czwartek, 1 września 2022

Od Domino CD Kamaela - ,,Kochanie bądź moja! Ceremonia"' cz.8



To, co się wydarzyło potem to już historia.

Ale dlaczego nie chcesz opowiedzieć, jak było?

Cóż, może zostawmy to wspomnieniom. Zgodziłam się, to jest najważniejsze.

Przecież wszyscy wiedzą, że pobeczałaś się na miejscu!
Och, oj od razu pobeczałam! Uroniłam może parę łezek, to fakt, ale…
Rzuciłaś się na niego cała mokra od łez, ooo tak!
Agch, kto ci tak naplotkował?
Morski wiatr, hihi
***
Nie minęło dużo czasu, a cała wataha poczuła miłość w powietrzu. Rozpromieniona Domino fruwała dwa centymetry nad ziemią, wszystkich pochodnych obdarowywując uśmiechem zdartym ze świętego obrazka. Również Kamael nie stronił od wilków, którzy przyszli mu gratulować i nieco poplotkować, może czasami podarować jakiś przytyk odnośnie życia po ślubie, ale nie zraziło go to zbytnio. Na odświętną ceremonię nikt nie musiał długo czekać, gdy samica alfa pomogła narzeczonym przygotować odpowiednie miejsce by świętować. Konkurs na idealną polankę wygrała oczywiście ta pod wodospadem róż, bo jakie inne miejsce mogło oddawać lepiej nastrój tej okazji. 
Kawka z chęcią wykorzystała swoje umiejętności dyrygowania kapitałem wilczym, przewodząc sztabem dekoratorskim. Pinezka, jako, że mogła bez problemu dostać się o wiele wyżej niż większość nieuskrzydlonych wilków, pomagała podwieszać girlandy z kwiatów na topolach, które z racji, że były siwe, swoim srebrem podbijały kolory roślinnych korali. Jedzeniem zajęli się łowcy i pomimo uszczuplonych zapasów zwierzyny w lesie postarali się wytropić i złapać najtłustsze dwa dziki w okolicy. Skóry zdarte z tego dwojga posłużyły do stworzenia pięknych, odświętnych peleryn dla państwa młodych. Zostawiono ich głowy, by służyły za kaptury. Rożna rozstawiono na boku, a kucharze- Sigma i Luka- zajęli się pilnowaniem ognia. Po zmroku miał on również posłużyć, żeby rozpalić wbite w trawę pochodnie i rozświetlić ślubny kobierzec. Way zajął się muzyką. Z początku miał grać sam, jednak okazało się, że Kali potrafi całkiem ładnie śpiewać- wystąpili więc w duecie. Państwo młodzi ustalili datę i tego dnia przed zmrokiem wszystko było już gotowe.

Tell her to find me an acre of land
On the side of a hill, a sprinkling of leaves
Parsley, sage, rosemary and thyme
Washes the grave with silvery tears
Between the salt water and the sea strands
A soldier cleans and polishes a gun
Then she'll be a true love of mine

- Kamael? Czy bierzesz sobie tą oto waderę za partnerkę?
-Biorę
-Domino? Czy bierzesz sobie tego oto basiora za partnera?
Spojrzałam na lewo, na Nymerię, później przed siebie na Kamaela.
Obiecałam sobie, że drugi raz nie zapłaczę.
A jednak.
- Biorę.
Łzy poleciały mi po policzkach, a Kamael nieśmiało nachylił się w moim kierunku.
- Mogę?
Mruknęłam twierdząco, a ten dotknął moich warg.

Are you going to Scarborough Fair?
Parsley, sage, rosemary, and thyme
Remember me to one who lives there
She once was a true love of mine

Byłam tak zmęczona, że zniknęłam z przyjęcia przed świtem, zostawiając przyjaciół przy rożnie i przy tańcu. Słuchałam z radością ich wesołego wycia i rechotania, ale po paru godzinach głowa pękała mi od bodźców, dźwięków, zapachów i wspomnień. Kiwałam się na boki, wspominając podniebny taniec ponad wszystkimi. Było cudownie, wzniośle, ale teraz atmosfera zmieniła się na tą istnie barową. Bawili się dobrze, ciężko się nie zgodzić, jednak miałam wrażenie, że część bawiła się aż ZA dobrze. Nie mogłam tego wiedzieć, ale snułam teorię, że część basiorów mogła przemycić coś więcej niż tylko sok malinowy i syrop na zgagę, ale co ja mogłam wiedzieć. Obdarzyłam ich tylko cichym westchnieniem i odwróciłam się, za plecami usłyszawszy odgłosy zwracanego dzika. Boże, Rubid...
Poprosiłam Kamaela, żeby zostawił wilki na moment i odprowadził mnie na plażę. Mogliśmy wprawdzie polecieć, ale byłam zbyt ociężała, by się wznieść. Zerkałam na niego od czasu do czasu, zastanawiałam się, o czym teraz myśli. Nie wyglądał ani na zbyt radosnego, chociaż nic nie zdradzało, żeby coś go trapiło. Postanowiłam poczekać, aż oddalimy się od zgiełku i świateł ognia za plecami. Przywitało nas za to inne światło, a niebo jaśniało się z każdą kolejną minutą spaceru. Pierwszy dzień jako nowa ja.
- Jesteśmy rodziną.- Stwierdziłam z uśmiechem.- Nie myślałam kiedykolwiek, że moje sny się spełnią.
-Ja nie wiedziałem, że moje sny potrafią chodzić po ziemi.
Dlaczego on musi zawsze mnie doprowadzać do czerwoności? Nie z gniewu, ale prawdziwy powód mnie niewyobrażalnie zawstydza.
Zeskoczyłam z osuwiska na piach, i powłóczyłam dalej łapami po śpiewającym z każdym krokiem terenie. Syczał cicho, może piszczał. Czasami warczał, gdy stanąć na mokrym pasie piasku, obmywanym przez fale. Woda też komponowała swoje melodie, chociaż czasami nie do taktu z piaskiem. Muszą zacząć się lepiej dogadywać, inaczej jeden wkrótce pożre drugiego.
-Kamael kochanie, zastanawiałeś się, chcesz być tylko we dwóch?- Zapytałam go wreszcie, a ten jakby zwolnił kroku.
Osłupienie to jedyne, co udało mi się rozpoznać na jego pysku.
-Nie masz nikogo na boku, prawda?
- Co? Nie nie nie, skąd ten pomysł. - Machnęłam skrzydłami.- To nie były wieści...tylko pytanie.
- Pytanie?
- Tak.
Basior spuścił wzrok, a ja dostrzegłam w tym głębokie zamyślenie. Jego uszy ułożyły się do przodu, jakby analizował każde moje słowo sprzed ostatniej minuty. Robił tak zawsze, gdy wstydziłam się powiedzieć mu o czymś wprost. Ostatecznie zamyślenie zniknęło, przegonione przez delikatny uśmiech, mięciutki jak płatki stokrotki.
-Zostanę z tobą w jaskini, jeśli pozwolisz.

<Kamael?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz