czwartek, 21 listopada 2024

Od Xiva – "Krew jest gęstsza od śmierci" cz.1

Teraz, gdy sierociniec był już pusty, bo wszystkie szczeniaki przyprowadzone przez Wayfarera i Almette wyrosły, Variaishika zdawał się nie wiedzieć, co ze sobą zrobić. Kręcił się z miejsca do miejsca, pozostając w okolicy fizycznego sierocińca, czasem, gdy został o to poproszony, to komuś pomógł. Xiv widziało to zachowanie i nie mogło pozbyć się wrażenia, że już je kiedyś spotkało.

A, tak. Jeno tata, Paketenshika, zachowywał się tak samo, gdy jego trójka kamiennych dzieci wyrosły i nie miał już kim się opiekować. W końcu ktoś zaproponował, by rudzielec założył przedszkole i basior przestał się boczyć. Przedszkole było otwarte zarówno dla wilków, jak i dla lisów i swoje szczeniaki mógł przyprowadzić każdy, kto z jakiegoś powodu nie mógł przez dłuższy czas się nimi zajmować.

Tutaj, w świecie żywych, gdzie zasady były bardziej rygorystyczne, a szczeniąt było znacznie mniej, Vari nie miał jak założyć takiego przedszkola. Już sam fakt, że miał pod sobą sierociniec, był dużym plusem dla jego opiekuńczej osobowości, ale szczenięta nie rodzą się regularnie przez cały rok, a tym bardziej nie są regularnie porzucane. Zazwyczaj znalazła się chociaż jedna osoba, która mogła się takim szczeniakiem zająć, tak jak miało to miejsce w przypadku Yolotla.

Nie mając lepszego pomysłu, atramentowy basior postanowił zaproponować swojemu starszemu bratu wycieczkę poza tereny Watahy Srebrnego Chabra, by i on być może przestał się dąsać. A przynajmniej przestał się dąsać tak bardzo, bo z perspektywy wilka, który nigdy nie miał zapędów macierzyńskich, takie zachowanie wydawało się ździebko żałosne.

– Hej, Vari? – zagadało, siadając obok rudego wilka. Ten nie podniósł się na nogi, wciąż uparcie leżał na boku, wyciągnięty i udający śpiącego. Xiv dobrze wiedziało, że Vari nie sypia za dnia, a jak już to tylko w wyniku zaspania na rano. Było południe. – Tak sobie myślałom… Mamy sobie dużo do poopowiadania, ja o rodzicach, ty o życiu śmiertelnym, a jakoś tak nigdy nie mamy kiedy spędzać ze sobą czasu. Nie chciałbyś może… udać się ze mną na przygodę? Taki spacerek poza tereny Srebrnych Chabrów. Chętnie bym zobaczył, jak bardzo świat śmiertelników różni się od zaświatów.

– A różni się czymś? – mruknął rudy na wydechu, nie będąc w stanie normalnie rozmawiać w swojej obecnej pozycji.

– O dziwo, tak. Przede wszystkim istoty się tu starzeją, u nas tego nie ma.

– Ty się zestarzałeś, nie?

– Nie, właściwie to nie – przyznało Xiv. – Z kamienia wyszłom praktycznie dorosły, tylko trochę mniejszy. To samo siostry.

Na ostatnie słowo Variaishika podniósł w końcu głowę i nawet zużył swoją cenną energię, by spojrzeć na młodsze rodzeństwo. Wygiął się przy tym w koci sposób, wykręcając kręgosłup pod zazwyczaj niemożliwym dla psowatych kątem.

– Jakie one są? Nasze młodsze siostry?

Xiv zastanowiło się chwilę, przypominając sobie obrazy z przeszłości, jak bawiło się z kamiennymi bliźniaczkami, jak w trójkę dostawali reprymendę od taty, podczas gdy ojciec stawał po ich stronie. Albo dostawali reprymendę od ojca, i to tata wtedy ich bronił. To były piękne czasy, za którymi Xiv tęskniło, ale zgodziło się na zostawienie tego za sobą, gdy przeniosło się do świata żywych. Mając wspomnienia przed oczami, basior zaczął opisywać odległą rodzinę.

– Rifka wygląda jak ty, ale ma trzy ogony, żółte oczy jak moje i nie ma włosów, a tylko sterczące futro. Ma też plamy w kształcie piorunów na barkach. Jest wesoła, często się uśmiecha i bardzo fascynują ją ryby. Naida wygląda z kolei jak ja, ale z jednym ogonem, twoimi kolorowymi oczami i długimi, czarnymi włosami. Też jest wesoła, ale jest głośniejsza, dużo się śmieje i nie potrafi zainteresować się czymś na dłużej niż jeden dzień. Właściwie to wyglądają jak młode, dziewczęce kopie naszych rodziców.

– Żadna z nich nie przypomina Pinezki?

– Nie, ale… – Xiv się zawahało. – Szaman powiedział, że ma krople na jeszcze jedno szczenię, ale są one nieco inne od wcześniejszych. Wykonane z innych materiałów. Opowiadał, jak nauczył tej techniki swoją uczennicę, białą waderę z jelenimi rogami. Według taty to mogła być ta sama, która stworzyła eliksir, z którego jest Pinezka. Jeśli się zdecydują i szaman się zgodzi, spróbują stworzyć jeszcze jedno dziecko i może okazać się, że będzie wyglądać jak Pinia.

Vari skrzywił się na wypowiedziane słowa. Jego oczy nabrały wyblakłych, ciepłych barw.

– Nie za dużo tych dzieci?

Xiv wzruszyło ramionami.

– Powstrzymaj geja, który zawsze chciał być matką. A swoją drogą, odzywa się wilk, który miał dwadzieścia cztery szczeniaki pod opieką i jeszcze mu mało.

Rudzielec położył z powrotem głowę na zimnej ziemi. Ruch ogonów wskazywał, że kąśliwa odpowiedź niekoniecznie mu się podobała, ale nie mógł jej zaprzeczyć. Wziął głębszy oddech.

– Pójdę z tobą – powiedział na wydechu. – Nie wiem, gdzie, ale pójdę. Potrzebuję czasu dla siebie.

CD. Variaishika

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz