środa, 12 lutego 2025

Od C6 - Requiem

Cyborg leżał w wilgotnej, chłodnej jaskini, na gołej skale, już tak przejętej mrozem, że tylko wiosna mogła go ogrzać. Woda kapała rytmicznie na zgaszone ognisko, kilka niedopalonych drew bez szans, by ktoś je dzisiaj rozpalił. C6 zabrakło dziś sił, by wyjść na dwór po chrust, wczoraj również. W zasadzie to nie pamiętał już, kiedy ostatni raz był na dworze. Jego kondycja pogarszała się z każdym dniem. Przeszukiwanie złomowisk przynosiło rezultaty w znajdowaniu części zamiennych do jego mechanizmów, ale nie na tyle, by móc naprawić wszystko na nowo. Nie myślał wcześniej o starości, uważał, że jest ponad to, gdy mógł po prostu wymienić wadliwe części na nowe. Teraz widok rdzy obezwładniającej jego łożyska i powodująca skrzypienie przy każdym kroku napawała go niewyjaśnionym lękiem.


Spojrzał na miejsce, gdzie powinny znajdować się jego tylne łapy. Nadał czół ból w stawach, chociaż obumarłe tkanki już dawno odpadły. Musiał zawieść jakiś system podtrzymywania życia, łącznik przenoszenia energii przez kręgosłup, albo zabrakło paliwa, żeby zasilać te mechanizmy. Martwica zabrała jego nogę, drugą sterczała żelaznym kikutem z kawałka metalowej miednicy. Mógł się już tylko czołgać z miejsca na miejsce, rozdrapując sobie odleżyny na brzuchu.
Nigdy nie wołał o pomoc, wstydził się swojego beznadziejnego stanu. Ostatnie czego chciał to to, żeby inni patrzyli na niego z politowaniem aż do ostatnich chwil jego życia. Jak się użalają, nad nim, nad wielkim umysłem, którego śmierć miała nie dosięgnąć. Nikt więc nie przychodził w odwiedziny. Nie wiedział o jego kondycji. Jakie było jego dziedzictwo? Nie miał rodziny ani potomka, który by o nim pamiętał, któremu przekazałby wszystko co umie. Jak to możliwe, że jego wiedza przepadnie razem z nim? Miał tylko maszyny. Jego mechaniczne dzieci, pozytywki, narzędzia automatyczne, stosy zębatek i mechanizmów poupychanych w każdym kącie jego pracowni. Były piękne, misterne i skomplikowane, mogły robić wszystko tak długo jak znajdzie się łapa zdolna je nakręcić. C6 miał nadzieję, że ktoś znajdzie dla nich użytek, gdy już go tu znajdą, że chociaż one nie przepadną tak beznadziejnie do jego wadliwe ciało.
Jedno pytanie pozostało mu dźwięczące w głowie niczym kościelny dzwon: Jak mnie będą pamiętać?…Czy ktoś w ogóle będzie pamiętać?

I tak umarł robot. Niech żyje ciało, hip hip hura.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz