- Gwałtownie wypuściłem powietrze z płuc. Biała chmura rozeszła się w powietrzu przed moim pyskiem.
Stałem sam na małej łące w lesie, czekając na towarzyszy mojej wyprawy. Po chwili nadeszła Margo.
- Witaj, Berylu! - zawołała już z daleka - jeszcze ich nie ma?
- Nie... - powiedziałem zamyślony. Wtem usłyszeliśmy kroki za krzaami. Najpierw wyszedł chudy czarnooki wilk o dziwnym odcieniu sierści, a zaraz za nim mniejszy i chyba jeszcze chudszy, szary.
- spóźnieni... - mruknąłem cicho.
Margo spojrzała na mnie uważnie. Westchnąłem ciężko.
- Idziemy? - zapytałem. Wilk przytaknął nawet na mnie nie patrząc.
Po kilkudziesięciominutowej podróży byliśmy na miejscu. Było tu tak samo zimno, śnieżnie i cicho jak u nas. Czemu się dziwić - przecież to niegdyś były nasze tereny! I pomyśleć, że zostaliśmy wezwani do obcej watahy na swoje własne ziemie, będąc posądzonymi o zakłócanie spokoju. To niesprawiedliwe!
Szliśmy jeszcze długo w milczeniu. Do dziś nie spodziewałem się, że nasze tereny zajęte przez WSJ są aż tak wielkie!
Znaleźliśmy się w jaskini należącej teraz do samca alfa WSJ - Kanijela.
Był tam on sam, kilku strażników i Mundus. Zacisnąłem zęby i wszedłem do środka.
< Margo? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz