Mam miliardy idei, biliard pomysłów mam
Bila w cudzysłów teraz, gramy
Tu nikt nie przegra. Grasz? Rozbijaj
Rozbijam. To niesprawiedliwe, jaki tak naprawdę mam wpływ na życie? Na własne poczucie szczęścia? Ta cała gadka o nieograniczonych możliwościach to zwykła ściema. Już pierwszy ruch nałożył na mnie fatum. Jasne,jest pełno szczęściarzy, którzy przy rozbiciu trafiają bile pełne i w ten sposób już niczego im nie brakuje, życie spędzają beztrosko, a każdy frasunek samoistnie znika. Nie życzę im źle, ale… zazdroszczę im. Jednak zdecydowanie gorzej jest wbijać połówki, życie w wiecznym letargu, góry niepewności, piętrzące się problemy. Tylko dlaczego te piętra muszą rosnąć w dół, do bezdennych czeluści pod Hadesem? Ze wszystkich możliwości ja trafiłem najgorzej, wbiłem bilę pełną… pełną cierpienia. Nieskończoność bólu i czarnych myśli, bezlitosną ósemkę. Życie przekreślone już na samym starcie, już przy pierwszym ruchu – narodzinach. Czy sędzia, w którymś momencie się zorientuje, że moja rozgrywka powinna zostać powtórzona? Czy zerknie swoim okiem i opatrznie zamknie cegiełki w trójkącie? Oby… Oby nastąpiło to za życia, oby to nie śmierć była konieczna…
Neptun myślał, że odpocznie na dnie morza
A na peryferiach Drogi Mlecznej krąży wokół Słońca
Krąży jak ten zaloopowany sampel w kółko
Co on cyrklem jest? Rysuj rzeczywistość trudną
Amensir od długich minut usilnie wpatrywał się w kałużę, w niej odbijała się ta przeklęta biała bila. Kipiąc z gniewu z całych sił uderzał w nią łapkami, chciał wykonać kolejny ruch, jednak ona wciąż wracała na swoje pierwotne miejsce. Księżyc był dumny, zbyt dumny. Całą swoją potęgę objawiał w pełni, toteż ani mu się śniło ulec naciskom. Basiorem zawładnęła Ira. Tak bardzo chciał oczyścić swój umysł, łudził się, że opuszczenie swej jaskini w tym pomoże, że gwieździste niebo da mu wytchnienie, jednak to nie pomogło, a złe myśli bez przestanku krążyły w kółko.
Dlaczego to musi aż tak boleć? Przecież niczegowielkiego nie wymagam od życia, jestem skromny, nikomu nie wadzę, staram się żyć dobrze, więc dlaczego?! Żyję na peryferiach, nie pcham się do centrum, a mimo to czuję, jak ostrze cyrkla wbija się w mój kier. Jak każde uderzenie serca nadziewa je na ten sztych coraz głębiej. Jak to możliwe? Nie rozumiem! Albo źle to rozumuję? Czy to ołówek kreśli mi szutrową drogę i nakazuje zataczać krąg i krąg... i krąg… i krąg… kolejny i kolejny, lecz ciągle ten sam.
Trafia w Uran, jakby krzyczał: "gaz do dechy"
Kiedy odpowiada: "ja jądrową bombą jestem, nie krzycz!"
