czwartek, 27 lutego 2025

Od Xochicoatla - "Śnieg w lecie"

Starałem się pilnować mojej obietnicy, stworzyłem ołtarz dla Yrtrix, chociaż wiele wilków, w tym moja ukochana, patrzyło na mnie krzywo. Nie rozumiałem, dlaczego Massalerauvok tak bardzo się ode mnie odsunęła po cudownym wyzdrowieniu, zupełnie jakby była obcą osobą. Może robiłem coś źle i Yrtrix sprawiała, że wcale mi się nie powodziło w życiu, ale nie wiedziałem, co mogłem źle robić. Próbowałem zmienić ołtarz, kłaść na nim różne rzeczy, ale nic się nie zmieniało, a w sumie Massalerauvok zaczęła się tylko bardziej oddalać. W końcu postanowiłem z nią porozmawiać.
— Moja ukochana, co się dzieje? — zapytałem z uniżoną głową, wręcz się kłaniając przed waderą.
— Ukochana? — Massalerauvok prychnęła. — Nie rozśmieszaj mnie. Zamiast cieszyć się z mojego uzdrowienia, cały czas doglądasz tego ołtarza. Czemu ci na nim tak zależy?
— Ale ja cieszę się! — zawołałem, wyprostowywując się. — Na tym ołtarzu dziękuję bogini, że cię uzdrowiła!
— Żadna bogini mnie nie uzdrowiła, sama wyzdrowiałam. A ty zamiast zajmować się mną, zajmujesz się ołtarzem i boginią, która wcale nie istnieje. Nie zamierzam żyć z kimś takim! Odchodzę.
Patrzyłem, jak odchodziła i cicho płakałem. Nie potrafiłem jej zatrzymać, nawet nie chciałem, wolałem jej dać odejść, bo jeśli naprawdę mnie kochała, z pewnością wróci. Jeśli mnie nie kochała, to niech odejdzie i nam obu to na dobre wyjdzie. Miałem tylko nadzieję, że Yrtrix miała dla mnie jakiś plan, bo na razie wydawało mi się, że od początku mnie oszukiwała.

(Koniec)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz