Lekki i swobodny jak tiul
Welon
Na błękitnym niebie
Boski i spokojny
Nad morzem
Ptak w locie jest królem
Cóż więcej sobie poradzić: Zaczynaj z natchnieniem, kończ z rozmachem. Podążaj za swoimi przekonaniami. Nie staraj się nikomu przypodobać. Znajdź przyjaciół wśród wyznawców wartości, a reszta przyjdzie sama. To tak ładnie brzmi, ale co, jeśli okazuje się, że tak naprawdę nie szuka się przyjaciół, a samotności? Co, jeśli w pewnych kwestiach podświadomość ma ochotę wyznawać nie wartości... a antywartości? Co dzieje się wtedy ze światopoglądem i poglądem na siebie samego?
Jego oczy patrzą
Na szary świat
Jego dusza płacze ze współczucia
W objęciach pięknej samotności
Czekałem długo z opowiedzeniem tego. Dawałem sobie czas, by odnaleźć coś, co mnie definiuje, by umieścić to w niniejszym liście. Odkryć wszystko, to jednak niemożliwe. Nie pozostaje mi nic innego, jak powiedzieć, co mam do powiedzenia dziś, choć będzie to tylko kolejny, niepełnowartościowy ułamek; a potem czekać dalej i uzupełniać monolog o następne ułamki, co jakiś czas, aż do śmierci. Nigdy nie osiągnąwszy ostatniego.
Lekki i delikatny
Aż do łez
To upajające
Móc wznieść się w powietrze
Kiedyś przyszło mi do głowy, że chciałbym mieć dwa życia.
Jedno takie, w którym po prostu czerpałbym z codzienności małe, ulotne radości, nie narzucając na siebie jarzma dalekosiężnych zadań i celów; żyłbym z dnia na dzień, co dzień inaczej. Żyłbym szczęśliwie i dawałbym szczęście. Tyle wspaniałych doświadczeń czekałoby na mnie. Tyle drobnych rzeczy mógłbym zrobić.
A drugie takie, w którym urzeczywistniłbym swój wielki plan; podporządkował mu każdy krok. Zapracowałbym na spełnienie swoich największych marzeń i stworzył coś naprawdę ważnego.
Diamenty księżyca
Na śpiącej wodzie
To twoja droga zdobywcy
Mam tylko jedno życie. Jak więc być sobą i sprawić, by ten ktoś stał się kimś? Pierwsze życie poświęcać się nie chce, drugie życie wymaga poświęcenia. Pierwsze pragnie teraźniejszości, drugie przyszłości. Pierwsze szybuje bez celu na skrzydłach beztroski, drugie do celu wznosi się pod dźwiganym przez siebie ciężarem. Ich zgoda zawsze będzie kompromisem, który wyrywa kawałek z jednego i kawałek z drugiego, tworząc nijaką sklejkę wiecznego niespełnienia.
Niech więc nigdy nie będą zgodne. Wreszcie trzeba wybrać, a potem w tym wystać. Och, Siły Losu. Pozwólcie mi żyć, jak chcę, a ja obiecuję, że nikomu tym szkody nie uczynię.
Będę żyć dobrze ze sobą, by po śmierci życiu pozostawić cokolwiek dobrego.
Twoje oczy chłoną tylko błękit nieba
Lecz ziemia nałożyła na nie łańcuchy
Dawno temu marzyło mi się też, by opowiedzieć jedną, spójną historię, a potem zakończyć ją definitywnie; w końcu nie przerywać niczego w trakcie, a odpowiedzieć na wszystkie pytania i zamknąć każdy z wątków. Już wiem, że nie potrafię i nigdy nie będę potrafił tego zrobić. Życie to zbyt skomplikowane zjawisko. Wraz z wygaśnięciem jednej iskry, znad ogniska zrywa się kolejna, by świecić przez chwilę i zblednąć w świetle swoich następczyń. Dlatego patrząc w ogień, widzimy ponad nim iskry, wiele iskier. Nie sposób więc zakończyć jednej historii, nie widząc zaczątku kolejnej, jeśli bezpowrotnie nie wygasi się żaru. Jako i końcem świata jest tylko... własna śmierć.
Czy jednak naprawdę nie można zakończyć wszystkich historii, nie kończąc świata? Chyba nie; można tylko skazać je na pustkę.
Rzeczywistym kresem historii, a początkiem pustki, jest obojętność. W obojętności giną troska i namiętność. Obojętnością kończy się rozmowę. Przez obojętność zarzuca się plany i tak wszak przestaje się często podejmować ostatnie, nieudane próby.
Setki uczuć przylatują i odlatują, ale nie zostają na dłużej, ani nic po sobie nie zostawiają. Niezależnie od tego, jak bardzo starałbym się oszukać samego siebie, u krańca każdej kolejnej opowieści pustka w końcu wróci.
Po drugiej stronie stoi ratunek. Obsesja.
Obsesja. Przez pół życia gonić za czymś i dyszeć, wmawiając sobie, że najcenniejsza jest sama gonitwa, a potem, osiągnąwszy to w końcu, wmawiać sobie, że na drugie pół życia wystarczy osiągniętego spełnienia.
Obsesja to trucizna, która uzależnia; ogłupia słodyczą, na przemian daje i odbiera siły. Wzburza ognisko i wyrzuca w powietrze ostatnie iskry, dopóki tylko ogień się tli. Ale gdy ogień dogasa, ona potrząsa już tylko zwęglonymi polanami. Wtedy co najwyżej trochę popiołu posypie się wokół.
Twoje oczy widzą tylko błękit nieba
A ziemia skuła twoje skrzydła kajdanami
By zatrzymać cię przy sobie
Bez wyjścia. Bez ucieczki. Jak bowiem uciec od bycia sobą samym? Płakać i krzyczeć, wstać i iść, i iść tak, dopóki nogi nie odmówią posłuszeństwa. Próbować odnaleźć ukojenie w rytmie kroków, lecz nie móc, na grzbiecie przez cały czas niosąc swój niezbywalny ciężar. Iść tak, dopóki żołądek nie przypomni, że jest pusty i należy napełnić go, choć oczy szczypią od łez.
W pewnej chwili zawrócić już nie sposób. Życia zabraknie, by pokonać drogę powrotną i na rozwidleniu ścieżek wybrać inną. Tylko jej widmo pozostaje wyryte w pamięci, jak wypisany w oczach wyrzut sumienia.
U jednego boku obojętność; u drugiego obsesja. Jedna zatrzymuje w miejscu i rzuca na ziemię, druga pogania i ciągnie naprzód, choćby na kolanach.
Tylko co to za życie, z którego chciałoby się uciec?
Nie można nawet powiedzieć, że nieudane, bo nie ma go z czym porównać. Nie można powiedzieć, że złe, bo zawsze może być gorzej. Czym zresztą jest dobro i zło? Pojęciami niewygodnie względnymi. Gdy umrę, moim ciałem pożywią się robaki i jakiś robak może stwierdzić, że to będzie dobre, ale czy nie będzie to, obiektywnie rzecz biorąc, zupełnie bez znaczenia?
Twoje oczy, zapatrzone w błękit nieba,
Ziemia skrępowała łańcuchami
To chyba zaburzenie... taki stan, gdy bardzo chciałoby się być dobrym i mieć czyste serce, ale najniewinniejsze uczucia przyjaciół zapełniają je tylko goryczą. Gdy w głębi duszy wiecznie chce się odejść, zniknąć, gdy obecność uwiera. Gdy ucieka się od bliskich, a ponieważ uciec się nie może, myśli mimowolnie zalewają się wrogością. Żyje się więc samotnie, z pogardą dla całego istnienia, w tym dla siebie samego. Z poczuciem wiecznego niedosytu szuka się przyczyny i odnajduje się w sobie tak wiele osobliwości, że aż czuje się przez to żałośnie szablonowym.
Jak to nazwać, gdy, choć niechęć graniczy z nienawiścią, stara się zawsze działać w imię dobra ogółu, otwarcie nadal pragnąc tylko własnej wygody? Co to za dziwny dysonans, gdy potrafi się poświęcić tę wygodę dla ideałów, które samemu się podważa, lecz nie potrafi się ich porzucić, nie ufając swojemu samolubnemu przekonaniu? Gdy odwzajemnia się uśmiech niczego nieświadomej istoty, równocześnie marząc o jej śmierci i brzydząc się własnymi myślami? Gdy niczemu i nikomu się nie ufa, niczego się już nie rozumie...
Lekki i delikatny
jak światełko życia
Diamenty księżyca
jak krzyk szaleńca
Jak to jest, tak żyć we wiecznym rozdarciu? Codzienne pragnienia walczą z wielkimi marzeniami, obojętność i obsesja ciągną, każda w swoją stronę. Tylko pomyleniec i jego zadania: w trudzie i zwątpieniu próbować czynić świat odrobinę lepszym, jedynie dla własnej satysfakcji.
Twoje oczy widzą tylko
radość
Błękit nieba
radość
Dobry czy zły jest ktoś taki? Chyba ani dobry, ani zły.
Ziemia
radość
Skuje je
radość
Łańcuchami
Tylko jedno zdaje się pewne. Jest okropnie nieszczęśliwy.
Radość
Cdn.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz