W poprzednich częściach:
Życie jest jednak pełne kontrastów. We wnętrzu Rubida
rozgrywała się wojna. Nie taka, na którą przygotowuje się tysiące
żołnierzy, w której wylewa się krew. Świat był nią wystarczająco
przepełniony.
Walczył teraz z samym sobą. Jego wnętrze wrzało,
narządy wewnętrzne rozrywały się, a umysł próbował nie utonąć w
zalewających go myślach.
Patrzył na wszystko sarkastycznie, z wyższością, licząc, iż w ten
sposób uniknie cierpienia, jakie niesie ze sobą życie. Bawił się w boga,
a jego gniew mógł łatwo przeistoczyć się w piekło. Tak samo, jak Zeus,
który jednak postacią boga usprawiedliwiał wszystkie swoje czyny,
licząc, że kiedy poświęci dla niego wszystko, ten tak po prostu spełni
jego prośby. Rubid był podległy temu basiorowi, mimo że tak trudno
podporządkowywał się autorytetom. Zaczęło się od tego, że stali się
przyjaciółmi. Zeusowi życie nigdy nie układało się dobrze, zawsze był
wyszydzany przez innych, wszystko, co zaczynał, szybko obracało się w
proch. Potem zmarła jego najukochańsza matka, po której dziurę załatał
słodką wilczycą, z którą łączyła go młodzieńcza, platoniczna miłość... i
choć starał się ukrywać przed większością wilków to, że w ogóle
istniała i tak część doskonale wiedziała, co się z nią stało. Był więc
nieporadnym, łatwym do wykorzystania wilczkiem. Czystym niczym łza
dzieckiem. W jaki sposób Rubid miał przewidzieć, że właśnie rozpoczyna
relację z pełnym nienawiści potworem i rasistą? Czy wiedział, że to
doprowadzi go aż do WSC, gdzie stanie się wroną łakomą na najpiękniejsze ziarna znajdujące się w tej ziemi?
Głóg po kilku minutach szarpaniny leżał w kałuży własnej krwi. Był obrazem wstydu Rubida,
pokazywał doskonale, że nakrapiany basior bywał impulsywny, mimo że tak
bardzo starał się ukryć to przed światem. Z boku wyglądało to jednak na
idealnie zaplanowaną akcję.
— Tak skończysz i ty, jeżeli mi się postawisz. Mam armię, która jest gotowa postawić się za mną i obrócić was w proch...
— Przyszedłem tu powiedzieć, że wasz przyjaciel, członek rodziny oraz szef Głóg zginął. I to wcale nie przypadkowo — szepty pośród tłumu, zaczęły stawać się głośniejsze- Proszę o ciszę. Stałem się politykiem w WSC, ponieważ moja wataha zgłosiła, że pewien szary alfa porywa dzieci, gwałci młode wilczyce i torturuje naszych szeregowców. Chciałem sprawdzić, jak ma się sytuacja i jest gorzej niż myślałem. W trosce o nich chciałem wypowiedzieć mu wojnę i wtedy okazało się, że wszyscy zginęli w niewyjaśnionych okolicznościach. Możecie sobie wyobrazić mój gniew. Teraz zaczęli stosować prowokacje w waszym kierunku i jedną z nich było zabójstwo tego biednego towarzysza. Dowiedziałem się, jak niesprawiedliwie was potraktowano, zrywając z wami sojusz. W krainie Chabrów trwa już wojna domowa, bo obywatele zaczęli się buntować...
— Musimy odchudzić ilość szeregowców w WSC — mruknął Zeus — Rubid jednak nie może się tym zająć ze względu na to, aby nie ucierpiała jego reputacja. Masz może ochotę sprzątnąć kogoś z tego świata, Holnirze?
— Tak, Zeusie. Nie uważam, aby był sens to dłużej ciągnąć. Popełniłem ogromny błąd i to ja zapłodniłem Mitriall. Możesz mnie stracić nawet w najokrutniejszy sposób, jaki przyjdzie ci do głowy. Zgodnie z twoją prośbą, dokonałem jednak wszelkich starań, aby zabić to, co zaczęło się w niej rodzić. Przepraszam was za zawiedzione zaufanie, ale wiedzcie, że byliście mi drogimi, towarzysze.
— Dzień dobry, Kawko — Rubid pewnie rozpoczął rozmowę.
—
Dzień dobry. Co cię do mnie sprowadza? — odpowiedziała mu z gracją,
jednak w całej swojej słodkości, jaka uwidaczniała się w jej rysach,
była jeszcze łyżka dziegciu w postaci dozy niepewności, jaka czaiła się w
jej środku, która zbudziła się, kiedy ujrzała swojego rozmówcę.
—
Tak się składa, że jestem szczerze zaniepokojony sytuacją w watasze.
Obawiam się, że jak większość z nas. Ostatnio podsłuchałem rozmowę
Admirała z Porzeczką, kiedy mówił, że zamierza zaciągnąć WWN do współpracy przy buncie — wyznał, lekko się trzęsąc dla dodania dramatyzmu.
— I co stoi ci na przeszkodzie, aby zrealizować ten cel? Jesteś politykiem, ja jestem politykiem. Czy wchodzimy sobie w drogę? — mruknęła Kawka - Jestem niemalże pewna, że nikt nie podda się bez walki w przypadku wojny. Podoba mi się pomysł sojuszu, ale Agrest najwidoczniej potrzebuje trochę czasu dla siebie.
— Nie chcę was zmuszać do zaufania tak kruchego w obliczu tych dantejskich scen, to coś, na co trzeba sobie zapracować. Po prostu chciałem się zjednoczyć w myśli z kimś, kto też czuje, że cały świat jest mu wrogi — starałem się uderzyć w czuły punkt, w odpowiedzi otrzymując tylko nieprzyjemne spojrzenie wadery. Przez chwilę wyglądała, jakby nad czymś intensywnie myślała, a później gwałtownie potrząsnęła głową, starając skupić się na swoim rozmówcy.
— Wykonuj rozkazy Agresta. Jestem pewna, że wie, co robi. Walczymy przecież po tej samej stronie, prawda?
Nieprawda.
Zabrnąłem już po prostu zbyt daleko w swoich kłamstwach, aby porzucić to wszystko, co zacząłem. Dlatego właśnie postanowiłem udać się do WWN, aby dokończyć swoje dzieło, najprawdopodobniej po prostu zabijając własne dziecko. Pytacie pewnie, jakie ja mogę mieć dzieci, skoro nawet panna lekkich obyczajów by mnie nie tknęła. Nawet Was to nie obchodzi? Cóż, tak czy inaczej, odpowiem. Cóż, my politycy, czasami tak właśnie odbieramy własne plany i idee, za które jesteśmy w stanie oddać własne życie. Bachory często roztapiają serca swych ojców, prawda? Moje metafory są doprawdy beznadziejne, ale może mimo braku ciętego języka posiadam inne ważne kompetencje?
Delektowałem się swoją podróżą, póki jeszcze dane mi było widzieć jaśniejące słońce. Ktoś kiedyś powiedział, że ta złota, gorąca kula próbuje się do mnie śmiać. Wtedy to ja wyśmiałem tego wilka, a on bezczelnie stwierdził, iż pewnie za bardzo mnie napromieniowało i dlatego tak mi do śmiechu. Wiecie, że 'napromieniowało' rymuje się z 'pojebało'? Teraz już na pewno. A macie świadomość, że wszystkich tu pojebało? Ach, zapewne już od dawna. Odkąd zaczęła się... no właśnie.
Wojna? Czy to jakiś synonim dążenia do celu po trupach?
Pewnie jestem złym bohaterem tej powieści. Chociaż osobiście uważam, że mimo wszystko najlepszym, przepraszając za skromność. Cóż, taki już się urodziłem, że nawet nie próbuję dorównać Słońcu, nie pragnę oświetlać wszystkich wokół, aż udławią się moją wielkością. Czy to od razu skreśla mnie jako przyjaznego wilka, który chętnie opowie Ci bajeczkę o głowie ukręconej sekretarzowi? Dokładnie to samo robi Agrest, tylko on stawia się po stronie tego durnego... dobrego... czasami plątają mi się słowa.
Agrest wielki.
Agrest wszechmocny.
Odwróćcie wzrok, muszę sobie rzygnąć.
Koniec pierdolenia. Czas pokazać, że ten konflikt ma więcej stron niż słaby móżdżek Agresta jest w stanie zliczyć. Móżdżek to chyba nie jest mały mózg...ale wszyscy biologiczni świrowie, jakich znałem prędzej czy później skończyli lub skończą marnie.
Byłem przepełniony gniewem i chęcią zemsty, która sprawiała, że moje kroki były coraz szybsze, a oddech znacząco przyspieszył. Adrenalina pulsowała w moich żyłach, mięśnie twardością przypominały stal. Twarz wyrażała mdłe zobojętnienie, chłodne spojrzenie przeczesywało teren w poszukiwaniu potencjalnego wroga, aby choć na chwilę zdusić groźby natarczywej ostrożności.
Wydawało mi się, że jestem gotowy na wszystko. W rzeczywistości byłem tylko roztrzęsionym szczeniakiem, który bojąc się motyla, udawał większego niż jest.
Jesteś mordercą.
Zawołał głosik, dręczący mnie od dzieciństwa.
Nie.
Głóg zginął słusznie, mając własną krwią przemyć ich ślepia.
Głóg... Głóg... Głóg to mój ojciec!
Teraz byłem już przekonany, że ów głosik wcale nie jest wytworem mojego umysłu.
Młoda wilczyca zagrodziła mi drogę.
W jej oczach prócz morza przytłaczającego bólu dostrzegłem swoje odbicie i poczułem przeszywający mnie chłód, przekuwający boleśnie stykający się z moim rozżarzonym sercem, drgającym na myśl o swoich politycznych planach. Kim naprawdę się stałem?
—Widziałam Cię, kiedy z zimną krwią go zabijałeś, a później podle kłamałeś. Mnie też możesz zabić. Wiem, że i tak nie masz serca dla zwykłych cywili, prawda? — mogłem stwierdzić, że jest tylko buntowniczą gówniarą bez prawa do zabierania głosu. Mogłem spektakularnie zakończyć jej cierpienia i przemyć łapy o plecy jakiegoś innego wpływowego samca. Zamiast wyrafinowanej akcji, o które podejrzewałbym siebie i wysokie poczucie własnej wartości, niedopuszczające swoich błędów i uchybień, gotowe już zaserwować stek wymówek na przystawkę... po prostu zamilkłem, szukając jakby resztek zrozumienia u kogoś, kogo początkowo określiłem jako wroga. W rzeczywistości wróg był ze mną bardziej szczery niż mój przyjaciel Zeus, dążący jedynie do tego, abym rozwalił swój szpetny pysk. A może to już po prostu moja rola na tym łez padole?
Nim zdążyłem odpowiedzieć, odwróciła się, wkrótce pozostawszy jedynie wspomnieniem rozmytym gdzieś pośród mlecznej mgły.
Nie miałem jeszcze planu, co mógłbym powiedzieć do tłumu, który jeszcze ostatnio zdawał się mnie popierać, ale jednak myśl o tym, że ktokolwiek był gotowy wstawić się za mną, sprawiała, że czułem się choć trochę potrzebny. Ruszyłem dalej i miło mi, że mogę wciąż opowiadać, ale w innych okolicznościach moje kroki mogły okazać się ostatnimi w moim żałosnym żywocie. Nie, nie postanowiłem jeszcze skoczyć z klifu, choć z pewnością świat odetchnąłby z ulgą.
Słuch oraz węch strażników tym razem okazał się nieomylny, gdyż naprowadził ich na mój trop. Stanęli na mojej drodze i kiedy myślałem nad dyplomatycznym przywitaniem, otoczyli mnie niczym łowną zwierzynę, patrząc wyzywająco w moim kierunku. Czyżby mnie nie pamiętali? Gdzież są te wilki, których pyski poparły moją przemowę, a ich pełne trwogi serca zalały się nadzieją na nową, lepszą przyszłość?
— Godność - mruknął jeden z wysportowanych basiorów — i cel podróży. Nie wpuszczamy tu włóczęg i szpiegów.
Zdyszana wilczyca dobiegła do swoich towarzyszy i ustawiła się obok mówiącego, przez dłuższą chwilę łącząc fakty. Wzięła głęboki wdech, uważnie analizując zapach docierający do jej nozdrzy. Czas zdawał się dla niej zatrzymać, nie mogąc napatrzeć się na urok wyrazu konsternacji na jej mordce. — Jakieś obiekcje, Opal?
— To Rubid, mój znajomy. Myślę, że możemy puścić go wolno pod warunkiem, że opowie mi trochę o swoich planach. Zostawcie nas samych — puściła do mnie oczko. Nie wierzyłem własnym zmysłom, mimo że całkiem prawdopodobne było spotkanie byłej sojuszniczki w jej rodzinnych stronach. Po prostu nasze drogi rozeszły się już jakiś czas temu, niezbyt pokojowo i nigdy nie byliśmy niczym więcej niż partnerami we własnych interesach, które zwyczajnie przestały się pokrywać.
— Jesteś pewna? Możemy zostać tutaj, aby ochronić Cię w razie, gdybyś była w niebezpieczeństwie - ten sam groźny strażnik, który byłby w stanie mnie zabić, przyjął rolę opiekuńczego ojca.
— Poradzę sobie z nim, gdyby miał plany mi zaszkodzić. Niejedno chucherko posłużyło mi już za worek treningowy. Zaraz do was wrócę — uśmiechnęła się, odpowiadając mu głębokim, również pełnym ciepłych uczuć spojrzeniem.
— Dziękuję —wyszeptałem, gdy pozostali oddalili się na niekrępującą mnie odległość.
—Więc? Co tu robisz? Znów macie zamiar robić swoje beznadziejne eksperymenty i dręczyć wszystkich mieszkańców, nawet w obliczu trudnych czasów, jakie nastały? Wszyscy są teraz nieufni, każdy gotowy do ataku, aby bronić swoich wartości. Co prawda, niektórzy już je zatracili, ale wciąż niechętnie podchodzą do nowych idei. W końcu dobrymi chęciami jest wybrukowane każde piekło.
— Chciałbym się do nich zwrócić w sprawie mojej ostatniej przemowy. Nie pamiętasz jej? — miałem szczerą nadzieję, że przypomni sobie, o czym mówię.
—Yyy... przypominam sobie. Nie sądzę, żeby chcieli cię aktualnie słuchać, mają teraz poważniejsze sprawy na głowie niż życie prywatne Agresta i utracone tereny — przez moją myśl przeszło, że Opal może zwyczajnie perfidnie manipulować mną, ale pozwoliłem temu wrażeniu po prostu odpłynąć, czując, że nie mam siły na dalsze ruchy.
— Ech... właściwie to chciałem, żebyś przekazała im, że myślę o nich, ale postanowiłem dać im wybór pójścia własnymi ścieżkami i nie zostawać inicjatorem kolejnych konfliktów ze względu na ich potencjalną brutalność — zdawałem sobie sprawę, jak nielogicznie brzmią moje słowa, lecz zamiast parafrazować sam siebie w celu doprecyzowania wypowiedzi, westchnąłem ciężko. Miałem nadzieję, że ta rozmowa szybko się skończy i wszyscy odejdziemy w swoje strony.
— Myślę, że masz zbyt wiele emocji do polityki, wiesz? Osobiście sądzę, że nie jest to najlepsza odezwa, ale na twoim miejscu zapewne też nie chciałabym zostawić swoich odbiorców w stanie napięcia, co dalej. Zresztą, nie będę się mieszać w twoją karierę. Obiecaj mi tylko, że szybko stąd znikniesz i nie będziesz robił zbędnego bałaganu — zastanawiając się nad sensem słów Opal, pokiwałem głową, mimo że miałem przeczucie, że nie będę w stanie dotrzymać tego układu.
— Jeszcze raz dziękuję. Miłej pracy, do zobaczenia — chciałem zadać jej tak wiele pytań, ale perspektywa zakopania się pod ziemią w wielkim dole wstydu okazała się bardziej kusząca.
Wspominałem kiedyś, że mam siostrę? Cóż, już wiecie. Zastanawiam się, czy bardzo po mnie płacze. Pominąłem tak ważny szczegół? Wybaczcie, duchy czasami tak mają.
Czekajcie, bo okazało się, że dalej stąpam po tym, pożal się boże, łez padole, po prostu na chwilę mi się przysnęło i się rozmarzyłem. Jeszcze się na mnie jakaś wadera wydarła, że za głośno pierdzę w nocy. Jakby to była moja wina! Kto to w ogóle był? Nymeria? My się przespaliśmy? Ależ ona jest seksowna. I... i... taka władcza! Głowa mnie boli.
Nie chciałem wracać do tych notatek. Pierwszy raz od czterech lat się upiłem i chyba oprócz kilku mokrych wizji niewiele się stało, ale wciąż się sobą brzydzę. Dziwię się, że po tym złożyłem jeszcze względnie zrozumiałe zdania...może to było już kilka godzin po fakcie. Albo kilkanaście? Naprawdę powinienem przestać się kompromitować i nie uprzykrzać już swoją egzystencją życia nieco normalniejszych wilków ode mnie.
Teraz naprawdę idę zwymiotować.
Jestem już trzeźwy, po prostu źle się czuję.
...
...
Dalej tutaj jesteście? Miło mi, kiedy patrzycie, czekając, aż ostatecznie się stoczę. Ostatnio coraz bardziej przytłacza mnie strach, że niedługo dobiegnie mój polityczny kres.
Jak sobie wtedy poradzę? Co się robi w takich sytuacjach? Nie tego uczyli mnie rodzice.
Moja siostra jest dla mnie kimś, kto sprawia, że czuję się lepiej we własnej skórze. Mam kogo chronić, mam za kogoś odpowiedzialność. To piękna, złota w blasku zachodzącego słońca istota o grzywce w kolorze róż nad różanym wodospadem i pięknych okrągłych oczach o tym samym kolorze. Nigdy nie byłem dobry w poezję... poezji... wybaczcie, przynajmniej teraz jestem chociaż szczery.
Moja siostra stała się niedostępna odkąd znalazła własnego basiora.
Pierdolenie.
Mam dość.
Uderzyłem głową o zimną ścianę,
która z taką samą siłą mnie odepchnęła. Poczułem szybkie bicie serca,
które zdawało się zdolne do rozerwania mojej klatki piersiowej. Od
początku życia nic sobą nie reprezentowałem, będąc jedynie ślepym
pionkiem Zeusa. Moje całe życie uczuciowe to tkwiący jeszcze we mnie
nieugaszony żar do wadery zapatrzonej w chabrowego alfę jak w obrazek.
Chciałbym móc się poddać.
Vitale powiedział mi, że choroba Mitriall to moja wina.
Vitale został zabity.
Jakim cudem ja zasługuję na życie, skoro on tylko próbował pomóc?
Zaraz,
próbował pomóc? Cały czas obrzydliwe bawił się jej kosztem. Mieszał w
jej umyśle niczym najwybitniejszy kucharz, przygotowujący wyrafinowaną
truciznę. A teraz uciekł od świata i odpowiedzialności jak zwykły tchórz.
Więc czym jestem? Zwykłym tchórzem, skoro także chcę się poddać?
Vitale
nigdy nie powiedział, że utrzymuje ich relację dla przywilejów z naszej
strony. Nigdy nie przyznał się słownie do swoich zboczeń, do czegoś co
skrywał pod dumnie brzmiącym płaszczykiem nauki. Ile tak naprawdę można
oddać za wiedzę? I tak wilki nie szukają logicznych rozwiązań, a
jedynie tego, co potwierdzi ich wizję świata. Socjaliści, komuniści...
Wszyscy są tacy sami.
A może Mitriall
nie jest wcale chora? Może odkryła w świecie coś, czego my, ślepcy,
przekonani o swoich racjach nie dostrzegamy? Jaki był motyw jej
zabójstwa? Dlaczego cały czas plami swój wizerunek? Może nikt nie
nauczył jej, czym jest ten mistyczny honor. Cóż, któż miał ją tego
nauczyć? Nikt z nas go dawno nie posiada.
Espoir.
Nadzieja. Nadzieja, którą nieustannie w niej zabijaliśmy, kiedy
próbowała wylęgnąć się ze swojego stłamszonego cierniami gniazdka.
Idę. Jestem pajacem, ale wrócę do domu. Zacząłem jak pajac, lecz nie chcę tak skończyć.
Zresztą, na co
ja liczę? Mój głos i tak nigdy nie był usłyszany. Po prostu odbędę karę
za to, że się poddałem, a później błąkałem się bez celu, topiąc się we
własnej beznadziei.
Byłem szczerze zdziwiony tym, że nikt mnie nie
szukał, lecz doszedłem do wniosku, że i tak zapewne wiedzą, gdzie
aktualnie jestem i mają świadomość, że wrócę. Przecież i tak nie mogę
się zbuntować, bo nikt za mną nie pójdzie i skończyłbym zapewne rozcięty
na pół.
— Wróciłeś - przywitał mnie zmęczony głos Zeusa — Jestem z Ciebie zadowolony - na
dźwięk tych słów zadrżałem, będąc pewnym, że to sarkazm. Myślałem, że
nie boję się śmierci tak bardzo, ale teraz nagle odżyło we mnie silne
pragnienie przeżycia. Przecież zmarnowałem okazję naszego życia.
— Wróciłem — odpowiedziałem, a później emocje przejęły nade mną kontrolę i już ani cal mojego ciała nie przypominał dumnego polityka.
— Ja
też czasem zastanawiałem się, czy moje decyzje są uzasadnione. Wydawały
mi się głupie, ale z perspektywy czasu dostrzegłem ich mądrość — szef przerwał, jakby się nad czymś zastanawiając, a głucha cisza zawisła nad nami niczym ostrze — WSC
samo się wykończy. Admirał rośnie w siłę. Nie mam więcej powodów do
interwencji. Oszczędziliśmy Szklankę oraz Irysa, może jeszcze zobaczymy
ich bardziej romantyczną śmierć.
— Skąd ta nagła zmiana poglądów? - —zapytałem, czując jak zalewa mnie fala niepewności. Więc te wszystkie
podchody, intrygi, zamieszanie i tajemnice były warte... nic? Nasze
działania okazały się jedynie żałosnymi, niepowiązanymi w logiczny
sposób epizodami? Straciliśmy swój honor i tyle nerwów... by teraz nic z
tym nie zrobić? To nie brzmiało, jak słowa tego samego napakowanego
testosteronem samca, który mnie tresował na swojego pomocnika, gdy
planował w punktach zniszczenie WSC.
— Mogę Ci zaufać? — nieśmiało pokiwałem głową, wiedząc, że to pytanie
zapewne otworzy jakiś wywód — Sypiemy się. Wiele planów nie wyszło. Holnir oddał się służbie WSJ i... musiałem... Verdum przyznał się do zgwałcenia Mitriall. Później jeszcze... prawie zabiłem ją, moją córkę, próbując pozbyć się jej dziecka - chaotyczna wypowiedź zakończyła się rozpaczliwym piskiem. Pierwszy raz widziałem Zeusa w takim stanie od czasu śmierci jego dziewczyny.
Chyba
pierwszy raz usłyszałem prawdę zamiast steku kłamstw. Nie byłem na to
gotowy, moje uszy prawie się rozdarły, nie będąc przyzwyczajone do
przetwarzania takich informacji, mimo że byłem świadomy treści, jaką za sobą niosły.
— Admirał...
bardzo mi go przypomina, nawet bardziej niż Agrest, mimo że krew tego
pierwszego zmieszana jest jeszcze z jakimiś innymi ochłapami
społeczeństwa. Obawiam się, że też mógłby mi coś odebrać — wyszeptał.
Spojrzałem
w jego zaszklone ślepia. Zeus, mój przyjaciel. Zeus, mój wróg. Zeus,
mały, głupi wilczek, który trochę za daleko poszedł w swojej żałobie. W
rzeczywistości był tylko roztrzęsionym szczeniakiem, który bojąc się
motyla, udawał większego niż jest.
— Co takiego?
— Nie... nie... wiem, ale nie jestem w stanie ciągnąć tego dalej... Nie mogę już się oszukiwać...
Psst
Pewnie, ktokolwiek teraz słucha mojego monologu wypowiadanego w przestrzeń, słyszeliście już wiele o Mitriall.
O tym, że jej wizje spowodowane są alkoholem i manipulacją, może
dotarliście do wersji z kodeiną. Czy kiedykolwiek jednak spodziewaliście
się, że za wiele wizji odpowiedzialny jest jej własny ojciec?
Wykorzystywał do tego swą bezużyteczną w jego oczach moc wcielania się w
ciała zmarłych wilków i przejmowania niektórych ich zachowań. Za jaką
częścią stoi on, a za jaką pozostałe okoliczności, przez które przechodziła wilczyca?
Dlaczego
wybrał postać, która stoi za jego nieszczęściami? Dlaczego w nienawiści niej, wykorzystywał jej wizerunek do zabawy emocjami śledczej?
A może po prostu przeznaczenie było tak silne, że Espoir
musiała po prostu spotkać tego, jednego z wielu szaleńców w
tym świecie i na jej drodze, nawet jeśli nasze umysły są zbyt ograniczone, aby to pojąć?
Coś w sposobie, jakim patrzysz w moje oczy
Nie wiem, czy uda mi się z tego wyjść żywo
<Espoir?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz