niedziela, 12 sierpnia 2018

Od Raisy CD Conquesta

Zabawa w berka nie za bardzo mnie cieszyła, ale skoro on chciał to nie zaszkodzi mi trochę biegu. Zwłaszcza, że dzisiaj sobie odpuściłam poranny bieg. Conquest ruszył, a ja policzyłam do dziesięciu. Gdy tylko skończyłam liczyć, najszybciej jak dałam radę, pobiegłam zza wilkiem. 
Poza odgłosami ptaków, roślin oraz kropel deszczu, słyszałam również dźwięki, które wydawały łapy wilka. Był ciężki, a dźwięk mogłam bardzo dobrze usłyszeć. Różnił się na tyle sposobów. Jego pytanie, oraz ten uśmieszek był niepotrzebny. Lubiłam wyzwania, zawsze się ich podejmowałam i dawałam podczas nich z siebie prawie wszystko. 
Bieg po pniu z taką małą gracją nie był za dobrym pomysłem ze strony Conquest'a. W momencie gdy prosiłam, aby nie spadł i nic sobie nie zrobił, los chciał, że się przewrócił. Szybko podeszłam do niego. 
- Wszystko w porządku? - zapytałam się, będąc odrobinę zmartwiona, że zrobił sobie coś poważnego. Co jak co, ale ten upadek wyglądał na bolesny i zapewne też taki był. - Boli ciebie coś? - dopytałam, a on wybuchnął śmiechem. Nie wiedziałam dlaczego tak zareagował. Przez jego reakcje, kompletnie nie wiedziałam jak mam się zachować. 

< Conquest? > ^^

Od Hanako CD Zawilca

Miło było z jego strony, że się martwił o mnie. Jednak nie miał o co się martwić. Co jak co, ale energia to ja zawsze tryskam. Zwłaszcza w taki piękny dzień jak ten. Poprzez prowadzenie konwersacji z wilkiem, został zmuszony do przejścia kilku metrów.
- Spokojnie. Nie musisz się martwić o mnie - uśmiechnęłam się w jego stronę. - Nie lubię trafić czasu na sen. Zresztą kiedy będzie mi się chciało spać to się zdrzemnę w jakimś miłym miejscu - zaśmiałam się, a patrząc na niego, zauważyłam pewna rzecz. Może i jego pyszczek nie wyrażał żadnych emocji, ale jego ogon wyrażał, aż za bardzo. To już dało mi trochę do myślenia. - Teraz już wiem dlaczego ona się zainteresowała tobą! - powiedziałam niby w myślach, jednak wyszło tak, że powiedziałam to na głos.
- Co masz na myśli? - spojrzał się na mnie.
- Nie nic... - trochę się rozkojarzyłam. W dodatku zawstydziłam się i chciałam zmienić jak najszybciej temat. 
- Na pewno? - zapytał dla pewności, a ja uśmiechnęłam się kiwając głową, że tak. 
- No właśnie! Nie wiem o jakie dokładnie ci rośliny chodzi lecznicze - spojrzałam na niego. Sądząc po geście jego ona nie wiedział za bardzo o co mi chodzi. - Chciałbyś się więcej dowiedzieć o roślinach które są skuteczne w jednej chorobie lub o roślinach dzięki którym możesz udzielić pierwszej pomocy, a może o wszystkim po trochu? - spojrzałam się na niego. 

< Zawilec? > c:

środa, 8 sierpnia 2018

Od Conquesta CD Raisy

- Co powiesz na spacer podczas deszczu? - zaproponowała Raisa. Nie musiała czekać długo na odpowiedź.
- Bardzo chętnie - uśmiechnąłem się. 

Delikatne, chłodne krople moczyły naszą sierść, oraz rosiły zieleń dookoła, a wszelka roślinność zdawała się być niezwykle wdzięczna. Deszcz, zwłaszcza po ostatnich upałach, był kojący nie tylko dla flory, ale i dla mnie samego. Uwielbiam taką pogodę, szczególnie w lato. Oh, czułem, że dana chwila mogła by trwać wiecznie... i ten zapach mokrej ziemi... aj zamarzyłem się. Spojrzałem na waderę. Nie wyglądała, jakby jej to przeszkadzało. Uśmiechnąłem się spokojnie.
Przechadzaliśmy się bez pośpiechu lasem. Ptaki, jeszcze dwie godziny temu śpiewające, milczały teraz ukryte przed deszczem. Te to nie wiedzą co dobre. Jedynym dźwiękiem dookoła był odgłos uderzających z impetem o podłoże kropli deszczu, oraz szmer naszych kroków. Uznałem, że czas nieco podkręcić atmosferę.
- Bawimy się? - zapytałem nagle, wskakując przed Raisę. Z pytającym wzrokiem otworzyła lekko pyszczek, lecz nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, przykucnąłem na przednich łapach, oraz wyskakując zwinnie do tyłu, krzyknąłem - Berek!

Uciekłem kawałek do przodu, po czym skoczyłem na powalony pień drzewa. Łapiąc równowagę spojrzałem na waderę, która szła w moją stronę. Oh, gdybym dalej biegł to by nie dogoniła mnie takim tempem. Pomachałem ogonem w oczekiwaniu, gdy wadera stanęła przed pniem. Wyprostowałem się dumnie.
- Nie podołasz wyzwaniu? - uśmiechnąłem się szarmancko. I tu wadera mnie zaskoczyła. Niespodziewanie, z niezłą techniką, wyskoczyła prosto na mnie. Udało mi się odskoczyć, a wadera zgrabnie wylądowała na pniu tuż za mną. Oho, trzeba uciekać. Biegłem kawałek po pniu, lecz z racji iż był dość mokry, ześliznąłem się. Gdy podniosłem wzrok, chcąc się podnieść i biec dalej, Raisa była w locie, skierowana tuż na mnie. 


< Raisaa? :> >

poniedziałek, 6 sierpnia 2018

Od Wrotycza CD Kurahy - "Liga Beżowej Ziemi"

Tak więc było nas czterech, a kiedy tylko rozglądałem się wokół, miałem okazję by zobaczyć kolejnych sześciu i przekonać się, jak niewielu zostało z ponad czterdziestki stojącej tu jeszcze wczoraj.
- Jest, widzę, co świętować - pośpiesznie rzucił Urelus w naszą stronę - przyjaciele! - dodał następnie, jakby między nami już od dawna panowała przyjaźń. Ten animusz, nawet w wykonaniu typa, który jeszcze przed niespełna trzema godzinami próbował podstawiać mi nogę podczas walki, na chwilę przestał się dla mnie liczyć, albowiem wszystkie moje wolno biegające myśli pochłonął fakt, że nie tylko ja, ale i mój druh dostaliśmy się jednak na te nad-szkolenia. To zwiastowało początek czegoś dobrego, przedtakt udanego życia, jakie zamierzałem tutaj rozpocząć. Odtąd wokół mnie nie będzie więcej nieszczęść, nie będzie zła. Postaram się o to.
Kuraha odwrócił głowę, patrząc teraz na las stanowiący granicę widoczności. Urelus zaczął coś jeszcze mówić, jednak zupełnie przestało mnie to interesować. Kiedy zniknęła opcja porozmawiania sam na sam z białym towarzyszem, zacząłem szukać możliwości wykręcenia się jakoś od wymiany zdań z dwoma pozostałymi wilkami. Przez chwilę delikatnie próbowałem wycofać się i choć nadal byłem zatrzymywany przez Urelusa i Loksa, w końcu udało mi się oddalić i odetchnąć z ulgą.
Pierwszym miejscem, które przyszło mi na myśl gdy zastanawiałem się, jak spędzić resztę kończącego się dnia, było miejsce, w którym spotkaliśmy dwie wadery, mieszkanki NIKL`u. Podobała mi się możliwość bliższego poznania mieszkańców tego miejsca, a tam szlaki miałem już przetarte.
Gdy jednak schodziłem z placu, spotkałem kogoś jeszcze. Gdy zobaczyłem, że szef stoi mi na drodze, zawahałem się i zatrzymałem mając nadzieję, że uda mi się niepostrzeżenie skręcić w jakąś boczną ścieżkę i ominąć tę drobną przeszkodę. Traf chciał, że basior popatrzył na mnie, a co za tym szło, nawiązaliśmy kontakt wzrokowy.
- Wy do mnie? - zapytał energicznie. Westchnąłem w duchu.
- Nie... ja tylko tam... - planowałem wskazać łapą miejsce, do którego zmierzałem nie wiedząc, jak je nazwać, jednak basior uprzedził moją wypowiedź, mówiąc:
- Nie krępujcie się, żołnierzu, powiedzcie co tam macie. Ty jesteś...
- Wrotycz - odrzekłem szybko, chcąc jak najprędzej zakończyć to przypadkowe spotkanie.
- Świetnie - pokiwał głową przymykając oczy, jakby chciał coś sobie przypomnieć - byłeś jednym z najlepszych wilków. W próbach wyprzedzili cię tylko... poczekaj, niechże sobie przypomnę...
Mimowolnie nadstawiłem uszu.
- Bodajże Dusel i Kuraha, choć w zasadzie mieliście prawie równe wyniki  - zakończył. Szerzej otworzyłem oczy. No to ładnie.
- Kuraha? - nie miałem pojęcia kim był ten Duszek czy jak mu tam, zainteresował mnie natomiast ten ostatni.
- Tak, Kuraha - przytaknął - znacie się? Trochę lepiej niż ty poradził sobie w pytaniach strategicznych, choć tobie bardziej udała się walka w parach.
Nie wiedziałem, co mógłbym odpowiedzieć, więc tylko kiwnąłem głową.
- Możecie mi mówić "Panie Poruczniku" - oświadczył tymczasem szef.
- Tak... dziękuję, panie poruczniku - mruknąłem, kładąc uszy po sobie, na co ten zaśmiał się.
- Idźcie już - powiedział w końcu życzliwie i dodał - banda hołoty, wszystkiego muszą was tutaj nauczyć. Łachmaniarze - zakończył ciszej, jednak to wystarczyło, bym poczuł się nieco nieswojo.
Ochoczo wyminąłem wilka, który zajął się już rozmową z innym, starszym żołnierzem.
Na miejscu, w które się udałem, nie zastałem już znajomych wilczyc. Zanim do niego dotarłem zrobiło się zupełnie ciemno. Zniknęły nie tylko one, ale także wszystkie pozostałe wilki, które krzątały się wokół, gdy byłem tu poprzednim razem.
No nic, poszukam ich jutro. Oczywiście tylko po to, by podzielić się swoją radością z nowo poznanymi członkami organizacji, w której dobrze jest mieć kontakty. I może poznać tych członków... członkinie... trochę lepiej.

   C. D. N.

niedziela, 5 sierpnia 2018

Od Kurahy CD Wrotycza - "Liga Beżowej Ziemi"

Obserwowałem walkę dwóch basiorów z mojej czwórki, starając się nie okazywać w żaden sposób zdenerwowania. Ze wszystkich prób to właśnie tej bałem się najbardziej. Byłem przyzwyczajony do używania demonicznej formy, kiedy tylko uznawałem, że zapewni mi ona przewagę i nie spodziewałem się, że kiedyś będę usiał radzić sobie bez tego.

Pierwszą walkę przegrałem wyłącznie przez własną głupotę. Pierwsza odniesiona rana, była dla mojego instynktu wystarczającym powodem do przemiany, ledwie udało mi się ją powstrzymać. Zawahałem się, co dało przeciwnikowi szansę, której niestety nie zmarnował. Dwie kolejne poszły mi o niebo lepiej. Wynik nie najgorszy, ale nie mogłem sobie wybaczyć tej pierwszej pomyłki. Podobnie jak jeden z moich trzech przeciwników, który przegrał wszystkie walki. On zapewne już wiedział, że wraca do domu.

Odszedłem na bok i usiadłem na trawie. Może przez te wszystkie lata powinienem był jednak poćwiczyć panowanie nad sobą? Z drugiej strony, musiałem poradzić sobie jakoś tylko do końca szkolenia, o ile się dostanę. Dosyć głębokie zadrapanie na piersi, które podczas dwóch kolejnych walk zdołałem nieźle zabrudzić, strasznie doskwierało. Martwić zacząłem się dopiero, gdy poczułem delikatne mrowienie, rozchodzące się po całym ciele. Spojrzałem w górę. Tylko nie to, nie znowu.

- Jak ci poszło? - Usłyszałem gdzieś obok siebie.
Mało brakowało a bym podskoczył. Wrotycz wybrał naprawdę zły moment na rozmowę, ale wzruszyłem od niechcenia ramionami. Odrobinę zbyt gwałtownie opuściłem głowę i zacisnąłem powieki, gdy po moim ciele rozeszła się kolejna fala nieprzyjemnych dreszczy.
- Zobaczymy, jak ogłoszą wyniki - powiedziałem, siląc się na ton nie zdradzający mojego zdenerwowania - teraz wiele zależy od tego, jak poszło innym.
- Doszliśmy aż tutaj, czy to nie powód, by być dobrej myśli...? - wilk uśmiechnął się, siadając obok - na pewno nasza sytuacja w tej piętnastce jest klarowniejsza, niż była w tej czterdziestce na początku.
- A czy to, że jedna trzecia z grupy, którą tu widzisz jeszcze dziś wieczorem przeżyje pewnie jeden z największych zawodów swojego życia nie sprawia, że powinniśmy przygotować się na najgorsze? - Przypomniał mi się wilk z mojej czwórki, gdyby nie pierwsza przegrana, może nawet dałbym mu wygrać.
- Być może - przytaknął Wrotycz - ale nie widzę powodu, dla którego akurat nam miałoby się nie udać. Nie sądzę, by oni wszyscy ćwiczyli od dzieciństwa.
Zbliżali się do nas Loks i Urelus.
- Witam ponownie - zawołał grafitowoszary basior - trzy na cztery walki wygrane, czy to nie niezły wynik?
- Zremisowaliśmy - wytłumaczył Wrotek. Uśmiechnąłem się mimowolnie.
- A gdzie wasz trzeci towarzysz? - zapytałem - nie jest z wami?
- Odpadł na etapie pytań taktycznych - pokręcił głową Urelus.

Chwilę później udało mi się ich opuścić. Potruchtałem do lasu, licząc na chwilę samotności. Mrowienie ustąpiło, gdy biegłem, ale wróciło ze zdwojoną siłą, gdy tylko przystanąłem między drzewami. Przemieniłem się, przeturlałem po ściółce, żeby rozgrzać wszystkie mięśnie i wróciłem do wilczej formy. Zdążyłem jeszcze przemyć nad rzeką ranę. No, myślałem, że zdążyłem. Zawsze denerwowało mnie, że nikt nigdy nie określił wyraźnie kiedy zaczyna się ten słynny "wieczór". Kiedy się ściemnia? A może o odpowiedniej godzinie? W każdym razie, idąc na plac spotkałem wilka z mojej czwórki, tego, który przegrał wszystkie walki.
- Ogłosili już wyniki? - Zaryzykowałem pytanie.
- Jak widać - burknął basior, mijając mnie.
- Hej, wiesz może czy się dostałem? - Nie chciałem bardziej go dobijać, ale chyba nie miałem lepszego wyboru. - Jestem Kuraha.
- Dostałeś się - mruknął, odwracając się w moją stronę. - Baw się dobrze.
Mógłbym przysiąc, że jego ostatnia wypowiedź ociekała sarkazmem, ale przynajmniej powiedział co chciałem wiedzieć. Byłem też pewien, że dostali się Urelus i Wrotycz, choć tego pierwszego chętnie pozbyłbym się przy pierwszej lepszej okazji. Wprowadzał zbyt wiele zamieszania.
Udałem się na miejsce zbiórki już tylko po to, by spotkać pozostałych. Po drodze zobaczyłem Urelusa wychodzącego z zabudowań, ale grzecznie go zignorowałem. Na placu znalazłem Wrotycza dyskutującego ze znacznie bardziej entuzjastycznie nastawionym Loksem. On pierwszy mnie zauważył.
- Kuraha! Gdzieś ty był? Przegapiłeś ogłoszenie wyników. - Był zdecydowanie zbyt głośny. Zdecydowałem, że potraktuję go z dystansem.
- Ważne, że się dostałem - odparłem chłodno.
- Jest widzę co świętować, przyjaciele. - Dopiero wtedy zorientowałem się, że dołączył do nas Urelus. Ostatnie czego chciałem to zostanie jego przyjacielem, ale wstrzymałem się na razie z wygłaszaniem swojej opinii.
Odwróciłem wzrok w stronę lasu, zostawiając tą jakże intrygującą konwersacje Wrotyczowi.

< Wrotuniu, Szlachetny Wędrowcze? >

czwartek, 2 sierpnia 2018

Od Zawilca CD Hanako

- Co powiesz, abyśmy poszli na Polanę Życia? - kiedy Raisa odeszła, Hana zadała mi to pytanie i uśmiechając wesoło przez krótką chwilę czekała na odpowiedź, w końcu dodając - Wiesz, tam rośnie kilka roślin leczniczych, które są bardzo ważne, a rosną one tylko przez krótki okres w roku - tu przerwała na chwilę, a na jej pyszczku pojawił się wyraz radosnego oczekiwania - to co ty na to? - zakończyła swoją dosyć długą wypowiedź. Po milisekundach, których potrzebował mój umysł, aby choć przez moment zastanowić się nad odpowiedzią na to pytanie, oraz chociaż sobie samemu dać do zrozumienia, że sprawdziłem, czy jeszcze coś powie, odparłem wreszcie, aby równocześnie zrzucić z siebie odpowiedzialność za z kolei zbyt długie oczekiwanie wadery na moją wiążącą odpowiedź (tak na wszelki wypadek, gdyż już wcześniej postanowiłem być ostrożnym):
- Jeśli chcesz, możemy tam pójść. A możemy nie, jesteś pewnie zmęczona... - delikatnie, aby tylko nie urazić wilczycy zbyt ostrym gestem, wzruszyłem ramionami.
- Co mówisz? Dlaczego miałabym być zmęczona? - zaśmiała się, nie wiem, dlaczego. Wewnętrznie zmusiłem się do położenia uszu po sobie, choć tą czynność wykonałem tylko pobieżnie, przez chwilę. Jednocześnie zorientowałem się, że pchnięcie do tego gestu nie było w pełni wyuczone, pochodził przy tym natomiast gdzieś z głębi z mojego umysłu. Poczułem przypływ radości.
- Po prostu przybyłaś do nas dosyć niedawno, prawda? Najwcześniej dwa dni temu. Powinnaś spokojnie zaaklimatyzować się u nas, a jeśli ja bym ci w tym przeszkadzał...
Nawet nie zauważyłem, jak podczas wypowiadania tych słów zostałem pokierowany przez waderę do przejścia kilku metrów. Wolnym krokiem zaczęliśmy iść przed siebie.

< Hana? >

środa, 1 sierpnia 2018

Od Kurahy CD Palette

Znów znalazłem się niedaleko jaskini Palette. Cóż, może właśnie o to chodziło. Zapach konwalii niknął, gdy zbliżałem się do tego miejsca. Nie miałem jednak wrażenia, że coś próbowało mnie zawrócić, bardziej jakby wykonało swoją robotę. Nie zdziwiła mnie wcale obecność jej rodziców, ani Wrotycz, wyłaniający się spomiędzy drzew. Niewiele rzeczy w sumie mogło mnie jeszcze zdziwić.
Powiodłem po nich wzrokiem, mrużąc oczy w zamyśleniu. W moim umyśle pojawiło się jedno słowo, które za nic nie chciało zniknąć - pułapka. A jednak instynkt mówił mi, że to nie sprawka Gotha. Przynajmniej na razie. Chyba po prostu, właśnie tu mieliśmy się znaleźć.
Stanąłem naprzeciw Jaskra, Wrotycz trzymał się nieco boku. Nikt nawet nie próbował zacząć rozmowy, jakbyśmy wszyscy zgodnie uznali, że nie czas na to. Rozejrzałem się wokół siebie. Na drzewie, po stronie z której przyszedł Wrotycz, siedział Mundurek z miną, jakby pierwszy raz w życiu, nie wiedział co się dzieje. Dopiero wtedy zauważyłem Shino, który usiadł po mojej prawej z gałązką w pysku.
- Co wiesz, Shino? - Zaryzykowałem pytanie, mimo że mówienie nagle wydało mi się bardzo nie na miejscu. Co ten stres robi z wilkiem...
- Pojęcia nie mam, co się tu wyrabia.
Poczułem znajomą mieszankę zapachów. Więc jednak się myliłem? To od początku był demon?
- Pewnie zastanawiacie się - zaczął, wychodząc z jaskini - po co bym was tu zebrał, gdybym to zrobił, a dla ścisłości nie zrobiłem.
- Gdzie jest Palette? - warknął Jaskier, ignorując Gotha, rozpoczynającego zapewne jakiś nudny monolog.
- Na twoim miejscu, martwiłbym się o siebie - westchnął demon. - W końcu to ostatnie chwile w waszego nędznego istnienia.
- Jeszcze zobaczymy - prychnął Shino, wymieniając ze mną porozumiewawcze spojrzenie. Zapach konwalii powrócił.
Zanim Goth zdążył zauważyć tę drobną zmianę, znalazła się między nami Palette.
- Palette? Jak się wydostałaś? - zapytał zaskoczony demon. Tego się nie spodziewał, skubaniec.
- Ojcze, ewakuuj wszystkich członków watahy. Kuraha, proszę cię, broń ich, dobrze? - Myślałem przez moment, że żartuje, ale była śmiertelnie poważna.
- Co ty...- Próbowałem odwieść ją od tego pomysłu, ale nie miałem wątpliwości, że podjęła już decyzje.
-To moja walka - stwierdziła bez wahania.- To co, Goth? To tylko nasza potyczka, oni mają odejść.
Jaskier, świadomy niebezpieczeństwa w jakim znalazła się jego wataha, zaczął się powoli wycofywać.
- Shino - syknąłem najciszej jak mogłem. - Idź z nim i weźcie ze sobą Wrotycza. Ukryj ich w Wysokich Skałkach.
- Myślisz najdroższa, że możesz mną dyrygować?
Ułamek sekundy później, Jaskier cudem uniknął śmierci od demonicznego pocisku. Przestałem martwić się dalszym rozwojem tej konwersacji i rzuciłem w stronę lasu.
- Mundus! - zawołałem, widząc, że ptak najwyraźniej chce towarzyszyć Wrotyczowi. - Musisz mi pomóc.

Zatrzymałem się dopiero po paru minutach biegu. Odczekałem parę sekund, w czasie których Mundurek wylądował na ziemi.
- Biegnę na Polanę Życia, przy takim upale raczej znajdę tam większość watahy, ale sprawdź resztę terenów, tobie pójdzie to sprawniej.
- Lecę z tobą - zadecydował. - Sprawdzę kogo brakuje.
Kiwnąłem głową.
- Spotkamy się w górach.

***

Gdy wbiegłem na polanę okazało się, że Mundurek zdążył już na szybko przedstawić wszystkim zebranym obecną sytuacje. Dołączyłem do grupy, wymieniając porozumiewawcze spojrzenie z Oleandrem.
- Brakuje Carm i Megami - oświadczył Mundus bez niepotrzebnej zwłoki. - Reszta albo była tutaj, albo udało mi się złapać ich po drodze.
- Spróbujesz je znaleźć? Jeśli są przy granicy, niech uciekają jak najdalej stąd. W innym przypadku góry lub Wysokie Skałki, w zależności gdzie będą miały bliżej.
- Z przyjemnością - burknął ptak. - A ty? Co zamierzasz?
Nadszedł moment, by podjąć decyzję nad którą myślałem całą drogę. Rozważyłem wszystkie za i przeciw, po raz kolejny zignorowałem instynkt, który podsuwał mało racjonalne wyjście z sytuacji. Nie byłem jednak pewien swojego wyboru, dopóki nie wypowiedziałem tego na głos.
- Idę z nimi. - Utkwiłem spojrzenie w górach, przysłaniających horyzont. - Palette sobie poradzi, a jeśli nie - oni beze mnie zginą. Nie chciałem tak postąpić, ale coś podpowiada mi, że to jedyne społecznie akceptowalne wyjście a sprawa jest zbyt poważna, by kierować się emocjami.
- Więc widzimy się w górach? - Kiwnąłem głową, a ptak odwrócił się w przeciwnym kierunku.
- Mundurek. - Poczekałem aż spojrzy w moją stronę. - Sprawdź, proszę, jak wygląda sytuacja drugiej grupy.
- Pewnie.
Wróciłem myślami do planu ukrycia się w górach.
- Oleandrze, mógłbyś zabrać ich w bezpieczne miejsce w górach? Jakiejś jaskini czy coś takiego?
- Myślałem, że idziesz z nami.
- Będę się trzymał raczej z tyłu. Muszę zająć się czymś innym.

Tak jak powiedziałem wcześniej - trzymałem się z tyłu. Na tyle blisko, by ogarniać wzrokiem przynajmniej większość grupy, ale na tyle daleko, by ich nie słyszeć i nie czuć. Niektóre z obecnych wilków nie posiadały magicznych zdolności, inne aktualnie ich nie używały, ale było też parę, których magia po prostu była. Wystarczyło naprawdę niewiele różnych woni, by nieźle skołować moje zmysły, o czym przekonałem się wiele razy w przeszłości.
Dlatego, gdy Oleander odnalazł sporą jaskinię, szedłem dalej. Chciałem widzieć jak największy obszar, więc zatrzymałem się dopiero na dość wysoko położonej skalnej półce. Przybrałem demoniczną formę, usiadłem i starałem się rozluźnić wszystkie mięśnie. Zaczynałem się już martwić, gdy wrócił Mundus.
- Carm powinna zaraz tu być, Megami zdecydowała się ukryć w morzu - zaczął. Nie miałem zamiaru zadawać zbędnych pytań, więc zbyłem tę informację wzruszeniem ramion.- Druga grupa jest cała, znalazłem ich tylko dzięki temu, że oni mnie zobaczyli.
- Miejmy nadzieję, że Goth będzie miał podobne trudności.
- Co właściwie robisz? - rzucił Mundurek, niby od niechcenia.
- Czekam. Tylko to nam zostało, nie sądzisz? - Zrobiłem krótką pauzę. - Stąd lepiej manipuluje się wiatrem na większym obszarze. Wyczuję w ciągu paru minut każdą magię, jaka pojawi się w promieniu trzech kilometrów.
Mundurek pokiwał głową w zamyśleniu.
- Czyli czekamy?
- Czekamy.

< Paluś? >