czwartek, 30 stycznia 2014

Od Rozalii - "Jak rozpętałam III wojnę światową..." (opowiadanie konkursowe)

Jak codziennie, przechadzałam się po lesie. Teraz, w zimę, gdy było dużo śniegu a temperatura spadała do -30°C, mniejsze zwierzątka mieszkające w lesie, często potrzebowały pomocy. Razem z Telerem, Mundusem i Lenkiem, chodziliśmy po terenach watahy, poszukując potrzebujących. Lenek przeszukiwał północną część terenów, Teler z Mundusem wschodnią (do rozprawy w sprawie gróźb Mundus - towarzysz Murki i Teler - który wcześniej nie bardzo lubił Mundusa, stali się najlepszymi przyjaciółmi.) i zachodnią, a ja - południową.
Cieszyło mnie to, że w tak nieprzyjazną porę roku, kiedy to dzieje się najwięcej wypadków spowodowanych śliskim podłożem, łamiącymi się pod ciężarem śniegu gałęziami, niewidocznymi pod śniegiem kamieniami, norami, wykrotami i gałęziami znalazłam tak niewielu pacjentów do szpitala. A i te przypadki nie były śmiertelne. Mówiąc "szpital" mam na myśli jaskinię moją i Telera. Po odejściu Loli - medyka, ja i Gaja (ze względu na swoją znajomość ziół) opiekowałyśmy się pacjentami. Owszem, zdarzały się lekkie złamania, wstrząsy mózgu czy skręcenia. I na tym koniec.
Maszerowałam z wzrokiem wbitym w ziemię. Nagle przede mną ujrzałam jakiś wilkopodobny kształt. Zza drzew wyłonił się znajomy, biały wilk. Wycieńczony, słaniał się  i wyglądał jakby miał zaraz upaść.
~ No proszę ~ pomyślałam ~ Czy to nie ten białas co to "podróżuje po świecie"? Przeklęty uwodziciel...* ~
















Postanowiłam powiedzieć o jego obecności w watasze Hiacyntowi. Najpierw jednak weszłam do znanej mi jaskini by się trochę wysuszyć i przeczekać zawieruchę która może zaraz nastąpić. Śnieg pada coraz mocniej.
Po jakimś czasie przysnęłam. Obudził mnie gruchot. Wstałam i nieprzytomnym wzrokiem mierzyłam grotę. Okazało się że to ten biały wilk którego widziałam przed jaskinią. Wkroczył dumnie i kilka kroków później upadł na ziemię...
Jednak, widząc mnie wstał, wyprężył pierś i podszedł do mnie i powiedział:
- Kogo moje oczy widzą? Czyż to nie ta wadera co mieszka w tej watasze? - to mówiąc wilczur podszedł do mnie i...
BACH! Już leżał na ziemi i jęczał z bólu. Nie chciałam tego zrobić... mam nadzieję że przeżyje.

~~ Kilka godzin później ~~

Gdy wichura przeszła, poszłam zawiadomić  o wilku Hiacynta. Gdy razem z nim i jego partnerką - Gają wróciliśmy do tamtej jaskini, wilczura już tam nie było...

<Gaju?>


* Patrz opowiadanie "Samo życie"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz