Jednak wszyscy wiedzieli. Myślał, że był taki cwany, myślał, że jest niewidzialny. Ale jak jasny, skrzydlaty wilk mógł być niewidzialny? Absolutnie o tym nie myślał. Dopiero teraz zrozumiał, jak bardzo był chory. To choroba bardzo niebezpieczna, śmiertelna wręcz, z której nie sposób się wyleczyć. Nie pomogą tu żadne maści ani zioła, może poza tymi, które powodują, że serce już na zawsze przestaje bić. Modlitwa także jest tu po nic, nikomu w tym momencie cuda nie pomogą. Ta choroba miała tylko dwa wyjścia, śmierć z cierpienia lub śmierć wyzwolicielska, niczym za czasów romantycznych.
A może, być może, istniało trzecie wyjście. Być może powinien poddać się chorobie, usłuchać się jej, pozwolić, by owładnęła jego ciałem jak pasożyt, który przejmuje władzę nad umysłem żywiciela. Wtedy, jeżeli los na to pozwoli, Kamael przeżyje, nie będzie spacerował na ostrzu kosy Kostuchy niczym na cyrkowej linie, tylko stanie stabilnie na ziemi, bezpieczny i wolny.
Być może nareszcie pora pozwolić miłości się poczuć.
<Koniec>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz