Obudziło mnie nieprzyjemne uczucie ssania w żołądku. Biorąc pod uwagę, że wczoraj moim jedynym posiłkiem był zraniony, ledwo trzymający się na nogach młody rosomak, którego dobić było wręcz powinnością każdego żywego stworzenia, to nie powinno budzić zdziwienia. Zwlokłem się z legowiska po paru minutach i przeciągnąłem z rozkoszą, aż chrupnęło mi w kręgosłupie. Temperatura znów się podniosła, jakby matka natura przeżywała właśnie okres.
Na polowanie zdecydowałem udać się w pobliże rzeki, która pozostawała głównym wodopojem okolicznej zwierzyny. Po drodze wpadłem na stadko saren. Pognałem za jakąś wyglądającą na bardziej chorowitą kozą, jednak drogę w pewnym momencie zabiegł mi samiec. Biegłem za nim nie zwalniając przez dłuższy czas, ale ostatecznie musiałem się poddać. Zanim dotarłem spróbowałem jeszcze upolować przystawkę w postaci zająca, lecz ofiara miała więcej szczęścia.
Nad rzeką wreszcie upatrzyłem dorodnego młodziaka, jelenia, spokojnie posilającego się przy brzegu. Wyskoczyłem na niego znienacka, i po kilkudziesięciu metrach sprintu wskoczyłem na grzbiet, po czym wgryzłem się w szyję. Krew trysnęła na wszystkie strony. Oczywiście zwierzę zrzuciło mnie od razu na ziemię, ale samo padło nieopodal. Westchnąłem z zadowoleniem, zabierając się do świeżego mięsa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz