poniedziałek, 18 listopada 2024

Od Bleu - "Wątpliwości" cz. 22

Ciche szuranie odbiło się od ścian. Bleu przesunął łapą po gładkim papierze. Jego niestandardowa wielkość zapewniała równie wielką niepewność. Cienki drewniany wytwór był niczym szklana ozdóbka w kopytach dzika. Bleu musiał się nieźle namęczyć aby najpierw w ogóle je zrobić. Dni i noce ciężkiej pracy nie mogły pójść teraz na marne. Około dwudziestu takich kartek właśnie zostało włożone we wcześniej przygotowaną okładkę, która miała utrzymać je stabilnie w miejscu, aby potem zostać zapełnione pełnym, dawnym i teraźniejszym spisem wilków. A przynajmniej tych, których dane ostały się po pożarze jaskini alf za czasów nie tak dawnej wojny. To nie tak, że Bleu mógłby ją pamiętać. Poszczęściło mu się, że urodził się za czasów względnego spokoju. Poza tym, jego stanowisko było raczej bezpieczne, nawet podczas naborów. Rzemieślnicy w końcu tak pięknie wyrabiali nie tylko kartki i okładki do książek. Nie tylko ubrania, prawda? Bleu na swoim kącie miał także metalowe przedmioty. Co prawda te wymagały niezłego krążenia i kombinatorstwa, ale swój młotek zrobił. Ten sam młotek, którym teraz kulturalnie przybijał sznury do kartek, zalewając je żywicą, aby wszystko ładnie weszło na swoje miejsce.
—Chyba coraz lepiej mi idzie. — zza jego pleców odezwał się młody basior, który na starej obszarpanej kartce malował piórkiem literki. Używał do tego jakiejś starej farby. Nic trwałego, co mogłoby się przydać. A jednak do ćwiczeń się nadawało. Bleu zerknął znad swojej wielkiej pracy i uśmiechnął się.
—Z pewnością. Piszesz lepiej ode mnie! — Rzemieślnik zaśmiał się, uderzając młotkiem raz jeszcze i ciągnąc lniany sznur od drugiej strony. —Właźże na swoje miejsce! — burknął do niego sfrustrowany.
—Czy ja wiem. — Dally odetchnął ciężko nad swoimi bazgrołami. — Nie sądzę, że dałem radę cię przegonić. —
—Aj! Dajesz sobie za mało wiary.  Jak tylko skończę to będziesz pisał po okładce. —
—Ale to twoja praca! — Dally upuścił piórko na ziemię, jego oczy wielkie i przerażone.
—Nie mówię że masz od razu żłobić w skórze. — zaśmiał sie basior naciskając całą swoją wagą na następny kawałek materiału, który naciągał na liny z trudem, aby zabezpieczyć kartki przez rozlewem żywicy kiedy będzie schła. — Namalujesz mi szkic. Białą farbą, ładnym pędzlem. Jak ci się nie uda łebku to i zmazać można. —
—Można? —
—Rzemieślnik nie artysta, nie rzeźbiarz. Wszystko da się zmazać i poprawić. — Bleu stęknął naprężając mięśnie. — Prawie. Ale to czego się nie da robię od lat z wprawą. A jak się zepsuje to się robi od nowa. Żaden koniec świata. —
—Mogę… spróbować więc. —
—Na pewno spróbujesz. Jeszcze chwila, a będziesz miał rok. Czas wybrać sobie miejsce, nie? —
—Prawda. Ale ja się czuję tak niegotowy. — Dally oparł się głową o czerwone literki, które łaskawie pozostawiły po sobie ślady na jego futrze. — Moja siostra wie już doskonale, że będzie biegać. To samo Szpak. Część dzieci odchodzi w ogóle. Daleko. Sam się waham czy nie iść. —
—Ale zdaje się, że… — Bleu w końcu odetchnął i przysiadł sobie. Kawałek materiał leżał naciągnięty i napięty tam gdzie powinien. — coś cię tu zatrzymuje. —
—Przywiązałem się. Miło było mieć w końcu stałe miejsce do zatrzymania się, kogoś kto o ciebie zadbał i przyjął jak do siebie. Nie wszyscy to czuli, niektórzy po prostu chcą już uciekać. —
—Są ciekawi świata. —
—Ale… zostawiają rodzinę w tyle. Tak bez miłości, bez wyrzutów. — Dally uniósł się z oparcia, pół jego pyska w czerwonych smugach, powodując że Bleu parsknął śmiechem w jego kierunku.
—Niekoniecznie. To że idą nie znaczy że nie kochają swojej rodziny. To może znaczyć tyle, że to życie, które kocha ich rodzina nie jest dla nich. Rodzimy się inni. Lubię myśleć, że ja urodziłem się jako domownik. Ja lubię siedzieć u siebie i wziąć okazjonalny spacer. Masz też takiego Anubisa. On nie ma domu, ale nigdzie nie idzie. Jest duszą pełną myśli i uśmiechu. I był też pewien Wayfarer. Nie znałem go, wiesz. Ale podobno kochał swoją rodzinę bardziej niż kogokolwiek, ale duszę miał wolną. I nie sposób było zagłuszyć  chęć podróży. To trochę jakby wołało cię coś ze środka, a bolało jak nie słuchasz. —
—A co jak woła cos bezsensownego? —
—Bezsensownego? Nie ma rzeczy bezsensownych. Wszystko ma sens jeśli mu ten sens umiesz nadać. A tego się trzeba nauczyć, a teraz chodź. Pomóż mi, przeniesiemy to cudo na kamień, niech schnie w słońcu, póki to jeszcze jest. —

Zastanawiające były te noce. Niby to nie chłodne, niby nie ciepłe, a jednak z takim jakimś zaskakującym napięciem.
—Wiercisz się. — Bleu mruknął, jedno oko już zamknięte. Myszka fuknęła pod nosem i poprawiła się raz jeszcze.
—Spać nie mogę dzisiaj. —
—Za mało biegania? — Bleu przygniótł ją łapą, porywając pod siebie. Samiczka pisnęła i ze śmiechem próbowała go z siebie zdjąć. Może z założenia byłoby to proste dla biegacza, w końcu Myszka wyrobiła sobie porządny mięsień od tego ciągłego treningu jaki sobie wydawała na polowaniach. A jednak, Bleu miał od córki więcej siły, nawet nie dlatego że był starszy, a że tyle robił z drewnem. Jak się nie ma telepatii to mięśnie robią się zaskakująco twarde i silne przy takich to wybrykach. Więc Myszka poddała się i rozłożyła łapy przed siebie, przygnieciona przez ojca. Oboje chichotali pod nosami, udając naburmuszonych.
—Biegania było dobrze, wystarczająco. Upolowaliśmy dzisiaj jelenia, coś rzadkiego. Częściej zdarzają się jakieś sarny, może czasem dzik. Ale jeleń, pełen taki do tego, poroże piękne, bogate. A no, I Saroe wpadła, znalazła poroże łosia po drodze. —
—Mymm.. Więc co cię trapi? —
—Co mnie trapi? To jest dobre pytanie, bo nie wiem. — Myszka odetchnęła z udawaną ulgą kiedy Bleu położył sie obok niej.
—Jak nie polowanie… to miłość? —
—Może. Chociaż.. idzie mi z Irysem raczej dobrze. Ja wiem.. on jest wiele lat starszy, ale nadal jest… fajnie. —
—Wiek nie do końca ma znaczenie, wiesz. Tak długo jak ci z nim dobrze. —
—Wiem, wiem. Ty to być się nawet ptakiem cieszył gdybym  tylko była szczęśliwa. —
—Nie ty pierwsza w rodzinie. — Bleu zaśmiał się. A Myszka tylko spojrzała na niego kątem oka zaskoczona.  —W każdym razie. Może idzie dobrze, aż szukasz dalej. Może to następny krok? —
—Ale że co? Ślub. Na to raczej za wcześnie. Nie wiem też czy chcę. Irys też raczej się miga. To tak… tak się wiązać. Zawsze mówisz, że my to takie bardziej wolne dusze. —
—Wolne nie znaczy, że nie możecie się pobrać. Ale ja nie o tym, skarb. —
—A o czym? O seksie? To już było. —
—Emm.. Tego wiedzieć nie musiałem. — Bleu zaśmiał się pod nosem. —Myślałem nad mieszkaniem. —
—M… Mieszkaniem? — Myskza zawahała się. Na chwilę zapadła cisza. Noc wdarła się do środka, jej słodkie noty i śpiewy wchodząc pomiędzy nich z radością, aby pochwalić się swoimi własnymi harmoniami.
—Jak pomijamy ślub, to przecież to jest następny krok, tak? Niektórzy mieszkają zanim się pobiorą. —
—Mieszkanie. — i Myszka położyła się, jej oczy wbite w wyjście, dopóki nie zamknęły się porwane przez senność. Samica zapadła w niespokojny sen, z myślą o przeprowadzce. Przerażała ja wizja opuszczenia domu, ale spanie na jednym futrze z Irysem  brzmiało naprawdę przyjemnie.

—Czyli.. bardziej ozdobnie? — Dally dmuchnął na pędzelek, biała farba ledwo trzymająca się sierści , z której był zrobiony.
—Tak. Leć na całość, pokaż co potrafisz! — Bleu nachylił się za nim. Dzieciak zaczynał już go przerastać. Ciężko było uwierzyć, że już tak wyrośli. Cała trójka, czasem do niego wpadali, czy to nauczyć się pisać czy pobawić z Jałonką. Jak inne dzieciaki, Jak Szpak czy Barwinka z Dziewanką. A teraz? To już był młody basior, zwinnie przebierający łapą w pełnym skupieniu nad kolejnymi literami w wielkim napisie: Spis powszechny, robiąc go naprawdę pięknym. Dzieciak miał wrodzony talent, a może po prostu się wyuczył?
—Zastanawiałeś się już kim chciałbyś zostać? — Bleu mruknął do niego przemieszczając się do następnego, na razie dołożonego projektu. Metal, jego „ulubione” zajęcie, patrzyło na niego z błyskiem nienawiści na lśniącym grzbiecie.
—Nie bardzo. Może mógłbym dołączyć tutaj do ciebie? — Dally sapnął, jego łapa ścierając literę P raz po raz.
—Możnaby spróbować, chociaż czy ja wiem czy się nadasz. Bardziej z ciebie artysta niż rzemieślnik.—
—Ale… ozdabiam przecież. —
—Niewiele mam książek, które należy tak adorować pięknym pismem. Większość czasu to bicie młotkiem, tkanie lin i targanie drewna na opał i więcej drewna na projekty. Z to drzew trzeba wybrać i ściąć , albo skraść. —
—Jak te kartki? —
—Te kartki to wiele krwi mi napsuły, ale sam je uczyniłem, więc nie są tak białe jak te co Ci od WWN przynoszą na talerzyku często. —
—Może rzeczywiście się nie nadam. Ale nie wiem gdzie indziej miałbym iść. Pozwolili mi polowania spróbować i nie poszło. Nie moja bajka. W wojsku też z bratem byłem, ale tam nie moje miejsce też. Mówi, że za miękki jestem. —
—Bo jesteś, ale dla nich to wada, dla artystów zaleta. Każdy będzie ci to widział jako co innego. — Bleu właśnie targał kawał drewna zabierając się za opalanie z niego kory. Dally spojrzał tylko na to jak sprawnie i z jaką siłą Bleu to robił i wrócił do swoich literek zrezygnowany. To rzeczywiście nie było miejsce dla niego, zawsze otwarte i przyjazne, ale nie do tej pracy był stworzony. Nie miał cierpliwości i siły aby się tak wysilać i uczyć fachu, który wymagał tak wiele umiejętności. Pisane było jego ulubionym zajęciem, ale kto potrzebowałby wilka, który umie pisać. Na co to się zda?
—Nie wiem co ze sobą zrobić i gdzie pójść. Politykiem nie zostanę, bo nie umiem mówić. Kłamać może trochę, ale… to krępujące tak kłamać innym. Strategiem byłbym złym, bo to jak żołnierka, trzeba się na tym znać. W wojsku w ogóle nie powinno mnie być. —
—To wykreśla ci wiele zawodów. — Bleu uśmiechnął się do niego rzucając klocek na bok i biorąc się za następny. Kora skrzeczała pod ogniem odchodząc płatami jak skóra zdejmowana ze zdobyczy przez wieloletniego łowcę. — Może coś bardziej z ruchem. Aktor? —
—Nie czuję się w tym. Uczenie się linijek i przedstawianie dla innych kiedy robię to ciągle i ciągle. Już i tak nie czuję się sobą, trudno wtedy poczuć się kimś innym. —
—To może… hymn… Coś w nauce? —
—Uczyć szczeniaki? Nie wiem. To chyba plan B jak nic mi innego nie wyjdzie, ale wolałbym nie. Czego miałbym w końcu uczyć. Pisać? Nie ma takiego nauczyciela. Na historii się nie znam, z polowania jestem łeb, medycyna leży i kwiczy. —
—Jaskinia medyczna ma TYLE — Bleu machnął łapą nad głową. — Miejsc. Słyszałem, że stracili medyka teraz i ich tam dwoje na tyle nas i nie tylko nas.—
—Z medycyny jedyne co wiem to że trujący bluszcz swędzi jak się za mocno pod sierść go włoży. Obawiam się, że ze mną to by tylko wolniej praca szła. Potrzeba im kogoś kto by wiedział co robi, nawet odrobinę. —
—Możesz podpytać Agresta co mają wolne.—
—Pytałem, mówili że na mordercy, ale ja nie mam w sobie tej siły co by zabić. Otwarte też jest właśnie nauczyciela, ale to same co ja.. nie do końca się nadaję. W jaskini medycznej, ale to ja tam też na nic im. W szeregowcach zawsze mają miejsce, ale nie dla mnie. Polowanie skreśliłem dawno. Więc … gdzie moje miejsce? Nie mogę go znaleźć. — wilk z żalem odetchnął.
—to ja podpytam, co ty na to. Znajdziemy ci coś. —
—Dzięki, ja… Chciałbym przynależeć gdzieś w końcu nie tylko z czystej iluzji. — mruknął dostawiając piękną kropkę nad i.

 

<CDN>


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz