Ciche szuranie odbiło się od ścian. Bleu przesunął łapą po
gładkim papierze. Jego niestandardowa wielkość zapewniała równie wielką
niepewność. Cienki drewniany wytwór był niczym szklana ozdóbka w kopytach
dzika. Bleu musiał się nieźle namęczyć aby najpierw w ogóle je zrobić. Dni i
noce ciężkiej pracy nie mogły pójść teraz na marne. Około dwudziestu takich
kartek właśnie zostało włożone we wcześniej przygotowaną okładkę, która miała
utrzymać je stabilnie w miejscu, aby potem zostać zapełnione pełnym, dawnym i
teraźniejszym spisem wilków. A przynajmniej tych, których dane ostały się po
pożarze jaskini alf za czasów nie tak dawnej wojny. To nie tak, że Bleu mógłby
ją pamiętać. Poszczęściło mu się, że urodził się za czasów względnego spokoju.
Poza tym, jego stanowisko było raczej bezpieczne, nawet podczas naborów.
Rzemieślnicy w końcu tak pięknie wyrabiali nie tylko kartki i okładki do
książek. Nie tylko ubrania, prawda? Bleu na swoim kącie miał także metalowe
przedmioty. Co prawda te wymagały niezłego krążenia i kombinatorstwa, ale swój
młotek zrobił. Ten sam młotek, którym teraz kulturalnie przybijał sznury do
kartek, zalewając je żywicą, aby wszystko ładnie weszło na swoje miejsce.
—Chyba coraz lepiej mi idzie. — zza jego pleców odezwał się młody basior, który
na starej obszarpanej kartce malował piórkiem literki. Używał do tego jakiejś
starej farby. Nic trwałego, co mogłoby się przydać. A jednak do ćwiczeń się
nadawało. Bleu zerknął znad swojej wielkiej pracy i uśmiechnął się.
—Z pewnością. Piszesz lepiej ode mnie! — Rzemieślnik zaśmiał się, uderzając
młotkiem raz jeszcze i ciągnąc lniany sznur od drugiej strony. —Właźże na swoje
miejsce! — burknął do niego sfrustrowany.
—Czy ja wiem. — Dally odetchnął ciężko nad swoimi bazgrołami. — Nie sądzę, że
dałem radę cię przegonić. —
—Aj! Dajesz sobie za mało wiary. Jak
tylko skończę to będziesz pisał po okładce. —
—Ale to twoja praca! — Dally upuścił piórko na ziemię, jego oczy wielkie i
przerażone.
—Nie mówię że masz od razu żłobić w skórze. — zaśmiał sie basior naciskając
całą swoją wagą na następny kawałek materiału, który naciągał na liny z trudem,
aby zabezpieczyć kartki przez rozlewem żywicy kiedy będzie schła. — Namalujesz
mi szkic. Białą farbą, ładnym pędzlem. Jak ci się nie uda łebku to i zmazać
można. —
—Można? —
—Rzemieślnik nie artysta, nie rzeźbiarz. Wszystko da się zmazać i poprawić. —
Bleu stęknął naprężając mięśnie. — Prawie. Ale to czego się nie da robię od lat
z wprawą. A jak się zepsuje to się robi od nowa. Żaden koniec świata. —
—Mogę… spróbować więc. —
—Na pewno spróbujesz. Jeszcze chwila, a będziesz miał rok. Czas wybrać sobie
miejsce, nie? —
—Prawda. Ale ja się czuję tak niegotowy. — Dally oparł się głową o czerwone
literki, które łaskawie pozostawiły po sobie ślady na jego futrze. — Moja
siostra wie już doskonale, że będzie biegać. To samo Szpak. Część dzieci
odchodzi w ogóle. Daleko. Sam się waham czy nie iść. —
—Ale zdaje się, że… — Bleu w końcu odetchnął i przysiadł sobie. Kawałek
materiał leżał naciągnięty i napięty tam gdzie powinien. — coś cię tu
zatrzymuje. —
—Przywiązałem się. Miło było mieć w końcu stałe miejsce do zatrzymania się,
kogoś kto o ciebie zadbał i przyjął jak do siebie. Nie wszyscy to czuli,
niektórzy po prostu chcą już uciekać. —
—Są ciekawi świata. —
—Ale… zostawiają rodzinę w tyle. Tak bez miłości, bez wyrzutów. — Dally uniósł
się z oparcia, pół jego pyska w czerwonych smugach, powodując że Bleu parsknął
śmiechem w jego kierunku.
—Niekoniecznie. To że idą nie znaczy że nie kochają swojej rodziny. To może
znaczyć tyle, że to życie, które kocha ich rodzina nie jest dla nich. Rodzimy
się inni. Lubię myśleć, że ja urodziłem się jako domownik. Ja lubię siedzieć u
siebie i wziąć okazjonalny spacer. Masz też takiego Anubisa. On nie ma domu,
ale nigdzie nie idzie. Jest duszą pełną myśli i uśmiechu. I był też pewien
Wayfarer. Nie znałem go, wiesz. Ale podobno kochał swoją rodzinę bardziej niż
kogokolwiek, ale duszę miał wolną. I nie sposób było zagłuszyć chęć podróży. To trochę jakby wołało cię coś
ze środka, a bolało jak nie słuchasz. —
—A co jak woła cos bezsensownego? —
—Bezsensownego? Nie ma rzeczy bezsensownych. Wszystko ma sens jeśli mu ten sens
umiesz nadać. A tego się trzeba nauczyć, a teraz chodź. Pomóż mi, przeniesiemy
to cudo na kamień, niech schnie w słońcu, póki to jeszcze jest. —
Zastanawiające były te noce. Niby to nie chłodne, niby nie
ciepłe, a jednak z takim jakimś zaskakującym napięciem.
—Wiercisz się. — Bleu mruknął, jedno oko już zamknięte. Myszka fuknęła pod
nosem i poprawiła się raz jeszcze.
—Spać nie mogę dzisiaj. —
—Za mało biegania? — Bleu przygniótł ją łapą, porywając pod siebie. Samiczka pisnęła
i ze śmiechem próbowała go z siebie zdjąć. Może z założenia byłoby to proste
dla biegacza, w końcu Myszka wyrobiła sobie porządny mięsień od tego ciągłego
treningu jaki sobie wydawała na polowaniach. A jednak, Bleu miał od córki
więcej siły, nawet nie dlatego że był starszy, a że tyle robił z drewnem. Jak
się nie ma telepatii to mięśnie robią się zaskakująco twarde i silne przy
takich to wybrykach. Więc Myszka poddała się i rozłożyła łapy przed siebie,
przygnieciona przez ojca. Oboje chichotali pod nosami, udając naburmuszonych.
—Biegania było dobrze, wystarczająco. Upolowaliśmy dzisiaj jelenia, coś
rzadkiego. Częściej zdarzają się jakieś sarny, może czasem dzik. Ale jeleń,
pełen taki do tego, poroże piękne, bogate. A no, I Saroe wpadła, znalazła
poroże łosia po drodze. —
—Mymm.. Więc co cię trapi? —
—Co mnie trapi? To jest dobre pytanie, bo nie wiem. — Myszka odetchnęła z
udawaną ulgą kiedy Bleu położył sie obok niej.
—Jak nie polowanie… to miłość? —
—Może. Chociaż.. idzie mi z Irysem raczej dobrze. Ja wiem.. on jest wiele lat
starszy, ale nadal jest… fajnie. —
—Wiek nie do końca ma znaczenie, wiesz. Tak długo jak ci z nim dobrze. —
—Wiem, wiem. Ty to być się nawet ptakiem cieszył gdybym tylko była szczęśliwa. —
—Nie ty pierwsza w rodzinie. — Bleu zaśmiał się. A Myszka tylko spojrzała na
niego kątem oka zaskoczona. —W każdym
razie. Może idzie dobrze, aż szukasz dalej. Może to następny krok? —
—Ale że co? Ślub. Na to raczej za wcześnie. Nie wiem też czy chcę. Irys też
raczej się miga. To tak… tak się wiązać. Zawsze mówisz, że my to takie bardziej
wolne dusze. —
—Wolne nie znaczy, że nie możecie się pobrać. Ale ja nie o tym, skarb. —
—A o czym? O seksie? To już było. —
—Emm.. Tego wiedzieć nie musiałem. — Bleu zaśmiał się pod nosem. —Myślałem nad
mieszkaniem. —
—M… Mieszkaniem? — Myskza zawahała się. Na chwilę zapadła cisza. Noc wdarła się
do środka, jej słodkie noty i śpiewy wchodząc pomiędzy nich z radością, aby
pochwalić się swoimi własnymi harmoniami.
—Jak pomijamy ślub, to przecież to jest następny krok, tak? Niektórzy mieszkają
zanim się pobiorą. —
—Mieszkanie. — i Myszka położyła się, jej oczy wbite w wyjście, dopóki nie
zamknęły się porwane przez senność. Samica zapadła w niespokojny sen, z myślą o
przeprowadzce. Przerażała ja wizja opuszczenia domu, ale spanie na jednym
futrze z Irysem brzmiało naprawdę
przyjemnie.
—Czyli.. bardziej ozdobnie? — Dally dmuchnął na pędzelek,
biała farba ledwo trzymająca się sierści , z której był zrobiony.
—Tak. Leć na całość, pokaż co potrafisz! — Bleu nachylił się za nim. Dzieciak
zaczynał już go przerastać. Ciężko było uwierzyć, że już tak wyrośli. Cała trójka,
czasem do niego wpadali, czy to nauczyć się pisać czy pobawić z Jałonką. Jak
inne dzieciaki, Jak Szpak czy Barwinka z Dziewanką. A teraz? To już był młody
basior, zwinnie przebierający łapą w pełnym skupieniu nad kolejnymi literami w
wielkim napisie: Spis powszechny, robiąc go naprawdę pięknym. Dzieciak miał wrodzony
talent, a może po prostu się wyuczył?
—Zastanawiałeś się już kim chciałbyś zostać? — Bleu mruknął do niego
przemieszczając się do następnego, na razie dołożonego projektu. Metal, jego „ulubione”
zajęcie, patrzyło na niego z błyskiem nienawiści na lśniącym grzbiecie.
—Nie bardzo. Może mógłbym dołączyć tutaj do ciebie? — Dally sapnął, jego łapa
ścierając literę P raz po raz.
—Możnaby spróbować, chociaż czy ja wiem czy się nadasz. Bardziej z ciebie artysta
niż rzemieślnik.—
—Ale… ozdabiam przecież. —
—Niewiele mam książek, które należy tak adorować pięknym pismem. Większość
czasu to bicie młotkiem, tkanie lin i targanie drewna na opał i więcej drewna
na projekty. Z to drzew trzeba wybrać i ściąć , albo skraść. —
—Jak te kartki? —
—Te kartki to wiele krwi mi napsuły, ale sam je uczyniłem, więc nie są tak
białe jak te co Ci od WWN przynoszą na talerzyku często. —
—Może rzeczywiście się nie nadam. Ale nie wiem gdzie indziej miałbym iść.
Pozwolili mi polowania spróbować i nie poszło. Nie moja bajka. W wojsku też z
bratem byłem, ale tam nie moje miejsce też. Mówi, że za miękki jestem. —
—Bo jesteś, ale dla nich to wada, dla artystów zaleta. Każdy będzie ci to
widział jako co innego. — Bleu właśnie targał kawał drewna zabierając się za
opalanie z niego kory. Dally spojrzał tylko na to jak sprawnie i z jaką siłą
Bleu to robił i wrócił do swoich literek zrezygnowany. To rzeczywiście nie było
miejsce dla niego, zawsze otwarte i przyjazne, ale nie do tej pracy był
stworzony. Nie miał cierpliwości i siły aby się tak wysilać i uczyć fachu,
który wymagał tak wiele umiejętności. Pisane było jego ulubionym zajęciem, ale
kto potrzebowałby wilka, który umie pisać. Na co to się zda?
—Nie wiem co ze sobą zrobić i gdzie pójść. Politykiem nie zostanę, bo nie umiem
mówić. Kłamać może trochę, ale… to krępujące tak kłamać innym. Strategiem
byłbym złym, bo to jak żołnierka, trzeba się na tym znać. W wojsku w ogóle nie
powinno mnie być. —
—To wykreśla ci wiele zawodów. — Bleu uśmiechnął się do niego rzucając klocek
na bok i biorąc się za następny. Kora skrzeczała pod ogniem odchodząc płatami jak
skóra zdejmowana ze zdobyczy przez wieloletniego łowcę. — Może coś bardziej z
ruchem. Aktor? —
—Nie czuję się w tym. Uczenie się linijek i przedstawianie dla innych kiedy
robię to ciągle i ciągle. Już i tak nie czuję się sobą, trudno wtedy poczuć się
kimś innym. —
—To może… hymn… Coś w nauce? —
—Uczyć szczeniaki? Nie wiem. To chyba plan B jak nic mi innego nie wyjdzie, ale
wolałbym nie. Czego miałbym w końcu uczyć. Pisać? Nie ma takiego nauczyciela.
Na historii się nie znam, z polowania jestem łeb, medycyna leży i kwiczy. —
—Jaskinia medyczna ma TYLE — Bleu machnął łapą nad głową. — Miejsc. Słyszałem,
że stracili medyka teraz i ich tam dwoje na tyle nas i nie tylko nas.—
—Z medycyny jedyne co wiem to że trujący bluszcz swędzi jak się za mocno pod
sierść go włoży. Obawiam się, że ze mną to by tylko wolniej praca szła.
Potrzeba im kogoś kto by wiedział co robi, nawet odrobinę. —
—Możesz podpytać Agresta co mają wolne.—
—Pytałem, mówili że na mordercy, ale ja nie mam w sobie tej siły co by zabić.
Otwarte też jest właśnie nauczyciela, ale to same co ja.. nie do końca się
nadaję. W jaskini medycznej, ale to ja tam też na nic im. W szeregowcach zawsze
mają miejsce, ale nie dla mnie. Polowanie skreśliłem dawno. Więc … gdzie moje
miejsce? Nie mogę go znaleźć. — wilk z żalem odetchnął.
—to ja podpytam, co ty na to. Znajdziemy ci coś. —
—Dzięki, ja… Chciałbym przynależeć gdzieś w końcu nie tylko z czystej iluzji. —
mruknął dostawiając piękną kropkę nad i.
<CDN>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz