niedziela, 27 sierpnia 2023

Od Salvatore - „Moja historia” cz. 2

Spoglądając na Keylin skinąłem łbem w stronę zbiorowiska. Mimowolnie na mym pysku pojawił się subtelny lecz ciepły uśmiech. Wadera przyspieszyła kroku nabierając odrobine więcej powietrza w płuca by przemówić, lecz starania Samicy spełzły na niczym gdyż szybko rozeszły się szepty o moim przybyciu... Przechodząc obok Key trąciłem zadem Jej bok puszczając żartobliwie oczko by podziękować za starania które wkłada niczym przywódca. Zbliżając się do groty rodziców podszedłem do gońca który stał nieopodal ~Wiesz doskonale jak ważna dla mnie jest ta chwila... dwie dodatkowe warty, bez odpoczynku. -Mruknąłem nie spuszczając wzroku z osobnika, ten głośno i z trudem przełknął ślinę, tuląc uszy do kufy zniżył łeb, następnie z podkulonym ogonem udał się na posterunek wartowniczy. Przy samym wejściu do groty przywitał mnie Ojciec który wydawał się nad wyraz poważny. Podchodząc bliżej do Samca położyłem kufę na jego masywnym, rozbudowanym karku. ~Gratu.... -Nie mając chwili na dokończenie swoich wywodów poczułem jak Basior ułożył swoją łapę na moim grzbiecie i przyciągnął do siebie. Keylin będąc w nielichym szoku przekrzywiła delikatnie łeb bacznie nas obserwując oczywiście z szyderczym uśmieszkiem, w głowie wadery zapewne rodziły się liczne pomysły "jak" wbijać mi szpilę wypominając ową chwilę bliskości. Czarny jak noc basior ściągając ze mnie łapę i wskazał łbem Ivy która wypoczywała w najjaśniejszym miejscu groty. ~Keylin dziecko... -Mruknął pod nosem Wuthard. ~Chciałbym prosić Ciebie o małą przysługę. -Rosły wilk usunął się w bok dając możliwość wyjścia z groty, Key posłusznie podbiegła do przywódcy i u jego boku razem opuścili mnie i Matkę -Zwróciłem cielsko w stronę miejsca gdzie leżała biała jak chmura na niebie w letnie popołudnie Wadera, podszedłem i z należytym szacunkiem obniżyłem łeb, dotknąłem swym nosem nosa Matki ~Witaj. -Szepnąłem ciepłym tonem głosu. Biała wilczyca odwzajemniła się jeszcze cieplejszym matczynym uśmiechem. Odsunęła łapy od brzucha ukazując dwa szczeniaki które czując odrobine chłodniejsze powietrze od ciepłego futra Matki przeciągnęły się ziewając. ~Ten czarny z białym podbrzuszem i znamieniem na karku to Sligar... a ten. -Wskazała na całkowicie białego szczeniaka który zwrócony był w moja stronę z lekko wyciągniętym językiem, był niezwykle ruchliwy. Stawiając prawą łapę blisko malca zauważyłem pewien detal.. miał takie samo znamię w kształcie rany szarpanej jak... ja.  ~Nazwijmy go Kiba. -Unosząc wzrok na Waderę widziałem zadumę i wolno rysujący się uśmiech. ~A co z.. -Wyszeptałem uważnie obserwując oba maluchy które w najlepsze zaczęły wzajemnie się podgryzać. ~Może dziecię kwiatu? -Nieśmiały głos Keylin rozniósł się po grocie gdy Wadera wolnym krokiem podeszła i zatrzymała się u mego boku. ~Keylin jesteś nieocenioną pomocą dla Nas i oczywiście niech tak zostanie, Dziękuje Ci. -Biała Wadera uniosła się lekko i otarła kufą o pysk Keylin której radość ukazała się od strony machającego na boki ogona.. ~Młodzi czas byście i Wy pomyśleli o szczeniakach. -Keylin nie spodziewając się takiej sugestii od strony Przywódczyni watahy skuliła uszy krzyżując przednie łapy, była okropnie zakłopotana, obserwując jej nietypowe zachowanie muszę przyznać, że nawet czerpałem z tego dziwną satysfakcję. Uśmiechając się do Matki zaszedłem drogę Key która odpowiednio odczytując sytuacje zwróciła się szybko w stronę wyjścia i razem udaliśmy się na polane by tam dać upust emocjom. Machając lekko łbem na boki przeprosiłem przyjaciółkę za zachowanie rodzicielki... Keylin przysłuchując się moim przeprosinom otarła się o mój bok i przesunęła ogonem po pysku. W tej chwili zrozumiałem coś dziwnego, wadera nigdy się nie zachowywała w stosunku do mnie w ten sposób, ale jedno co w szczególności przykuło moją uwagę to zapach samicy.. Ruja? Pokręciłem przecząco łbem samodzielnie odpowiadając na własne pytanie, było to coś innego...
Minęło już kilka tygodni odkąd na świat przyszli moi bracia, większość swojego wolnego czasu spędzałem z Kibą, starałem się zapewnić mu to czego sam zbyt wiele nie miałem za szczeniaka. Dawałem mu mnóstwo uwagi, tłumaczyłem na jakich zasadach działa świat i przede wszystkim, że musi przestrzegać kodeksu który wymyślił Ojciec i pamiętać że rodzina i przyjaciele są w życiu najważniejsi.
Pewnej nocy obudził nas dziwny hałas... wycie z oddali i trzaski łamanych gałęzi, zauważyłem nadbiegającą Keylin wraz z kilkoma szpiegami która opowiedziała na szybko co się dzieje. Powiedziałem by czym prędzej zebrała skrytobójców i ukryli się w strategicznych miejscach a ja ruszyłem przygotować watahę na pierwszy atak.. Wybiegając z groty ruszyłem ile sił w łapach po Maveric'a który już w pośpiechu począł szykowanie fortyfikacji. Jeżąc sierść na karku rzucił w stronę swych najbardziej oddanych wojowników by dołączyli do mnie. Stanąwszy na czele wojowników ruszyłem przed siebie przedzierając się przez kilku przeciwników którzy zdołali się przedrzeć. Zaatakowałem pierwszego który na ślepo biegł przed siebie powalając go na ziemie i wbijając kły w tętnice szyjną wilka, pysk ubrudzony jeszcze ciepłą posoką uniosłem ku górze, rozglądając się uważnie dookoła widziałem tylko śmierć, ból i cierpienie. Jeszcze kilka godzin temu ten obóz tętnił życiem i nic nie zapowiadało chaosu który miałem przed sobą... Odrywając pysk od martwego Basiora zaatakowałem kolejnego uderzając go łapą w pysk, oszołomionego samca chwyciłem za kark i cisnąłem jego cielskiem w grupkę innych osobników. Ciosy były dokładne i mierzone tak by wywołać jak najwięcej szkód. Błądząc w tym chaosie przypomniałem sobie o rodzeństwie, niewiele myśląc ruszyłem ile sił w łapach do groty przy której mój Ojciec dzielnie odpierał wrogów, widząc mnie warknął głośno ~Salvatore ratuj swoich braci.. -Widząc jak do potężnego, rosłego Basiora podchodzi dwunogi stwór i jednym uderzeniem swojej łapy posyła go kilka metrów od wejścia, obniżyłem łeb przyciskając uszy do kufy i rzuciłem się w stronę szalejącej istoty. Będąc kilka metrów od niego odbiłem się z zadnich łap od ziemi i poszybowałem z otwartym pyskiem w stronę szyi dwunoga... Stwór strzygąc uchem zwrócił się w stronę z której nadlatywałem, chwycił mnie w powietrzu za szyję i z łatwością cisnął mną o pobliskie drzewo. Uderzając bokiem wydałem przeraźliwy jęk aż w płucach zabrakło powietrza, nie mogąc spokojnie odetchnąć zacząłem się krztusić przyciskając prawą łapę do boku. ~Ulfric... nie wiem czym jesteś, ale nie pozwolę Ci skrzywdzić mojej rodziny. -Obnażając lśniące kły stanąłem pewnie na ziemi i stawiając łapę za łapą zacząłem iść coraz szybciej by po chwili zacząć biec, miałem gdzieś ból i prawdopodobnie złamane żebro lub dwa. Wykonując kilka uników by zmylić Ulf'a ostatecznie odbiłem w jego stronę by zaatakować lecz stwór bez mniejszego problemu wyczuł moje intencje i posłał w moją stronę potężny cios. Przez lewe oko przeszedł ból, uderzając pyskiem o ziemię przesunąłem się po niej kilka metrów... Ostrożnie wstając na trzęsących się łapach potrząsnąłem łbem, nic nie widziałem. Warknąłem głośno by po chwili usłyszeć głos Ojca ~Salvatore uciekaj! To wygnaniec... -Podbiegając do mnie poczułem tylko silny podmuch wiatru.. Basior rozpędził się i odbijając się od ziemi tuż przede mną skoczył w stronę Ulfric'a. Niestety to co chciał zrobić spełzło na niczym, Ulf stojąc pewnie na ziemi chwycił mego Ojca za pysk i jednym szybkim ruchem wbił paluchy w klatkę piersiową samca, cofając łapę wyrwał ciepłe, bijące jeszcze serce. Ulfric z szyderczym uśmiechem odrzucił smoliste cielsko wilka przed siebie i wycofał się oblizując łapczywie łapę z krwi swojego przeciwnika. Poczułem się jakby zabił cząstkę mnie, jeżąc sierść na karku rozbiegłem się i z impetem wpadłem w zgromadzone wilki przetrącając karki dwóm z nich a samemu wybijając bark co skutecznie ograniczyło możliwość poruszania się. Keylin wraz z kilkoma wilkami skutecznie przeprowadzili kontratak oczyszczając pobliskie pobojowisko z napastników. Widząc ciało Ojca zamarłem, zaczęły trząść się łapy a kły same zacisnęły się w gniewie... Ulfric zapłacisz mi za to... -Mruknąłem pod nosem ponieważ wiedziałem, że po kres swoich dni będę szukał osobnika odpowiedzialnego za tę stratę. Zerkając na Key, syknąłem z bólu i ruszyłem w stronę groty, wbiegając do środka chwyciłem Sligar'a i ułożyłem go sobie na grzbiecie po czym złapałem Białego i wybiegłem szukać schronienia. Powalone drzewa! Niewiele myśląc położyłem młodych na ziemi czekając aż wcisną się w tymczasową kryjówkę. ~Aniki a gdzie jest Mama i Tata? -Zapytał łamiącym się głosem Kiba. ~Młody wiesz.. -Uśmiechnąłem się delikatnie mimo odniesionych ran. ~Czasami kiedy w Twoim życiu pojawi się ktoś wyjątkowy to aby był bezpieczny jesteś w stanie za niego oddać życie i właśnie Mama i Tata tak bardzo Was Kochali, że bez zastanowienia oddali własne abyście byli bezpieczni. -Widziałem jak Młodym zaszkliły się oczy. ~Hej  popatrzcie na mnie i uważnie posłuchajcie, Kocham Was nad życie i nie pozwolę by coś się stało któremukolwiek z Was jasne?. -Dotknąłem nosem każdego z nich. ~Odczuwam taki sam ból jak wy po stracie rodziców dlatego pora to zakończyć.
C.D.N 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz