W przerwie między mocniejszymi atakami wody zdołał znaleźć wydrążone od środka drzewo, chyba jakiś dąb, które dalej miało żywą korę i stało całkiem stabilnie, doskonale chroniąc przed natrętnymi zimnymi kroplami. Jedyne wejście było między korzeniami i dobrze. Przynajmniej Paki nie musiał się przejmować niebezpieczeństwem od tyłu, miał tylko jedną dziurę do martwienia się.
Swoje ciało złożył w kulkę, potrójnym ogonem zakrywając głowę, w tym uszy. Mógł w ten sposób wygasić dźwięki panującej na zewnątrz ulewy.
Bo cały czas, chociaż tego nie chciał, to cały czas woda szumiała na liściach okolicznych drzew. Las, w którym Paketenshika się na razie zatrzymał, miał tylko i wyłącznie drzewa liściaste, więc… wilk będzie musiał przecierpieć. Szczęśliwe te kilka warstw miłego w dotyku futra, które znajdowało się na potrójnym ogonie basiora, potrafiło skutecznie wyciszyć nieznośne dźwięki.
Jednak nieważne, ile ogonów miał, ani jak bardzo starał się skulić, wszechobecne zimno dalej brutalnie wkradało się pod rude futro. Paki nie miał pewności, czy uda mu się w tym stanie zasnąć, tym bardziej, że jego sierść cały czas była mokra. Po prostu nie chciała wyschnąć i tym samym pogarszała całą tą sytuację.
Rudy basior zastanowił się w duchu, jak dokładnie trafił do tej sytuacji. Co on robił wcześniej? I dlaczego skończył w lesie w trakcie cholernie wielkiej ulewy? Co prawda myślenie nie było jego mocną stroną, a do tego miał zaniki pamięci, ale przecież musiał ostatecznie coś wymyślić! No kurka, to nie mogło być trudne!
Jak to się zaczęło? Wyruszył chyba w poszukiwaniu jedzenia przede wszystkim dla siebie, ale też dla nowo poznanej Watahy Srebrnego Chabra. Właśnie, wataha… Dopiero niedawno do niej dołączył i, szczerze mówiąc, był zaskoczony, że pomimo nieciekawej przeszłości - no bo jaki wilk został wychowany przez lisy - oni pozwolili mu zostać. A nawet więcej, pozwolili mu stać się częścią rodziny, wilczej rodziny, jaką oni sami stanowili. Niesamowite uczucie.
Paki! Skup się! Czemu jesteś w ulewie pod jakimś drzewem, a nie ze swoimi?
Poszedł na polowanie, to na pewno. Inaczej raczej nie opuszczałby swojej watahy. Upolował królika, i tylko tyle. Chyba chciał coś upolować dla innych, ale mu się nie udało. Podczas polowania napadł go ten zimny drań deszcz i na razie nie chciał opuścić. A przecież basior musiał wrócić do watahy.
Wataho, ojczyzno moja. Ty jesteś jak zdrowie.
Paki, do diaska! Nie pora na wilcze inwokacje!
Ale jestem taki zmęczony…
Musisz przeczekać ulewę, żeby wrócić do reszty!
Paketenshika nie słyszał. Zasnął, utulony szumieniem wody na liściach, podczas gdy jego skromne schronienie w drzewie powoli się ogrzewało, susząc jego zmoczone futro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz