Jeszcze przez chwilę, choć coraz spokojniej, dyszałem przez przebyty chwilę temu długi wysiłek.
- Hu - wyrzekł nagle nieco zdezorientowany Ligrek, dyskretnie rozglądając się wkoło - Tu zawsze było tak cicho?
Stojąc niemal nieruchomo potoczyłem wzrokiem po towarzyszach i ciemnym lesie, w którym nadal się znajdowaliśmy. Miał rację, było cicho. Słyszałem tylko odległe ćwierkanie ptaków. Westchnąłem ciężko, w tej samej chwili półświadomie wykrywając na sobie spojrzenie Haruhio. Popatrzyłem na wilka. Nie była to niezwykle znacząca wymiana spojrzeń, nie chcieliśmy sobie przekazać niczego konkretnego, ale nam obu w tym samym momencie przyszła chyba do głów jedna, bardzo zresztą logiczna myśl.
- Wracamy - powiedziałem stanowczo, kierując słowa głównie do Ligreka. Czarny basior z boku pokiwał głową.
- Co się zatem stało? - Ligrek, podnosząc się z ziemi, lekko zmarszczył brwi i, jak nie swoim, zazwyczaj przecież nieśmiałym i cichym głosem, domagał się wyjaśnień.
Haruhiko wytarł już krew, którą jeszcze przed chwilą widziałem na jego pysku. Teraz nerwowo pokiwał głową.
- Niczego nie pamiętasz? - zapytał niespokojnym głosem, w którym dało się dosłyszeć delikatne drżenie. Być może wynik zmęczenia, być może ilustrację rozszalałych myśli. Szary wilk tylko ledwo zauważalnie kiwnął głową, choć wtedy i tak już nikt nie miał wątpliwości co do jego odpowiedzi i siłą rzeczy przestała być ona ważna.
Wróciliśmy do siedziby Ligi Beżowej Ziemi. Na dziś miałem już stanowczo dość wrażeń. W duchu cieszyłem się, że zanim odeszliśmy do Skrytego Lasu ze spokojnego miejsca polowań, zdążyłem zjeść cokolwiek ze zwierzęcia, które upolowaliśmy. Resztą ofiary najpewniej pożywią się lisy i leśne szczury. No cóż, tak właśnie tworzą się zależności pokarmowe. Szkoda tylko, że zwierzyną, którą upolowaliśmy wykorzystując nakłady cennej energii, nie najedliśmy się sami nawet w części. Nie powinienem może narzekać, gdyż Haruhiko i Ligrek wrócili do domu zupełnie głodni.
"Trudno, sami są sobie winni" - zmarszczyłem brwi, stanowczością stawiając kroki na ubitej ziemi nasiąkającej coraz mocniej padającym deszczem, gdy dochodziliśmy do celu, do naszej siedziby. Lubiem tak tłumaczyć smutne wydarzenia.
Gdy stanęliśmy na suchym podłożu naszej podziemnej, niewielkiej jaskini - siedziby głównej, na zewnątrz panowała już aura, którą nie powstydziłyby się chyba nawet lasy deszczowe. Ulewa zaczęła się nagle i będzie prawdopodobnie trwać jeszcze przez dłuższą chwilę.
- Wracacie bez jedzenia? - zapytał ponuro Ardyt. Siedzący obok niego Mundus podniósł wzrok znad jakiejś mokrej i trochę ubłoconej kartki.
- To już nie moja wina - westchnąłem - możesz śmiało mieć pretensje do tych dwóch czczych łowców.
- Weź już nic nie mów - mruknął zawiedziony basior, kładąc uszy po sobie - pewnie jeszcze będziemy musieli spać w tej norze, bo na zewnątrz jest za mokro.
- Ostatnim razem, gdy rozbudowywaliśmy siedzibę, narzekałeś na spanie na dworze - usiadłem, lekko strosząc sierść, mi bowiem od zawsze było wszystko jedno, czy pomiędzy mną a niebem znajdowała się jakaś powierzchnia.
- Haruhiko - odezwał się nagle Mundus - strasznie słabo wyglądasz. Co się dzieje?
Odkąd wróciliśmy do siedziby, teraz dopiero pierwszy raz spojrzałem na moich towarzyszy dzisiejszego polowania. Rzeczywiście czarny basior wyglądał nadzwyczaj mizernie. To pewnie zmęczenie i wyczerpanie długim używaniem mocy.
< Haruhiko? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz