środa, 16 listopada 2022

Od Variaishiki - "Przypadkiem ukryta prawda"

Rudzielec przyglądał się swojej siostrze, która właśnie w tym momencie segregowała zioła i inne lecznicze składniki na półkach. Zdecydowanie miała do tego łapę, sprawnie układała pojemniki oraz wiązanki w zrozumiały dla każdego nowicjusza sposób, jednocześnie była bardzo delikatna, dzięki czemu nawet suszki nie traciły dużo masy, kiedy brała je do łapy. Variaishika był naprawdę pod wrażeniem, o ile można było tak nazwać myśli, że wadera zna się na rzeczy. Wilk w rzeczywistości niczego nie czuł, siedział w jaskini pseudo-medycznej, bo brak zajęcia spowodował u niego dosyć skomplikowane myśli typu "po co ja w ogóle istnieję?". Odwiedzenie obecnie niby niepracującej Tii wydawało się lepszym zajęciem.

– Dlaczego robisz tu swoją własną jaskinię medyczną, skoro jedna już istnieje? – zapytał wreszcie, żeby zacząć jakąkolwiek rozmowę. Siedzenie w ciszy też nie było przyjemne, po jakimś czasie się nudziło.

– To nie jest jaskinia medyczna, to... – Tia się zawahała. – No dobra, nazwijmy to jaskinią medyczną. Chociaż nikt tutaj nie przychodzi się leczyć, wszyscy idą do prawdziwych medyków.

– To po co przynosisz tutaj te leki?

– Są zapasami, które sama uzbierałam w tajemnicy przed Deltą i Florą. Póki co nie są potrzebne, więc ich do nich nie przynoszę, tylko zostawiam sobie, żeby z nimi pracować. Chcę odkryć nowe zastosowania tych leków, może stworzyć nowe maści, wiesz, chcę się na coś przydać.

Vari zamilkł, obracając usłyszane słowa w głowie. Nie mógł powiedzieć, że pomocniczka medyków ma się nie przejmować tym, że nie ma takiej władzy jak prawdziwi medycy, bo nie wiedział, jak wygląda sytuacja. No i nie można było kłócić się z faktem, że odkrywanie nowych zastosowań będzie przydatne. Jeżeli Tia faktycznie odkryje coś ciekawego, może nawet dostanie jakieś specjalne stanowisko naukowca, czy tam alchemika, w zależności, jak by chcieli to nazywać w tej watasze. Jasnobrązowa wadera nawet pasowała na naukowca, była ciekawska, miała rozległą wiedzę, potrafiła czytać i pisać, znalazła nawet sprzęt, w którym mogła robić eksperymenty. Variaishika nie wiązał tego sprzętu ze swoją przeszłością, bo nie było to dla niego nic traumatycznego, chętnie by nawet pomagał siostrze w badaniach. Pamiętał co nieco z laboratorium, w którym go trzymali. Gdyby Tia sobie zażyczyła, oddałby trochę swojej krwi, by mogła robić na niej badania.

Wilk lubił tą siostrę za to, że była taka zainteresowana światem. Poza Wayfarerem, który zdążył pójść w świat, nikt z rodziny Variego nie cechował się wystarczającą ciekawością, by dowiadywać się nowych rzeczy. Strażnik uważał, że to intrygująca cecha. Takie osoby mogły dużo rozmawiać o swojej pasji w żywy, nie nudzący się sposób, robiły to z własnej woli i wystarczyło tylko odpalić iskierkę, żeby wybuchnął wielki pożar. Dzięki tej pasji Variaishika uczył się przedstawiać emocje w inny sposób niż tylko uśmiechem, więc mógł lepiej się wtapiać w otoczenie. Tym bardziej, że z taką osobą nietrudno było ciągnąć rozmowę. Jedno dodatkowe pytanie i już wylewał się kolejny potok słów. I tak w kółko, dopóki temat się nie wyczerpał, albo rozmówcy nie znudziło się mówienie. Fajny sposób na uczenie się nowych rzeczy.

– Wiesz już, od czego zaczniesz?