Może Saturn, przecież ma dziewięć pierścieni
Każdy z nich się mieni, może zechcesz je spieniężyć? Przelicz
„Dobro powraca”, nawet „zwraca się dwukrotnie”. Co za brednie… No to czekam! No dalej! DALEJ! GDZIE JESTEŚ?! Wołam Cię, halo, halo! Dobro! Przyjdź do mnie do cholery! Psiamać! Światem rządzi siła oraz czysty przypadek. Nie ma tu miejsca na dobro. Nie ma tu miejsca na miłość. Od początku cały plac został zajęty przez chaos. Haha, no tak! To CHAOS był pierwszy! Haha, oj ta, a nauka, nauka, co na to nauka? Entropia zawsze rośnie w czasie! Czyli chaos może tylko zwiększać swoje granice, ale już na początku istniał tylko chaos! Cudownie! Cudownie… Więc… Po co się staram? Na czym mi tak zależy? Powinienem sobie odpuścić, niczym się nie przejmować! Żyć dla pustych przyjemności jak inni! Rozpłynąć się w nich jak czekolada! Kleić się do nich jak słodki miód! Co takiego stracę, przecież życie… swoje życie już i tak przegrałem na starcie…
Życie Amensira nie było usłane różami, przynajmniejnie ich kwiatami, lecz samymi łodygami. Życie Amensira było usłane cierniami. Pierwszym jego wspomnieniem była śmierć. Znajdował się jeszcze w łonie, a już poczuł, przepraszam, właśnie nie poczuł, bicia serca matki. Trauma, która złapała go w potrzask jeszcze przed de facto narodzeniem. Wadera zmarła w trakcie porodu. Podobnie jak rodzeństwo Amensira z tego miotu. Przyczyną tych śmierci była choroba, która mało tego towarzyszyła również ojcu. Dlatego to od małego musiał zajmować się rodzicem i już jako szczeniak miał obowiązek zdobywać pożywienie dla siebie oraz dorosłego, schorowanego basiora. Przy tym wszystkim nie mógł liczyć na żadną pomoc, wręcz przeciwnie. Wilki z watahyna każdy możliwy sposób uprzykrzały mu życie, mianowały go pariasem, wyrzutkiem, szumowiną, kradziejem tlenu. Padało wiele wyzwisk, a dlaczego? Po prostu brzydził ich fakt istnienia tak mizernej rodziny. Poza tym nad słabszym łatwiej się znęcać. „Niech już selekcja naturalna zrobi swoje do końca!” - dlatego naturalnie nieraz wracał do rodzinnej jaskini z ranami po kłach i pazurach.
Powrót wspomnień... Powrót lęków... Tyle myśli kotłowało się mu w głowie. Hefajstos nie próżnował, zrobił pożytek z rozżarzonych do czerwoności węgli. Wykuł w nich niewidzialny szpikulec, który w tym momencie naciskał na krtań Amensira utrudniając nabranie tchu. Z każdej łuzy unosiły się intensywne opary dymu, które zwiastowały, że lada moment dojdzie do erupcji emocji.
Jowisz na to: "Niemożliwe" bo największy jest gangsterzy
Jak Jupiter by zobaczył co się kręci, tracę nerwy
Mars postarzał się jak stara czekolada
I tam buja się w zimowej czapie bez opakowania, świr
Kałuża zasilona o łzy nabierała rozmiarów. Jednak ciało biało-niebieskie pozostawało niewzruszone. Amensir… nagle się w nią rzucił. Był taki wściekły, był taki zrozpaczony, musiał wyzwolić swoje emocje. Zaczął się w niej tarzać przemakając do suchej nitki. Tego chciał. Chciał coś poczuć. Tak porządnie przebodźcować się do granic. Czuć zimno, czuć ciężar namokniętej sierści, mieć pewność, że w ogóle jeszcze żyje, bo martwi nie czują już nic. Jak atmosfera, która stopniowo gromadzi w sobie ładunek, by go następnie rozproszyć w postaci niebieskiej artylerii, tak Amensir jednym strzałem wyładował swoje emocje. Zadziałało, w pewnym sensie… Na tyle, bymógł powstać i znów stanąć przed zbiornikiem swoich łez. Trochę osłupiały, trochę skołowany, przede wszystkim zmęczony, ale jednak. Zdecydował się dać za wygraną i pogodzić z porażką z księżycem. Jednak po całej tej bitwienie mógł czuć się mocny. Brakowało życiodajnej wody, który nawodniłaby drzewo życia – arbor vitae. Powoli tracił resztki sił, a jego kończyny zaczęły drgać coraz silniej. Do końca walczył z ich narastającym ciężarem, mimo to w końcu nie dał rady i ostatecznie padł na ziemię. Pozostał w takim stanie dłuższą chwilę. Emocje powoli przechodziły, a oddech się normował. Ira opuszczał umysł. Amensir na nowo zaczął słyszeć dźwięki - trzask łamanych gałęzi, rechot żab, szum wiatru. Wszystko wracało do pierwotnego porządku. Tak oto zbierał siły, a spoglądając w niebo nawet delikatnie się uśmiechnął, gdy zobaczył, że nie leży pod żadną ciemną gwiazdą. Centrum dowodzenia myśli przejął Mens.
- Zgłodniałeś. Pora wrzucić coś na ząb, nie sądzisz? – basior powstał oswobodzony z kajdan emocji. Nadstawił uszu i zaczął wypatrywać ofiary.
- Dobrze, że już jesteś, tyle na to czekałem. Ach tak bratku, zapolujmy! – Amensirowi zdecydowanie poprawił się nastrój. Oczywiście nikogo w pobliżu nie było, a tę rozmowę toczył z samym sobą. Skłonność ta wykształciła się u niego dosyć niedawno, a jednak uważał ją za całkowicie naturalną, pomagała mu. Nawet nadał imiona głosom w swojej głowie. Mens odpowiadał za zdrowy rozsądek i pewne działanie. Z kolei Ira chłonął wszelkie złe emocje, dzięki czemu wilk nie musiał odreagowywać na innych, zamiast tego przed watahą sprawiał, co ciekawe, wrażenie wiecznie opanowanego.
Ziemia lekką jest, choć ciężko na niej żyć
Dziś noc jest dniem, światło zagubiło naturalny cykl
Błękit przebarwiono tu w granaty
Gazy jeśli występują to tylko czasami, owszem, w Auschwitz
Zacisnąłem kły na karku upolowanego zająca. Dlaczego z taką łatwością idzie mi zabijać innych? Dlaczego natura rządzi się takimi surowymi prawami? Oboje jesteśmy ssakami, oboje rozumujemy, przy czym ja niekoniecznie zdrowo, tak więc w żaden sposób nie jestem od niego lepszy. Czy naprawdę uczucie głodu to wystarczający powód, by to kicające maleństwo pozbawić życia? Jednak… wobec tego wszystkiego czuję się obojętny. Wielki Architekt tak skonstruował świat i tyle. Po prostu. Niemniej to co mnie boli, to że z równą łatwością każdemu idzie krzywdzenie innych, nawet bliskich. Zdobyłem się na to, by wyruszyć na te ziemie, dopiero gdy zakończyła się wojna oraz wewnętrzny rozłam. Przecież mordowały się tutaj spokrewnione z sobą wilki! Tyle niepotrzebnie przelanej krwi… w imię czego? Wadera, która chciała począć bez miłości. Alfa, który to powinien stanowić wzór, a gdzie najlepszym wzorem jest jak zwykle Delta, po prostu robiący swoje. Dziwne... Tu wszystko jest na opak, znaczy nie tylko tu, na całym globie. Chcę być dobry, chcę pomagać, przysiągłem wierność ideom, w tych kwestiach pozostanę niezmienny, a mimo to również popełniam masę błędów. Dlaczego do tego dochodzi? Jaki mechanizm tym rządzi?A gdy już pojawia się sposobność, aby naprawdę podać komuś pomocną łapę, ona zostaje odtrącona! Nie rozumiem, gdzie tu sens, gdzie logika?
Wenus, strzeże miłości, ona ciało ma niebieskie
Ale coś mało ponętne, skoro związała się z księdzem
A Merkury? Śpi jak Freddie. Kiedyś leciało po pętli
Teraz tylko leci, pozbawiony atmosfery
Czego tak się lękam? Chyba powtórki z rozrywki, tego że nikogo nie będę obchodził, przynajmniej nie w sposób dobry, że nie zawiążę żadnych relacji, że ponownie stanę się wyrzutkiem. Doprawdy, którą Wenus okaże się Wataha Srebrnego Chabra? Tą z Milo – co jakby ręką odjął pozbawi udręki i na rydwanie zaprzężonym w gołębie miłość przywiezie? Czy z Willendorfu, gdzie znajdzie się nieokrzesany troglodyta z manią wielkości, ogłaszający wszem wobec, że to on jest czempionem, że to jemu należy się posłuch, a kto tylko się mu waży sprzeciwić, ten będzie gryzł piach. Nie… Agh… spokojnie, już, już. O czym ja w ogóle myślę, wylewam poty i plotę głupoty. Rzucam zbyt wiele słów, heh, ale skoro mowa jest srebrem, nawet trochę tu pasuję.
Amensir powracał do swojego żywiołu. Następowała znaczna poprawa, a po skropieniu posiłku łzami nawet wyraźnie wzmocnił się jego apetyt. Po strawie nasycony nową perspektywą podreptał do kałuży, nad którą jeszcze chwilę temu wypłakał swój los. Przyjrzał się jej uważnie prosząc o jakiś znak, a to co zobaczył napełniło go duchem. To był obraz, którego potrzebował, który przywrócił mu wiarę w siebie. Mianowicie odbicie księżyca w tafli zniknęło. Biała bila poszła w ruch. Zamiast niej widoczne było coś o wiele lepszego, to Wielka Niedźwiedzica radośnie zamerdała swym ogonem. Wielki Wóz!
- Wielkie nieba! A więc szczęśliwa siódemka! Pełna bila została wbita. To mój Asterysk i w tym miejscu zacznę pisać swoją historię na nowo.
Jak handluje swoim ciałem na bazarze planet
To nawet okulary nie pomogą patrzeć w prawdę
A tak blisko jest, bardzo blisko
Była to oczywiście przesadzona reakcja, ale takie symbole dodawały Amensirowi siły. Zresztą tym, czego każda istota najbardziej się boi, jest lęk przed nieznanym. To nie konkretne zdarzenia, wypadki, czy osoby, lecz to, co amorficzne, nieokreślone, bądź niepewne. Jednostka nawet w obliczu najbardziej bestialskiego scenariusza, jeśli zna jego skutki, jest w stanie przy odpowiednim wysiłku zachować zimną krew. Jednak coś, czego nie przewidzi, momentalnie rozbroi mózg i wyrządzi ogromne szkody – choćby przykładowo głupie, lecz niebłahe zakochanie. Tyle żywych emocji, gdy nie można zrozumieć uczuć i myśli osoby, którą się kocha, nieprawdaż?
Amensir doskonale to rozumiał. To był właśnie jeden z powodów, przez który tak mocno wierzył w przeznaczenie. Żaden grunt nie musiał być wtedy grząski, lecz każdy, nawet jeśli nieprzyjemny, mógł zostać postawiony przez Stwórcę zgodnie z Jego planem. Po drugie, istnieje spora tendencja dosporządzania sobie jakichś postanowień, najczęściej na Nowy Rok, czemu by nie robić tego codziennie dzięki wypatrywaniu znaków? Basior oczywiście wiedział, że w tych symbolach najprawdopodobniej nie ma żadnej magii, i że nie za każdy jeden musiały odpowiadać wyższe siły, a mimo to ich wyszukiwanie go uspokajało. Jasne, było to takie małe oszukiwanie siebie, ale skoro działało i przynosiło dobre owoce oraz pachnące chabry, to co w nim złego?
Słońce jak słoń w porcelanie robi disco
Mieni się jak ta kula z parkietów świata
Która przyciąga planety, żeby je zespalać
Amensir wciąż czuwał przy swojej kałuży. Już nie tak, jak przez poprzednie godziny, gdzie tych stanów było pełno: nieruchomy i zapłakany, tarzający się w niej pełen emocji, padnięty pozbawiony sił. Teraz radośnie hasał wokół niej i delektował się każdym bodźcem, który był w stanie zarejestrować. Jednak nie oznaczało to przerwy w konstruowaniu wewnątrz umysłu nowych idei, wręcz przeciwnie.
Niesamowite, tym co oświetla ścieżki życia jest Słońce, a nie mogę na nie patrzeć, inaczej bym oślepł. Czyli co, życiu potrzebny jest mrok? Nie mogę się go pozbyć, lecz musi mi towarzyszyć? Zatem analogicznie nie mogę absolutnie poświęcić się sensu stricto dobru, miłości, prawdzie, bo one mnie oślepią? Hmm… jak działa Słońce? Ono oświetla wszystko dookoła, by móc w tych obiektach znaleźć wartość. Czyli czy nie jest tak samo z chociażby miłością? Nie mogę się skupić wyłącznie na jej źródle, bo wtedy oślepnę. Tylko właśnie powinienem na wszystkich istotach, które są miłością obdarzone. Tak więc nie szukam w Tobie miłości, bo ona w Tobie już jest. Dosłownie, jesteś obdarzony ogromnymi pokładami miłości. To co chcę, to w każdej chwili ją dostrzegać i podziwiać, bo ona jest obecna zawsze.
Stwórca trzyma kij, bilardowy
I celuje w Neptuna
By wprawić w ruch wszystkie te globy, oby
Popatrz, uderza jak w kulki Newtona
Każda skleja się ze sobą i faluje cały kosmos
Planety krążą po swych orbitach. Nie do centrum, nie do Słońca, tylko wokół niego. Każda żyje na własnym szlaku i każda jest ważna. Każda oddziałuje na drugą, a gdyby pozbyć się jednej, cała reszta zmieniłaby swoje trajektorie rujnując porządek. Tak samo w życiu – podobnie jak pozytywne emocje, potrzebny jest gniew, potrzebne są łzy, potrzebny jest lęk, potrzebny jest ból. To wszystko tworzy spójną całość. To wszystko sprawia, że życie jest… piękne! Bez śmierci nie byłoby życia, a bez życia nie byłoby śmierci. Nie ma czegoś takiego jak bezwzględnie zła czy niepotrzebna emocja, bo każdą można się posłużyć w zły lub dobry sposób. Kluczem jest, by znaleźć odpowiedni wzór na złoty środek, który skatalizuje syntezę harmonii, a która jak dopiero teraz zrozumiałem, nie jest ciałem stałym, lecz płynem.
Amensir kreował coraz bardziej wybujałe idee. Był w siódmym niebie i nie zamierzał go opuszczać. Nareszcie mógł się skupić na teraźniejszości, nie tkwiąc w potrzasku między przeszłością, a przyszłością. To dla takich chwil warto żyć - paradoksalnie najpiękniejszymi wspomnieniami są nie momenty osiągnięcia sukcesów, nad którymi tak ciężko pracowano, tylko te chwile, gdy jest się sam na sam z przyrodą, a to nie do opisania uczucie szczęścia, przychodzi samo.
Łuza czeka już rozgrzana, aby zebrać pracy owoc
Biliard świtów, biliard zachodów, księżyców
Życiu, przed życiem, po życiu, przed użyciem
Zasłuż...
Wielka Niedźwiedzica ostatni raz zamerdała ogonem wywołując przy okazji ruch materii. Nastał świt, a w raz z nim zawitał ciepły wiatr delikatnie muskający fafle Amensira. Nie daj Boże brakłoby, by żywioł ten jeszcze wysuszył kałużę, nad którą spędził całą noc! Toteż basior nad nią zapłakał, by jeszcze nie dogorywała żywota. Poza tym tyle słonych łez tam wylał, dla równowagi należało dodać trochę słodkich! Pozostało tylkopoprawić ostatnią rzecz – dno kałuży, które wyżłobiły czarne myśli w trakcie tarzania. Amensir zmienił jego kształt wykreślając swą łapą trzy linie przecinające się w centrum, uformowały one:
Ambicje
Serce
Teraźniejszość
Emocje
Rozum
Yin-Yang
Surrealizm
Kłamstwo…
C. D. N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz