- Obywatele Chabrowego Reżimu! Byczeq będzie skakał! Tutaj mamy z metr pięćdziesiąt! Kurczaczki, jest wysoko, no nie? Jest kurczaczki wysoko! – wykrzyczał uradowany szczeniak. Właśnie się bawił, a zabawa ta nie była tylna, ona była przednia! Byczeq znalazł bolida, którego stan techniczny był tak idealny, jak eee… eee… yyy… DŹWIG! No zajebisty był, nie ma co, same szimanochy, lakierek nowy, czego chcieć więcej od życia? Kurłłła pieniędzy, miłości, średniej hawajskiej, żeby somsiad sobie głupi ryj rozwalił, ale chuuu z tym, Byczqowi wystarczy jego ZA-JE-BIS-TY BOLID!
- No i Byczeq! No i jedziemy! Dawaj Byczq! DAWAJ BYCZQ! – Łaciaty szczeniak ruszył, ale stan bolida wcale nie był idealny… brakowało pedałów, ale co z tego? Żeby to wiedzieć, najpierw Byczeq musiałby mieć pojęcie, jak wygląda normalny rower. A ten co? Postawił go do góry nogami. No bo siodło jest od słowa siad, tak? A gdzie się siada, no na ziemi kurde felek! No to bolid do góry nogami, łapy między szprychy i jedziemy!
Przyroda, która otaczała Byczqa była ładna. Chmury były ładne. Drzewa były ładne. A wiater? Wiater… też był ładny.
BACH! Łolaboga! Byczeq poleciał. A wiecie kto już nigdy nie poleci? Mundurek, hehe. Szczeniak nieźle się poobdzierał, ale za to nauczył się nowej umiejętności – wyginania kończyn w drugą stronę!
- Ajaj, ale super! Ale super! Chcę więcej! A co to takie czerwone z mojej łapki? Mmm, smakuje jak amelinium! Czy to jest farba amelininowa?! Chcę nią pomalować bolida! – Byczeq nawet po wypadku świetnie się bawił. Na szczęście nie pomalował roweru swoją krwią. Ciało go przed tym uchroniło, w końcu nie było aż tak bardzo upośledzone jak mózg (Bogu dzięki za to!) i wiedziało, że po takim urazie trzeba se legnąć chwilę.
No ale dobra, co kolejne, no kolejno to zaczął obserwować tę ładną przyrodę i te ładne drzewa. Wiadomka, mega mu się podobały, jednak swój wzrok zawiesił na konkretnie jednym miejscu. Zielony woreczek, który był przyczepiony do jednej z gałęzi pobliskich brzózek, zaczął się poruszać, mniej więcej tak: do przodu, do tyłu, w górę i w dół! Na lewo, na prawo, w górę i w dół! Nagle pękł i zaczęły wyłaniać się z niego przedziwne kształty: główka, czułki, odnóża, dupa i skrzydełka. To przepiękny motyl wylazł, który całkowicie urzekł Byczqa!
- Jest taki śliczny! – był śliczny, zupełnie jak Ty, co właśnie czytasz to opowiadanie! O ile Ci się podoba, bo jeśli nie, to jesteś brzydki, albo brzydka, wtedy jeszcze gorzej!
Byczeq się skapnął, że na drzewach obok gąsienice też ewolulululują w Metapody. Dla szczeniaka cały ten proces był niesamowity, że coś takiego małego i słodkiego może zamienić się w coś takiego małego i słodkiego, ale latającego.
- Jeśli zwinę się w kokon, też dostanę skrzydełka, a wtedy już nie będę skakał bolidem z wysokości metr pięćdziesiąt, tylko kilometr pięćdziesiąt! Te skoki będą wtedy jeszcze fajniejsze! – malutka dygresja, myślicie, że to przypadek, że Felix Baumgartner skakał pod logiem byka? Ciekawe, czy Magik również, wszystko ma swoje priorytety!
No to Byczeq znalazł sobie kolejną zabawę na dziś. Zamierzał przeobrazić się w motyla i mieć tak zajebiste skrzydła, jak Domino i Kamael, albo przynajmniej jak ich dzieci, bo kurczaczki, raczej nikt więcej aż tak zarąbistych skrzydełek mieć nie będzie! Teraz tylko się ruszyć i zbudować kokon dla siebie. Teraz tylko się rusz… Kurde balans, Byczeq nadal nie mógł się ruszać, bo był poobijany, normalnie jak Agrest po trzeciej flaszce.
- Matko Boska, co to się stanęło! Nic ci nie jest, biadulko? – zza horyzontu wyłonił się pająk Andrzej, wyraźnie zaniepokojony widokiem upośledzonego szczeniaczka.
- Hihi, świetna zabawa się stanęła! Mega supcio, tylko ten tego ten… bo psze pana mam pytanie, bo jak się jest pająkiem, to się tworzy o takie najs siateczki jak gąsieniczki. Skąd pan bierze nić?
- Z dupy.
- Och…
Andrzejowi zrobiło się strasznie żal Byczqa. Niby od przybytku głowa nie boli, ale jednak przewalone mieć tak jeden chromosom więcej. Współczuł mu, dlatego wysłuchał planu szczeniaka i postanowił przynajmniej mu pomóc w zabawie, choć robiło się to coraz trudniejsze.
- Niestety, mimo że jesteś lżejszy o mózg, to dalej ważysz zbyt dużo, bym mógł zrobić dla ciebie kokon, może jak poszperasz, to w lesie znajdziesz jakiś got… WILCZA MAĆ! Coś ty narobił z tym bolidem, co on taki powyginany?! – pajączek dopiero pomagając Byczqowi wstać zauważył, w jakimstanie jest rower.
- Ja tego nie zrobiłem…
- A kto kierowcą psiamać jest?!
- Andrzeju, nie denerwuj się, zaraz wyklepiemy…
Jednak pająk wiedział, że to by nic nie dało, nie dałoby nic. Wyklinał, kipiał ze złości, tak jak mleko, które zostawiłeś na ogniu 6 stycznia 2016 roku o 9:15, tak, tak, doskonale o tym pamiętam. A mam przypomnieć o czajniku, no, kto go w końcu spalił? Dobra,wracając, dlaczego Andrzej tak się wkurzył? To proste, chciał otworzyć sklep z bolidami, gdy już łaskawy alfa postawi chodniki. „Chodniki to wolność! Chodniki to nadzieja!” – powtarzał. Pająk Andrzej zostałby bolidowym potentatem w wolnorynkowym WSC jego marzeń. Wszystko by mu się udało, gdyby nie ten głupi kundel. Wnerwiony pokazał Byczqowi środkowe odnóże, a szczeniak myśląc, że wyciąga je na zgodę, również podał swoją łapę, nie... nie środkową. Domyślacie się, co się stało? Podpowiem - „pojawiasz się i znikasz, i znikasz, i znikasz”. Tak, Byczeq omyłkowo zmiażdżył pajączka. Andrzej już więcej razy nie będzie się denerwował.
Przyroda, która otaczała Byczqa, dalej była ładna. Chmury były ładne. Drzewa były ładne. A wiater? Wiater… też był ładny. Ale co najważniejsze - niebo wymalował siedmiobarwny łuk. Szczeniak miał wrażenie, że buzie widzi w tym tenczu! Serio! To był dowód, że nawet niebo mu kibicowało w zostaniu motylkiem! Gdy tylko dostanie skrzydełka ucałuje te buzie w tym tenczu! Szkoda tylko, że ta buzia nie mogła powiedzieć, jak wykonać kokon dla wilka, smuteczeq. No ale szukał i szukał, jak jego stary mleka w sklepie, ale niczego znaleźć nie mógł. W końcu doznał olśnienia, przypomniał sobie, co w takich chwilach zawsze powtarzał Iloncyk Boncyk Cyk Cyk – „wytężyć umysł należy, rzecz dobra to jest”.
- No jacha! A co jeśli kokony służą gąsienicom tylko do tego, aby się one utrzymały na drzewie? Drzewa? No tak! Iloncyk wspominał coś o drzewie życia, jakimś arbuz wita! Czyli to z drzewa pochodzą skrzydła! Przecież liście wyglądajątotalnie jak skrzydełka, no nie? No to muszę się tylko jakoś utrzymać na drzewie!
I tak Byczeq wesoło wędrował przez Lasek, zachwycony swoim nieprawdopodobnie wysokim poziomem dedukcji. Już tak niewiele dzieliłogo od przemiany w motyla. W końcu jak minęło ileś tam czasu, sorka, że nie wiem ile dokładnie, to zrobił krok w przód, w sensie że się przybliżył, w sensie nie fizycznie, tylko że postęp, znaczy fizycznie też, no bo on chodząc szukał tego kokonu dla siebie. Mianowicie Byczeq tak idąc pod ładnymi chmurami pośród ładnej przyrody, zauważył uwiązany na gałęzi postronek zakończony charakterystyczną pętlą. Z kolei pod nią na trawie leżało już wyraźnie nadgnite truchło jakiegoś basiora.
- Ooo! To jest to! Ten wilczuś na tym sznurku przeobraził się w motylka! Nawet leży tutaj jego kokon! O jacie kręcę! Nie wiedziałem, że wilki podczas przemiany zrzucają swoje futerko! Tylko trochę smutno, że nie wziął je ze sobą na pamiątkę, już się trochę popsuło. Ja jak jużbędę mógł latać, na pewno wezmę swoje ze sobą!
Tak, zgadza się. Byczeq nie wiedział, że to był samobójca i jego zwłoki. O wiele radośniej było mu myśleć, że to jakiś nocny motyl zrzucił swój kokon. No to co, łaciaty szczeniaczek kontynuował swoją doskonałą zabawę i zaczął wspinać się na gałąź. Oczywiście zanim udało mu się na nią wejść, oklepał ziemię mniej więcej tyle razy, ile jeszcze w przyszłości będzie Najman matę. Ale się udało. Byczeq był już coraz bliżej przeznaczenie, podciągnął linę do góry i chwycił pętle między swoje łapki.
- Oj, dana, dana, nie ma szatana! – wykrzyczał szczeniak. Istnienie mózgu u Byczqa było nierealne, a jego zachowanie za cholerę niepoznawalne. No ale te słówka, których sensu nawet nie rozumiał, tak wesoło dla niego brzmiały, no i się śmiesznie rymowały. – Już za momencik dostanę skrzydełka! Będę super jak Kamael! A on jest bardzo, bardzo super! O, a pierwsze co zrobię, to będę fruwał na szczyt drzew i z nich skakał! Na główkę!
Już tylko centymetry dzieliły Byczqa od totalnego poczucia szczęścia. Zaraz doświadczy niesamowitej przemiany, prawdziwego cudu życia. Szczeniak zaczął powoli wsuwać swój łebek w pętlę. Był taki podekscytowany! Tak bardzo nosiło go ze szczęścia, że nie mógł usiedzieć na gałęzi, tylko wesoło po niej podreptywał! Jejciu, jeszcze zaraz spadnie! I…. Rozległ się dźwięk:
- Iip iip! – niestety…. to nie był duszący się Byczeq, to tylko Puchło.
Łaciaty wilczek dalej siedział na gałęzi z pętlą u szyi. Jednak powoli zmierzał na koniuszek gałęzi.
- To wielki krok dla szczeniaka, ale dla dorosłego basiora… normalny! – po tych słowach Byczeq… zawisł. Byczq! BYCZQ! Dlaczego to zrobiłeś?! Na pewno któraś wadera z WSC chciała zostać twoją żoną! A teraz co? Tak po prostu zaprzepaściłeś swoje młodziutkie życie, bo byłeś zbyt wielkim optymistą?
Ale rdzeń kręgowy Byczqa jeszcze nie został przerwany. Sznur był wyważony na masywnego basiora itak naprawdę wyłącznie to uchroniło małego przed natychmiastową śmiercią.
- Ten postroneczek tak śmiesznie drapie moje gardziołko! Nie znałem tego uczucia! Muszę to robić częściej! A jaki on jest słodki, przytula moją szyjkę na kształt uśmiechu! – tak wyglądały myśli Byczqa, powiedzieć tego rzecz jasna nie mógł, bo się dusił. Bo tak to jedynym dźwiękiem, który się roznosił było:
- Iip iip! – i to już nie było Puchło. To był duszący się Byczeq.
Nasz optymista jednak zaczął coś podejrzewać. Coś mu nie grało, przecież miał się zamienić w motylka i dostać skrzydełka! Być zajebisty jak Domino! Albo Kamael! Ile jeszcze czasu musiał tak wisieć, by się to dokonało?
- Czy… czy… czy ten wilk pode mną jest… m..m..martwy? Czy skrzydełka wcale mi nie wyrosną? – Byczeq zaczął łączyć fakty. - O JACIE KRĘCĘ! Ja tu umrę! Czyli gąsienice wcale nie przeobrażają się w motyle! One przechodzą reinkarnację! One rodzą się na nowo jako te skrzydlate słodziaki! ALE SUPER! Ciekawe, czy się zreinkarnuję jako motylek, czy jako wilczek ze skrzydłami! Chce to drugie! Ale pierwsze też będzie piękne! W ogóle, ach, ŻYCIE JEST PIĘKNE! – dobra, fatalnie łączył fakty…
Byczeq mimo, że od kilku minut boleśnie… umierał, dalej nie widział żadnego zagrożenia w tym, co robi. Mało tego, on cały czas się świetnie bawił! Jednak zapas tlenu w płucach szczeniaka był coraz mniejszy, jak… dobra, odpuszczę sobie anegdotę. Jego ciało zaczęło mocno drgać, a on to odbierał… jako po prostu super-duper ekstra zabawę na huśtawce!
- DAJ KAMIENIA! – rozniósł się nagle doniosły krzyk. Czy to ratunek? Jednak istnieją jeszcze jakieś szanse dla Byczqa? No co wy, n… no a jak!Jednak jakieś tam wilki słysząc świsty wisielca przybiegły z pomocą. Było ich dwóch. Jednak nie mogły dosięgnąć sznura, by przeciąć go pazurami, dlatego wpadły na sprytny pomysł przerwania go poprzez rzut ostrym kamieniem. Ten właśnie leciał w powietrzu i… tak jest!
- ALE URWAŁ! Ale to było dobre! – pogratulował towarzysz koledze fenomenalnego rzutu. Sznur został przerwany, a Byczeq zaczął spadać. W tym momencie jego życie obróciło się o 360° - dosłownie, szczeniak lądując na ziemi normalnie zajebał salto, ale bez telemarku, no i trochę krzywo. Oj, Byczq +7, na wyższą notę nie zasługujesz.
Przyroda nadal była ładna. Chmury były ładne. Drzewa były ładne. Tenczu było ładne. A wiater? Wiater… też był ładny. Tylko sznur nie był ładny, bo był przerwany, jak ciąża matki Byczqa przez… Byczqa, gdy ten był jeszcze w jej łonie, ale o tym innym razem.
- HURA! Zreinkarnowałem się! Czy ja jestem motylem? – zapytał łaciaty szczeniak wilki, które właśnie go uratowały. Nawet nie dał sobie czasu na to, by unormować oddech, by przywrócić swój organizm do porządku, tak bardzo zależało mu na odpowiedzi.
- Nie Byczq, jesteś debilem. –głosem poważnym i pełnym troski odpowiedział wilk, który rzucał kamieniem. Ten basior był wysoki, no a ten drugi, jego kolega, był niski.
- Czyli przyszedłem na świat jako Byczeq, a teraz narodziłem się na nowo jako Debil?
- Tak Byczq, takie jest twoje przeznaczenie, taka jest wola nieba, a z nią się zawsze zgadzać trzeba. A jest ona bardzo wyjątkowa, muszę przyznać, bo jeszcze nigdy nie widziałem większego debila od ciebie, a przypominam, że znajdujemy się w Watasze Srebrnego Chabra, którą mało tego dowodzi Agrest.
- To… Fantastycznie! To czyni ze mnie hardkora! JESTEM HARDKOREM! – zachwycił się Byczeq. Było to dla niego niesamowite, że bez żadnych certyfikatów osiągnął coś tak wielkiego.
- Nie, nie, przepraszam, wybacz mi, przesadziłem. Jesteś dokładnie tak samo wielkim debilem jak Agrest. – poprawił się wilk. Widział, w którym kierunku idzie zachowanie szczeniaka i chciał jakoś temu zapobiec. To byłoby straszne mieć w watasze dwa wilki o tak „wybitnym” poziomie inteligencji.
- Nie piernicz! -włączył się do rozmowy mocno poirytowany drugi wilk, ten co nie rzucał - bo głupio gadasz! Chabrowy Reżim jest dawcą życia! Chabrowy Reżim jest biorcą życia! – nie mógł znieść obrażania samca alfa, wielkiego, potężnego Agresta kurwa mać, który dla każdego powinien być prawdziwym wzorem, mam rację? No pewka, że mam rację! Że co? Że nawet jego własne dzieci go nie szanują? Już nie bądźmy małostkowi…
- Chabrowy Reżim był i będzie… – odpowiedział wyższy kolega. Chciał kontynuować swoją wypowiedź, jednak szybko została ona przerwana.
- Chabrowy Reżim jest! Chabrowy Reżim istniał! Chabrowy Reżim będzie istniał!
- Ale Agrest to jest chuj.
POOOSZŁO! Ta zniewaga wymagała krwi. Obrońca przywódcy (który sami oceńcie, czy jest chujem, czy nie) natychmiast rzucił się na już niekolegę z kłami i pazurami. Załatwił go w sekundę. Natomiast Byczeq wystraszony bójką opuścił miejsce zamieszania i podreptał w swoim kierunku ciesząc się z tego, że został Debilem.
C. D. N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz