czwartek, 27 lipca 2017

WSC zawieszona!

Drodzy członkowie watahy,
Jak zapewne wiecie, przed każdą moją nieobecnością zawieszam naszą watahę na jakiś czas - nie lubię nagłych zniknięć alf i zastojów, bo wpływają niekorzystnie na atmosferę pisania. Ponieważ wyjeżdżam, a nie ma kto zastąpić mnie w dodawaniu opowiadań i nowych wilków, z ubolewaniem zawieszam WSC na około tydzień. Oczywiście możecie (a osoby, które dawno nie pisały nawet powinny) wysyłać opowiadania tak samo jak wcześniej, nie sugerując się zawieszeniem, jednak musicie liczyć się z tym, że być może nie zostaną dodane przed końcem przyszłego tygodnia. Mam nadzieję, że nasza wataha zostanie odwieszona jak najszybciej. Do zobaczenia!

                                                                                       Wasz samiec alfa,
                                                                                           Oleander

środa, 26 lipca 2017

Od Oleandra CD Maxa

Mnóstwo zapachów docierało do mojego nosa. Wśród nich wyczułem także piękną woń zająca, który najwidoczniej przechodził tędy jakieś kilkanaście minut temu.
- Czujesz? - zapytał Max, spoglądając na mnie, równocześnie śledząc każdy ruch w lesie.
- Czuję - odpowiedziałem kiwnąwszy głową. Ruszyliśmy do przodu, cicho stąpając po wilgotnej ściółce.
Kilka kroków, po czym zatrzymaliśmy się. Jeszcze kilka kroków, i pognaliśmy za zającem, który wyskoczył nagle spośród drzew. Pogoń była długa, trochę więc się zmęczyliśmy, zanim udało nam się dogonić małą ofiarę zwinnie pokonującą krzewy, zarośla i powalone drzewa. Kiedy w końcu zjedliśmy cokolwiek sami i donieśliśmy do jaskini resztę dla Ami, było już po południu. Mundus najadł się już wcześniej trawą i kończyną rosnącą przed jaskinią (będąc uniwersalnym, wszystkożernym stworzeniem) i czekał tylko na nasze przybycie, aby nie zostawiać Ami samej. Planował znów przejść się i polatać trochę w pobliżu jaskini i dalej, po naszych terenach, w nadziei zobaczenia na nich potencjalnego wroga, którego okrojony rysopis już znaliśmy.
Usiedliśmy przy wyjściu, Ami, Max i ja. Zjedzony zając nie zaspokoił w pełni mojego głodu i już teraz zaczynałem czuć niedosyt. Nie wspominałem jednak o tym, gdyż przyzwyczajony byłem do jedzenia dosyć sporych porcji, nie spodziewałem się więc tego po Ami i Maksie. Nie wyglądali z resztą na głodnych. Słońce powoli zbliżało się do horyzontu, a cienie stawały się coraz mniej wyraźne rozciągając się w pomarańczowym świetle.
Gdy Mundus wyszedł, od razu skierował się na otwartą przestrzeń, szybkim krokiem, przez cały czas z naprężonymi mięśniami, pozostając w gotowości do obrony i odparcia ataku z którejkolwiek strony. Szybko znaleźć się poza lasem. Ale nie iść za szybko, by nie powodować hałasu, ani, by opór powietrza nie zagłuszał obcych kroków i nieznanych głosów. I w końcu, by widzieć wszystko, co dzieje się wokoło. Po dłuższej chwili znalazł się na łące. Zwolnił i odetchnął cicho, z wyrazem ulgi. Nadchodzącej nocy spodziewał się wszystkiego.
Większość z nas wolałaby być może iść lasem, pozostając niezauważonym, przedzierać się przez gałęzie. Jak najdłużej pozostać w ukryciu. Jednak Mundus ufał swoim możliwościom, ufał swoim skrzydłom i oczom. Bał się tylko zaskoczenia. A w lesie mógł zostać zaatakowany nagle, nie mając żadnej szansy na obronę. Miał świadomość, że nie łatwo było go zaskoczyć, jednak nie było to z pewnością niemożliwe. W szczerym polu nie spodziewał się niezauważonego wroga. Zdąży go zobaczyć. Zwierzęta nie zakładają sideł, nie strzelają z ukrycia, jak ludzie. Walczą i giną w otwartej walce. Gdy o tym pomyślał, nie bał się już tak jak wcześniej.
Jednak godziny mijały, a nasz przyjaciel nie wrócił.

< Max? >

Od Maxa CD Oleandra


- To dobrze - mruknął do mnie Oleander
Do jaskini wpadł delikatny przyjemny letni wietrzyk, a wraz z nim różne zapachy. Uniosłem nos do góry węsząc. Poczułem zapach zająca. Oblizałem się z myślą o takim przysmaku. Ogólnie nie jadłem śniadania, więc byłem bardzo głodny.
- Mmm... Zając... - powiedziałem sam do siebie
- Co ? - spytał Oleander zdziwiony
- He ? A nic, tylko jestem głodny - powiedziałem
- Właściwie, przydałoby się zapolować - stwierdził basior - Ja właściwie też zaczynam być głodny i zapewne w tej jaskini nie tylko my jesteśmy głodni
Ami spojrzała na nas i spytała :
- Mówicie coś o jedzeniu?
- Ja i Max pójdziemy zapolować - powiedział Oleander - A ty i Mundus pilnujcie jaskini
Ami kiwnęła głową i poszła przekazać wieść Mundusowi, natomiast my wyszliśmy z pomieszczenia. Cicho ruszyliśmy w najbliższe miejsce, z którego wydobywał się zapach zwierzyny.

< Oleander ? >

piątek, 21 lipca 2017

Od Jaskra CD Kasai

- Dobrze więc, musimy znaleźć jakiś słaby punkt WSJ, jakąś rzecz, którą możemy wykorzystać, aby wygonić ich z naszych terenów - powiedziałem, jako pierwszy - cokolwiek.
- Ktoś... coś...? - Kasai potoczyła wzrokiem po zebranych. Nikt jednak nie miał żadnego pomysłu, nikt nie odezwał się ani słowem.
- W takim razie, może zmieńmy koncepcję - westchnąłem po chwili ciszy - wobec tego zastanówmy się, ile nas jest, ile jest dusz gotowych stanąć w obronie WSC, i czy w ogóle mamy jakieś szanse pokonać wroga w otwartej walce.
Nadal nic. Wraz z Kasai wymieniliśmy zmieszane spojrzenia.
- Można w takim wypadku wysłać kilku posłów na terytorium, na którym osiadł Kanjiel i całe dowództwo ich watahy - nie traciłem nadziei. Zrobiłem chwilę przerwy, by po chwili kontynuować z nieco mniejszym zapałem - zawsze możemy próbować wywalczyć spokój na naszych terenach, a ich wypchnąć za naszą granicę. To by wystarczyło.
- Dobrze - odezwał się wreszcie Oleander - ale to z posłami już było. Nie wiem, czy opłaca się próbować jeszcze raz. Możemy na tym ucierpieć.
- Allle... - Kasai podniosła łapę na znak genialnego pomysłu - posłowie są nietykalni. Nawet, jeśli wilki z Watahy Sszarych Jabłoni na to nie zważają, nie odważą się zaatakować ani uwięzić posłów, kiedy ci będą chronieni przez NIKL!
- NIKL?! - krzyknęli naraz Oleander i Sekretarz.
- Ojej - przewróciła oczyma Kasai - dlaczego samo słowo NIKL budzi w was takie przerażenie? Są tam, by nam pomóc, rozstrzygać spory i sprawować kontrolę. To ich obowiązek, muszą reagować, gdy jawne bezprawie dzieje się na terenach naszych watah!
- Ty chyba, Kasai, nie do końca rozumiesz - Sekretarz przechylił się do przodu, ściszając głos - z Tym NIKLem to trudna sprawa...
- Myślę - zadumał się Oleander - że to dobry pomysł. Tylko jest jeden problem... jak mamy powiadomić NIKl o naszym problemie i poprosić o wstawiennictwo? Nie wiadomo dokładnie, gdzie znajduje się ich siedziba.
- Przecież WSJ kiedyś już nasłała na nas jakąś komisję, czy jakoś tak. Oni to zrobili... to i my możemy. Trzeba się tylko dowiedzieć, jak to zrobili - zastanowiła się Kasai.

< Kasai? >

środa, 19 lipca 2017

Od Kasai CD Jaskra

Oleander nie wyglądał na zdecydowanego. Chwilę siedzieliśmy w milczeniu czekając na decyzję. 

- Możliwe, że masz racje, Jaskrze - westchnął. - Właściwie czemu dowiaduję się o tym ostatni?
- Parę rzeczy nas zatrzymało, wybacz - powiedział Jaskier.
- To długa historia - rzuciłam szybko, uprzedzając wszelkie pytania.
Zanim Oleander zdołał coś powiedzieć, Shino podniósł się gwałtownie. Posłałam mu pytające spojrzenia, na co lis jedynie skinął głową i wyskoczył z jaskini. Gdy zniknął za drzewami z zamyślenia wyrwali mnie towarzysze.
- Co się tak właściwie właśnie stało? - zapytał zaniepokojony Sekretarz.
- Pewnie miał jakieś dziwne przeczucie, że musi gdzieś teraz być - zapewniłam ze stoickim spokojem. - Nie martwcie się, często tak robi i równie często ma racje.
- Dobrze - przerwał Oleander - wróćmy do tematu. Jeśli rzeczywiście zamierzamy coś zdziałać musimy mieć dobry plan. Jakieś propozycje?


< Jaskrze? >

OD Lerki CD Amber

- Amber - odwróciłam się w kierunku wadery idącej w stronę, z której nadeszłyśmy - poczekaj, idę z tobą.
- Idziesz? - Amber popatrzyła na mnie z nadzieją.
- Nie zostawię cię teraz. Nie powinniśmy się rozdzielać, jeśli nie musimy. Szczególnie, jeśli planujesz wyjść z lasu. Na otwartej przestrzeni może być szczególnie niebezpiecznie.
- Jeśli chcesz - uśmiechnęła się Amber - razem raźniej, nieprawdaż?
- Z pewnością.
Wyjrzałyśmy na łąkę. Są zarośla, w których znalazłyśmy ciało. Jest też Mundus. Siedzi obok zwłok ze wzrokiem wbitym w ziemię. Westchnął głęboko. Po chwili przetarł skrzydłem oczy i spojrzał w górę. 
- Czy mi się wydaje, czy on... - przerwałam, nie wiedząc, jak dokończyć wypowiedź.
- Jest bez dwóch zdań bardziej przejęty niż jeszcze przed chwilą, gdy z nami rozmawiał - szepnęła Amber.
- Będzie tak tam siedział? - skrzywiłam się.
Nie powiedziałyśmy nic więcej, bo na łące oprócz naszego przyjaciela pojawił się ciemny, nieznany mi wilk. Podszedł do czapli i powiedział coś, po czym wskazał łapą na trupa.
- Jesteśmy za daleko. Nic nie usłyszymy - mruknęłam.
- Tam! - Amber wskazała na krzewy rosnące kilka metrów dalej. Skryłyśmy się za nimi, w końcu mogąc usłyszeć ciche głosy obserwowanych.
- Zrób coś z tym truchłem - Mundus nadal siedział na ziemi - trzeba go zakopać.
- Podczas gdy ty będziesz tutaj siedzieć i czekać, aż ta cholera pojawi się znów i rozwłóczy twoje kości po polu.
- Muszę przez chwilę dojść do siebie - jęknął Mundus.
- Poczekam. A potem pójdziesz ze mną i pomożesz mi to gdzieś ukryć.
Po chwili Mundus wraz z obcym wzięli ciało i zaczęli mozolnie taszczyć je w stronę lasu. Ruszyłyśmy za nimi, w odległości, z której żaden nie mógł nas usłyszeć. Trochę to trwało, aż wreszcie wszyscy znaleźliśmy się na Stepach. Nie mogłyśmy dalej iść za nimi, zatrzymałyśmy się więc w zaroślach. Na szczęście oni również zatrzymali się gdy tylko znaleźli się na piasku.
- Zacznij tu kopać - nakazał wilk, kładąc ciało na ziemi - jak ziemia będzie miększa, wezmę się do roboty - to mówiąc położył się na ziemi, zamykając oczy.
Mundurek zmarszczył brwi, po czym wbił szpony lewej nogi w ziemię, po czym przejechał nimi po piasku. Przez następne kilkanaście minut ze zdwojoną siłą drapał ziemię kilka razy jedną, kilka razy drugą nogą, po czym, gdy dziura w ziemi zrobiła się dostatecznie głęboka, podszedł do leżącego towarzysza i powiedział głośno:
- Możesz zacząć. Zrobisz to bez wątpienia szybciej, niż ja.
- Już wstaję. A ty idź się wyczyścić. Jesteś cały we krwi i w kurzu. Jeśli w tym stanie spotkasz swoich biednych znajomków z watahy, mogliby zacząć o coś cię podejrzewać - zaśmiał się chrypliwie.
- Prosiłem cię, żebyś tak ich nie nazywał - odrzekł posępnie Mundus, odwracając się i równocześnie kierując w naszą stronę. Przywarłyśmy do ziemi. Byłyśmy co prawda dosyć daleko, a ponadto schowane w gęstwinie drzew, jednak wprawne oko mogłoby nas dojrzeć. Błękitny ptak z początku nie patrzył jednak w naszą stronę. Dopiero, gdy przeniósł wzrok z wilka rozkopującego ziemię do przodu, tam, dokąd zmierzał, stanął w bezruchu. Przełknął ślinę i chyłkiem jeszcze raz spojrzał na swojego towarzysza, zajętego jednak pracą. Mundus wzbił się w powietrze i szybko znikł nam z oczu.
- Myślisz, że powinnyśmy iść za nim, czy zostać tutaj i sprawdzić, czy ten basior zakopie ciało? - zapytałam, nie bardzo wiedząc, co teraz ze sob zrobić.

< Amber? >

DALSZY CIĄG TEGO OPOWIADANIA MOŻECIE ZNALEŹĆ TUTAJ.

wtorek, 18 lipca 2017

Od Amber CD Lerki

Zamachałam ogonem i skinęłam przytakująco głową. Tak, to zdecydowanie dobry... zaraz, co?

- Mamy to zostawić? Tak po prostu?
- Jakieś obiekcje? - Zapytał Mundus obojętnym tonem.
- Oczywiście! - Odparłam szybko. - Niby jak chcesz sam sobie z tym poradzić?
- Amber. - Odezwała się Lerka.
Natychmiast przeniosłam na nią złe spojrzenie. Bardzo szybko jednak tego pożałowałam. Widząc zatroskane spojrzenie wadery, natychmiast położyłam uszy po sobie i spuściłam wzrok.
- Już lepiej stąd chodźmy. - Powiedziała łagodnie wadera.
- Ale... - Zaczęłam, jednak szybko ugryzłam się w język.
- Najlepiej będzie, jeśli wrócicie do siebie. - Powiedział Lenek. - Ja jeszcze rozejrzę się po terenach.
- Jesteś pewien? - Zapytała Lerka. - Ten dziwny stwór może się znów pokazać.
- Nie martwcie się. - Powiedział basior z lekkim uśmiechem. - Będę uważał.
Samica położyła mi łapę na ramieniu i uśmiechnęła się ciepło. Westchnęłam, nie mówiąc ani słowa. W porządku, jeśli tak ma być niech i tak będzie. Lerka i Lenek zdawali się ufać Mundusowi. Ja zaś mimo iż darzyłam go sympatią, nie mogłam pozbyć się wrażenia, że ptak nie mówi nam wszystkiego. Czułam, że coś przed nami ukrywa, nie miałam tylko pojęcia co i dlaczego. Gdy zaczęłyśmy odchodzić, błękitny ptak powiedział dość ściszonym głosem:
- Lepiej, abyście się w to nie mieszali.
Zatrzymałam się na chwilę i spojrzałam na błękitnego ptaka, coś w jego głosie się zmieniło. Postanowiłam jednak jeszcze przez chwilę zachować swoje przemyślenia dla siebie. Odchodząc, skierowałyśmy się w stronę lasu, nie minęło wiele czasu, gdy kompletnie zniknęłyśmy wśród gąszczu drzew. Teraz albo nigdy, musiałam się z kimś podzielić tym, co mnie trapi i wiedziałam, że Lerka z pewnością mnie wysłucha.
- Myślę, żeby śledzić Mundusa. - Wypaliłam, nie bacząc na nic.
- Nie powinnyśmy. Możemy przez to sprowadzić kłopoty.
- Ale... co jeżeli zostawimy go samego i to on wpadnie w kłopoty? Nic nie będziemy w stanie zrobić, jeśli nas tam nie będzie. - Spuściłam wzrok i dodałam. - Nie zmuszam cię, abyś mi pomogła. Po prostu... chciałam, abyś wiedziała.

< Lerka? >