wtorek, 2 listopada 2021

Od Kamaela - trening siły 7

Małe wilcze stworzonko wirowało nad głową skrzydlatego, strojąc miny i ewidentnie się z niego naśmiewając. Machało przednimi nóżkami na styl skrzydeł, udając ogromny ból, po czym robiło fikołki w ataku szaleńczego śmiechu. Dźwięki, które wydawało, o wiele bardziej przypominało ludzkie dzwoneczki, jakie te dwunogie stworzenia przyczepiały swoim kotom albo stroiły domy w okresie zimowym. Nie było tu pisków, szczeknięć czy wyć. Zaledwie to wysokie, irytujące dzwonienie.

– Przyszedłoś się tylko śmiać? – mruknął Kamael, mrużąc oczy. – Wiesz, że tego nie znoszę. Mogłobyś przynieść jakieś wieści dotyczące mojej rodziny, a nie żartować sobie z mojej niedoli.

Kami spojrzało na wilka, przekręcając z zainteresowaniem główką. Nie wyglądało, jakby rozumiało w pełni słowa wypowiedziane przez obrońcę, ale przynajmniej było urocze. W niczym to jednak nie pomagało.

– Byłoś u mnie w domu? – dopytał kremowy. – Widziałoś coś? Chciałbym wiedzieć, jak jest w domu... Błagam, chociaż pokaż, jak tam teraz jest!

Stworzonko przez jeszcze chwilę przyglądało się z głupiutką uwagą, potem jednak wyjęło z ogona liścik i podało Kamaelowi do łapy.


Gratulacje!

Od Paketenshiki - trening zwinności 7

Yir faktycznie był ranny, i to całkiem poważnie. Dziura w boku wyglądała paskudnie, cały czas się sączyła, do tego była zanieczyszczona. Nie ma szans, żeby nie wdało się w to zakażenie. 

A myślało by się, że pomocnik medyka miałby pojęcie, jakie to niebezpieczne. Widać głupota idzie z urokiem. 

Rudzielec był wściekły i jednocześnie przerażony. Bał się, co się mogło wydarzyć. Że jeśli wda się zakażenie Yir może tego nie przeżyć. Jednak cały strach przemienił w gniew, który wylał na atramentowego basiora. Wyzywał, przeklinał, wściekał się, że jak ten wilk może być taki bezmyślny. 

W środku łamał się niczym osłabione drzewo podczas wichury. Zapadał się w ten sam sposób co zamek z piasku. Był przerażony, nie chciał dopuszczać do siebie myśli, co mogło się stać, ale ona wwiercała się w jego umysł jak jakaś cholerna wiertarka. Wypad z mojej głowy! A sio! 

Napływ emocji i myśli przerwało dopiero niespodziewane wydarzenie. Yir pocałował Pakiego.


Gratulacje!

Od Pinezki - trening mocy 7

Tora uśmiechał się do niej, nieco złośliwie, nieco z satysfakcją, Citlali nie miała pojęcia, co irytowało ją bardziej. Chyba po prostu oba. Miała ochotę się na niego rzucić, wygarnąć mu co nie co, wściec się w ten sam sposób, co każdy inny członek rodziny Firi.

Dopiero gdy podleciała bliżej niego zrozumiała, dlaczego się tak uśmiecha. Ona latała. O własnych siłach, była w stanie to w pełni kontrolować. Udało mu się. Łał. Serio mu się udało.

– Dobra, niech ci będzie. Wyszło ci – fuknęła, niezadowolona, że musi przyznać mu rację. – Ale mogłeś chociaż ostrzec, co zamierzasz zrobić.

– Gdybym ci powiedział, nie prowadziłyby cię emocje. A ciebie chyba często prowadzą – skomentował to mieszaniec, o wiele spokojniejszym tonem niż chciała usłyszeć.

Nie miała ochoty z nim dalej dyskutować. Podziękowała tylko zbytkowo, żeby nie wyjść na totalnego gbura (choć na bank już na takiego wyszła) i poleciała sobie w swoją stronę. Cieszyła się, że może wrócić do domu, jednak już w razie czego szykowała wymówkę, dlaczego zniknęła. Zauważyła ciekawe zwierzę i za nim podążyła. Tak, to była dość wiarygodna i o wiele mniej wstydliwa wymówka.


Gratulacje!

Od Wayfarera - trening szybkości 7

Jeśli jednak to przeczytasz, Szkło, to wiedz, że każdy ma prawo mieć dość. Czasem bierzemy na swoje barki za wiele i potem obrażamy się na cały świat, że jakim prawem nam nie wyszło. Może zniosiłbym to lepiej, gdybym, tak jak tamtego tygodnia, pisał na komputerze, a nie na telefonie. Przyjemniej jest pisać na klikającej klawiaturze, którą czuć pod palcami. A nie tylko płaski ekran. Nie czuję pisania, to boli. 

Wracając do historii, tygrys skoczył za mną na ten nieszczęsny, omszony kamień. Bardzo dobrze, że był omszony, bo przynajmniej był śliski. Jako lekki wilczek byłem w stanie w miarę elegancko zeskoczyć i schować się pod kamieniem, korzystając ze swojej jakiejkolwiek zwinności. Z ciężką tygrysicą, nawet jeśli była wychudzona, było o wiele gorzej. Poślizgnęła się, spadając pyskiem na ziemię. Tuż przede mną.

Znacie to powiedzenie "Głupi ma szczęście", z pewnością nie raz go używaliście w kontekście do siebie. Tym razem ja też mogę to śmiało powiedzieć, bo kicia uderzyła łbem o jakiś kamień. No może nie jakiś, bo ostry i przy uderzeniu czaszką dość niebezpieczny. Można śmiało powiedzieć, że tak zakończyło się życie nieszczęsnej pasiaczanki.


Gratulacje!

Od Yira - trening siły 7

Głupi jesteś. 

– Z jakiej racji? 

Nie ufasz tym, na których najbardziej ci zależy. Zmuszasz swoje ciało do wysiłku, którego nigdy nie powinieneś był się tak naprawdę podejmować. Poddajesz się w najbardziej nieoczekiwanym momencie, kiedy powinieneś właśnie zacząć walczyć. Udajesz wielkiego mistrza a jesteś zaledwie małym robakiem. 

– Variai... 

Nie, Yir. Ja jestem twoim sumieniem. 

Patrzył w żółte oczy z niedowierzaniem, zastanawiając się, jak to w ogóle możliwie. Paki powinien być daleko stąd, nie powinien nawet wiedzieć, że pomocnik medyka tu jest. A jednak... był tu. Patrzył się. Krytykował z miłością ukrytą za suchą maską. Przybył z tak daleka do osoby, która właśnie w tym momencie potrzebowała jego pomocy. To był chyba cud. Cud, powiadam wam! Na tym chyba polega właśnie miłość. 

– Jezu, Paki... Ja... Tak bardzo cię kocham! – wydusił z siebie nieprzytomnie. 

Równie nieprzytomnie zbliżył się do rudego wilka i podarował mu najszczerszy połacunek, jaki miał w zanadrzu. Tyle było z kazania.


Gratulacje!

Od Ciri – „Nic nie mów, bo Twoje słowa ranią” Opowiadanie konkursowe

Coś twardego wbijało jej się w kręgosłup. Przewróciła się na bok, ale wcale nie było jej wygodniej, a zamiast niemal bezdźwięcznej ziemi, poczuła głuche uderzenie swego ciała o blachę. Gdzieś daleko słyszała jakieś przytłumione krzyki i zdała sobie sprawę, że chyba już nie uda jej się zasnąć. Głowa bolała ją tak mocno, jakby zaraz miała pęknąć albo przynajmniej odpaść od tułowia. Każdy ruch był dla niej jak miliony cieniutki szpileczek wbijanych w skronie, kark, a może i całą potylice. To był już moment kiedy nie potrafiła określić bólu. Serce waliło jej jak oszalałe. Powoli podniosła się z niewygodnej pozycji, myśląc tylko o tym by położyć się z powrotem i marząc, żeby niewiadomego pochodzenia krzyki ucichły. I wtedy do niej dotarło.

Ból, ból, ból.

Serce załomotało mocniej w jej piersi, teraz już rozumiała dziwną reakcję organizmu i własną ekscytacje. Delikatnie otworzyła oczy i chociaż był półmrok to ciężko było jej pozostawić powieki otwarte. Zanim przyzwyczaiła się do otoczenia, łapami zaczęła wyczuwać podłoże, na którym się znalazła. Głuchy dźwięk. Jakiś metal tego była pewna. Jej łapy natrafiły także na szklane butelki, w większości puste, choć jedna, którą podniosła wyrzuciła na nią swoją zawartość, oblewając ją zdecydowanie mocnym trunkiem. Do jej nozdrzy dotarł ostry zapach wódki, a może bimbru? Nie była w stanie określić, ale na pewno poczuła, że zawartość wszystkich pustych butelek, znajdowała się teraz w jej żołądku. Nigdy nie była zbytnią pijaczką, ale jednocześnie nigdy też nie czuła tak potwornego bólu jak dzisiaj. W jej głowie huczało od pytań bez odpowiedzi. A kto wie, może jej umiejętności nadal działały, a ból w rzeczywistości byłby milion razy mocniejszy? Wadera stanęła na czterech łapach, przechylając się lekko raz w jedną, raz w drugą stronę. Jej oczy, szeroko otwarte, powoli rejestrowały otoczenie, ciężko było jej się jednak skupić przez szum w głowie, odległe krzyki, zapach bimbru i milion innych rzeczy, na które nawet nie była w stanie zwrócić uwagi. Nagle coś popchnęło ją do przodu. Ciri upadła jak długa wydając ten sam głuchy dźwięk gdy uderzała ciałem o wyłożoną pod nią blachę.

W końcu przestało się ruszać.

Pomyślała automatycznie, ponownie zamykając oczy i marząc o upragnionym odpoczynku.

Zaraz… ruszać?

Choć niezgrabnie, wadera ponownie wstała i rozejrzała się, co chwile przymykając oczy. Rozmazany obraz nie pomagał jej w określeniu, gdzie się znajduje. Dopiero po kilku dłuższych chwilach zrozumiała, że siedzi w otwartym bagażniku niewielkiej ciężarówki. Najwyraźniej poruszała się ona do momentu, gdy nagłe jej zatrzymanie zwaliło ją z nóg. Dosłownie.

Nagły spazm przeszedł przez jej ciało w momencie jak doszedł do niej ponownie smród wylanej wódki. W ostatniej chwili jej ciało rzuciło się do ramy auta, wypuszczając z siebie resztki niestrawionego alkoholu z żołądka.

Czy chociaż będzie mi teraz lepiej?

- Cirillo. – doszedł głos do uszu wadery. Cichy i delikatny, niczym przeciwieństwo słyszanego z daleka chaosu. Kilka sekund zajęło jej znalezienie właściciela wołającego ją głosu. Dopiero gdy odezwał się ponownie, wilczyca zobaczyła czarnego nieznajomego, który patrzył na nią spokojnymi zielonymi oczami.

- Już czas. – wypowiedział krótko i wyciągnął łapę, żeby pomóc jej zejść z samochodu. Wilk delikatnie przechylił się na bok i zerknął na bagażnik za nią. – Znowu piłaś… - westchnął lekko, ale nie wydawał się zaskoczony. Sięgnął do tyłu i po chwili trzymał w ręku małą fiolkę z płynem.

- Ale to nic, z czym nie moglibyśmy sobie poradzić. – uśmiechnął się lekko pokazując śnieżnobiałe kły i podał jej otwartą fiolkę. – Do dna i na scenę. Wszyscy już czekają na Twój występ.

Występ?

Jej wzrok, choć nadal zamglony, zatrzymał się najpierw na fiolce, a później na samym basiorze. Czy powinna wiedzieć, o co mu chodzi? A może to jakaś głupia zabawa?

- Ja… muszę iść. – powiedziała krótko i w miarę wyraźnie. Zgrabnie (tak jej się wydawało) wyminęła czarnego wilka i przeszła parę kroków przed siebie. Nie udało jej się jednak uciec, ponieważ nieznajomy po chwili znowu był przed nią ,niemal zmuszając ją by posadziła swoje ociężałe ciało na ziemi.

- Nie możesz. Podpisałaś kontrakt. – powiedział nadal spokojnie, jakby jej wyczyny nie były niczym nowym. – Jak to wypijesz poczujesz się lepiej i bez problemu wejdziesz a scenę. Kac odejdzie jak łapa odjął, tak jak zwykle.

Kac?

- No już. Nie ma czasu, Ciri. – ponaglił ją niemal wpychając jej fiolkę do łapy.

Nie myśląc wiele, wypiła zawartość podanego jej szkła i skrzywiła się lekko na mocno kwaśny smak na języku. Następnie została poprowadzona udeptaną ścieżką, w stronę budynku, którego wcześniej nie zauważyła. W głowie zaczęło jej jaśnieć, ból lekko zelżał i choć nadal nie wiedziała co się dzieję, to przynajmniej czuła się lepiej. Nie wiedziała czy była to zasługa podanego jej roztworu nieznanego pochodzenia czy tego, że większość alkoholu opuściła jej żołądek. Nieznajomy wilk wydawał się ją dobrze znać, dlatego dość lekkomyślnie mu zaufała. Na szczęście wyszło jej to na dobre. Na razie.

Rzucona w wir chaosu stała w nieznanym miejscu oślepiona mocnymi światłami. Krzyki i duchota otoczenia odebrały jej dech i to raczej nie w dobrym tego słowa znaczeniu. Oczy przyzwyczajone już do mroku, mrużyły się i szkliły niemiłosiernie nie pozwalając jej dostrzec otoczenia.

Czy właśnie tak czuje się każdy inny?

Czy ból przejmuje ich całe życie?

- Cirilla! Cirilla! Cirilla! – zaczął skandować tłum. Gdyby tylko Ciri wiedziała co dokładnie ma tu robić. Jednak zanim zdążyła się nad tym porządnie zastanowić w jej uszach rozbrzmiała muzyka. Na ten znak, wszystko ucichło i było słychać już tylko coraz głośniejszą muzykę. Jakby automatycznie słowa zaczęły wylewać się z pyska wadery, a jej głos zgrabnie wpływał do mikrofonu, który ktoś zawiesił jej za uchem.

You and me, we used to be together

Every day together, always

I really feel that I'm losin' my best friend

I can't believe this could be the end

 

W jaki języku ja śpiewam?

 

Ciri spojrzała w końcu przed siebie, szukając znajomych pysków na tej niespodziewanej widowni. Z początku nie zauważyła niczego dziwnego… Dopiero za drugim spojrzeniem zorientowała się, że jej widownia w całości składała się z ludzi. Głos na kilka sekund ugrzązł jej w gardle, jednak nikt nie był zdziwiony, tłum zaśpiewał za nią dwie kolejne linijki tekstu i uradowany zaczął skandować ponownie.

Don't speak, I know just what you're sayin'

So please stop explainin'

Don't tell me 'cause it hurts

Tyle pytań przelatywało przez jej myśli i na żadne z nich nie znała odpowiedzi. Postanowiła nie patrzeć na widownie i wczuć się w piosenkę, którą jakimś cudem znała na pamięć choć nigdy wcześniej jej nie słyszała. Lekki strach przeleciał przez jej ciało, gdy patrzyła na te wszystkie twarze i oczy wpatrzone tylko w nią. Ludzi kojarzyła tylko ze złością i wrogością, a tutaj… musiała udawać, że jej łapy nie drżą.

Don't speak, I know what you're thinkin'

I don't need your reasons

Don't tell me 'cause it hurts

Wtedy zobaczyła jeszcze jedną rzecz. Za kulisami stał wilk, przyglądając jej się dokładnie, jakby od niechcenia. I już nic więcej nie miało znaczenia. Zadni ludzie przeszywający ją wzrokiem i patrzący na każdy jej krok. Żaden ból, który istniał tylko w ty nieznanym jej wymiarze. Ze smutkiem i złością zerkała co chwila na znajome ciemnobrązowe futro w chłodnej, jak samo jego serce, barwie.

Our memories, well, they can be inviting

But some are altogether mighty frightening

As we die, both you and I

With my head in my hands, I sit and cry

Kolejne wersy miały dla niej coraz więcej sensu. Już wiedziała o czym śpiewa. Tak właśnie kończyła pewien etap w swoim życiu. Po tak długim czasie rozpaczania. Musiała już dawno o tym wiedzieć, jednak dopiero teraz zdobyła się na tę odwagę. A raczej jej umysł się zdobył.

It's all ending

Patrzyła z mocą prosto w oczy swojej przeszłości, chcąc w końcu dać jej odejść. Nie miało to dla niej znaczenia, czy to tylko sen. Nie miało znaczenia, że zaraz zmierzy się z życiem rzeczywistym.

We gotta stop pretending

Ważne było tu i teraz. Jej ból, wewnętrzy jak i ten zewnętrzny, który ukazał jej się w tym śnie. Dokładnie wiedziała co oznaczał i w końcu czuła, że jest gotowa.

Who we are

You and me

Przecinała tą niewidzialna nić, która utworzyła się przy ich pierwszym spotkaniu. Więź, którą sama stworzyła i do której dążyła mimo przeciwności. Czy oznaczało to dla niej wyzbycie się miłości? Na pewno nie, jednak wiedziała, że nie będzie to już ten sam rodzaj miłości. Teraz musiała pokochać jeszcze siebie.

I can see us dyin'

Aren't we?

 

Żegnaj.

poniedziałek, 1 listopada 2021

Nasz Głos nr.20 - "Okrągła dwudziestka!"

Sucho aż pali!

Poniedziałek rano, szef:
- Co masz takie czerwone oczy, piłeś?
- Nie! Płakałem cały weekend, bo brakowało mi pracy!

Memy memistrza

Zagadka - Kto to powiedział?

"W WSC czas czasem staje się przestrzenią."

Czas wysyłania odpowiedzi: do północy.

Aktualności

Ooooooo cie panie. Żeby się jeszcze coś działo ostatnio, to by było dobrze. Pamiętam, że tata często miał o czym pisać. W tym miesiącu tylko Szklanka osiągnęła dorosłość oraz wrócili do nas Yir z Pakim z nieco zmienionymi wierunkami.
No i był konkurs, który kończy się jutro, bo te fajtłapy nie potrafiły ani razu usiąść i zabrać się do pisania.

(Fejkowe) Newsy!

Z OSTATNIEJ CHWILI!
Na terenach Watahy Srebrnego Chabra pojawiły się słonie. Te wielkie, niebezpieczne stworzenia poruszają się bezszelestnie po lesie, przez pola zaledwie przemykają, ale stanowią konkurencję dla naszej zwierzyny łownej, która nie ma co jeść. Dobrze słyszeliście, te szare olbrzymy wyżerają przez swoje żołądki wszelką roślinność, którą powinny jeść nasze domowe zwierzęta. Myśliwi chcą zorganizować ludzkie strzelby i pozbyć się tych paskudnych stworów z naszego domu.

Zapytaliśmy Szkła, światowego mistrza znanej już gry Spadające Chabry, jak się czuje ze swoją pozycją i ostatnią popularnością. Oto jego odpowiedź:
Szkło: "Wie Towarzysz, Towarzyszu Redaktorze... Mógłbym tu teraz wygłosić całą mowę, bo miałem dużo czasu, by nauczyć się jej już na pamięć... Ha, tak to jest, jak ludzie po trzy razy w tygodniu podchodzą do mnie na ulicy i pytają czy można autograf, czy można sobie zrobić wspólne zdjęcie, albo właśnie - jak to jest? Jak to jest mieć na koncie światowy rekord? Widzieć swój pysk na pierwszych stronach prestiżowych czasopism? A ja im zawsze odpowiadam, skromnie acz rzetelnie, bo taki właśnie jestem, że do tego trzeba być po prostu stworzonym. Tu nie pomogą nawet lata praktyki, hektolitry wylanych łez, trzeba po prostu wiedzieć, jaki ma się w życiu cel. Ja swój osiągnąłem. Proszę bardzo. Oto ja, tak jest, oto  światowy rekordzista. Nie musicie robić skrinów, zostawię tę krótką wiadomość dla potomnych. Za symboliczną opłatą mogę wspomnieć, kogo znałem, żebyście się potem mogli chwalić."

Kolejny numer pojawi się 1 grudnia

Autorem tego numeru była Zendayafiri Nere'e Citlali Pinezka