– Chyba. Tłuszcz króliczy może byś stosowany do robienia maści, myślałam nad przetestowaniem, z jakimi ziołami mogę go wymieszać, żeby zrobił się jeszcze bardziej przydatny. Mam parę pomysłów, ale nie wiem, jak daleko z nimi zajdę. Mam też zapasy ziół przyniesionych dla mnie przez Waya. Mówił mi ich zastosowanie, mam to wszystko nawet zapisane, ale chcę zobaczyć, z czym je można mieszać i w jaki sposób najlepiej je wykorzystać. Może trochę marnotrawstwo, ale dopóki medycy nic nie wiedzą to pal licho. Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal.

– Gdybyś miała możliwość, spróbowałabyś stworzyć wilka z cudzych genów?

Dlaczego postanowił zadać to pytanie, Variaishika sam nie miał pojęcia. Z jakiegoś powodu pomyślał o swojej i Pinezki przeszłości, jak oboje zostali stworzeni w potencjalnie ten sam sposób, ale też jak bardzo się różnią. I siup, wymksnęło mu się pytanie z ust. Wątpił, że usłyszy pozytywną odpowiedź, ale co się powiedziało, tego się nie odpowie i trzeba poczekać na rezultaty. Póki co, Tiarefiri milczała, wyraźnie zastanawiając się, co w tej sytuacji zrobić.

– Nie, to nie miałoby miejsca. Nie zamierzam bawić się w cudotwórcę. Niech znajdzie się jakiś alchemik, który to załatwi. Pewnie pomyślałeś o sobie i o Pinezce, co? – zagadała przyjaźnie. Vari w charakterystyczny dla siebie, płynny sposób przechylił głowę.

– Tak. Oboje powstaliśmy z genów Paketenshiki i Yira, ale diametralnie się różnimy. Pinezka nawet nie przypomina żadnego z nich. Mam wrażenie, że nad tym ubolewa.

– Trochę. Ale ja wiem coś, czego ona nie wie. Ojciec miał jej powiedzieć, ale nigdy nie przydarzyła się okazja.

– Och? – Długie, spiczaste uszy naprostowały się i skierowały ku waderze.

– Pinezka strasznie przypomina matkę Yira. Podobno władają nawet tymi samymi mocami, tylko matka Yira umiała wylądować. Ojciec często dyskutował ze mną na ten temat.

– Musiał ci mocno ufać.

– Taa, powiedzmy. – Niedoszła medyczka uśmiechnęła się pod nosem. Nie uszło to uwadze rudzielca. Przekręcił łeb w drugą stronę, ukazując swoje zainteresowanie. Na ten widok Tia zaśmiała się na głos. – Z początku mnie nie lubił, ale chyba moja pasja, żeby uczyć się medycyny, go do mnie przekonała. Spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu i oboje czailiśmy się na stanowisko medyka, ale jakoś tak się nie udało. Może dla mnie jest jeszcze szansa, ale... – Głos Tii załamał się na ostatnim wyrazie. Widać trudno było jej mówić o niespełnionych marzeniach. Variaishika nie mógł sobie wyobrazić, jak to jest nie spełniać marzeń, gdyż sam żadnych nie miał, ale po minie siostry zgadywał, że nie było to przyjemne. W tym momencie nie był pewien, czy powinien zostawić ją samą, czy zostać i ją wspierać, ale postanowił dmuchać na zimne i zostać. Jemu nie zaszkodzi, a może zacieśni jego więź z rodziną.

– Dlaczego nie powiesz tego Pinezce? Że przypomina matkę ojca? – zmienił zapobiegawczo temat. Wadera wydawała się wdzięczna.

– Powinnam, wiem, tylko wypadało mi to ciągle z głowy. A teraz chyba będzie najlepszy czas, skoro ty się pojawiłeś. – Tiarefiri spojrzała na naczynie przepełnione wodą. Vari jeszcze nie umiał go czytać, ale dla wilczycy było niezwykle proste w obsłudze. – Już prawie wieczór, muszę się zbierać, prawdziwe obowiązki wzywają. Przy okazji poszukam też Pinezki, póki o niej pamiętam. Ty też mógłbyś się czymś innym zająć, może Mi potrzebuje pomocy w szykowaniu pola treningowego. Ja znikam, pa!

Z tymi słowami pomocniczka medyków wymknęła się ze swojej własnej uleczalni i znikła w świecie zewnętrznym. Rudemu wilkowi nie spieszyło się nigdzie iść, ale dobrze wiedział, że zostać też nie miał po co. Dlatego też dość szybko poszedł w ślady swojej siostry.

<Koniec>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz