- To... łatwa gra - uśmiechnąłem się niepewnie - przez cały czas musimy milczeć. Nawet, gdy ktoś tu podejdzie i zapyta nas o cokolwiek, nie możemy mu odpowiedzieć. Kto by to nie był.
- A jeśli nikt nie podejdzie? - zapytała wadera.
- To zagramy w coś innego.
- Bez obaw. Tędy co chwila ktoś przechodzi - wtrącił strażnik.
Kasai wzruszyła ramionami.
- Możemy zagrać Czemu nie...
- Cisza na morzu... cisza w kościele... - zaczął wilk uroczyście - kto się odezwie... ten będzie ciele.
Milczeliśmy więc wspólnie. Przez pierwsze dwie minuty było nawet łatwo, jednak gdy minęła trzecia, zacząłem się nudzić. Nasi strażnicy stali jednak na baczność, niby posągi. Nawet nie drgnęli.
"Długo ćwiczyliście" - pomyślałem - "możemy nic z nich nie wydobyć".
Z lasu wyszła rosła postać. To Kanijel. Wtedy dopiero wilki popatrzyły po sobie niepewnie.
Tymczasem basior podszedł do nas i zapytał groźnie:
- Dlaczego oni nie są w jaskini?
Wilki nie odpowiedziały.
- Słucham?
Nadal cisza. Jeden ze strażników westchnął bezgłośnie.
Tymczasem Kanijel był coraz bardziej zdenerwowany.
- Idioci... - mruknął - a wy, do jaskini! - krzyknął, patrząc na mnie. Skinąłem lekko głową, po czym stanąłem w wejściu do groty. Kasai bez słowa zrobiła to samo.
- Dalej - rozkazał wilk.
Cofnąłem się o krok, wymieniając porozumiewawcze spojrzenia ze strażnikami. Było to niezwykle dziwne uczucie, słuchać Kanijela, nie wypowiadając samemu ani słowa.
Wilczur mrucząc coś pod nosem stał przez chwilę pod jaskinią.
Nagle, z gąszczu cicho wysunął się błękitny ptak. Przełknąłem ślinę.
- Oo... - Mundus przystanął z zastanowieniem, widząc Kanijela. Przyglądałem mu się uważnie, podświadomie nie spodziewając się takiego zachowania. Byłem przyzwyczajony do jego pewnego kroku, i stanowczego głosu. Tymczasem, widzę jakby innego Mundusa. Na pierwszy rzut oka nie zmienił się, nadal patrzył na nas tak samo jak wcześniej lekko przymrużając oczy i lekko uśmiechając się, nadal poruszał się cicho niczym szpieg. Przy Kanijelu jednak stawał się mniej pewny siebie.
Postanowiłem to kiedyś wykorzystać.
- Mundus... - westchnął przeciągle wilk - chodź.
- A im co... - niemal szepnął ptak. Potem zamilkł.
Zbliżył się do nas. Popatrzył na Kasai, następnie na mnie, nadal jednak milczał.
Kanijel chrząknął znacząco - nic nie mówią... - powiedział cicho i szybko, widząc, że Mundus nie jest zainteresowany naszym towarzystwem.
Ptak kiwnął głową ze zrozumieniem, jakby chciał powiedzieć: "Zauważyłem. Nie ma w tym nic dziwnego".
- I co ty na to? - zapytał wilk.
Mundus wzruszył ramionami, po czym obojętnie rozejrzał się wokoło.
- Ty też psi synu...? - warknął bardzo nieprzyjemnie Kanijel - czy naprawdę wszyscy zwrócili się przeciwko mnie?! - warknął.
- Może Wasyl... a nie my... - wyrzekł po raz pierwszy Mundus.
- Jeszcze ci mało... - westchnął Kanijel - rozmawialiśmy już o tym.
- Owszem. Ale z nimi jeszcze o tym nie rozmawiałem - uśmiechnął się. Ciarki przeszły mi po plecach.
- Idę. Jak uda ci się z nimi porozmawiać, może... - znowu chrząknął - jakoś się dogadamy.
Ptak kiwnął głową, po czym wbił we mnie wzrok.
Kanijel zniknął, a Mundus powiedział z odpowiednim sobie uśmiechem:
- I co? Czyj to był pomysł?
Kasai przelotem popatrzyła na mnie i spuściła wzrok. Uczyniłem to samo.
- Więc ty - westchnął ptak.
Milczenie trwało chwilę.
- Powiedzieliście Wasylowi... o Watasze Srebrnego Chabra, bo chcieliście... - zatrzymał się. Potem dodał ciszej i bardziej żałośnie:
- I... powiedzieliście, że nie potrafię dochować wierności. Ani WWN, ani WSC, ani...
- Mundusie! - przerwałem.
- Przegrałeś - sapnął jeden za strażników.
- Ty też... - dodał drugi.
- Obaj przegraliście. Wygrałem! - wyszczerzył się trzeci.
- Wygrała Kasai! - zaprzeczyłem - nieważne. Mundusie: mówimy to, co każe nam sumienie.
Ptak prychnął cicho.
- Sumienie... - uśmiechnął się znowu.
< Kasai? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz