufność przywódcy zaczęła kruszeć, chociaż jakiś udział musiał mieć w tym krążący we krwi alkohol.
— Ha... Sama armia na wschodzie im pewnie nie wystarczy. - basior pokiwał powoli głową. Okey, podsumowując, mamy tu zatarg z władzą centralną o rozmieszczenie sił zbrojnych na całym obszarze, jak można by ostrożnie wnioskować z ostatnich słów wilka. Mało, bardzo mało.
— I przed czym miałaby bronić te ziemie?
— Bardzo dobre pytanie. - mruknął nasz rudy towarzysz z żółtymi akcentami, chwiejący się od czasu do czasu na nogach. - Widzisz tu pan gdzieś jakieś zagrożenie, no widzisz? - o tak, tuż obok...albo jakieś kilka mil za nami, na wschód... - Założę się, że nawet w zapisach dziejów sprzed nowej ery niczego nie znajdziesz. To porządna okolica!
— Nowej ery? - spytałem ze szczerym zaciekawieniem, nadstawiając uszu, może ciut nazbyt entuzjastycznie, ale trudno.
— Boże, czy wy zawsze musicie tak mielić tymi ozorami i nudzić... Chociaż przez 5 minut chcę iść w spokoju! - warknął przywódca. Zdawałem sobie sprawę, że było to ostrzeżenie.
— Spokojnie, jako szczeniak mogłem godzinami przysłuchiwać się opowiadaniom starszych; żadna historia mnie nie nudzi, a zwłaszcza z ust tak zacnych panów. - zaoponowałem delikatnie, przesuwając się lekko do tyłu, tak, by być wciąż w zasięgu uszu szarego wilka. Rudy odchrząknął i zaczął swój monolog:
— No więc, nową erę mamy właśnie teraz. Nazywamy tak wszystkie czasy od objęcia rządów przez Kanijela. Zmarło mu się kilka lat po objęciu stanowiska Alfy, trochę nam się zeszło do czasu nowego... Jeden wstrętny owocek od chabrów już się przymierzał do przejęcia naszych ziem, ale na szczęście Dergud zrobił ze wszystkim porządek i WSJ jest na dobrej drodze. - zakończył swą zaskakująco krótką wypowiedź. Biorąc pod uwagę ich obecność, to raczej sporo jeszcze zostało tego bałaganu do posprzątania.
— Jakiż to niecny owoc? Wataha Srebrnego Chabra, czyż nie? - spytałem, szukając oznak protestu ze strony najwyższego basiora. Nie zauważyłem, był na to obojętny.
— Agrest. Kiedyś był jednym z nas... - westchnął cicho inny wilk, ciemnoszary. Pokiwałem lekko głową w podświadomym geście zrozumienia.
— Ale chyba nie macie więcej konkurentów? Na szczęście tacy podelcy nie są zbyt pospolici. Będę na przyszłość wiedział, z kim się nie zadawać.
— Nie, panie, my tu sami swoi, może tam z kilka mniejszych związków się błąka, błąkało... - zaczął mówić trochę bełkotliwie, odkaszlnął. - A poza tym tylko WWN, pewnie już wiesz.
— Tak, z geografii akurat jestem całkiem niezły. - uśmiechnąłem się nieznacznie. Na razie tyle chyba mi wystarczy. Nie chciałem bardziej napinać atmosfery. - No, a dobrze się wam ostatnio powodzi, towarzyszu? Widzę, że zwierzyny nie brakuje. - przeniosłem wzrok na zaokrąglony brzuch wilka.
— No, wiadomo, wiosenka idzie i nie skąpi w tym roku... Za to ty, szkielecie, mógłbyś trochę opuścić brzuch, bo wygląda, jakbyś nie miał. - zaśmiał się głośno ze swojego żartu, a za jego przykładem po chwili poszli inni. - Nawet czaszkę już masz prawdziwą! Ty przypadkiem nie z drugiej strony jesteś, co? - rozległy się jeszcze głośniejsze śmiechy, a ja im zawtórowałem. - Idziesz z nami na następne polowanie, bez dwóch zdań.
Dalsza rozmowa krążyła wokół niezobowiązujących, codziennych tematów. Ślizgałem się po nich jak ryba w wodzie, całkowicie już odprężony po dość nieprzyjemnym poranku. W końcu późnym popołudniem moim oczom ukazał się spory płat gołej ziemi (jak na las) przed szerokim wejściem do jaskini. Jesteśmy na miejscu.
Ciąg Dalszy
Nastąpi
2176 słów *pada na klawiaturę*khxg s