Gdy wróciliśmy do jaskini, w której cały czas odbywała się uczta, która prędzej nawet wybuchała coraz to nowym żarem, niż była dogaszana, panna młoda ledwie krótką chwilę ciesząc serca gości i moje uczestniczyła w rozmowie, po czym, dała się odprowadzić nieco dalej, w najspokojniejszy kąt jaskini, gdzie wreszcie mogła spełnić towarzyszące z pewnością nam obojgu marzenie o zapadnięciu choć na chwilę w głęboki sen.
Zaczęła się w zasadzie już druga doba od czasu, gdy spałem ostatni raz. Od tamtej pory wydarzyło się tak wiele, że przyćmiewające piękno wszystkiego co działo się wokoło znużenie, dawało się we znaki jeszcze bardziej, niż sporadyczne przypadki niedosypiania przez nagłe wezwania do jaskini śledczych, czy akcje poszukiwawcze.
Niespodziewanie wilczyca pojawiła się ponownie, dwie czy trzy godziny później, znajdując mnie, zanim zdążyłem się zorientować.
Uśmiech znikł z mojego pyska tak szybko, jak do nieco przytłumionych godzinami umiarkowanego hałasu i dłuższymi godzinami pozbawienia możliwości zmrużenia oczu myśli dotarł sens słów Talazy, która jak duch zjawiła się nagle tuż przy zapierających dech płomieniach dosyć wysokiego ogniska. Półświadomie pozwalając swojemu umysłowi pokonać się przez to wszystko, co zbiorczo nazwałem zmęczeniem, na moment zamarłem w apatycznym bezruchu, przyglądając się jej.
- Co? Co mówisz? - gdy odwróciłem wzrok, jakby szukając wyjaśnienia w oczach mojej poprzedniej rozmówczyni i jej towarzysza, dostrzegłem w nich jedynie naiwną, zachęcającą wesołość. Znów spojrzałem na małżonkę, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że to, do czego zmierza, nie jest dobrym uzasadnieniem tych radosnych łypnięć.
- Jak bardzo byłbyś w stanie...? - zaśmiała się, podczas gdy ja z przerażeniem zarejestrowałem nieznaczny, lecz szybki ruch całego jej ciała do tyłu.
- Czekaj! - prawie krzyknąłem, teraz jednocześnie szybkim krokiem zmierzając w jej stronę. Kierując się zasadą "nieważne, co zrobisz, i tak nie wyjdzie tak, jak powinno", ostatecznie porzuciłem myślenie, a przeszedłem do działania.
- Talazo - nieco nerwowym, a może i ciut opiekuńczym ruchem złapałem ją za nadgarstek - może lepiej...
Przerwałem w pół słowa, chwilę przed nagłym zastrzykiem adrenaliny czując, jak wilczyca szarpnęła mną, rzucając się naprzód. Ostatnim przejawem dobrego refleksu drugą łapą oparłem się na ziemi i zacisnąwszy zęby skoczyłem za nią.
Sekunda, w trakcie której agresywne ciepło przesunęło się pod moim brzuchem, wydała mi się niebezpiecznie długa. Obudziły mnie dopiero nagłe objęcia drobnych łap, po drugiej stronie. Dopiero wtedy chyba zdecydowałem w końcu otworzyć oczy.
- Wiedziałam - usłyszałem zaraz nad uchem. Kolejny moment zbierałem myśli, by w końcu wybuchnąć drżącym z emocji śmiechem i odwzajemnić uścisk, jakby wadera właśnie uratowała mi życie i zdrowie, a nie postanowiła postawić je na jedną kartę.
Z tyłu jednej z moich przednich łap, ciągnęła się pociemniała linia przypalonej sierści, niesięgająca zresztą skóry. Poza tym, oboje wyszliśmy zupełnie bez szwanku.
Nagle coś spadło prosto na nas, w jednej chwili, automatycznie uruchamiając najbardziej pierwotne odruchy, zaczynając od dreszczy, kończąc na bezwiednym kłapnięciu szczękami tuż przed nosem potencjalnego zagrożenia, którym okazał się... mój braciszek, z wiadrem wody.
- Trochę się spóźniłeś - szepnąłem.
- Ani o sekundę - dosłyszałem niemal niesłyszalne słowa.
Po raz kolejny w ciągu ostatnich kilku minut zapanowała martwa cisza. Wyjątkowo mógłbym nazwać jego wzrok niewzruszonym, gdyby nie jakiś wyzierający ze środka, wesoły błysk na widok dwóch ociekających wodą stworzeń, przypominających teraz bardziej bezdomne ryby, niż wilki. W powietrzu zawisła mieszanka osłupienia i gotowości do zrywu.
- Gorzko! - odezwał się nagle znajomy głos zza pleców Agresta, w którym od razu rozpoznałem swojego niewilczego przyjaciela. Naraz ze wszystkich stron dobiegło nas chaotyczne współbrzmienie dziesiątek głosów.
- Gorzko!
- Gorzko!!
- Gorzko!!!
Nasze oczy spotkały się, bardziej chyba uciekając od otaczających nas, podchmielonych i jeszcze bardziej przez to euforycznych ślepiów, niż porywem bezpodstawnej miłości dążąc do zetknięcia.
< Talazo? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz