Wbrew pozorom, widok lasu wzbudził we mnie bardziej niepokój, niż ulgę. Nauczyłam się już, że to, co tutaj wygląda na bezpieczne, w rzeczywistości chce cię zabić.
Etain z kolei wyglądała na pozytywnie zaskoczoną znajomym widokiem. Rozglądała się dookoła i z pewnością rzuciłaby się biegiem na rozeznanie terenu. Jednak nie zostawiła za sobą wadery, która, kulejąc, powoli posuwała się za nią i nadawała tempo, za co w głębi duszy byłam jej wdzięczna.
— Czujesz to? — zapytała nagle moja towarzyszka, zatrzymując się.
Również stanęłam i powąchałam powietrze. Wyczuwałam dziwny zapach, który jednak kiedyś na pewno poznałam, bo nie wydawał się obcy.
— Mam nadzieję, że to nie kolejny stwór łaknący naszej krwi — wychrypiałam, a wadera zachichotała cicho.
Wtem, z naszej lewej strony, zaszeleściły krzaki i wypuściły z siebie nietypowe stworzenie.
Było one o wiele wyższe od nas, dałabym mu na oko sto dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu. Istota posiadała cztery kończyny, z czego poruszała się na dwóch tylnych. Nie miała sierści, pomijając tylko górę głowy, która podchodziła pod bardzo jasny żółty, jakby wyblakłą słomę. Oczy, wlepione w nas, były błękitne jak niebo.
Stworzenie ubrane było w skóry i materiał oraz całe obwieszone było różnego rodzaju bronią.
— To człowiek — wymamrotała Etain, potwierdzając jednocześnie moje przypuszcznia. Spotkałam te zwierzęta już wcześniej. Co prawda nie miałam bezpośredniego kontaktu, ale doświadczyłam wątpliwą przyjemność obserwacji ich. Okropne istoty.
— Ty mówisz — odezwała się istota niskim, męskim głosem. Wyglądała na zdziwioną tym faktem.
— No tak... Ty też — skomentowałam cicho.
— Czym jesteście? — zapytało zwierzę i odgarnęło włosy opadające mu na czoło.
— Wilkami — odparła Etain. — A ty jesteś człowiekiem.
— Wilki nie mówią...
— Chyba jesteś tu nowy, co? — prychnęła.
— Znalazłem się tu jakiś czas temu, poluję na czarownice — wyjaśnił człowiek.
Zerknęłam na waderę. Ciekawe, po jakim czasie ten "łowca" nabierze ochoty na wyprucie z nas flaków, jak wszytko inne tutaj?
— Czarownice? — upewniła się Etain, a człowiek kiwnął głową.
Nie miałam pojęcia, czym owe czarownice są.
— Wy chyba nie jesteście wiedźmami? W sensie... Nie zmieniacie się w nic innego? — spytał mężczyzna, przyglądając się nam badawczo.
— Zależy, co przez to rozumiesz — rzekłam.
< Etain? >
piątek, 3 maja 2019
czwartek, 2 maja 2019
Od Etain CD Aisu
Parsknęłam śmiechem.
- Oczywiście, że nie. W tej historii brakuje sensu.
Nie czekając na odpowiedź, odwróciłam się i, na tyle głośno, by zostać dobrze usłyszaną z tej pewnej odległości, zwróciłam się do basiora:
- Słuchaj, Wezyr, wiem, że ciężko przeżywasz chorobę córki, ale musisz przestać żyć w świecie fantazji. Jak chcesz, pokaż mi ją, zobaczę, co da się zrobić.
Basior zamrugał, po czym spuścił wzrok, wpatrując się w zabandażowaną łapę.
- Ale... tamta wadera powiedziała, że tylko źródło...
- Wezyr - powiedziałam stanowczo, zmuszając go, by na mnie spojrzał - Naprawdę w to wierzysz?
Przegryzł wargę, zwlekając z odpowiedzią. Wzruszyłam głową.
- Ja ciebie na siłę powstrzymywać nie będę, chcesz, to idź. Ostrzegam tylko, że patrzysz w złym kierunku. Uważaj po drodze na łapę - rzuciłam, odwracając się na pięcie - Aisu, wracamy? Rysiek?
Biało-brązowa podniosła się z miejsca, lecz nim zdążyłyśmy postawić kilka kroków, basior gwałtownie zatrzymał nas głosem.
- Ja... - westchnął - Dobrze, pokażę wam ją. Spróbujcie jej pomóc.
Niemal widziałam łzy w jego oczach, ale i bez tego zgodziłabym się pójść. Basior wstał i ruszył się niezgrabnie, jęcząc, kiedy opatrzona przeze mnie kończyna dotknęła podłoża.
- Ostrożnie. Dasz radę iść na trzech? Usztywniając twoją łapę, wybrałam trochę dłuższe patyki, możesz spróbować się na nich oprzeć. O, dobrze - instruowałam, obserwując jego ruchy.
Kiedy samiec wreszcie opanował nowy sposób poruszania, cała nasza czwórka ruszyła niespiesznie przez las. Pokonaliśmy całkiem spory odcinek drogi, z tego, co zaobserwowałam, wydawało mi się, że dotarliśmy nawet gdzieś w okolice granicy. Minęło jeszcze trochę czasu, zanim zdyszany basior zatrzymał się przy niewysokiej jaskini.
- Jest w środku.
- Naprawdę? - uniosłam brwi, zaglądając w mrok - W porządku.
Weszłam do środka, mając Aisu i karakala kilka kroków za sobą. Pokonaliśmy odległość do ściany jaskini, jednak nie zastaliśmy tam żywej duszy. Zaskoczona, chciałam odwrócić się i pytać o wyjaśnienie, lecz nim to zrobiłam, zatrzymał mnie niepokojący dźwięk. Warczenie, i to nie z gardła jednego wilka. Głosów było więcej.
<Aisu?>
- Oczywiście, że nie. W tej historii brakuje sensu.
Nie czekając na odpowiedź, odwróciłam się i, na tyle głośno, by zostać dobrze usłyszaną z tej pewnej odległości, zwróciłam się do basiora:
- Słuchaj, Wezyr, wiem, że ciężko przeżywasz chorobę córki, ale musisz przestać żyć w świecie fantazji. Jak chcesz, pokaż mi ją, zobaczę, co da się zrobić.
Basior zamrugał, po czym spuścił wzrok, wpatrując się w zabandażowaną łapę.
- Ale... tamta wadera powiedziała, że tylko źródło...
- Wezyr - powiedziałam stanowczo, zmuszając go, by na mnie spojrzał - Naprawdę w to wierzysz?
Przegryzł wargę, zwlekając z odpowiedzią. Wzruszyłam głową.
- Ja ciebie na siłę powstrzymywać nie będę, chcesz, to idź. Ostrzegam tylko, że patrzysz w złym kierunku. Uważaj po drodze na łapę - rzuciłam, odwracając się na pięcie - Aisu, wracamy? Rysiek?
Biało-brązowa podniosła się z miejsca, lecz nim zdążyłyśmy postawić kilka kroków, basior gwałtownie zatrzymał nas głosem.
- Ja... - westchnął - Dobrze, pokażę wam ją. Spróbujcie jej pomóc.
Niemal widziałam łzy w jego oczach, ale i bez tego zgodziłabym się pójść. Basior wstał i ruszył się niezgrabnie, jęcząc, kiedy opatrzona przeze mnie kończyna dotknęła podłoża.
- Ostrożnie. Dasz radę iść na trzech? Usztywniając twoją łapę, wybrałam trochę dłuższe patyki, możesz spróbować się na nich oprzeć. O, dobrze - instruowałam, obserwując jego ruchy.
Kiedy samiec wreszcie opanował nowy sposób poruszania, cała nasza czwórka ruszyła niespiesznie przez las. Pokonaliśmy całkiem spory odcinek drogi, z tego, co zaobserwowałam, wydawało mi się, że dotarliśmy nawet gdzieś w okolice granicy. Minęło jeszcze trochę czasu, zanim zdyszany basior zatrzymał się przy niewysokiej jaskini.
- Jest w środku.
- Naprawdę? - uniosłam brwi, zaglądając w mrok - W porządku.
Weszłam do środka, mając Aisu i karakala kilka kroków za sobą. Pokonaliśmy odległość do ściany jaskini, jednak nie zastaliśmy tam żywej duszy. Zaskoczona, chciałam odwrócić się i pytać o wyjaśnienie, lecz nim to zrobiłam, zatrzymał mnie niepokojący dźwięk. Warczenie, i to nie z gardła jednego wilka. Głosów było więcej.
<Aisu?>
Od Etain CD Kivuli
Tak bogate, ciężkie wrota nie sprawiały wrażenia, jakoby za nimi miało kryć się wyjście, nie widziałam jednak przeszkód, by wejść i się co do tej tezy upewnić. Byle szybko, bo coraz mniej mnie już to wszystko bawiło.
Omiotłam przejście wzrokiem od góry do dołu, po czym popchnęłam je barkiem. Wrota nie należy do cienkich i niewiele ważących, ale prócz tego nic ich nie blokowało i wkrótce ukryte za nimi pomieszczenie stanęło przed nami otworem. Spojrzałam na Kivuli i zaproponowałam, że skoro źle się czuje, może tu zostać, a ja samotnie przeczeszę teren, ona jednak wzbudziła już w sobie nowe pokłady determinacji i, jak na nią stanowczo, wyraziła chęć zabrania się ze mną. Obojętnie machnęłam głową, po czym weszłam do środka.
Pomieszczenie było obszerne, lecz trochę ciemne. Ściany, podłoga i sufit miały ciemnoszarą barwę, zdawało mi się też, że widziałam gdzieniegdzie ślady wilgoci. Taką paletę kolorów idealnie dopełniały szmaragdowe liście winorośli, które oplatały dolne warstwy kamieni oraz jej purpurowe owoce, a także... złoto. Oczy otworzyły mi się szeroko ze zdziwienia, kiedy lustrowałam wzrokiem sterty złotych krążków porozrzucane po całej komnacie. Gdzieniegdzie wśród nich błyszczał jakiś klejnot. Ważniejszą jednak osobliwością wydawały się siedzące na wysokich postumentach pod przeciwległą ścianą trzy szare wilki. Podchodząc bliżej, zorientowałam się, że są wykonane z kamienia, choć dziwiła mnie precyzja, z jaką zostały wykonane. Ich realizm budził we mnie dziwne uczucie niepokoju. Walcząc z nim, ruszyłam do ściany, przed którą znajdowały się rzeźby, przeczuwając, że jeśli gdzieś tutaj miało być wyjście, to właśnie w tym miejscu. Niestety, nawet obmacywanie ciemnego kamienia nie pomogło. Wróciłyśmy do punktu wyjścia.
Wróciwszy przed oblicze wyjątkowych postaci, kiwnęłam głową w stronę wrót, informując towarzyszkę, że się stąd zabieramy. Następnym celem stał się lewy korytarz. Ciemne, wężowate przejście napawało mnie jakąś nadzieją, szanse powodzenia wydawały się większe, niż były one w zamkniętym pomieszczeniu.
Po jakimś czasie ścieżka wyrzuciła nas w kolejną salę. Wydawała się sporo dłuższa od poprzedniej, po wejściu nie mogłam dojrzeć bowiem przeciwległej ściany. Nie to było jednak najciekawsze, gdyż pod naszymi łapami rozciągała się teraz ściółka, a wokół pełno było niewielkich drzew iglastych. Rosły one gęsto jak w prawdziwym lesie, i chociaż aura ciemności znana z poprzedniego pomieszczenia była tutaj także nie do przeoczenia, uznałam znalezienie tego miejsca za dobry znak. Gdyby nie nie najlepszy stan mojej przyjaciółki, z pewnością ruszyłabym przez mrok biegiem, w owej sytuacji pozostał mi jednak tylko płynny marsz.
<Kivuli?>
Omiotłam przejście wzrokiem od góry do dołu, po czym popchnęłam je barkiem. Wrota nie należy do cienkich i niewiele ważących, ale prócz tego nic ich nie blokowało i wkrótce ukryte za nimi pomieszczenie stanęło przed nami otworem. Spojrzałam na Kivuli i zaproponowałam, że skoro źle się czuje, może tu zostać, a ja samotnie przeczeszę teren, ona jednak wzbudziła już w sobie nowe pokłady determinacji i, jak na nią stanowczo, wyraziła chęć zabrania się ze mną. Obojętnie machnęłam głową, po czym weszłam do środka.
Pomieszczenie było obszerne, lecz trochę ciemne. Ściany, podłoga i sufit miały ciemnoszarą barwę, zdawało mi się też, że widziałam gdzieniegdzie ślady wilgoci. Taką paletę kolorów idealnie dopełniały szmaragdowe liście winorośli, które oplatały dolne warstwy kamieni oraz jej purpurowe owoce, a także... złoto. Oczy otworzyły mi się szeroko ze zdziwienia, kiedy lustrowałam wzrokiem sterty złotych krążków porozrzucane po całej komnacie. Gdzieniegdzie wśród nich błyszczał jakiś klejnot. Ważniejszą jednak osobliwością wydawały się siedzące na wysokich postumentach pod przeciwległą ścianą trzy szare wilki. Podchodząc bliżej, zorientowałam się, że są wykonane z kamienia, choć dziwiła mnie precyzja, z jaką zostały wykonane. Ich realizm budził we mnie dziwne uczucie niepokoju. Walcząc z nim, ruszyłam do ściany, przed którą znajdowały się rzeźby, przeczuwając, że jeśli gdzieś tutaj miało być wyjście, to właśnie w tym miejscu. Niestety, nawet obmacywanie ciemnego kamienia nie pomogło. Wróciłyśmy do punktu wyjścia.
Wróciwszy przed oblicze wyjątkowych postaci, kiwnęłam głową w stronę wrót, informując towarzyszkę, że się stąd zabieramy. Następnym celem stał się lewy korytarz. Ciemne, wężowate przejście napawało mnie jakąś nadzieją, szanse powodzenia wydawały się większe, niż były one w zamkniętym pomieszczeniu.
Po jakimś czasie ścieżka wyrzuciła nas w kolejną salę. Wydawała się sporo dłuższa od poprzedniej, po wejściu nie mogłam dojrzeć bowiem przeciwległej ściany. Nie to było jednak najciekawsze, gdyż pod naszymi łapami rozciągała się teraz ściółka, a wokół pełno było niewielkich drzew iglastych. Rosły one gęsto jak w prawdziwym lesie, i chociaż aura ciemności znana z poprzedniego pomieszczenia była tutaj także nie do przeoczenia, uznałam znalezienie tego miejsca za dobry znak. Gdyby nie nie najlepszy stan mojej przyjaciółki, z pewnością ruszyłabym przez mrok biegiem, w owej sytuacji pozostał mi jednak tylko płynny marsz.
<Kivuli?>
Od Aisu CD Conquesta - ”Lód, który stopił serce”
Dzień zapowiadał się słonecznie. Lubiłam takie dni. Zawsze wychodziliśmy całą rodziną na zewnątrz. Conquest i ja spoglądaliśmy na bawiących się razem Nao i Asmirkę. Czułam ogromne szczęście. Nigdy się nie spodziewałam, że moje życie zazna takiej słodyczy. Miałam własną rodzinę, dom i schronienie. Czego chcieć więcej? Gdy małe się obudziły, zjadły śniadanie i odrazu pognały w kierunku wyjścia. Nao zatrzymał się jednak przed nim.
- Mamusiu? Tatusiu? Idziecie z nami? - spytał, a ja uśmiechnęłam się czule.
- Za chwilkę do was dołączymy. - oznajmiłam, a Nao uśmiechnął się radośnie, po czym wyszedł. Spojrzałam w kierunku Conquesta. Basior uśmiechał się delikatnie.
- Małe mają tyle energii. - powiedział po chwili, a ja się zaśmiałam.
- Masz rację. Sama nie wiem skąd one ją biorą. - odparłam radośnie.
- Pomyśleć, że niedawno były z nich takie małe kuleczki, a teraz?
- Rosną jak na drożdżach.
- Dokładnie.
- Wiesz, że Nao z każdym dniem zdaje się być coraz bardziej podobny do ciebie?
- Naprawdę?
- Mhm.
- Cóż. Widać, że grzywkę odziedziczył po mnie.
- Czasem gdy na was patrzę, myślę sobie, że jesteście troszkę jak dwie krople wody.
- Ale oczka mają po tobie.
- Uwielbiam się w nie patrzeć. Są takie radosne i pełne życia.
- Podobnie jak twoje. - odparł basior, a ja zaśmiałam się. Gdy skończyliśmy naszą rozmowę wyszliśmy na zewnątrz. Było dziwnie cicho. Rozejrzałam się zaniepokojona. Nie zauważyłam nigdzie Asmiry ani Naoru. Conquest podszedł do mnie zaniepokojony. Wiedział, że nie ma w pobliżu szczeniaków. Nagle rozniosło się główne ”Buu”. Szczeniaki wskoczyły na nasze grzbietu głośno się przy tym śmiejąc. Odetchnęłam z ulgą.
- Nie ładnie jest tak straszyć rodziców.- powiedziałam, a szczeniaki zaskoczyły z nas i stanęły na przeciwko.
- Wybacz mamo. Chcieliśmy spróbować się zakraść.- oznajmił Nao. Pokręciłam głową z uśmiechem.
- Co wy macie w tych główkach.
- Wybacz mamo. Chciałem potrenować, by być najlepszy, tak jak tata.- oznajmił dumnie Nao. Uśmiechnęłam się ciepło. Następnie spojrzałam w kierunku ukochanego.
<Conquest?>
Od Naoru CD Serenity
Naoru spojrzał na swoją siostrę, która przyglądała się miejscu, w którym przed chwilą znajdowała się Serenity. Jej minka była lekko zaniepokojona. Naoru również był niepewny, ale przypomniał sobie, że jego przyjaciółka znika z pierwszym promieniem słońca. Ta myśl uspokoiła go. Podszedł do siostry.
- Nie bój się o nią Asmi. Jestem pewien, że nic jej nie jest. - odparł, by pocieszyć siostrę. Waderka uspokoiła się troszkę.
- Wyglądało to niebezpiecznie.
- Wiem Asmi. Powinniśmy wracać do domu. Mama będzie się martwić.
- Dziś nie było nas bardzo długo.
- Dokładnie. Wracajmy. Dziś wieczorem dowiemy się, czy wszystko w porządku z Serkiem.
- Serkiem? - zaśmiała się Asmira.
- Cóż skrót Serek do niej pasuje. - odparł radośnie Nao. Siostra zaśmiała się. Gdy szczeniaki wróciły do jaskini napotkały swoją matkę, która chodziła niespokojnie w kółko.
- Mamo? - spytał Nao. Aisu zatrzymała się i spojrzała na wejście. Widząc swoje pociechy natychmiast podbiegła do nich. Przytuliła je, a z jej zielonych oczu popłynęły łzy.
- Wiecie jak się o was martwiłam? - spytała.
- Ależ mamo. Wiesz, że Serenity, znika gdy tylko słoneczko się pojawia. Chcieliśmy spędzić z nią jak najwięcej czasu.
- Wiem kochanie, ale nie wiedziałam, że dziś wrócicie tak późno.
- Przepraszamy.- odparły szczeniaki, a Aisu nie potrafiąc się na nie gniewać, wybaczyła im. Szczeniaki położyły się i zasnęły. Obudziły się dosyć późno. Trudno im się dziwić, jeśli nie spały całą noc. Nao wstał jako pierwszy. Widząc, że przespali prawie cały dzień zaniepokoił się. Wiedział, że sen jest ważny, ale wiedział również, że ważne są spotkania z Serenity. Miał małe wyrzuty sumienia z powodu siostry. Nie chciał by się nie wysypiała. Gdy nastał wieczór znów udał się nad jezioro, lecz tym razem sam. Ustalił, że spotykać będą się we trójkę co drugi dzień. Dzięki temu Asmi będzie pełna sił. Pomysł wydawał się dobry. Jedyną przeszkodą była upartość jego siostry. Asmi bowiem również chciała spotykać się z Serkiem. Dziś Nao udało się namówić siostrę, ale bał się, że innym razem się to nie uda. Musiał coś wymyślić. Idąc w stronę jeziora, rozmyślał nad jakimś innym rozwiązaniem. Gdy dotarł na miejsce usiadł na niewielkim kamieniu i czekał. Miał nadzieję, że Serenity się zjawi, a zjawisko które wcześniej widzieli, nic jej nie zrobiło.
<Serenity?>
Od Rutena CD Notte - "Nocny włóczęga"
- Jak się nazywasz? - zapytała w końcu czarna, skrzydlata wadera, jak mi się zdaje, dosyć pogodnie. Położyłem uszy po sobie. Skąd tym wszystkim wilkom przychodzi na myśl, że ot tak, pierwszy raz je widząc, będę mieć szaloną ochotę zdradzić im z wejścia swoje dane wrażliwe.
- Ruten - mruknąłem wreszcie - zejdź ze mnie proszę - dodałem stanowczo.
- Notte - odparła - ma się rozumieć, nie jesteś szpiegiem, ani innym podejrzanym dziadostwem - na jej pysku pojawił się krótkotrwały grymas. Podniosła najpierw jedną, potem drugą przednią łapę i sprawnym ruchem postawiła je na ziemi, w bezpiecznej odległości. Szybko podnosząc się z ziemi miałem moment, by przyjrzeć się jej dokładniej, pomimo ciemności. Dopiero teraz, gdy przerwany został nieprzyjemny bliski kontakt, zwróciłem uwagę na element jej wyglądu, którego nie miałem okazji widzieć nigdy wcześniej na żywo. Kiedyś słyszałem, że istnieją wilki ze skrzydłami, może nawet obiło mi się o uszy, że ktoś taki mieszka nieopodal. Wywarły na mnie większe wrażenie, niż wcześniej się spodziewałem. Trudno było nie znieruchomieć na chwilę i nie zacząć wślepiać się w nie ze zbyt dużą jak na obcego uporczywością, jednak gdy po kilku sekundach, podczas których udawałem, że tylko otrzepuję się z piachu, w końcu popatrzyłem jej w oczy, nie wyczytałem w nich już tak wielkiej podejrzliwości, a jedynie oczekiwanie. Pytała o coś? W myślach powróciłem do naszych poprzednich słów.
- Ach, nie jestem szpiegiem, bynajmniej - rzuciłem, kręcąc głową - być może jestem podejrzany, ale nie jestem szpiegiem, skądże - demonstracyjnie prychnąłem powstrzymywanym śmiechem. Naraz jakby zorientowałem się, że coś się nie zgadza i niemal z przestrachem (tym razem byłem pewien, że efekt był całkiem niezły i wilczyca mogła się nabrać) zawołałem:
- Hej, a ty kim jesteś? Notte? Czy nie szpieg? Tacy najbardziej lubią wałęsać się nocami po obcych terenach i udawać prawych obywateli...
- Spokojnie, koleżko, nie jestem nikim takim - odezwała się ruszając przed siebie. Wyminęła mnie, jakby myślała już o czym innym. Lekko przechyliłem głowę uśmiechając się i podążyłem za nią. Jej zgrabna postura zlewała się z ciemnością, kołysząc się wolnym krokiem i rozglądając wokół. Nie widziałem już jednak miękkiej sierści lśniącej w świetle sierpowatego księżyca i setek gwiazd na niezanieczyszczonym ludzki światłem niebie. Ledwie mogłem dostrzec kontury postaci, skupiając się na innej rzeczy. Co jest pod spodem? Mięśnie na tym ciele, które układają się w niewątpliwie niezwykły sposób, muszą otaczać kości skrzydeł. Gdzie kończą się ich trzony i z jakimi stawami się łączą? To niesamowite, jak działa tak wyjątkowy organizm. Zobaczymy, zobaczymy każdy z tych mięśni oddzielnie. Ale na razie, mamy jeszcze trochę czasu...
< Notte? Dawajże >
Od Notte do Rutena "Nocny włóczęga"
Szłam powoli przez las, przysłuchując się odgłosom jego nocnego życia. Ptasie trele zastąpiło miękkie pohukiwanie sów, poza tym przemieszczających się bezszelestnie. Co jakiś czas w koronach drzew przede mną śmignęła sylwetka nietoperza. Od czasu do czasu dało się również usłyszeć chrząkania, piski i prychnięcia wydawane przez naziemną zwierzynę. Noc była porą aktywności dla niemal równie wielu mieszkańców puszczy, jak dzień. Aczkolwiek ogólnie rzecz biorąc poza tym panowała błoga cisza i ciemność.
Zerwałam się z legowiska po jednym z koszmarów, względnie już wyspana, więc postanowiłam zrobić coś pożyteczniejszego niż siedzenie w jaskini do rana. Głód jeszcze mi nie doskwierał. Dotarłam w ten sposób na jedną z szerszych dróg, użytkowanych z rzadka przez ludzi. Podziwiałam zalaną księżycowym światłem aleję, kiedy usłyszałam hałas zupełnie innego rodzaju niż dotychczas. Niby mruczenie pod nosem połączone z trzaskiem gałązki. Przypadłam nieco do ziemi i zaczęłam jak najciszej podążać w kierunku dźwięku.
Zamierzałam już zrezygnować z kluczenia, kiedy wreszcie ujrzałam ciemną sylwetkę wilka, o brązowym odcieniu, idącego na przełaj. Ruszyłam w pewnej odległości obok niego, z dużą dozą ostrożności, by pozostać niezauważoną. Pachniał równocześnie obcą watahą i WSC, ciężko stwierdzić, która woń dominowała. Najprawdopodobniej szpieg. Osobnik zdawał się nie zauważać czegokolwiek, nawet gdy w krytycznym momencie obrócił trochę głowę. Wciąż szedł zdecydowanym krokiem przed siebie. Uśmiechnęłam się lekko, zbliżając się coraz bardziej. Przebiegł mnie przyjemny dreszcz. Spojrzałam w jego żółte oczy, po czym przebiegłam wzrokiem całą posturę. Czerwona krew na tle takiej sierści nie wygląda imponująco, ale zwijanie się basiora w agonii będzie całkiem zabawne. A poderżnięte gardło jeszcze lepsze...Teraz! TERAZ!
Wciągnęłam gwałtownie powietrze i zamrugałam parę razy, otrząsając się. Wilk rzecz jasna od razu odwrócił łeb w moją stronę. Mrok przestał mnie maskować. Przełącznik drżał przez ułamek sekundy między "skok" i "odwrót". Szala przechyliła się na korzyść tego pierwszego. Przy tak małej odległości nieznajomy nie miał szans zareagować. Na wszelki wypadek przygniotłam go łapą do ziemi.
— Nieśmieszny żart. - mruknął basior, wstając bez specjalnego oporu.
— Nocne włóczęgi też. Jak się nazywasz?
<Ruten? Nudzi mi się, a to była jedyna sensowna opcjaXD>
Subskrybuj:
Posty (Atom)