Przeciągnąłem się z rozkoszą na progu jaskini. Ranek powitał mnie dosyć chłodno, ale bez zmian w grubości warstwy śniegu, sypkiego i skrzącego się intensywnie w promieniach słońca. Mój żołądek domagał się stanowczo jakiegoś wypełnienia, wyruszyłem więc na poszukiwanie czegoś stosownego. Planowałem potrenować trochę zwinność, albo poprawić szybkość, zależy, na które jako pierwsze będę miał pomysł. Ale sprawa pierwszorzędna - jeść. Myślenie z pustym żołądkiem jest jak próba kręcenia zardzewiałym, nienaoliwionym kołowrotkiem i oczekiwanie, że wyjdzie nam coś pięknego.
Po pewnym czasie złapałem zajęczy trop, a niedługo potem dostrzegłem swój cel. Oblizałem się z radością i niespodziewanie wyskoczyłem z ukrycia. Przerażone zwierzę rzuciło się do ucieczki. Gnałem za gryzoniem chyba przez pół kilometra, starając się utrzymać prędkość i w odpowiednim momencie skoczyć na ofiarę, jednak dopiero przy trzecim osobniku mi się to udało. Po skonsumowaniu pierwszej zdobyczy upolowałem jeszcze w ten sposób dwa zające. Na wieczór miałem inne plany i zamierzałem zgromadzić zapasy energii. A swoją drogą...to trening chyba mogę uznać za zaliczony i udany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz