poniedziałek, 17 lutego 2025

Od Smoły do Rubida - ,,Biegun” cz.3

-Jeśli tam wrócisz, dam sobie łapę uciąć, że nawet cię nie poznają.
-Skąd możesz to wiedzieć?
- Jestem żywym dowodem? Jakbyś miała inne imię, to już zupełnie bym zgłupiała.
-Wiesz, to nawet nie musi być taki zły pomysł...
- Co masz na myśli?
- Daj mi chwilę spokoju, muszę pomyśleć. 

***
- Gdzie znajdę tu jakiegoś posła?- głos Smoły rozbrzmiał w jaskini wojskowej.
Skrzydła wilczycy rozwarły się władczo, jej sylwetka zalśniła w bladym blasku wschodzącego, zimowego słońca wpadającego do wnętrza. Rozejrzała się, strzepując przymarznięty śnieg z kruczoczarnego futra. Wśród krzątających się kilku strażników jeden leniwie podniósł łeb znad kufla.
- Chodzi o Agresta?- Zamlaskał jakiś starszy upity jegomość.- To pewnie trzeba szukać u niego w domu.
- Alfa? Cóż…może nie uznać mojej sprawy za dość istotną. A nie ma nikogo poniżej?
- Ktoś widział ostatnio Rubida?- Inna wilczyca rzuciła w grupkę wilków. - On może pasować do potrzeby, jeśli nie jest zbyt wielka.
Miły dla ucha głos, chociaż nie znała imienia właścicielki. Miała jedną łapę czarną, co ciekawie kontrastowało z resztą jej białego futra.
- Rubid, jasne.- Smoła nie poznała jeszcze zbyt wielu osobiście, jest na to zdecydowanie za młoda. Do tego czasu trzymała się raczej ze swoimi równolatkami.
- Powinien tu niedługo być, taki brązowo biały, śmieszne umaszczenie.- Strażniczka próbowała jeszcze zagadać waderę, ale ta już wybiegła z jaskini wojskowej.
Podpytując jeszcze kilka dobrych dusz, mogła zlokalizować, gdzie potrzebny jej poseł mieszkał. Wejście nie wyglądało zbyt zapraszająco, biło z wnętrza nienaturalnym chłodem, ale możliwe, że to tylko jej uprzedzenia. Nigdy nie lubiła mieszać się w politykę.
- Dzień dobry, zastałam w domu Rubida?
Rozejrzała się po jaskini, ale żywej duszy brak. Usłyszała ciche chrząknięcie w głębi ciemności. Jej wzrok zdołał wypatrzeć niewyraźną sylwetkę, chociaż nadal nie przyzwyczaiła oczu do mroku. Wyprostowała się dumnie, przywdziewając poważną minę. Musiała udać pełen profesjonalizm, pomimo iż takie negocjacje to zupełna nowość. Niezbyt również przepadała za politykami. Uważała ich za śliskich i jadowitych, ale równie istotnych w ekosystemie co bogu ducha winne węże. W końcu zdobyła się na kilka krótkich frazesów.
- Potrzebuję porady. Jest pewna wataha na północy, za górami. Potrzeba mi mediatora.
- Mediatora mówisz…-Wilk jakby mamrotał albo trzymał coś w zębach. Czy on …myje zęby?
- Tak, to poważna sprawa. Chodzi o aneksję naszego wilka. Jej rodzina jest tutaj i niemądrze zrobiła, dołączając tam. Ma na imię Katarakta, jest naprawdę niedojrzała i lekkomyślna, ale to jeszcze dziecko.- Mruknęła ciszej.- Tamta wataha również nie jest skora ją żegnać. Mówią, że zainwestowali w nią sporą część zimowych zapasów i grabieżą byłoby ją zabierać po tym wszystkim. Chcą czegoś w zamian. Wilka za wilka. Zaproponowali…- Zacięła się. - potomka, ale to przecież jest niedorzeczne, ona ma dopiero 2 lata i jeszcze mleko pod nosem, jak miałaby teraz im szczeniaka…to ich prawo jest niedorzeczne.- Ostatnie słowa wysyczała przez zaciśnięte zęby.
Usłyszała chrapliwy śmiech i wilcze kroki.
-Musi być jakiś kruczek w tym całym prawie, jakieś wyjście, prawda?

((˵ ͡° ͜ʖ ͡°˵)?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz