Wbijałem uporczywe spojrzenie w ścianę drzew, próbując zrozumieć, co tak naprawdę czuję. Bo na pewno nie było to jedno uczucie. Sprzeczne emocje co rusz mieszały się ze sobą, dekoncentrując mnie, sprawiając, że uderzały w moją pierś fale ciepła oraz zimna, wzbudzając ukryty niepokój. Nie byłem w stanie określić tych doznań, lecz na pewno mogłem powiedzieć, że nie spotykam się po raz pierwszy. Ba, nawet często mam takie wrażenia, chociaż w większości w mniejszym stopniu ingerujące w organizm. A źródłem takiego stanu rzeczy był nie kto inny jak gniewny duch, czyli jeden z rodzajów spirytualistycznych bytów o tyle odmienny, że pałał nienawiścią do każdej istoty żywej, potrafił na nią wpływać zarówno psychicznie jak i fizycznie oraz miał wśród nas niezałatwione sprawy. Co za tym idzie, nie może odejść, jeśli nie dokończy tychże rzeczy. Całkiem irytujące, jeśli próbujesz pomagać duchom i odsyłać je na drugą stronę. Dlatego spojrzałem znacząco na Ligreka. Oboje skinęliśmy łbami, a ja dodatkowo uśmiechnąłem się delikatnie, chcąc potwierdzić, że mu wierzę i nie jest ze swoimi odczuciami sam. Musieliśmy pójść do tamtego lasu, jednak pozostała nam jeszcze kwestia Wrotycza. Bo basior całym sobą okazywał, że nie ma zamiaru uwierzyć w tę sytuację i zapewne nigdzie nie pójdzie, o ile go nie zmusimy. Podszedłem więc do niego i usiałem obok, ogonem nieuważnie zamiatając zakurzoną ziemię. Mrucząc z niezadowoleniem, zająłem się oczyszczaniem ciemnego futra.
— Wrotycz — mówiłem między przerwami w pielęgnacji — Wiem, że raczej nie wierzysz w życie po śmierci, ale czy możesz mnie zaprowadzić w miejsce, gdzie tamten las ma najwięcej mocy? Muszę pomóc tym duszom. Słyszę je. One proszą o pomoc. Błagają wręcz.
< Wrotycz? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz