- Do jasnej ciemnoty! - złapałem się za głowę - co tu się stało?!
- To... ten wilk. Jest w BARDZO złym stanie - Gaja pokiwała głową z przekonaniem
- Tego typa nic nie zwali z nóg! - krzyknąłem rozgniewany - nie trzeba było udzielać mu pomocy!
- Hiacyncie! - Gaja powiedziała stanowczo - nie poznaję cię.
- I bardzo dobrze! - fuknąłem nieprzyjemnie - za godzinę ma go tu nie być. Bracie! - rzuciłem groźne spojrzenie na Storczyka który przed chwilą odwrócił głowę, starając się nie wtrącać w kłótnie małżeńskie - dopilnujesz aby on zniknął z terenów watahy.
- Toż on potrzebuje naszej pomocy - Storczyk wtrącił niepewnie.
- Nie obchodzi mnie to! Tego szkodnika nikt nie potrzebuje! A żeby go! Żeby go wykręciło!
Popatrzyłem się w stronę Gai.Wadera widząc to, odwróciła wzrok.
- Wyjdź, Hiacyncie! Nie wiem czy pamiętasz, ale ja także jestem alfą. Ten potrzebujący zostanie tutaj, dopóki nie wyzdrowieje. Jestem gotowa wziąć za niego odpowiedzialność, pomimo tego że, jak widzisz, wilk ten nie odzyskał przytomności. Gdy to jednak nastąpi, wątpię by było w stanie ustać na nogach. Storczyku!
- Tak? - mój brat spojrzał poddańczym wzrokiem na Gaję
- Nie masz się czego bać. Każdy potrzebujący tu zostanie, i za każdego ja biorę odpowiedzialność!
Zdziwiłem się. Pierwszy raz odkąd znam Gaję, była tak pewna siebie. Nie bała się nawet sądowej odpowiedzialności za przetrzymywanie zbiega. Powiem więcej: budziła respekt.
- Gaju... - spuściłem głowę
- Wyjdź! - odparła krótko.
- Ale... - zabrakło mi argumentów. Już kierowałem się do wyjścia, gdy nagle coś we mnie pękło.
- Tak być nie będzie!! Albo za dwie godziny go tu nie będzie, albo przyślę siły zbrojne. Miejcie świadomość, że ukrywacie groźnego uchodźcę!
To powiedziawszy, wyszedłem.
<Gaju?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz