środa, 17 stycznia 2024

Od Tii - "Medyk" cz.3

Już w ciągu pierwszych kilku dni Boro i wadera o imieniu Leokadia, która przedstawiła się, gdy tylko była w stanie rozumować, zostali uznani za zdrowych. Tia zarządziła obserwację obu wilków (tak, zarządziła, jak się okazało, miała o wiele większe prawa niż kapitan Aya oficjalnie jej przyznała), ale nie sądziła, by coś się im jeszcze stało. Odnet trzymał oko na pierwszego oficera, zaś medyczka poznała nową przyjaciółkę, z którą miały zadziwiająco dużo tematów do obgadywania. Poniekąd ta obserwacja była wymówką, by wadery mogły ze sobą spędzać dużo czasu, ale nikt nie zdawał się tego kwestionować.

Leo zdawała się nie mieć przed koleżanką wielu sekretów. Była zabójcą, jeszcze młodym, ale jak reszta watahy wysoko przeszkolonym. Jej niskie ciało i niezwykle smukła budowa sprawiały, że wadera nie wydawała się w żaden sposób niebezpieczna, jednak za każdym razem, gdy chwaliła się Tii swoimi umiejętnościami, medyczce tylko opadała szczęka. Futro było szaro-brązowe z ciemniejszym grzbietem i jasnym spodem oraz nogami, dzięki czemu gdy Leokadia znikała w gąszczu, niezwykle ciężko było ją wypatrzeć. I niczym nie pachniała. To w wilkach Watahy Cienia Tia zauważyła bardzo szybko, że żaden z nich nie miał zapachu, chyba że się w czymś ubabrał. Oczy Leo były wąskie, o złotej barwie, tryskały sprytem, przebiegłością, analizowały każdy szczegół, a medyczka miała wrażenie, że za każdym razem przeszywają ją na wskroś. Na szczęście nie przeszkadzało to, by wadery dobrze się ze sobą bawiły.

Minął pierwszy tydzień. Ponieważ Tii nie wolno było wrócić do domu ani oddalać się za daleko od watahy, postanowiła z czystej ciekawości przebadać zatrutą wodę. Nie miała sprzętu do robienia badań, nie miała odpowiednich ziół ani nie miała Variego, który swoim szóstym zmysłem podpowiedziałby, co jest z wodą nie tak, ale mimo wszystko spróbowała. Za pomocą Imnira, które na swoje nieszczęście inteligencją faktycznie nie grzeszył i szare komórki dzielił chyba z jakimś nieznanym wilkiem, dostając je tylko okazjonalnie, zdobyła papier, coś do pisania i sporządziła sobie notatnik. Liczyła na to, że jeśli odkryje źródło zatrucia wody, Aya doceni jej wysiłek i będzie bardziej przychylna puścić ją do domu. W końcu nikt nie kazał jej tego robić, robi to dla dobra watahy, do której nawet nie należy.

Z wywiadu wyszło, że Cienie piją z tego wodopoju ukrytego w jaskini od wielu lat, za każdym razem, kiedy zawędrują w te rejony. Leo z zapałem opowiadała, jak to jej rodzice uczyli ją ścieżek, by dojść do miejsc, z których można się napić. Nie przyznała się, dlaczego udała się do jaskini w towarzystwie pierwszego oficera, ale Tia miała przeczucie, że wkroczyły tu sprawy miłosne. Nie było to jednak ważne dla jej wywiadu. Ważna informacja to fakt, że zatrucie pojawiło się stosunkowo niedawno, co jest dość nietypowe dla wód jaskiniowych. Zazwyczaj są czyste.

Jakimś magicznym cudem Boro zgodził się na dodanie swojego kłaka do wywiadu. Potwierdził słowa Leokadii, że po wodzie nic nie czuć, pachniała i smakowała normalnie. Tia na własną łapę potwierdziła teorię z zapachem, smaku nie ryzykowała nawet w najmniejszym stopniu. Pobrała za to próbkę wody i zajęła dla siebie jedno igloo, które wybudowała specjalnie dla niej Leo. Ta budowla różniła się od pozostałych tylko tym, że tu źródłem światła było ognisko, a nie lampa. Dopiero później medyczka dodała coś biurko-podobnego, wywiesiła sobie zioła podarowane od zielarza Watahy Cieni i wtedy była gotowa do pracy.

Kolejne siedem dni, nie do końca liczonych, ale chyba tak by wychodziło. Szara wadera spędzała swój czas na przyjmowaniu chorych, choć jakimś cudem nie było ich nawet w połowie tak dużo jak w Watasze Srebrnego Chabra, uczeniu Odneta tajnik medycyny i badaniu zatrutej wody. To ostatnie szczególnie przykuło uwagę pani kapitan, która zaczęła regularnie wpadać do igloo Tii. Jak zapowiedział Odnet, faktycznie stała się milsza dla medyczki, gdy tylko zagrożenie dla Boro minęło. Dalej wymagała tytułu kapitana, bo, jak powtarzała, nie były koleżankami, ale ich interakcje zdecydowanie bardziej przypominały na ten moment koleżeńskie. Zdarzało się nawet, że Aya dopytywała, jak działały dane badania i na jakiej podstawie szara wyciąga wnioski, a następnie słuchała z fascynacją kogoś, kto nie rozumie absolutnie nic, ale podoba mu się słuchanie.

Szczerze mówiąc, Tia nie miała dużych nadziei na odkrycie źródła zatrucia. Co mogła zrobić bez sprzętu, ziół ani dodatkowej pomocy? A jednak dotarła do celu. Znalazła to, co stworzyło zwykłą wodę tak niebezpieczną i natychmiast zgłosiła to do kapitana.

Zaczęło się od kolejnej wycieczki w towarzystwie Leo i Imnira do jaskini. Trzy wilki, każdy wyposażony w pochodnię, zioła lecznicze, suszone mięso i baniak z czystą wodą, podążyły w górę podziemnego strumienia. Do pewnego momentu medyczka znała drogę, wiedziała, że w jednym miejscu basior będzie zmuszony zostać w tyle, bo nie zmieści się w przejściu. Wtedy dwie wadery będą polegać tylko na sobie. Gdy doszli do punktu rozdzielenia, Imnir obiecał, że będzie jak zawsze na nie czekał, a jeśli nie wrócą, dopóki nie wypalą się dwie gałęzie przyniesione do odliczania czasu, pójdzie zgłosić zaginięcie. Zazwyczaj dziewczynom zostawała niecała druga gałąź, tym razem postanowiły zajść dalej.

– Jak myślisz, znajdziemy coś w końcu? – zapytała szeptem Leokadia, jej wręcz szczenięcy głos rozniósł się echem po ścianach jaskini.

– Na, wątpię – przyznała szczerze towarzyszka. – Ale przynajmniej nie muszę patrzeć na obce wilki, które ciągle chwalą się, jak wybitnymi są zabójcami.

– Sorka za to. Nikt tu nie ma względem ciebie złych zamiarów, ale rozumiem, że te przechwałki mogą brzmieć strasznie.

– Odnet chyba coś do mnie ma.

– Hm? – Gdyby korytarz, przez który się przeciskały, nie był taki wąski, mniejsza wadera z pewnością odwróciłaby teraz głowę. Zamiast tego zatrzymała się i zmieniła położenie uszu, by wsłuchać się w nagłe wyznanie przyjaciółki.

– Jak pracujemy razem to często patrzy na mnie spode łba. I mogę przysiąc, że czasem patrzy mi się na tyłek, jak pracuję.

– Faceci tak mają, lubią się patrzeć tam, gdzie nie wypada – zabójczyni próbowała pocieszyć Tię, jednak w jej głosie i tak słychać było nutę niepokoju. Być może sama nie ufała Odnetowi albo wyczuła strach od strony medyczki.

– Jakby to były pojedyncze spojrzenia, to dobra. Ale on się wpatruje jak w zwierzynę i mam wrażenie, że się ślini.

Obu samicom zjeżyła się sierść na grzbiecie. Powietrze jakby zrobiło się chłodniejsze, woda głośniejsza, a korytarz wypełniło napięcie. Leo postarała się pocieszyć na szybko towarzyszkę i zmienić temat.

– Jeśli czegoś spróbuje, wszystkie wadery w Watasze Cienia są po twojej stronie. Nie pozwalamy takim gnojom się panoszyć. Widzę z przodu jakąś komnatę, chyba zaraz będziemy mogły wstać. Tylko coś w niej śmierdzi.

Faktycznie w nos Tii coś zaczęło drapać, coś nieprzyjemnego. Czyżby jednak się udało, czy właśnie znalazły źródło zatrucia? Wadery dostały się do komnaty, podnosząc się na wyprostowane nogi. Ich łapy ugrzęzły w czymś miękkim, co spowodowało, że żołądek medyczki miał ochotę zrobić fikołka i pozbyć się całej zawartości. Smród bardzo szybko stał się nie do zniesienia, przylepiał się do sierści wilczyc, atakował nie tylko nos, ale i oczy, a nawet cały układ oddechowy. Osiadł ciężko na wilgotnych ciałach, grożąc, że nie spłuczą go przez następne kilka dni. Do tego wszystkiego Tia poczuła zawroty głowy.

– Spieprzajmy stąd, w głowie mi się kręci – poskarżyła się Leo, opierając się barkiem o miękką ścianę. Dziwny materiał zaczął się ruszać, wyciągnął macki ku sierści mniejszej wadery. Ta wrzasnęła i odskoczyła jak poparzona. Na ścianie został kawałek jej skóry.

Medyczka nie dała się prosić drugi raz, pobrała dwie próbki materiału z podłogi i ściany, uważając, by tego drugiego nie dotknąć skórą, po czym obie prześlizgnęły się z powrotem do wyjścia. Leokadia syczała przy każdym kroku, a Tia zwróciła uwagę, że jej towarzyszka zostawia za sobą ślad krwi. Modliła się, by rana nie była aż tak poważna, żeby była po prostu rozległa, ale nie głęboka. Może nawet nie była to cała głębokość skóry, może to była jedynie część warstwy skóry właściwej i nie grozi wykrwawieniem. Oby, kuźwa. Oby.

Chyba za żadnym razem wadery nie czołgały się tak szybko. Skracając czas o połowę, dotarły do miejsca rozłamu grupy, gdzie siedział Imnir i wpatrywał się w wygasającą końcówkę drugiej gałęzi. Gdy tylko zobaczył ranną towarzyszkę wyłaniającą się z tunelu, wziął ją na grzbiet, gotowy chwycić też Tię, ale ta zaoponowała. Wybiegli pędem z jaskini, kierując się do igloo medycznego.

Gdy już rana Leokadii została przebadana, odkażona i opatrzona, Aya i Boro wzięli medyczkę na bok pod pretekstem porozmawiania na osobności. Szara wadera spodziewała się lektury o tym, jak nie powinna była narażać członka Watahy Cieni na niebezpieczeństwo, jak teraz będą zmuszeni podjąć drastyczne kroki, jak nigdy więcej nie zobaczy swoich rodzinnych stron... Zamiast tego spotkała się z zaniepokojonym spojrzeniem od pani kapitan i zmartwioną twarzą pierwszego oficera, który dodatkowo co chwila zerkał na igloo medyczne. Rozmowę zaczęła Aya.

– Co było w tej jaskini, że tak urządziło Leokadię?

– Jeszcze nie wiem, kapitanie. Udało mi się na szybko pobrać próbki i mam zamiar zbadać to, co rosło tam na ścianach.

Czarna pokiwała głową z aprobatą. Jasnoszary basior z czarnymi skarpetkami i uszami, oraz z brązowymi plamami wokół oczu, przez które z jakiegoś powodu wyglądał bardziej jak pies, przestąpił z nogi na nogę. Jego turkusowe tęczówki zblakły ze zmartwienia, skupiając się na białej ścianie z lodu. Jego przełożony dźgnęła go delikatnie łokciem, by wrócił do rzeczywistości. Boro odchrząknął.

– Czy to, co stało się Leo, będzie miało wpływ na szczeniaki?

No proszę, Tia miała bardzo dobre przeczucie. Między Boro a Leokadią faktycznie coś było, a oficer prawdopodobnie uznał, że takiego faktu nie wolno chować przed medyczką, jeśli opiekuje się nierozpoznawalną ciężarną.

– Nie mogę nic obiecać. Jeżeli to... coś było jadowite, jad może zaszkodzić szczeniakom. Sprawdzę reakcję mięsa na obie próbki materiału i będę informować oficera na bieżąco.

Wiedziała, że tymi słowami nie uspokoiła Boro w najmniejszym stopniu, ale nie mogła mu kłamać w twarz. Praktyka medyczna kazała informować bliskich o szansach i zagrożeniach, a czy Boro i Leo byli oficjalnymi partnerami, czy romansowali tylko prywatnie, nie miało dla niej znaczenia. Jeśli Leokadia była w ciąży, a Boro był ojcem szczeniaków, miał prawo wiedzieć, co się dzieje ze wszystkimi ofiarami. Przewodnicy watahy pozwolili Tii odejść, a ta niezwłocznie udała się do swojego igloo, gdzie miała rozstawiony sprzęt. Imnir nawet zdążył przynieść jej dwa martwe zające, jeszcze świeże, na których mogła wykonać badania.

Po kolejnych dniach wiele wilków patrzyło na medyczkę z szacunkiem równym kapitanowi. Leokadia miała się dobrze, rana goiła się bezproblemowo, a źródło zatrucia wody zostało poznane. Jaskinia została ochrzczona Trującą, kapitan Aya wydała zakaz wchodzenia do niej w celu innym niż badawczym lub pobraniu trucizny. Tia odkryła źródło zakażenia, zbadała je głębiej, gdyby mogła, z pewnością napisałaby na ten temat jakąś pracę naukową. Być może Delta byłby z niej dumny.

Delta. Zostawiony sam w jaskini medycznej, otoczony chorymi, rannymi i co nie tylko. Ciekawe, czy martwił się o nią, czy tylko oczekiwał jej powrotu, by nie robić wszystkiego samemu. Znaczy się, nie był całkowicie sam, ale jednak był teraz jedynym medykiem. Przecież nie po to awansował Tię, by ta teraz zniknęła bez śladu, zostawiając wszystko na jego słabych już barkach.

Gdyby medyczka miała więcej odwagi, zapewne poprosiłaby Ayę o rozpatrzenie prośby o zgodę na odwiedzenie rodziny.

Zamiast tego była pełna głupoty i postanowiła spróbować sama się wydostać spod żelaznych łap jej porywaczy. Miała nadzieję, że Leo jej mimo wszystko pomoże, chociaż trochę, chociaż na chwilę. Ale do takiej rozmowy trzeba się odpowiednio przygotować.

Rozpoczynał się czwarty tydzień mieszkania u Cieni. Tia została wtajemniczona w styl życia watahy, że są koczownikami i gdy tylko pojawi się pierwsza odwilż, wyruszą w dalszą drogę. Wadera z pewnością nie chciała zostać koczownikiem. Trzeba było się pospieszyć.

– Hej, Leo? Mogę mieć do ciebie prośbę? – zagadała przyjaciółkę, kiedy wylegiwały się wspólnie w igloo badawczym. Ponieważ mniejsza wadera była, jak to zostało wcześniej powiedziane, bardzo szczupła, jej brzuch zaczął się już zaokrąglać, ukazując zalążek ciąży.

– Hm? Co tam?

– Wiem, że lojalność względem watahy jest dla ciebie najważniejsza, ale... Czy pomogłabyś mi odwiedzić moją rodzinę?

Złote oczy skierowały się na medyczkę ze strachem, ale na szczęście i ze zrozumieniem. Zabójczyni ewidentnie poczuła konflikt motywacji, bo zaczęła się uparcie drapać za uchem, aż poleciała sierść. Dała sobie czas, by przemyśleć odpowiedź; Tia jej nie poganiała.

– Z tego, co wiem, nie wolno ci opuszczać Watahy Cienia.

– Na logikę nikogo nie opuszczam. Nie macie... nie mamy – poprawiła się – stałych granic, a ty mnie będziesz miała cały czas na oku.

Leokadia spojrzała na swój lekko zaokrąglony brzuch.

– Nie chcę narażać malców na stres...

– W Watasze Srebrnego Chabra nikt nie będzie w stosunku do ciebie agresywny – zapewniła wyższa wadera. – Gdy tylko przemkniemy przez tereny Watahy Szarych Jabłoni, będziemy bezpieczne. Albo możemy nadrobić nieco drogi, okrążyć wieś i podejść od strony Lasu Iluzji. Zajmie to dłużej, ale zmniejszymy ryzyko ataku – zaproponowała.

– A ludzie?

– Ci ze wsi nie są tak niebezpieczni, jeżeli będziemy się trzymać z dala od ich zwierząt. Są przyzwyczajeni do obecności wilków.

Chwila ciszy, jedynie wieczorny wiatr śpiewał na lodowych ścianach igloo. Leo intensywnie myślała nad tym, co zrobić z przedstawioną jej sytuacją, a im więcej myślała, tym bardziej Tia miała wrażenie, że się nie zgodzi.

– Nie. Przepraszam, ale nie mogę. Długo oczekiwałam tych dzieci i nie chcę ryzykować.

– Rozumiem. – Szara spuściła głowę.

– Ale będę cię kryć, okej? Pod warunkiem, że obiecasz, że wrócisz w miarę szybko i nikomu u siebie nie powiesz o naszej watasze.

Tia spojrzała na przyjaciółkę z niedowierzaniem. Odkąd trafiła do Watahy Cieni, nie czuła się tak szczęśliwa, jak w tym momencie.

– Absolutnie! Obiecuję z całego serca!

<CDN>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz