Krocząc powoli i cicho, starałem się wyłapać z otoczenia wszystkie sygnały świadczące o obecności jakiegokolwiek zwierzęcia. Zamknąłem oczy, usiadłem i wyciszyłem się. Westchnąłem.
Po chwili, usłyszałem szmer za pobliskim drzewem. Otworzyłem oczy. Moje źrenice rozszerzyły się w ułamku sekundy.Skoczyłem na domniemaną ofiarę. Wydawało się iż wzleciałem w powietrze.
Trudno się przyznać...
Nie umiem latać.
Pomimo tego że posiadam wielkie skrzydła, rzadko ich używam. Potrafię jedynie wzlecieć kilka metrów w powietrze, a po chwili opadam.
Lecąc tak przez około trzy sekundy, miałem dużo czasu na przemyślenia na temat moich skrzydeł. Dalszą część rozmyślań zakłócił nagły i ostry ból.
- Uuuu - odskoczyłem.
-Auuuu! Uuuuuuu! - jęczałem przestępując z nogi na nogę. Wbiłem łapy w ziemię i poczułem ulgę. W tej chwili przypomniałem sobie że tak nie powinien zachowywać się żołnierz, którym przecież byłem.
- Co się stało? - ktoś, kto miał być mą zdobyczą, wyszedł zza drzewa. Spojrzałem na... waderę. Tak, na waderę. Ponieważ była to najładniejsza wilczyca jaką dane mi było do tej pory oglądać. Wadera tym czasem patrzyła się na mnie zdziwionym wzrokiem.
Szybko wyciągnąłem łapy z piasku (w tej chwili zobaczyłem się że to ciernie jałowcowe powbijały mi się w łapy), ukłoniłem się i odrzekłem, miarkując w głowie kim może być wadera.
- Nic... się nie stało - odpowiedziałem - mam nadzieję że nie przeszkodziłem...
<Katio?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz