Moja historia: Urodziłem się 16 dnia, 1 miesiąca kiedy księżyc był wysoko nad czubkami drzew rozświetlając swym blaskiem niesamowicie gęsty las który pokryty był ogromną ilością nieprzerwanie padającego od kilku dni i nocy białego puchu. Las zamieszkiwała ogromna wataha licząca kilkaset wilków na czele której stali moi rodzice: Ojciec Wuthard, Matka Ivyenne. Ojca rozpierała duma za każdym razem gdy tylko przenosił swój niesamowicie opiekuńczy wzrok na swoją Ukochaną. Zaczęło się, Ivy (jak to zawsze tytułował ją mój Ojciec) niespokojnie zaczęła wiercić się na swym legowisku co wzbudziło nie małe poruszenie wśród watahy. Wadera warczała przeciągłe pod nosem wyczuwając coś niepokojącego. Smoliście czarny Basior zerwał się na równe łapy i wybiegł z groty. Gdy zatrzymał się gwałtownie, położył uszy ku tyłowi widząc niemal całkowicie przyćmiony księżyc. Nagle poczól jak „coś” przebiegło przez jego ciało pozbawiając potężnego wilka na sekundę tchu. Zawrócił i popędził do groty ile sił w łapach. Gdy przysłonięty księżyc zaczął znów ukazywać swój majestatyczny blask, Basior stał już przy legowisku na którym wypoczywała wybranka jego serca, a pod ogonem majaczyła niestandardowa szczenięca sylwetka, dlaczego niestandardowa? Ponieważ maluch był trzykrotnie większy niż zwykle szczenię. Ivyenne uśmiechnęła się delikatnie nie mając siły zupełnie na nic. Ogromny wilk podszedł do „mnie” prężąc dumnie pierś i rzekł nachylając kufę w moja stronę .
-Nazwę Cię Salvatore, a wszyscy będą Cię znać jako Syn nocy.
Spokojnie minęło kilka godzin, para Alfa nie odpuszczała mnie ani na chwilę. Gdy Matka chciała wykonać najbardziej podstawowe czynności, Ojciec chciał zastąpić waderę by choć przez chwilę mógł poleżeć przy narodzonym dziedzicu. Nieoczekiwanie do groty zawitał posłaniec, oddychając szybko i nerwowo wydusił słowa:
~Panie, wybacz to nagłe wtargnięcie, ale Szaman bardzo nalegał by was odwiedzić *wydusił z lekkim problemem próbując złapać dech*
-Proś go i wracaj do siebie, wystarczy pracy na dzisiaj. Zasłużyłeś na odpoczynek.
Młody wilk postawił zdziwiony uszy do góry słysząc odezw mojego ojca i starając się zachować względnie poważną minę cofnął się po niezapowiedzianego gościa.
Kilka chwil później do groty wolnym niespiesznym krokiem weszła smukła przygarbiona postać.. Ivan Szaman, jeszcze wtedy byłbym w stanie powiedzieć, że wilkor ma kilkaset lat... Staruszek podszedł do pary Alfa i po wymianie kilku ukłonów i ciepłych słów wszyscy skierowali wzrok na mnie.
~Synu nocy, jaki to zaszczyt móc Cię powitać na tym świecie.. *rzekł staruszek zwracając swoje lekko mleczne ślepia bezpośrednio na mnie*
~Ivy kochanie połóż się proszę wygodnie na boku, Ty Wuthard'zie zajmij miejsce tuż za swoją Ukochaną i ułóż jedną łapę na jej boku *Wypowiedział swoją kwestię zaskakująco żwawo jak na swój wiek*
Oboje wykonali polecenie układając się dokładnie tak jak wskazał staruszek, Wuthard za Ivy, ja natomiast wygodnie ułożony na przednich łapach matki.. Ivan niemal natychmiastowo zaczął układać obok mnie coś co przypominało zmielone liście i korzenie różnych roślin. Mrucząc coś pod nosem ułożył jedną łapę na mojej kufie a jego pysk spowił delikatny uśmiech.
~Wyczuwam w Tobie coś czego nie rozpoznaję, to "coś" nie jest złe lecz zagubione... *Wyszeptał Ivan*
Jakiś czas później zerwał się gwałtowny wiatr który poniósł w dal głośne wycie członków naszego stada, które jak się okazało sygnalizowało zakończenie intensywnych opadów białego puchu.
Mijały tygodnie, miesiące a ja stawałem się coraz starszy. Regularnie „wpraszałem się” na polowania spotykając się z dezaprobatą ze strony innych wilków które straszyły mnie mówiąc, że skończy się to raportem u Ojca który był bardzo surowym aczkolwiek szanowanym przez to przywódcą. Nie tolerował niesubordynacji i zawsze wymierzał najsurowszy wymiar kary.. Banicja ze stada. Pewnego dnia gdy ledwo pierwsze promienie wiosennego słońca wznosiły się nad horyzontem, poczułem ostre zębiska zaciskające się na moim karku, warknąłem niezadowolony z zaistniałej sytuacji, lecz w odpowiedzi usłyszałem tylko ciepły ojcowski śmiech. Stawiając mnie na ziemi uniósł lekko jedną brew ku górze wskazując subtelnie nosem miejsce u jego boku bym dotrzymał mu towarzystwa w drodze nad strumień. -Nadszedł czas na Twój przydział Synu nocy.. -Basior mruknął pod nosem skupiając pełną uwagę na Samcu który stał przed nami.
~Panie, Synu nocy *Wilk pochylił łeb lekko w dół oczekując aż mój Ojciec zabierze głos*
-Maveric przyjacielu pragnę przydzielić mego Syna do Skrytobójców.
~Oczywiście Wuthard'zie wszystko dla Ciebie i Twoich bliskich. *Samiec spoglądając na mnie zagarnął mnie ogonem i poprowadził w odosobnione miejsce które stało się moim drugim domem na wiele długich miesięcy*
Czas leciał nieubłaganie, a ja rosłem w sile, stawałem się sprytniejszy, szybszy i wytrzymalszy. Ból stał się moim najlepszym przyjacielem, rany które nie miały czasu się goić. Przez okres w którym byłem szkolony na Skrytobójce moje życie bardzo się zmieniło, zacząłem regularnie brać udział w walkach które organizowaliśmy by wyłonić „najlepszego”. Oczywiście pojawiła się tez Keylin, mistrzyni Ironi i moja najlepsza przyjaciółka bez której nie wyobrażam sobie mojego życia.. ~Salv uważaj!! -Wadera warknęła w moją stronę głośno obnażając kły w frustracji. Cofnąłem się lekko przysiadając na ziemi by sekundę później poszybować w górę, biorąc solidny zamach łapą uderzyłem nią oponenta który ogłuszony padł na ziemię... Keylin podbiegła do mnie z lekko szyderczym uśmiechem. ~Wiesz, jeśli kiedyś dadzą radę tak nastawić Ci ten koślawy pysk to może dam się zaprosić na jakieś polowanie? *Mruknęła unosząc dumnie kufę do góry*. ~Key ja w życiu bym się nie ośmielił zaprosić Cię na polowanie ponieważ przez Twój naburmuszony jak Twoje ego apetyt już nigdy byśmy tutaj nic nie złapali *Zaśmiałem się głośno spoglądając na Samice która uniosła kącik pyska w niesmacznym grymasie*. Zwracając łeb w stronę centrum watahy dostrzegłem zbiorowisko formujące się przy grocie moich rodziców.
C.D.N
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz