Z każdym przebytym przeze mnie metrem, z każdym krokiem, zapach stawał się wyraźniejszy. Dałem mu się więc prowadzić. Nie przestałem jednak zastanawiać się nad tym, gdzie mnie zaprowadzi. To mogło być cokolwiek, chociażby pułapka, ale to i tak było bez znaczenia. Liczyło się tylko to, że ból ustąpił, że wiedziałem gdzie jestem, kim jestem, wiedziałem dlaczego jestem. Ta myśl była tak prosta, tak oczywista, że nie mogłem pojąć, jakim cudem nie wpadłem na to wcześniej? Jak to możliwe, że nie narodziłem się z tą wiedzą, że przyszła tak późno?
Konwalie. Mówi się, że przyciągają dobre moce. Zdecydowanie do takowych nie należałem, ale jeśli taka była ich wola, kimże byłem, by to kwestionować? Mógłbym czcić je do końca życia, gdyby tylko wyraziły taką wolę. Gdyby wyrażały cokolwiek poza zapachem.
- Kuro? - Usłyszałem za sobą zmartwiony głos mojego lisiego towarzysza. - Co robisz?
- Nie mam pojęcia - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. - Nie wiem, nie rozumiem co się dzieje. Chyba wariuję.
- Nie przesadzaj. - Lis usiadł naprzeciw mnie, co zmusiło mnie do zatrzymania się. - Nigdy nie byłeś specjalnie normalny.
- Dzięki, poprawiłeś mi humor - burknąłem, siadając.
- Nie ma za co. - Lis przekręcił głowę, uśmiechając się chytrze. - Nie widziałeś może Palette?
Niemal podskoczyłem.
- Nie. Czemu pytasz? - Zmarszczyłem brwi. Zapach konwalii przypomniał o sobie ze zdwojoną siłą.
- Próbowałem w miarę naturalnie narzucić temat rozmowy - stwierdził. - Nie zaprzeczysz przecież, że wpadła ci w oko.
- Shino, przerabialiśmy to już setki razy. - Przewróciłem oczami. - Powiedziała, że jesteśmy przyjaciółmi. Zresztą to bez znaczenia, nie jestem już szczeniakiem, wiem kiedy sobie odpuścić.
- Wilki są dla mnie za mało inteligentne, naprawdę - westchnął. - Myślisz, że mam jeszcze szanse zmienić towarzystwo? Może zające przyjmą mnie w swoje progi?
- Mało śmieszne - warknąłem i odwróciłem wzrok, skupiając się na drzewach.
- I co się wściekasz? Wcale nie odpuściłeś, to nie w twoim stylu.
- Ale to bez sensu, więc także nie w moim stylu - stwierdziłem.
- Jeśli plan się nie powiódł, wymyśl kolejny.
- Żaden się nie powiódł. Aktualnie jestem na etapie czystej improwizacji. I wiesz co? - Zrobiłem dramatyczną pauzę. - Nic mi to nie pomogło. Chodzę w kółko szukając konwalii, jak ktoś niespełna rozumu.
- Konwalii? - Jego ogony poruszyły się gwałtownie.
- Nawet nie próbuj ze mnie żartować - ostrzegłem. - Prawie zdarłem skórę z grzbietu, wyglądam jak przybłęda i instynkt mi nawala.
- Nie, nie, nie. - Lis zerwał się z miejsca. A już myślałem, że wykorzystałem limit dziwnych konwersacji na ten rok. - Szukaj dalej.
I tyle go widziałem. Co gorsze - woń otaczała mnie teraz ze wszystkich stron i zupełnie nie wiedziałem, w którą iść stronę. Cała ta sytuacja wydała mi się nagle niezmiernie głupia, jakbym wcześniej był w transie, z którego wyrwał mnie towarzysz. Wiele bym dał, by wrócić do tamtego stanu, przynajmniej miałem wrażenie, że wiem co robię. Ruszyłem przed siebie, tak po prostu. I tak nie miałem nic lepszego do roboty.
Konwalie. Mówi się, że przyciągają dobre moce. Zdecydowanie do takowych nie należałem, ale jeśli taka była ich wola, kimże byłem, by to kwestionować? Mógłbym czcić je do końca życia, gdyby tylko wyraziły taką wolę. Gdyby wyrażały cokolwiek poza zapachem.
- Kuro? - Usłyszałem za sobą zmartwiony głos mojego lisiego towarzysza. - Co robisz?
- Nie mam pojęcia - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. - Nie wiem, nie rozumiem co się dzieje. Chyba wariuję.
- Nie przesadzaj. - Lis usiadł naprzeciw mnie, co zmusiło mnie do zatrzymania się. - Nigdy nie byłeś specjalnie normalny.
- Dzięki, poprawiłeś mi humor - burknąłem, siadając.
- Nie ma za co. - Lis przekręcił głowę, uśmiechając się chytrze. - Nie widziałeś może Palette?
Niemal podskoczyłem.
- Nie. Czemu pytasz? - Zmarszczyłem brwi. Zapach konwalii przypomniał o sobie ze zdwojoną siłą.
- Próbowałem w miarę naturalnie narzucić temat rozmowy - stwierdził. - Nie zaprzeczysz przecież, że wpadła ci w oko.
- Shino, przerabialiśmy to już setki razy. - Przewróciłem oczami. - Powiedziała, że jesteśmy przyjaciółmi. Zresztą to bez znaczenia, nie jestem już szczeniakiem, wiem kiedy sobie odpuścić.
- Wilki są dla mnie za mało inteligentne, naprawdę - westchnął. - Myślisz, że mam jeszcze szanse zmienić towarzystwo? Może zające przyjmą mnie w swoje progi?
- Mało śmieszne - warknąłem i odwróciłem wzrok, skupiając się na drzewach.
- I co się wściekasz? Wcale nie odpuściłeś, to nie w twoim stylu.
- Ale to bez sensu, więc także nie w moim stylu - stwierdziłem.
- Jeśli plan się nie powiódł, wymyśl kolejny.
- Żaden się nie powiódł. Aktualnie jestem na etapie czystej improwizacji. I wiesz co? - Zrobiłem dramatyczną pauzę. - Nic mi to nie pomogło. Chodzę w kółko szukając konwalii, jak ktoś niespełna rozumu.
- Konwalii? - Jego ogony poruszyły się gwałtownie.
- Nawet nie próbuj ze mnie żartować - ostrzegłem. - Prawie zdarłem skórę z grzbietu, wyglądam jak przybłęda i instynkt mi nawala.
- Nie, nie, nie. - Lis zerwał się z miejsca. A już myślałem, że wykorzystałem limit dziwnych konwersacji na ten rok. - Szukaj dalej.
I tyle go widziałem. Co gorsze - woń otaczała mnie teraz ze wszystkich stron i zupełnie nie wiedziałem, w którą iść stronę. Cała ta sytuacja wydała mi się nagle niezmiernie głupia, jakbym wcześniej był w transie, z którego wyrwał mnie towarzysz. Wiele bym dał, by wrócić do tamtego stanu, przynajmniej miałem wrażenie, że wiem co robię. Ruszyłem przed siebie, tak po prostu. I tak nie miałem nic lepszego do roboty.
< Paluś? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz