poniedziałek, 31 lipca 2023
Podsumowanie lipca!
Od Domael - "Remedium na skrzydła" cz.1
Nie każdy powinien dostać los w swoje łapy. Jedni na za dużo by sobie pozwolili, inni są zaś zbyt nieodpowiedzialni na taką potęgę. Są tacy, którym los w łapie się należy, ale wszechświat takich nie lubi i zazwyczaj pozbywa się ich, kiedy tylko może. Bardzo zaś lubiani przez wszechświat są ci, którzy idą z losem ramię w ramię i pozwalają się prowadzić, okazjonalnie nadając kierunek. Tak, takich wszechświat lubi.
Domael usłyszała za sobą szelest piór, a zaraz po nich kroki.
— Prosiłem, żebyś tak nie przesiadywała w tej wieży — odezwał się męski głos, niby spokojny, ale Domi Junior doskonale znała ton, w jakim słowa zostały wypowiedziane. To był ton zmęczenia oraz irytacji po wielokrotnym wypowiadaniu tej samej prośby.
Wadera odwróciła się w stronę swojego ojca, który stanął w przejściu, nie chcąc wchodzić do lewitującej budowli. Jego złote futro mieniło się niczym owy szlachetny metal, ale zamiast wyglądać dostojnie, przypominał naelektryzowanego kłaka, z czego Domael często się śmiała. Teraz nie miała ochoty się śmiać, nie z odkryciem, które zakryła przed Kamaelem skrzydłem, by jej nie powstrzymał.
— Wybacz, ojcze — w jej słowach nie było ani krzty pokory, choć dla pozorów opuściła uszy po sobie. — Ta wieża jest moim ulubionym miejscem.
— Zauważyłem.
Domael nie wiedziała, czy jej ojciec powiedział to czysto złośliwie, czy było tu ukryte ojcowskie zrozumienie dla pasji córki. Dla niej Kamael zachowywał się chłodno, nie chciał, by pracowała w lewitującej kilka tysięcy metrów nad poziomem morza wieży, w której właściwie wszystko było nieznanego pochodzenia. Znajdowały się tu narzędzia, których oba wilki nigdy nie widziały i nie odnalazły takowych nawet w ludzkich siedzibach. Basior obawiał się dotykania tych przedmiotów, nie chcąc wywołać jakichś nieprzyjemnych wydarzeń. Domael nie podzielała tego lęku, gdy tylko odkryła tą wieżę i jej skarby, zaczęła tu regularnie pracować, odkrywając, ku czemu wszystko służy. Po kilku odwiedzinach zrozumiała, że narzędzia były przystosowane do wilczych łap, zarówno budową, jak i wielkością. To samo tyczyło się mebli – były idealnej wielkości dla dorosłego wilka, były też tak zaprojektowane, by były wygodne dla czworonożnych użytkowników. Zupełnie, jakby tą wieżę zamieszkiwały niegdyś zaawansowane technologicznie wilki. Technologicznie albo magicznie, albo oba, kto wie. Ta przystępność wszystkiego dodała Domael zapału i waderę ciężko było wydostać z tej wieży, gdy już się rozsiadła. Nauczyła się pisma, w którym zapisane były wszystkie księgi i notatki umieszczone w budynku, jakby było ono stworzone dla wilczych umysłów, nawet tych niepiśmiennych, działanie narzędzi nie było już dla niej żadną tajemnicą, a jedyne, nad czym pozostało jej pracować, to badania nad nieznanymi materiałami, które pozostały w wieży jeszcze po poprzednich lokatorach. To właśnie tym się zajmowała i tego obawiał się Kamael.
— Chciałbym, żebyś opuściła wieżę ze mną, Chrysaftero — rozkazał starszy wilk. — To miejsce, czymkolwiek ono jest, jest zbyt niebezpieczne, a ty spędzasz tu całe dnie. Najwyższa pora, byś zrobiła sobie przerwę.
Chrysaftera spojrzała swojemu ojcu wyzywająco w oczy. W ludzkim języku byłoby to uznane za pyskowanie i Domael często bywała za to karana, gdyż jej ojciec nie lubił, jak się mu stawiała.
— Zamierzasz dać mi szlaban?
— Jeśli taka będzie potrzeba.
Wilczyca westchnęła ciężko, ostrożnie skrzydłami przesuwając swoje odkrycie tak, by Kamael go nie zauważył. Bez słowa podążyła za starszym wilkiem, wyskakując z wieży prosto w przepaść, ufając swoim skrzydłom bardziej, niż zaufałaby swojej rodzinie. Oczywiście trzy pary pierzastych skrzydeł jej nie zawiodły i rozprostowując się, zebrały pod siebie powietrze, nie pozwalając ciału wilka swobodnie opadać. Niektórzy marzyli, by tak latać. Domael sprawiało to ból. W ciszy, otoczona tylko szelestem piór i szumem wiatru, poleciała wraz ze swoim ojcem do domu, gotowa na kolejną reprymendę i szlaban, który wcale jej nie powstrzyma.
<CDN>
poniedziałek, 24 lipca 2023
Od Agresta - „Rdzeń. Za widna”, cz. 1.7
sobota, 15 lipca 2023
Od Katarakty - ,,Remedium” cz.3
Skarbem mogło być wszystko, po kawałki złomu, śmieci z dawnych lat, pognite stroje z których dało się wyrwać guzik albo dwa, stare narzędzia górnicze, czasami nawet samorodki. Katarakta była sroką, sroką kolektorką, nie mogła się oprzeć blaskowi skarbów pośród żwirowych osuwisk. Nikt z jej rodziny jednak nie podzielał jej sekretnego hobby. Żaden z rówieśników w zasadzie też, chociaż Katarki niezbyt to obchodziło odkąd i tak nie jest zbyt mile widziana w grupie. Mówią, że się jej boją, że odstrasza, a wilki czują się wokół niej niekomfortowo, nie chcą się bawić. Problem trochę przycichł odkąd zakrywa się płaszczem, a już kompletnie znikł, od kiedy przestała przychodzić. Teraz szwenda się po samotniach.
- No wychodź. Nie taki zły kaleka jak go malują.
Katarakta nie wyczuła, czy mówi o niej czy o sobie. Nie mógł jej znać, nigdy się nie spotkali.
Wychyliła łeb znad kamienia, w gotowości ściskając w łapce kamienia.
- O, tu cię mam.- Basior przestał chłeptać wodę ze strumyka. - Teraz tylko złapać i schrupać.
Waderę zamurowało ze strachu, a starszy wilk tylko zaśmiał się chrapliwie.
- Bachory…- Przeskoczył strumyk i skierował się w stronę kamieniołomu.
Gdy mijał białą wilczycę, pokazał szereg metalowych zębów, żeby ją jeszcze trochę nastraszyć, na co ona odskoczyła jak oczekiwał, po czym zostawił w tyle.
C6 tymczasem zmierzał w kierunku ukrytego przed wszystkimi wejścia. Rozejrzał się jeszcze raz czy przypadkiem nikt o nie śledzi i odsunął ciężki kamień z drogi. Do środka szybu wpadł snop światła, w którym zawirowały drobinki pyłu. Wczołgał się przez ciasne wejście, a fluorescencyjny blask jego ciała rozświetlał mu drogę.
Katarka oczywiście nie widziała jak basior otwierał przejście, ale potrafiła go wywęszyć. Tunel był wręcz idealny dla jej wzrostu, a jej potrzeba przygody odezwała się głośnym rykiem w malutkiej głowie.
***
- Widział ktoś Kataraktę?- Smoła wbiła się w grupkę nastolatków.
- Szczura?- Burknął Mordecai, co nie spodobało się czarnej.- Nie, poszła gdzieś rano. Nawet nie odpowiedziała, jak ją wołaliśmy.
Smoła była pewna, że niedokładnie tego słowa by użyła, opisując ich krzyki. Westchnęła ciężko i przepchnęła się przez grupkę.
- Smoła! Zaraz idziemy nad wodospad, chcesz z nami?- Myszka krzyknęła za nią.
- Nie dzięki, idźcie sami!- Zanim dokończyła, już była w powietrzu.
- Niańczy ją, jakby była matką.- Westchnęła Frezja.- Przecież poradzi sobie sama, jest już duża.
- Takiej niezdary chyba nie da się spuścić z oka.-Mordecai poprowadził grupę w kierunku wodospadu.
***
Echo!- Głos białej poniósł się w wysokiej, przestronnej komorze jaskini. Jedynie po dźwięku mogła odnaleźć drogę, gdyż niedowidząc od urodzenia, miała trudności w absolutnej ciemności. - Aaaau!
Zapach starego czuła dobrze, na ścianach o które się ciągle ocierał, pozostawał swąd piżma i gryzącego w nos fluorowodoru. Trop stawał się coraz silniejszy.
- Ile jeszcze tego szajsu odkopię…- Usłyszała głos w głębi tunelu.
Za rogiem lśniła zielonkawa poświata, więc Katarka zaczęła się skradać.
C6 odłamał ze skały kawałek złotego kruszcu i wyrzucił go za plecy. Kilofem uderzył znowu w wapienną ścianę. Waderka ostrożnie, ale z rosnącą ekscytacją położyła łapki na złotej bryłce, a jej srocze oczka rozświetliły się iskierkami zachwytu. Powoli zsuwała z pleców swoją torbę, a metalowe klamerki zaklekotały.
- Kto tam!- C6 wyskoczył w powietrze, kilofem mierząc w szczeniaka. Milimetr dzielił jej pysk od ostrego szpikulca.- Ach…ty. Mogłem się tego spodziewać. Rodzice ci nie mówili żeby nie iść za nieznajomi w niebezpieczne miejsca?
- Em…- Zmieszała się.- Może nie w jednym zdaniu.
- Czyli słuchania ze zrozumieniem też cię nie nauczyli, pięknie.
Cyborg podrapał się po plecach kilofem. Dostrzegł samorodek w łapkach wilczycy.
- Podoba ci się?
- No pewnie!- Pisnęła.- A co to?
- Złoto.
Katarakta aż zaniemówiła.
-Żartuję przecież- Parsknął stary.- To piryt cholero. Weź sobie jak chcesz. Ale jakbyś znalazła żelazo, to wspomnę ci moje dobre serce.
Wilk wrócił do kopania, a że nie odganiał jakoś bardzo szczeniaka, ta postanowiła mu dotrzymywać towarzyszyć.
- To…- Zaczął rozmowę po dłuższej ciszy.- Dlaczego się szlajasz sama? Smarkacze jak ty zazwyczaj trzymają się w kupie.
- Nie mam ,,swoich”
Basior przerwał pracę.
- A to dlaczego?
Biała długo wahała się, co powiedzieć.
- Nie wiem do końca. Po prostu…chyba nie bardzo tam pasuję.
C6 przyjrzał się jej. Może i nosiła plecak i pelerynę, ale widział gorsze przypadki. Może bez nich kłopot by znikł? Podszedł do niej i wyciągnął łapę po jej narzutę, na co ta podskoczyła wystraszona.
- Nie, nie, nie, nie, zostaw!
- Aż tak się boisz że cię okradną? Weź nie zgrywaj głupa.- Dostrzegł w tym pewną zabawę, więc gonił ją dalej.
Parę razy zakręci się przed zakrętem, zanim ta pognała za róg korytarza. Zniknęła w całkowitej ciemności i tylko tętent łap dało się usłyszeć w ciemności.
- Zgubisz się mała! Wracaj tu,- Zawołał.- zanim zrobisz coś głupiego.
***
Smoła dostrzegła biały punkt na terenie kamieniołomu, gdy szybowała po okolicy. Zapikowała w dół, a gdy metry dzieliły ją od ziemi, rozpostarła skrzydła z impetem.
- Tu jesteś!- Zawołała siostra.- Znowu jakieś licho cię porwało? Co ty sobie wyobrażasz, gubiąc się w tak niebezpiecznych miejscach! I co ty masz na sobie?
Miała na myśli plecak wypchany skarbami na plecach młodszej.
- Moje rzeczy, nie widzisz? Dlaczego ty zawsze musisz się o wszystko czepiać! Daj mi chociaż raz święty spokój!
- Siostra…- Głos smoły spoważniał nagle.- Mogłaś coś sobie zrobić, jak miałam się nie martwić?
- Nie było mnie dzień ledwo. Wyobraźni trochę.
- I kto to mówi!
Biała warknęła zirytowana, Czarna zjeżyła się w odpowiedzi.
- Nie warczy się na starczych, rodzice cię nie uczyli?
- A ciebie by mogli nauczyć, żeby nie naskakiwać własnej rodziny!- Katarakta rzuciła się z pazurami na Smołę.
Walkę rozdzielił jeden metalowy basior.
- Hej hej hej, co to ma być?- Wpadł pomiędzy nie z nastroszonym grzbietem. - Zostawcie się zaraz, ale już!
Obie siostry cofnęły się, posłuchały.
- Smarku, to twoja siostra?
- Ty go znasz?- Smoła rzuciła jej kolejnym oskarżeniem w pysk.
- Nie! Nie wiem kto to.
C6 zmarszczył się.
- Cóż, nie moja sprawa.- Mruknął i poczłapał w swoją stronę.- Nie pozabijajcie się tylko.
Gdy basior odszedł wystarczającą odległość, Smoła syknęła do siostry:
- To ten dziwak z gór. Chodźmy już lepiej.-Złapała ją pod skrzydło i popchnęła w kierunku domu..- Będę patrzeć czy nas nie śledzi.
Dziwak? Pomyślała. Muszę być równie dziwna co on. Albowiem od dawna nie poczuła się tak swobodnie w czyimś towarzystwie.
C.D.N
piątek, 14 lipca 2023
Od Apollo CD Oxide - "Ślepy traf"
Doprawdy zaskakujące są ścieżki tego świata i decyzje przez niego podejmowane. Anubis wiedział to jak nikt inny na tym świecie, ponieważ nigdy się ze światem nie spierał. W jego naturze leżało zgranie z przyrodą i jej rytmem. Wiosna jaka przyszła pełną parą doprawdy zachwycała swoim dźwiękiem. Ptaki powracały w całych chmarach. Klekotanie bocianów z oddala, tych powracających do swoich gniazd, rozpalał w sercu wilka radość. Ciche kwilenie jaskółek na skarpach skał, wróbli pośród poszycia lasu czy chociażby ten przesłodki pisk jastrzębia szybującego ponad chmurami. To była kwintesencja wiosny w jej czułości i miłości, którą otuliła i ślepego wędrowca. Jego noce bowiem zrobiły się cieplejsze i przyjemniejsze. Mógł popatrzeć na te wszystkie dusze, które po zimie zbiegały się ku ziemi, aby kontynuować swoją tułaczkę. Zwłaszcza tam gdzie jeszcze niedawno rozlała się krew niewyszkolonych wojsk w gniewnym starciu o fraszkę polityki.
Trawa połaskotała go po nosie kiedy leżał w porannej rosie,
zaspany po nocy błogiego odpoczynku. Jego oczy nie potrzebowały się otwierać,
skoro poranne słońce i tak nie docierało do jego świata. Zamiast tego słuchał,
jak niedaleko niego świerszczyk skakał ze źdźbła na inne, cichutko szeleszcząc
przy tym nóżkami. Doprawdy przyjemne to były dźwięki, przerwane przez tupot
stóp. Anubis uniósł uszy wysoko pokazując światu bardzo jasno, że jego umysł
nie chowa się za ścianą nocnej nieprzytomności.
—Hej. — ktoś zagadnął. Niebyt pewnie, niezbyt niepewnie. Jednak głos Anubisowi
wydał się być znany. Uśmiechnął się szeroko. Drogi tej dwójki przecinały się
często przez ostatnie tygodnie, jakby los spychał ich łapy ku sobie. A może
Anubisowi jedynie się zdawało i to wadera pchała się ku niemu. Nie miał jednak
na co narzekać. Lubił obecność wadery w swoim otoczeniu.
—Miło cię słyszeć Oxide. — basior podniósł się z trawy i otrzepał delikatnie.
Jego kości zazgrzytały przy tym. Lata na karku powoli dawały się we znaki,
jednak nie w nieprzyjemny sposób. W końcu kto chciałby wiecznie żyć młodo? Na
pewno nie Anubis, którego natura pochłaniała i była jak matka. I jak
postanowiła, tak go zestarzała. —Cóż cię do mnie sprowadza dzisiaj? —
—Nic… specjalnego. — odpowiedziała. Oboje powoli rozluźniali się w swoim
otoczeniu, a ich rozmowy już nie eskalowały do filozoficznych wywodów co piąte
słowo. Przynajmniej nie w przypadku wadery. — Poczułam twój zapach niedaleko i …
pomyślałam że wpadnę. —
—Wpadniesz. Piękne stwierdzenie. — Anubis miał jednak swoje dni kiedy jego
umysł sam postanawiał zbaczać na tory przemyśleń nad własnym bytem. — Hymm. Czy
do mnie można tak właściwie wpaść? — zastanowił się na głos. Prawdą było, że
wpadanie do kogoś było konceptem słownym społeczeństwa w jakim się żyło mu
teraz dobrze. Na pustyni raczej na co dzień używało się słownictwa nieco
innego, jednak tamte czasy były już tak dalekie że nie imały się jego duszy
zbyt uważnie. Jednak koncept wpadnięcia do kogoś sugerowałby dom, a Anubis
takowego nie posiadał. Jego ciało spało gdzie naszła go senność. Jego umysł
odpoczywał tam gdzie stanęła łapa. Całe życie balansował pomiędzy kamieniem i
ziemią, zawsze bez miejsca do którego mógłby wrócić. Bezdomnym by się nie
nazwał, ponieważ pomimo braku stałego miejsca pobytu, natura stanowiła dla
niego dom idealny. Jednak bez domu w sensie fizycznym był jak najbardziej.
—Myślę, że można przestać rozmyślać nad tym. Mam ochotę na spacer. —
poinformowała go. Basior przytaknął jej.
—Spacer zaiste brzmi przyjemnie z samego rana. — jego łapy przesunęły po
rześkiej trawie. Drobne kropelki rosy osiadły na jego poduszkach dodając mu uśmiechu
na pysku.
Ramię w ramię przesuwali się w milczeniu po jakiejś ścieżce, na tyle szerokiej aby zmieścili się właśnie oboje. Milczenie pomiędzy nimi było błogie, prawie że ciche. Nie było jednak na co narzekać, gdyż ich spotkania miały właśnie taki charakter. Spacerowali, polowali, jedli i rozmawiali w milczeniu. Jakby ich dusze zgrały się ze sobą i nie potrzebowały słów do komunikacji. Anubisowi wystarczyło wsłuchać się w spokojny bieg serca samicy, aby być pewnym, że i jej nie przeszkadza tor na jaki wpadła ich relacja. Może i była nieco nudna i monotonna, ale to właśnie powinno cenić się w życiu. Te chwile, które tak cicho przemijają w nieznane, zapomniane siedzą w tyle głowy kiedy myślisz o osobie, którą szczególnie sobie upodobałeś. Czy to syn, córka, żona, wróg czy przyjaciel. Wszyscy tak samo, cichutko budują sobie takimi momentami impresję, nie pierwsza i nie ostatnią.
Któregoś dnia spotkali się nocą. Anubis siedział na kamieniu
i z szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w plażę. Wieczorna, zimna bryza
targała jego futro i drażniła ślepia, a jednak on nadal trzymał je otwarte.
Oxide podeszła do niego, a po biciu serca, tak raptownie zmienionego na niesynchroniczne
obijanie się o żebra, wyczytać mógł chwilę jej zaskoczenia. Jej oddech się
urwał. Fakt, może nigdy nie widziała go kiedy zbliżała się pełnia. Wtedy
wszystkie dusze tak pięknie mieniły się w świetle księżyca. Przynajmniej Anubis
miał nadzieję, że to rzeczywiście księżyc. Jednak jego ślepe oczy, zazwyczaj
szare i mętne, teraz błyszczały jakby przez całe życie widział świat jak inne
wilki. A jednak nie.
—Cudowne. — rzekł cicho, jakby bojąc się spłoszyć sytuację przed sobą. Wadera
przysiadła obok niego w milczeniu. — Znaleźli się po latach wędrówek. —
dopowiedział. Przed nimi rozciągała się plaża i morze. Dwie dusze, nieco
zamazane przez wiatr i spaczone przez wodne odbicie w ich bielawych ciałach
nachylały się ku sobie, jakby z cichym strachem, pełnym nadziei, że to jednak
On. Że to jednak Ona. I tak powoli zniknęły, w nicość. Zapomniane, aczkolwiek
spokojne. I tylko bryza poniosła ich zapach szczęścia w kierunku dwóch wilków.
—Kto? —
—Dusze. — powiedział. Krótko. Bardzo krótko, ale dla niego wystarczająco. Oxide
mruknęła coś w odpowiedzi. — Czasami przyglądam się ich podróżom po tym marnym
świecie. Jak krążą bez ustanku, błądząc jak dzieci we mgle. Ślepe i obdarte z
wszelkiej pamięci. I potem takie właśnie momenty zapadają najbardziej w pamięć.
Że pośród tego padołu smutku nawet samotna dusza jest w stanie w końcu odnaleźć
zagubione szczęście. — uśmiechnął się szeroko. — Ja swoje szczęście znalazłem.
A ty Oxide? Znasz swoje szczeście?—
<Oxide?>
rychło w czas, czyż nie XD?
sobota, 1 lipca 2023
Wyniki konkursu "Adaptacja Piosenki w Wilczym Świecie", edycja trzecia!
Nasz Głos nr.40 - "Agua mala - powiedział rybak. - Ty..."
Nowości
Konkurs!! Którego głosowanie trwało do wczoraj. Jakie są wyniki? Sami poszukajcie.
Ach, i z ogromnym bólem muszę wspomnieć o odejściu Kraski, naszej przyjaciółki.
Na szczęście nie jest to jedyna zmiana w watasze, gdyż doszły dwie postaci: Xochicoatl oraz Kapral.
Słówko od społeczności
Wiadomości - prawdziwe i nie
Zendayafiri Nere'e Citlali Pinezka jest autorem tego numeru