W końcu nadszedł ten moment. Stanęłam przed jaskinia alfy i zaczęłam się zastanawiać, co powiedzieć, jak się zachować, czy coś zaoferować? Czy zasady panujące w tej watasze również były tak surowe, jak u mnie? Czy będę musiała przejść jakiś test? Zbędne myślenie, ponieważ Almette mi już niemal wszystko opowiedziała. Będzie dobrze.
I tak było.
Almette weszła ze mną, aby dodać mi otuchy, ale rozmawiałam z Agrestem sama. Zadawał pytania o to, skąd przybywam, co potrafię, dlaczego chce tu zostać i jak mogę się przydać watasze. Chociaż sprawiał wrażenie wyrachowanego i zimnego wilka, patrzącego na mnie z góry, a jego oczy błyszczały dziwnym blaskiem, czułam się lepiej, niż wśród swoich pobratymców i nie wiedziałam, czy to dzięki mojemu silnemu duchowi, który przetrwał z ostatnim alfą czy dlatego, że Agrest pomimo twardej i surowej postury, skrywał w sobie jakieś ciepło.
W każdym bądź razie, to alfa. Alfa musi być silny i surowy.
I tak jak powiedziała Almette, przyjął mnie od łapy. Wystarczyło tylko zaoferować swoją pomoc na rzecz rozwijania watahy. Wróciłam do towarzyszki jako członek watahy. Trochę to zabawne – wchodzisz, rozmawiasz i wychodzisz, mając na karku tak zwaną „rodzinę”.
- I jak było? – zapytała, podnosząc się z trawy, na której leżała. Oznajmiłem jej pozytywną decyzję jej wuja, a ta ucieszyła się chyba bardziej niż ja.
- Powiedziałam, że przyszłam tu z tobą, a on stwierdził, że ty mi już wszystko pokażesz – przekazałam jej słowa alfy. Samica pokiwała z radością głową.
- Oczywiście! Od czego byś chciała zacząć?
- Może oprowadziłabyś mnie po terenach, a potem zaprowadziła do rzemieślnika? – zaproponowałam.
<Almette?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz