poniedziałek, 11 kwietnia 2022

Od Hiekki CD Całki - ,,Lodowy Żar"

Łapy ciążyły mi niemiłosiernie, były jak wypchane ołowianym śrutem, ale zmusiłem się, by ruszyć za nią. Widziałem, z jakim bólem serca prowadziła mnie do swojego domu, jakim nieproszonym szkodnikiem i wyjadaczem chleba dla niej byłem. Kolejna gęba do wykarmienia? Ciekawe czy ma już szczeniaki. Może mieszka z rodzicami? Założę się, że oni też będą postrzegać mnie tak samo. Coś w jej spojrzeniu każe mi zniknąć i szczeznąć, wyparować tak szybko jak się pojawiłem. Zastanawiałem się, co ja jej zrobiłem. - Coś w zachowaniu tej młodej damy mówiło mi, że nie jestem tu mile widziany
- Hę?
Przynajmniej się odwróciła.
- Może ja jednak sobie pójdę.- Starałem się brzmieć tak poważnie, jak to tylko możliwe.- Na pewno gdzieś tutaj jest mnóstwo jaskiń do spania i wiesz....
- Żartujesz? - Łypnęła spod byka- Nie oferuję ci samarytańskiej pomocy, tylko wypełniam polecenie. Nie możesz tak teraz tak szwendać się po okolicy i szukać guza!
- Aż tak niebezpiecznie tu jest? 
- Tak.-warknęła.- Ale nie…To skomplikowane. Trzymaj się blisko mnie i powinieneś nie zginąć zbyt szybko. 
Dlaczego moim pierwszym odruchem było ruszyć szaleńczym pędem na przełaj? 
Do jej jaskini dotarliśmy późnym popołudniem. Pogoda pogorszyła się. Wiosenne słońce zostało zabrane przez hordę ciemnych wstęg, kosmatych jak kurzowe kłębki, przysłaniając wszystko światłem, takim, które nie tworzyło cieni. Polanka przed jej domem prezentowała się niezwykle ponuro. Nie odważyłem się szargać jej nerów uszczypliwymi pytaniami, więc posłusznie podążyłem za nią do środka. 
- Nie ruszaj tu niczego, a zwłaszcza moich rzeczy.
- Są tu jakieś poza twoimi? - Rozejrzałem się po sieni. Rozgałęzione korytarzyki mogły wskazywać na mnogość sypialni. Czyli jednak rodzina?
- Moich sióstr i brata, ale nie masz prawa tu węszyć.
-Ale ja przecież..!
- Będziesz ujadał, truchełko? 
Lodowaty dreszcz wystrzelił w dół po kręgosłupie. Zacisnąłem usta, by nie wypłynęło z nich nic, co by ją sprowokowało do kłótni. Źle by to się skończyło…to nie byłaby przyjemna śmierć.
- Więc…gdzie mogę spać?- Zmieniłem temat.
- Weź to.- Dostałem smrodem starych grzybów po pysku. Ściągnąłem z nosa bury koc, ciężki od masy wsiąkniętego w niego brudu. Wzdrygnąłem się.
- Dzięki, futro mam grube.
- To dobrze, bo nie licz na ciepło jaskini. Śpisz na dworze.
Rozwarłem pysk w niedowierzaniu, ale znowu uciąłem komentarze w zalążku. Potrafiłem tylko fuknąć, i to na tyle cicho, że nie usłyszała. Zerknęła na mnie. Wydawała się czerpać jakąś satysfakcję z mojego oburzenia.
- Coś nie tak?- Jej uśmieszek zawierał w sobie tyle jadu, że wybiłby życie na tej polance w niecałe 1o minut.
Brudna szmata upadła z impetem pod jej łapami, a ja zniknąłem, zanim się zorientowała. 
Już się tego dnia nie spotkaliśmy.

Minęło parę dni, może tygodni, ciężko zliczyć gdy upływ czasu nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Unikałem jej z powodzeniem, nie wiem czy z wściekłości czy ze strachu przed jej kolejnym potencjalnym przytykiem. 


Okrutna.

Szczupła jak tyczka.

Kosmata komiczka

Co tylko z innymi szydzić potrafi

 Gdy się jakiś nieszczęśnik natrafi!

Brzydka jak bagna. 

Wiedźma narwana. 

Tylko by chciała się żywić na gniewie

Okrutna, zawistna przy byle powiewie!

Słowa malutkie

Jak igły nie krótkie

Biją, dźgają, rrrwą cię ma strzępy. Aż!…aż nic z ciebie już nie zostanie. 

Może tylko ciche łkanie.


Widziałem już tą watahę, obserwowałem ją z oddali

 jak stoi w ogniu.


Obudziłem się późnym wieczorem, gdzieś w kępie listowia. Wygrzebałem się, zdziwiony w jakim skręcie ciała sam siebie znalazłem. Nie wiem ile spałem, ale nie przypominam sobie, bym brał później niż przed świtem. Ile dni minęło? Przeciągnąłem się ospale i rozejrzałem się. Ktoś z pobliskich drzew zdarł korę. Porwane wstęgi łyka zwisały z nadszarpniętego drzewa, kawałki kory jak rozłupane czaszki leżały wśród traw. 

Jeśli zjedzenie żywcem to gwałt na ciele to dlaczego ja siebie winię za ból, a nie ją? To kwestia twardości pokrywy  jakie igły się przecisną, a które nie. Mogłem mieć nad tym kontrolę. Mogłem pozwolić na rozrywanie bądź się obudować. Chciałbym w to wierzyć, nie czułem się wtedy tak bezradny, tak bezsilny. Może mogłem coś poradzić na biedotę mojego cierpienia. Bo przecież czy w tym momencie to nie ja, ja sam, się konsumuję, nie ona mnie? To ja układam wiersze na jej temat. To ja się tak kłuję.

***

- Zostaw mnie, rozumiesz?! Zostaw w spokoju!- Jej ociekające śliną kły kłapały mi przed pyskiem. Ale ja nie potrafiłem się cofnąć.

- Kto ci pozwolił, no kto? Kto ci dał prawo żeby mnie tak traktować?!

Próbowałem złapać się jej krtani, ale odskoczyła. Zahaczyłem o kark, więc wpiłem się w niego całą swoją mocą, ale Całka przerzuciła mnie nad sobą, a ja straciłem chwyt. Przeleciałem w tył jak szmaciana lalka.

- Ja, JA sobie pozwalam. Za kogo ty się masz? Przychodzisz do mnie i oczekujesz przeprosin. Za co? Za chrzest bojowy? Cóż, witamy w zespole truchełko. Lepiej nie będzie.

- Jestem Hiekka, ty...

Przygniotła mnie do ziemi swoją długą, masywną łapą. Gniotła coraz mocniej, a ja coraz ciężej łapałem oddech.

- Jesteś najohydniejszym monstrum, jakie kiedykolwiek poznałem.- warknąłem.- Ty, ty bezduszna diablico.

Ledwo wymsknąłem się spod zamachu jej drugą łapą. Wyrwała kępkę trawy razem z ziemią, która roztrzaskała się na pobliskim pniu. Zbiegłem jakoś spod jej drugiej łapy, gdy na moment straciła równowagę przez impet, jaki wywołała. Zakradłem się za jej plecy i próbowałem odgryźć jej kawał uda. Znów chybiłem.

Szał który nami zawładnął, długo nie mógł nas opuścić. Ile jeszcze krzywdy sobie wyrządzimy, nim ochłoniemy? Trudno mi było powiedzieć kiedy padłem z wycieńczenia. Wyplułem luźnego zęba w kałużę krwi, oddychałem ciężko.

- Całka?

- Hę?

- Pomożesz mi znaleźć rym? Nie mogę nic wymyśleć.

Patrzyła na mnie, zbitego, zakrwawionego, na granicy przytomności, a paradoksalnie to ona wtedy ona bardziej straciła zmysły niż ja. 

- Co ty bredzisz?

- Nie, naprawdę. Co się rymuje z ,,żar”?

Długo patrzyła na mnie z niedowierzaniem. Zaoferowałem jej opium na zgodę i na pobudzenie wyobraźni. Nie miała więcej pytań.


Lodowy żar co z nieba spadł, człowieka tknął

i jako sługę, jego własność, sobie wziął.

W centrum jego duszy, legowisku katuszy

Zasiadła w nim ona – ptaszyna niewielka.

Jak ogromna była siła tego wróbelka?

Zagnieżdżonego w osobliwości żaru

pośród gorącego chłodu swego czaru.

Czaru czystej pustki, a jednak pełności,

która być mogła jakiejś pięknej miłości

powodem lub też tylko życiowym zwodem,

jakimś bardzo szkodliwym myśli zawodem.


(Całeczka?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz