czwartek, 18 maja 2023

Od Harpii - „Miejsce bez Trosk” (opowiadanie konkursowe)


Od parunastu ładnych minut chasałem w wysokiej trawie. Nie wiem jak, ani kiedy się tutaj dostałem, ale było tutaj wręcz wspaniale! Był to wielki las. Nie… Wielki to za mało! On był wręcz O-G-R-O-M-N-Y! Chodź może było to spowodowane moim małym wzrostem. Jednak mniejsze z tym. Był środek nocy, a przynajmniej tak mi się wydawało. Wszędzie było ciemno, a jedynym źródłem światła były śmieszne grzybki rosnące przy drzewach. Trawa była tutaj strasznie wysoka i ledwo cokolwiek widziałem. Chodź to też pewnie było spowodowane rozmiarem jakim zostałem obdarzony. Niezbyt mi to jednak teraz przeszkadzało. Gdy zobaczyłem sylwetkę jakiegoś wilka, lub innego zwierzaka przypadłem do ziemi i położyłem po sobie uszy. Nieznajomy niósł w pysku lampion, jednak z tej odległości i tak nie widziałem jego pyska. Dopiero gdy podszedł bliżej, zorientowałem się, że jest to wilk. Szedł on trochę chwiejnym krokiem i ewidentne zmierzał we wcześniej obranym kierunku. Z jego pyska wydobywała się nieznana mi, jednak skoczna melodia a jego oczy świeciły blaskiem, który przypominał blask księżyca. Jego futro było koloru dojrzałej borówki. Postanowiłem, że za nim podążę. Musiałem odskoczyć, żeby mnie nie podeptał. Ku mojemu szczęściu nie zauważył mnie. Zacząłem iść, a bardziej się skradać, za nim. Stanąłem na tylnych łapach i wyjrzałem ponad trawę. Właśnie przeskakiwał z kamienia na kamień, tym samym przedostając się na drugi brzeg płytkiego strumyka. Gdy wilk odszedł od brzegu, sam zacząłem przeprawiać się przez wodę. Niezbyt mi się to jednak udało, gdyż gdzieś mniej więcej w połowie poślizgnąłem się i wpadłem w wodę. Może i strumyk był płytki, jednak niesamowicie zimny. Kiedy podniosłem głowę, moim oczom ukazał się właśnie ten wilka, którego śledziłem. Uśmiechnąłem się głupio a nieznajomy zaśmiał się donośnym, niskim głosem. 
— A co my Tu mamy? Zająca? Kozę? A może kwiat? — Od razu się podniosłem i chodź byłem przemoczony od stóp do głów spojrzałem na niego dumnie. 
— Wilka! Mamy tu najprawdziwszego wilka! — Znowu się zaśmiał. 
— Nie wątpię to. No! A teraz wyłaź stamtąd! Wiem co możesz zrobić, aby się ogrzać i wysuszyć. — Od razu wykonałem to co powiedział. Gdy stałem już na brzegu, nieznajomy skinął głową w głąb lasu i ruszył we wskazaną przez siebie stronę. Zacząłem za nim podążać. 
— Em… Proszę Pana? Gdzie my tak właściwie idziemy? — Zapytałem po chwili ciszy. Wilk spojrzał na mnie przyjaźnie. 
— Diego. Mów mi Diego. A gdzie idziemy? Zaraz się sam przekonasz.— No i tyle się dowiedziałem. Przynajmniej znam teraz jego imię, ale to co powiedział o miejscu, gdzie idziemy brzmiało trochę… podejrzanie? Jakby chciał mi coś zrobić albo coś w ten deseń. Jednak po chwili ciszy, wypełnionej tylko odgłosami lasu i łap szurających o podłoże dostrzegłem między drzewami światło, które roztaczał płonący ogień. Słyszałem również śmiechy i rozmowy. Spojrzałem na znacznie większego wilka i przechyliłem głowę w pytającym znaku. On tylko się uśmiechnął. Ledwo weszliśmy na polanę a nieznajome mi wilki zaczęły przekrzykiwać się nawzajem.  
— Diego! Diego! — 
— Stary przyjacielu! Co u Ciebie słychać! — 
— Chodź i zabaw się z nami! — 
Wilki wydawały się uradowane obecnością niebieskofutrego. Po chwili niektórzy dostrzegli również mnie. 
— A kogo tym razem ze sobą przyciągnąłeś? — 
— To jeszcze szczeniak! —  Teraz to naprawdę się wkurzyłem zrobiłem krok do przodu. 
— Nie jestem szczeniakiem! Jak Wam powybijam te jedynki to zobaczycie, że macie do czynienia z najprawdziwszym, dorosłym wilkiem! — Wszyscy zgromadzeni wokół nas zaśmiali się. Na serio muszę popracować nad moim groźnym wyglądałem. Naburmuszony położyłem uszy i spojrzałem w ciemność lasu. 
— To mój przyjaciel. Nazywa się…. Te, Mały. Jak Ty się w ogóle nazywasz? — Diego spojrzał na mnie i trącił mnie łapą. Gdybym nie rozstawił szerzej łap wywaliłbym się. 
— Harpia jestem. — Wyszczeżyłem zęby w zadowolonym uśmiechu. 
— No naprawdę Diego. Przyciągnąłeś do nas przemoczonego, kozopodobnego, małego wilka i nawet nie zapytałeś go wcześniej o imię? Myślałam, że nauczyłam Cię chociaż szczątkowych manier. — Odezwała się bladożółta wadera z wielkimi uszami. 
— Zapomniało mi się. Już nie czepiaj się tak moich manier Oria. Mam Ci przypomnieć kto… — Zanim dokończył tak zwana „Oria” pacnęła go łapą w pysk. 
— Ani mi się waż. Lepiej zamiast gadać, chodź i się z nami napij. A tego Twojego przyjaciela trzeba jakoś osuszyć. Jeszcze się nam rozchoruje biedaczyna. — Wadera spojrzała na mnie i zamachała lekko ogonem. 
— Proponuje wrzucić go do ognia! — Krzyknął jakiś śmieszek z tyłu grupy. 
— Zamknij pysk i nie strasz go! Jeszcze za obłąkanych nas wiedźmie! Podejdź Harpio do ogniska i ogrzej się. Zaraz dam Ci kufel czegoś ciepłego, okej? — Wadera przyciągnęła mnie do siebie swoim długim ogonem i podprowadziła mnie do ogniska. Nim się zorientowałem byłem już całkowicie suchy. Szybko wypiłem kufel jakiegoś alkoholu. Przy pierwszym łyku zorientowałem się, że to coś nieznanego mi. Nie smakowało jak żaden alkohol, który do tej pory piłem. Jednak był dobry! Nim się zorientowałem zostałem wciągnięty do tańca. Ktoś przygrywał na jakimś instrumencie. Chyba improwizował. Mimo wszystko bawiłem się naprawdę świetnie. Chciałbym zostać tu już na zawszę. Jednak to wszystko wydawało mi się nierealne. Wielkie ognisko pośród ciemnego lasu. Te wszystkie wilki. Diego ze swoją latarnią. Muzyka. To wszystko wydawało mi się po prostu snem. Teraz jednak nie zaprzątałem sobie głowy takimi sprawami. Czerpałem całymi łapami z tej chwili. I nawet jeśli okazałby się to tylko snem, nigdy tego nie zapomnę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz