Otworzyłam oczy po raz kolejny, mimo że za każdym razem obiecywałam
sobie, że nadejdzie błogi dzień, który uwolni mnie od tej i innych
następujących po niej czynności. Wierzyłam nieco naiwnie, ale za to
bardzo mocno, że pewnego wieczoru dostanę skrzydeł i wzlecę ponad
chmury. Chmury, które obecnie ograniczały moją perspektywę, zamykały
mnie na to, co podane na tacy, łatwe do zgarnięcia. Karmiłam się tym, co
dotarło do moich uszu, nie zawsze mogąc zweryfikować rewelacje, które
dzięki kodowały się w zakątkach mojego umysłu i wpływały na moje dalsze
postępowanie. A gdyby tak być ponad żywot szarego smutnego wilka,
zaginionego w świecie, którego obraz dominował zwłaszcza wśród młodych.
Zatopiona w obojętności, obserwowałam martwą przyrodę, w której
odnalazłam zwierciadło własnego wnętrza. Czekałam. Czekałam, aż zjawi
się Złotoki. Nienawiść do jego istoty powoli topniała, zamieniając się w
niezrozumiałe uczucie, które ciągnęło mnie ku niemu. Nie było ono
łatwe, ale tłumiło pustkę rozrastającą się w mojej duszy.
Usłyszałam
cichutkie kroki. Stuk. Stuk. Stuk. Zastrzygłam uszami z nadzieją, że
moje rozpaczliwie pragnienie ujrzenia sylwetki nowego znajomego się
ziści. Dostrzegłam jednak inne znajome oblicze, teraz to dwójka
czerwonych oczu chciała przejrzeć moją duszę.
— Vitale — mruknęłam, nieco zirytowana jego coraz częstszymi wizytami.
—
Dzień dobry, Mitriall. Czy wiesz, dlaczego tu jestem? — powiedział
spokojnie, budząc we mnie mieszankę złości i lęku, że może wie za dużo o
moim poranku, który miał miejsce kilka dni temu. Kilka dni... Miałam
wrażenie, że minęła już wieczność.
— Dlatego, że Rubid uważa mnie za
wariata tylko zamiast powiedzieć mi to w twarz, robi ciągłe podchody? —
zazwyczaj czysty niczym łza na dziewiczym policzku język, zapłonął teraz
emocjami zagnieżdżonymi głęboko w moim umyśle.
— Nie. Widzisz... Czy
nie czujesz, że twoje życie staje się coraz bardziej niezrozumiałe i
dziwne? Może dzieje się coś, co nie powinno? — moje serce zabiło
szybciej.
— Czego ty ode mnie oczekujesz? — zdziwiłam się, jak
chłodne, ale jednocześnie rozpaczliwe okazały się moje słowa, jak dziwne
w moich pysku, mimo że to pytanie, które zadaję sobie od samego
początku w stosunku do wszystkich, którzy mnie otaczają i znają mnie
chociaż trochę. Zawsze czułam się czyimś interesem, produktem, który
miał spełniać określone wymogi, robić oczekiwane rzeczy.
— Odpowiedzi — wyjaśnił cierpliwie psycholog. No proszę, jaki inteligentny.
— Mam Ci się spowiadać? — wypaliłam rozgoryczona.
— Chcę ci pomóc, to moja praca. Nic więcej.
Miałam
odpyskować coś niemiłego, uciec i zniknąć gdzieś daleko stąd, a później
przypomniałam sobie, kim jestem i że przy nieposłuszeństwie wisi nade
mną kosa. Nie miałam siły, by walczyć, ale szczera rozmowa również mnie
nie zadowalała, ponieważ to także konfrontacja, także z samą sobą.
—
Nie wiem nic. Nie rozumiem tego, co się dzieje. Nie nadaję się
kompletnie do swojej roli — wystękałam, pocieszając się myślą, że po tej
rozmowie mogę wrócić do spania.
— Jakiej roli? — psycholog uniósł
uszy z prawdopodobnie jedynie udawanym zainteresowaniem. Dlaczego w
ogóle miałoby interesować go to, co dzieje się w moim życiu? Dlaczego
cały czas traktuje mnie jak istotę bez grama inteligencji i godności,
bawiąc się moimi uczuciami?
— Yy... Sz... śledczego. Dużo by tu opowiadać — zaśmiałam się nieco groteskowo, pokazując zdenerwowanie.
—
Mam czas — odpowiedział, potęgując moje nieprzyjemne odczucia z pozoru
spokojnym tonem, ciągnącym mnie jednak podstępnie, a zarazem bezlitośnie
za język.
— Obawiam się, że nie zostało mi go zbyt wiele — sens
impulsywnych słów dotarł do mnie, gdy już narodziły się między nami.
Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w ciszy, jakby próbując dostrzec w
swoich oczach odpowiedź na dręczące nas pytania, bez konieczności
wypowiadania ich. Vitale był dla mnie kompletnie niezrozumiały, jego
gesty były dziwne, jednocześnie brzydziłam się nim i czułam strach przed
jego obliczem. Mimo wszystko widząc tamtego dnia jego, zdawało się, że
zagubione ślepia, poczułam, że nie jesteśmy aż tak różni.
— Dlaczego?
— pytanie psychologa przywróciło mnie znów do myśli, które zdążyłam już
zasypać rozmyślaniami o naszej relacji. Nie chciałam odpowiadać, lecz
stwierdziłam, że gorzej na tym wyjdę, jeśli postanowiłby te wieści
przekazać dalej. Była jeszcze opcja, że mógł nas podsłuchiwać kolejny
szpieg od mojej rodziny. Zdecydowałam się wtedy na odważny ruch zrodzony
z desperacji, którego miałam już kilka chwil później żałować.
— A
myślisz, że mnie nie zabijesz, jeśli cię pocałuję? — starałam się nie
brzmieć, jakby takie słowa ledwo przechodziły przez moje gardło, choć
tak w rzeczywistości było. Mój rozmówca wyglądał przez moment na
zdziwionego, lecz szybko wrócił do kamiennego wyrazu. Pozostały tylko
drobne sygnały wskazujące na fakt, że te słowa nie były dla niego
obojętne, których jednak nie potrafił kontrolować. Nieco zbyt napięty
ogon czy zdradliwie drgająca powieka to zapewne jeszcze nie wszystkie,
ale jedne z takich zachowań, które zapadły mi w pamięć. Zresztą w tym
momencie zapewne sama wyglądałam jak przeciwieństwo spokoju ducha.
—
Czy ty ze mną flirtujesz? — jeszcze bardziej utwierdził mnie w
przekonaniu własnej nieudolności, jedynie nazywając założenia mojego
awaryjnego planu po imieniu.
— Nie — odparłam speszona — Źle mnie zrozumiałeś — dodałam szybko, uciekając wzrokiem od jego przeszywającego spojrzenia.
— Więc... co miałaś na myśli, skoro się mylę? — uśmiechnął się pod nosem, widząc moją konsternację.
— Byłam ciekawa odpowiedzi. Właściwie to nic się w tej kwestii nie zmieniło — grałam dalej w podjętą wcześniej grę.
— Mitrall... Nie, nie zabiłbym cię. Nie zakładam jednak, aby ci się podobało w trakcie... wspomnianej czynności.
— Dlaczego?
— Rozmawiamy o tobie, a nie o mnie — urwał wątek, jednak w mojej głowie trwały pytania, które oczekiwały na odpowiedź już teraz.
—
Nie, Vitale. Informacja za informację — mruknęłam, udając
niezadowolonie — Chyba nie możesz przerwać spotkania, bo Rubid nie byłby
zbytnio zadowolony.
— Jesteś moją pacjentką, a nie ulubienicą. Mam
prawo odmówić współpracy, jeśli będziesz sobie pozwalać na zbyt wiele —
słuchając jego słów, miałam wrażenie, że teraz to nie był ten sam Vitale
sprzed kilku miesięcy, który cały czas zastraszał mnie, rzucał
niezrozumiałymi tekstami. Jak gdyby pragnął się zdystansować od tego, co
się stało, jak gdybym właśnie próbowała dotrzeć do jego odczuć, które
skrywał za wielką skałą własnych uczuć i lęków. Istotnie, dopuściłam, że
psycholog ma w sobie jakieś emocje i nie jest tylko ciemnym monstrum
pragnącym wyssać ze mnie krew i pożreć moje flaki. Zrozumiałam, że jego
obecność jest elementem jakiegoś większego planu i być może jest tylko
kukiełką w większej sprawie. Chwilę później jednak w moich myślach znowu
kontrolę przejął lęk, pragnący utrzymać mnie w przekonaniu, że tego
osobnika należałoby unikać i potępić. Nie było to już jednak takie łatwe
jak przypisanie mu stosu etykietek na samym początku. Teraz kiedy
patrzył mi prosto w oczy i czułam, że kompletnie tracę siebie, a na
światło dzienne z mojego pyska wydostają się słowa, których nigdy nie
podejrzewałabym siebie o wypowiadanie. Nie wiedziałam, co tak naprawdę
nas łączyło, nie widziałam, jak bardzo mogę zbłądzić idąc jego drogą.
Był dla mnie dziwnym chłopcem, a ja w tym scenariuszu miałam rolę
dziwnej dziewczynki i oboje zdawaliśmy się jedynie szukać zrozumienia
otaczającego nas świata.
— Dobrze — westchnął ciężko — Chyba mam
pewną historię do opowiedzenia. Kiedy byłem młody... khm... młodszy...
odrobinkę poznałem pewną waderę. Zareklamowałem jej swoją osobę
najlepiej, jak potrafiłem, czyli równie żałośnie co tobie. Myślałem, że
jest kimś wyjątkowym, uroczym i jakkolwiek się tam mówi, ale ostatecznie
okazało się, że chciała się ze mną tylko przespać. Potem mnie
wystawiła, niezbyt delikatnie dając mi do zrozumienia, że mam dziwne
spojrzenie na świat. Romantycznie, co? Historia, którą może się
podzielić prawie każdy wilk, ale moje życie nie jest niezwykłe, kiedy
patrzysz na nie tak jak na każde inne.
— Vitale... — wypowiadanie
jego imienia wciąż wywoływało we mnie nieprzyjemne wibracje — Współczuję
ci — nie byłam w stanie wykrztusić już niczego więcej. Gardło zaczęło
mnie powoli drapać, jakby setki mrówek okrążyły je i zaczęły kąsać, więc
wydałam z siebie tłumione kaszlnięcie.
— Nie musisz mi współczuć.
Dzięki temu jestem w stanie trwać przy swoich wartościach do dziś i
zachować godność. Nieważne, czy ktoś uważa, że coś dla mnie ważnego jest
dziwne czy nierozsądne, wiem wtedy, że po prostu tego nie rozumie. Tak
jak ja nigdy w pełni nie zrozumiem jego postaw. Powiedzmy, że to taka
rada na przyszłość, Mitriall — po jego wypowiedzi czułam dziwną pustkę. W
jednym momencie miałam ochotę opowiedzieć mu o wszystkim, co mnie
trapi, dręczy każdej nocy i nie daje zmrużyć oczu. Nie rozumiałam,
dlaczego zdecydował się na szczerość albo jej pozory, ale coś kazało mi
wierzyć, że to prawda Z każdym spotkaniem, coraz bardziej narastał we
mnie niepokój, gdy tak łatwo mu szła manipulacja moimi emocjami i
myślami, lecz zaraz był tłumiony przez resztę odczuć.
Vitale chwilę
później postanowił mnie wybawić i puścić na wolność, abym sama
zdecydowała się przyjść do jego progu i wywiązać się ze swojej części
umowy.
Kiedy miałam już zasypiać w odnalezionym przeze mnie zacisznym
kącie, na poszarzałym mchu, osłonięta od wiatru grubym kawałkiem ziemi,
przyszedł Złotooki. Przywitał się jako pierwszy i bez oporów usadowił
się obok mnie, rzucając mi władcze spojrzenie ... a przynajmniej jako
takie je odbierałam.
— Szkło rozmawia szczerze z Ciri. Nie interesuje
cię to ani trochę? — zapytał, uśmiechając się z czymś w rodzaju dumy
rozświetlającej jego nieprzyjemny bordowy pysk.
— To jego sprawa. Nie
dostałam zadania śledzenia mojego kolegi. Nie będę przecież
podsłuchiwać... — starałam się naprawdę uwierzyć w szczerość moich słów i
intencji.
—Nie wiedziałem, że jesteś taką szlachetną morderczynią —
kontrast tego czynu z rzeczami, które wcześniej wymieniłam, boleśnie do
mnie dotarł — Nikt inny mnie przecież nie słyszy, spokojnie.
— No dobrze, gdzie oni są? — zapytałam, pozwalając, aby mój ton mógł oddać całe zniecierpliwienie, jakie odczuwałam.
— W części z przesłuchaniami.
—
Czekaj, on ją przesłuchuje? — mimo że teoretycznie uznanie Ciri za
winną było dla mnie korzystne, wciąż czułam wyrzuty sumienia. Co musiało
się stać, aby Szkło uwierzył w winę własnej córki. Z drugiej strony
wciąż pamiętałam te wszystkie nieśmieszne żarty i groźby, które nam
rzucała poprzez różne sytuacje.
— Tak. W dodatku nikt nad tym nie
czuwa, a powinien. Tatuś łamie wszelkie reguły, działając w ten sposób.
Jeszcze go córeczka zasłodzi albo zrzuci winę na Mszczuja. Powiedz po
prostu, że wyczułaś ich zapach i zdziwiłaś się, dlaczego postępowanie
jest prowadzone bez ciebie.
— Ale dlaczego nie zdecydował się na zwyczajną rozmowę z nią w zacisznym miejscu?
—
Może chciał wywołać presję i skłonić ją do szczerości albo mieć
ubezpieczenie innych wilków w pobliżu w razie, gdyby chciała uciec z
jaskini wojskowej. Może też po prostu chce dobrze wypełnić swoje
obowiązki albo nie był w stanie zdobyć się na prywatną rozmowę o takiej
sprawie i musiał postawić się w bardziej roli śledczego niż Szkła.
Dodatkowo Ciri w obliczu działań Admirała jest coraz bardziej podejrzana
— wyjaśnił — Zresztą...nie wiem, Szkło zawsze był trochę dziwny.
Przytaknęłam,
lecz nie byłam do końca pewna tego, że chcę się mieszać w kolejną
trudną sytuację, mogącą skierować na mnie podejrzenia.
<Szkło?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz