Czasem, gdy nie masz nic lepszego do roboty, może się zdarzyć, że wracasz myślami do minionych dni przeszłości. Wspominasz najbardziej żenujące sytuacje, może uśmiechasz się na wspomnienie jednego z lepszych żartów, jakie przyszło ci zrobić. A może wspominasz czasy, kiedy troski jeszcze cię tak nie przygniatały, a osoby, od których uzależnione było twoje życie, jeszcze stąpały po tej ziemi. Jeśli żyłeś w toksycznym domostwie, te wspomnienia niekoniecznie są przyjemne. Zendayafiri jednak miała szczęśliwe dzieciństwo, więc gdy sobie o nim przypomniała, zakręciła się w jej oku łezka tęsknoty.
Jako mały brzdąc, Pinezka czuła się nieco dziwnie, będąc jedynym wiecznie latającym wilkiem w watasze. Miała wrażenie, że wiatr do niej woła, że prosi ją do tańca, ale wszyscy zawsze kazali jej nie słuchać. Nazywali to zwidami i nie ważne, ile razy im powtarzała, tłumaczyła, opowiadała, jak słodki jest głos wiatru, nikt nie chciał jej uwierzyć. Nikt z wyjątkiem jej taty Paketenshiki. Rudzielec, zamiast tłumaczyć córce, że wiatr wcale nie może mieć głosu, zasiadł z nią pewnego wieczoru, przypadkowo akurat podczas nowiu, w sypialni dorosłych i zaprosił do posłuchania niesamowitej historii o wilku tak samo wyjątkowym, jak Zendayafiri.
Wszystko zaczęło się od miłości i powiązanej z nią tragedii. Małżeństwo wilków kochało się niezwykle mocno i bardzo pragnęło mieć dziecko, a najchętniej córeczkę. Starali się o nią przez bardzo długi czas, jednak w końcu para uświadomiła sobie, że co najmniej jedno z nich nie jest w stanie spłodzić dziecka. Mała Pinia pomyślała o tym, jak ma dwóch ojców i potrzebowali oni mocy magicznego eliksiru, by doczekać się bardzo własnego wilczęcia. W końcu wadera udała się w rozpaczy na brzeg morza, w pobliżu którego mieszkali. Wpatrywała się przez łzy w światło latarni morskiej, prowadzącej zagubione statki do brzegu i wyobrażała sobie, że sama jest tak zagubiona, w mroku, znajdując jedyną nadzieję w odległym światełku, którego nigdy nie sięgnie. Siedząc na brzegu, oglądając morską gwiazdę, wadera zaczęła wołać w stronę morza. "O morze!", lamentowała, "tyle czasu już staramy się o dziecko. O tylko jedno dziecko. Proszę, pomóż nam! Oddam ci wszystko, dosłownie wszystko, za chociażby jedno szczenię, za jedną córeczkę." Po tych słowach wadera, niewiele myśląc, zanurzyła się po szyję w wodzie, czując, jak morze otula ją pocieszająco swoimi falami. Płakała w jego mokre ramiona, mając nadzieję, ze jej marzenie wreszcie się spełni, że morze usłyszało jej błagania i postara się ją wesprzeć w niedoli.
– Udało jej się? Dostała dziecko? – zapytała podekscytowana Pinia, obserwując swojego tatę błyszczącymi oczkami. Historia ledwo się zaczynała, ale dziewczynka już była nią zafascynowana i miała ochotę dowiedzieć się wszystkiego od razu.
– Tak. – Paketenshika uśmiechnął się ciepło. – Tu właśnie zaczyna się nasza prawdziwa historia.
Para w końcu doczekała się cudu i na świat przyszła przeurocza, mała waderka. Miała bardzo niebieskie futro, w odcieniu morza w pełnym słońcu i białą grzywkę przypominającą grzywy fal. Jej rodzice nie posiadali się z radości, gdy mogli ją po raz pierwszy przytulić do swoich ciał. Była taka mała i nietypowa, swoim wyglądem w ogóle nie przypominała rodziców. Tak jak ja, pomyślała Pinezka. Ja też nie przypominam nikogo z rodziny. Ale nie przeszkadzało to parze, by ją pokochać z największej głębi serca.
Mała waderka dorastała szczęśliwie wśród nadmorskiej watahy, jednak tak jak pozostałym szczeniakom, nie wolno jej było zbliżać się do wody, dopóki nie osiągnie co najmniej półtora roku. Morze należało do zdradliwych i przeszłe wypadki nauczyły watahę, by szczenięta trzymać z dala od brzegu. Syrenie, jak nazwali ją rodzice, wcale to nie przeszkadzało. Uwielbiała bawić się ze swoimi przyjaciółmi, jednak mimowolnie czasem zwracała się ku morzu, tęsknie nasłuchując jego pieśni. Słyszała, jak morze ją nawołuje, jak śpiewa tylko dla niej, choć inni zdawali się być na to głusi. Tylko jej rodzice jej wierzyli, jednakże to na szczęście wystarczyło Syrenie, by nie przerywać poszukiwań.
Wilczyca nie była jednak niewinna. Zdarzało jej się wymykać z domu i wbrew zasadom watahy spędzać czas w pobliżu morza. Nigdy do niego nie wchodziła, nawet nie moczyła nóg, ale przebywała na tyle blisko, by polujący w wodzie rybacy mogli jej pomachać. Ona z uśmiechem machała im i słuchała ukochanej pieśni. Niestety któregoś razu rodzice przyłapali ją na gorącym uczynku i Syrena uziemiona na cały tydzień. Nie powstrzymało jej to przed dalszym odwiedzaniem brzegu, od tego czasu była po prostu ostrożniejsza.
– Ta Syrena nie była grzeczna, co? – Wciśnięta pod brzuch opiekuna Citlali bawiła się rudą łapą, by mieć jakieś dodatkowe zajęcie podczas słuchania. Łatwiej było jej się skupić.
– A ty jesteś, mały chuliganie? – zaśmiał się Paketenshika, wolną łapą mierzwiąc grzywkę córki, która zapiszczała z ubawienia. Potem wrócił do opowiadania.
Syrena bardzo chciała dotknąć morza, pobawić się wśród jego fal, może popływać z rybakami, ale dobrze wiedziała, dlaczego zasada nie zbliżania się do wody w ogóle istnieje. I tak dużo ryzykowała, przychodząc na plażę. Dlatego wycieczki były stosunkowo krótkie, Syrena nawet nie zagrzała porządnie miejsca, aż do czasu pewnej bezchmurnej nocy. Gwiazdy świeciły na niebie jaśniej niż kiedykolwiek od narodzin Syreny, księżyc w kształcie sierpa panoszył się wśród swoich poddanych, starając się błyszczeć tak samo mocno jak oni. Akurat traf chciał, że księżyc postanowił wisieć tuż nad działającą latarnią morską, stając się chcąc nie chcąc jej koroną. Gdy niebieska wadera to zobaczyła, zaczęła płakać. "Och, latarnio, która prowadzisz statki do brzegu, która zapewniasz bezpieczeństwo podróżnikom i rybakom, która uspokajasz fale, gdy pora, by skończył się sztorm." Syrena modliła się do jednookiej wieży. "Gdybyś tak mogła poprowadzić mnie tak jak prowadzisz statki do brzegu. Gdybyś mogła mi pokazać, gdzie jest moje miejsce. Kocham swoją watahę, ale co chwila słyszę, jak morze mnie do siebie woła. Gdzie powinnam być? Gdzie należy moje serce?" W tym momencie latarnia jakby usłyszała modlitwę wadery. Jej oko zatrzymało się w kierunku morza i zaczęło mrugać, jakby do niej, że właśnie tam należy. Że właśnie tam jest jej dom. Wtedy Syrena zaczęła płakać jeszcze bardziej, choć wtedy nie wiedziała już sama, dlaczego.
– Dziwne, że można płakać, ale samemu nie wie się, dlaczego. Albo można płakać w różnych sytuacjach, w których raczej się nie płacze.
– Na przykład?
– Kiedy ojciec się denerwuje, że coś mu nie wychodzi, to czasem zaczyna płakać. I mówi, że mu nie jest smutno, a i tak płacze. I teraz ta Syrena. Naprawdę można płakać bez powodu?
– Zgadza się. Niektórzy nawet lubią sobie popłakać bez powodu.
– Dziwaczne.
Gdy nadszedł dzień, kiedy Syrena mogła już dotknąć morza, wadera wręcz wybiegła z domu, by skorzystać z tego przywileju. Za nią pobiegli jej rodzice, nie chcąc przegapić tak ważnego momentu w życiu swojej córki. Niebieskie łapy znalazły się w wodzie niemalże od razu, nie zważając na jej temperaturę ani możliwe pływające w niej rzeczy. Tyle wystarczyło. Syrena wtedy wiedziała, że latarnia miała rację. Morze należało do niej, a ona należała do morza i w tamtym momencie nie chciała myśleć o niczym innym. Jej rodzice widzieli, że jest szczęśliwa, skacząc razem z falami, ścigając się z nimi, a nawet pływając na ich grzbietach. Wadera nie potrzebowała uczyć się pływania, robiła to naturalnie, jakby urodziła się w wodzie. Jej mama i tata zorientowali się wreszcie, że ich córeczka nie była tylko ich. Morze również było jej rodzicem i powinna spędzić w nim więcej czasu. Ojciec zawołał córkę na brzeg. "Tyle wystarczy, kochanie" powiedział. "Ale w nocy przyjdziemy tu ponownie. Dzisiaj jest pełnia, brzeg będzie pięknie wyglądał." Jak obiecał, tak się stało i gdy wybiła północ, trójka stała na gruboziarnistym piachu, obmywając stopy w atakujących plażę małych falach. "Po co tu przyszliśmy?" zapytała zaciekawiona Syrena. "Widzisz, córciu..." zaczęła matka, "zauważyliśmy, że bardzo podoba ci się morze. I nic dziwnego, gdyby nie ono, nie było by cię na tym świecie." "Co masz na myśli?" "Widzisz, nigdy z twoim ojcem nie mogliśmy doczekać się dziecka. W końcu przyszłam tutaj, na tą plażę i zaczęłam błagać morze o pomoc. To ono obdarowało nas tobą. A teraz widzę, że chciałoby, żebyś do niego wróciła. Nie zamierzamy trzymać cię z dala od twojego przeznaczenia." W oczach matki pojawiły się łzy, które starała się wytrzeć łapą, jakby to była wina kurzu. Ale Syrena dobrze wiedziała, że jej mama płacze, bo nadeszła pora rozstania. "Zobaczę was jeszcze kiedyś?" zapytała, czując, jak jej samej zbiera się na płacz. "Oczywiście," odpowiedział ojciec. "Zawsze będziemy w naszej jaskini nieopodal i będziesz mogła nas odwiedzić w każdym momencie. I my będziemy przychodzić tutaj, byś mogła się z nami zobaczyć. Zawsze będziemy twoją rodziną, nie ważne, jaki dystans i ilość wody będzie nas dzielić." Syrena płakała rzewnie, żegnając się ze swoimi rodzicami, tak samo rozpłakanymi. Ta rozłąka nie była ani trochę przyjemna, ale żadna nie jest, nawet jeśli ma być dobrym zakończeniem. Wychodząc na głębszą wodę, Syrena po raz ostatni spojrzała na rodziców, oczekujących cierpliwie na plaży. W końcu zanurkowała, wtedy jej ogon zamienił się w rybi, a tylne nogi spłaszczyły się i rozszerzyły, dostając kształtu płetw. Wadera była w domu, wśród istot takich jak ona, które słyszały pieśń morza i wreszcie czuła się zrozumiana, a co najważniejsze, również i szczęśliwa. Zendayafiri popatrzyła na tatę.
– To ja też zrobię się szczęśliwa, jak sobie pójdę?
– Nie wiem. Może gdzieś wśród chmur jest latająca wataha, w której się bardziej odnajdziesz. Ale my nie poprosiliśmy żadnej chmurki o ciebie, tylko twój brat, Wayfarer, przyniósł nam specjalny eliksir, więc nie sądzę, żeby twój dom znajdował się wysoko nad ziemią. Możesz się tam czuć lepiej, ale twoje serce pozostanie wśród nas.
– A ten eliksir nie był przypadkiem z chmurki?
Paki zachichotał po lisiemu.
– Nie sądzę, aczkolwiek nie powiem, nie wykluczone.
Dorosła Pinezka uśmiechnęła się na to wspomnienie. Jej tata często sobie żartował, tak jak robi to wiele ojców. Tęskniła za tym, 'aczkolwiek' gdy przypomniała sobie o latającej watasze, dostała nagłej ochoty poszukania takowej. Mogłaby im wtedy poopowiadać, jak postanowiła ich poszukać, bo kiedyś zażartowali sobie z tatą o istnieniu takiej watahy. Może inni również uznaliby to za zabawne.
<Koniec. Tekst piosenki>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz