czwartek, 26 czerwca 2025

Od Talii - "Młoda Krew" cz. 2.1

Talia powiedziałaby, że to miejsce było cudowne, gdyby nie fakt że byłoby przesadzenie. To był ich wcześniejszy dom, który był nieporządny. Watahy wokoło, nawet WSJ, które podobno działało w anarchii  w tym momencie, miały pewien ład. To ich wataha była nieładem. Talia wiedziała też, że jej wyjątkowość – tutaj  nie była taka wyjątkowa. Może i miała dwie łapy więcej niż inne wilki, ale były tu wilki z dwiema głowami, z czterema parami skrzydeł i niewidome wilki, widzące co tylko chcą. To było cudowne, być wśród takich jak ona. Babcia może i też była jak ona, ale babci już na tym świecie nie było.

Umarła staruszka. Ale teraz wszystko było lepiej. Talia mogła zwinąć się rano na ciepłym futrze, pachnącym siostrą i nowym opiekunem. Delta. To była ciekawa osoba. Był cierpliwy, ale jednak stanowczy. Kiedy mówił do swoich pacjentów nikt nie odważał się nawet zaprzeczyć. Krzyki ustawały kiedy tylko rzucił gniewnym spojrzeniem w ich kierunku, a marudzenie na leki kończyło się posłusznym wylizywaniem po nich miski. Basior był wielkości Talii, może trochę większy, ale z pewnością marniejszy mięśniowo. I też karmił je lepiej od siebie. Talia była też zafascynowana jego oczami. Dwa kolory błyszczące w porannym słońcu, kiedy popijał sobie napar z ziółek i oglądał taniec rosy na mchu. Czasami i Talia przysiadała się obok i też zaglądała na to zjawisko. Zdarzało się że wypatrzyła mrówkę albo chrząszcza. Czasem przysiadał się do nich Puchacz. A czasem nawet Sohea.

Właśnie. Sohea. Ona była ciekawa. Chodziła z głową wysoko, pewnym krokiem i nie wahała się mówić co jej się nie podoba. Jak Delta. Było w ich zachowaniach pewne podobieństwo, pewien zapał do tego co kochają. A Sohea kochała biegać i walczyć. Przychodziła z zadrapaniami i nosem ubrudzonym ziemią. Kochała węszyć i myśleć. I Talia sama mogła się teraz w spokoju zastanowić co ona kocha. Bo w domu tego nie było. Cztery miesiące siedzenia w norze nie sprzyjało rozwijaniu jej umiejętności. A tu?

Już była na zajęciach z walki. Były ciekawe, chociaż nie dla niej. Nauczyciel był bardzo wymagający i Talia popłakała się na drugich zajęciach z histerią, że ona wcale nie chce się tego uczyć. Delta powiedział, że musi chociaż trochę, żeby umieć się chociaż trochę bronić, więc Talia chodziła, bo musiała. Dobrze ,że u jej boku była Dalia. Jej siostra zawsze szczekała i gryzła mocniej od niej. I teraz też latała.

Kiedy Dalia szła na swoje zajęcia z latania, Talia miała chwilę dla siebie. Czasem spędzała ją z innymi dziećmi, bawiąc się w różne zabawy, a czasem spacerowała sama. Lubiła długie spacery. Okazało się, że ruch jest jednak czymś dla niej przyjemnym. Ale znacznie bardziej wolała wieczory  z Deltą. Mogła wtedy siedzieć przy kamiennym stoliku i zaglądać na leki i maści. Delta tak zgrabnie tworzył wszystko, z taką łatwością i równowagą. I wszystko pachniało tak znakomicie. I medyk dawał jej też do powąchania zioła i uczył ją tego co sam już wiedział. A Talia chłonęła to.

Jaskinia medyczna stała się jej domem, jej oazą.  Była cudowna, chociaż – jak Dalia słusznie wspomniała – była pełna śmierci. Ale też życia, tak mówił Delta. To tu się wszystko kończy i wszystko zaczyna. Rodzi się i umiera. I Talia była ciekawa, chociaż Delta nie pozwalał im jeszcze za bardzo podchodzić do wilków, które były bardzo chore. Coś, że jeszcze są za małe żeby widzieć śmierć tak bezpośrednio. Tak nago. Dalia wzruszyła ramionami. To ona widziała jak Alia umierał i jak babcia padła na trawę martwa. Talia nigdy nie widziała tego wszystkiego, więc tylko pokiwała na tak. To była zasada. A Talia słuchała się zasad. To zasady trzymały ją przy życiu tak długo. Chociaż zdawało się ,że Delta nie zabiłby ich od razu za złamanie zasady.

Raz Dalia spóźniła się i przyszła po czasie do jaskini. Delta czekał już na nią przy wejściu. Talia była przekonana, że zaraz stanie się coś złego. Za łamanie zasad kary były srogie w domu. Tfu.. w tamtej watasze. To już nie był dom.
—Dlaczego się spóźniłaś? —
—Przepraszam, myślałam, że tą drugą drogą wrócę szybciej, ale się zgubiłam. — Dalia odpowiedziała szczerze. Prawda też zawsze była zasadą w starym życiu.
—Rozumiem. Następnym razem lepiej zaplanuj drogę. — Delta pchnął ją łapą do środka, bardzo delikatnie. Dalia poszła. A potem była kolacja.  Jakby zasady nie miały konsekwencji?

—Oczywiście że są konsekwencje. Ale są one adekwatne do przewinienia. Dalia spóźniła się tylko parę minut. Drobny błąd, nie zna jeszcze terenu tak dobrze. To jest wybaczalne, bo wróciła od razu, przyznała się, przeprosiła. Jakby wróciła w środku nocy byłbym bardzo zły. — Delta wytłumaczył kiedy Talia zapytała przy kolacji.
—Więc … czasem można trochę nagiąć zasady? — Talia dopytała.
—Czasem. Ale jeśli za często się to będzie robić to także i za to są konsekwencje. — Delta był bardzo cierpliwy.
—Rozumiem. — Talia pokiwała głową i kontynuowała jedzenie swojego kawałka zająca.

Następnego dnia uczyli się podstaw z tą dziwną zieloną wilczycą. Czy wilki mogły być zielone? Mogły. Skoro mogły mieć skrzydła i sześć łap? Talia bardzo lubiła zajęcia o naturze, które czasem się pojawiały na tych zajęciach. I ogólnie, fajnie było. Zabawa z innymi szczeniętami też była cudowna. Ale najcudowniejsze były momenty kiedy Talia mogła być sobą, tą śmiałą samiczką. I te momenty kiedy uczyła się medycyny. I szycia! I życia…

Ale spacery też były przyjemne

 

<Dalia?>


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz