Gdy wróciłem do jaskini, podbiegła do mnie Samanta.
- Coś się stało?- zapytała zaniepokojona
- W lesie nie ma zwierzyny... obawiam się że większość wilków nie wytrzyma dłużej jak miesiąc...
- Ależ gdzieś na pewno coś jest...- Samanta była zrozpaczona
- Nie- zaprzeczyłem i pokręciłem głową zrezygnowany- nie ma nic. Nie wiadomo dlaczego... pytałem wszystkich i nikt nic nie wie. Wczoraj wszelkiego zwierza był pełen las... dzisiaj nie ma już nic. Przyniosłem trochę korzonków, ja mam tyle szczęścia że matka nauczyła mnie które rośliny nadają się do jedzenia, które omijać z daleka... Alciu, Hiacyncie, Storczyku, Rozalko!
szczeniaki wszystkie podeszły do nas, tylko Rozalka została w miejscu, ciągle wpatrując się w skalną ścianę.
- Coś się jej stało?
- Sama nie wiem, cały czas wpatruje się w ścianę... podobno gdy wyszłam na chwilę wyszła z jaskini. Nie wiem co ją tak tam ciągnie...
-No tak... nie szkodzi, zje jak zgłodnieje.
Podałem szczeniakom mały pęczek korzonków.
- To jest TO?- Storczyk wskazał na korzonki
- Ale co to jest?- zapytała zdziwiona Aicia
- Nie ma dziś mięsa?- zaczął Hiacynt
Popatrzyłem na nie smutno. Pomyślałem że przecież całe życie nie możemy odżywiać się roślinami i korzonkami. Przeleciało mi przez myśl że jak tak dalej ma być, musimy opuścić nasze tereny.- Och kochanie, wytłumacz im proszę... cały dzień latałem i szukałem czegoś do jedzenia... jestem zmęczony.
<Samanto, dokończ :)>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz