sobota, 15 lipca 2023

Od Katarakty - ,,Remedium” cz.3

 Jasny kształt przemknął na bezchmurnym niebie. Mknął szybko, zwinnie balansował na fali ciepłych, letnich wiatrów, nie stroniąc od szybkich skrętów i manewrów. Pogoda nad starym kamieniołomem była dziś wyjątkowo przyjemna. Przyroda rozrosła się bujnie, zagarniając coraz bardziej wytrawione ludzką ręką rany w matce ziemi. Strome, żwirowe osuwisko jaśniało w blasku słońca na wschodnim zboczu trawiastej góry. Jasna wilczyca wylądowała gładko na kawałku płaskiego terenu, a w dół stoczyła się lawina drobnych kamyków. Wybrała jedno z tych skalnych półek, na których wyjątkowo mało było miejsca na 4 łapy. Odchrząknęła lęki czające się w głębi krtani i ostrożnie ruszyła w dół stromego zbocza. Łeb trzymała nisko przy ziemi, szukała. Jej podróżny plecak od Bleu grzechotał miedzianymi klamerkami i sprzączkami przy każdym jej kroku. Poprawiła pasek wokół piersi. Nieważne ile razy tu wrócę, pomyślała, za każdym razem znajduję coś wartego zabrania, jakiś skarb. 
Skarbem mogło być wszystko, po kawałki złomu, śmieci z dawnych lat, pognite stroje z których dało się wyrwać guzik albo dwa, stare narzędzia górnicze, czasami nawet samorodki. Katarakta była sroką, sroką kolektorką, nie mogła się oprzeć blaskowi skarbów pośród żwirowych osuwisk. Nikt z jej rodziny jednak nie podzielał jej sekretnego hobby. Żaden z rówieśników w zasadzie też, chociaż Katarki niezbyt to obchodziło odkąd i tak nie jest zbyt mile widziana w grupie. Mówią, że się jej boją, że odstrasza, a wilki czują się wokół niej niekomfortowo, nie chcą się bawić. Problem trochę przycichł odkąd zakrywa się płaszczem, a już kompletnie znikł, od kiedy przestała przychodzić. Teraz szwenda się po samotniach.
Dochodziło południe. Robiło się coraz goręcej, a kawałek bawełnianej tkaniny narzuconej na tył grzał coraz bardziej. Podniosła głowę, szukając w zasięgu wzroku chłodnego błękitu. Po chwili dostrzegła to, czego szukała, więc zamachała skrzydłami w kierunku okolicznego strumyczka. 

Myślała, że to naprawdę były pustkowia. Widok wilka przy wodopoju zatrzymał jej lot. Sfrunęła szybko na ziemię i ukryła się za kawałkiem skały. Dziwny osobnik. Bury, brązowy i chuderlawy, chociaż groźnie wyglądający osobnik. Jej srocze oko nie mogło oderwać wzroku od lśnienia metalu. Basior był pokryty żelastwem, a w miejscu gdzie powinien był mieć brzuch widniała pustka. 
- No wychodź. Nie taki zły kaleka jak go malują.
Katarakta nie wyczuła, czy mówi o niej czy o sobie. Nie mógł jej znać, nigdy się nie spotkali. 
Wychyliła łeb znad kamienia, w gotowości ściskając w łapce kamienia.
- O, tu cię mam.- Basior przestał chłeptać wodę ze strumyka. - Teraz tylko złapać i schrupać.
Waderę zamurowało ze strachu, a starszy wilk tylko zaśmiał się chrapliwie.
- Bachory…- Przeskoczył strumyk i skierował się w stronę kamieniołomu. 
Gdy mijał białą wilczycę, pokazał szereg metalowych zębów, żeby ją jeszcze trochę nastraszyć, na co ona odskoczyła jak oczekiwał, po czym zostawił w tyle. 
C6 tymczasem zmierzał w kierunku ukrytego przed wszystkimi wejścia. Rozejrzał się jeszcze raz czy przypadkiem nikt o nie śledzi i odsunął ciężki kamień z drogi. Do środka szybu wpadł snop światła, w którym zawirowały drobinki pyłu. Wczołgał się przez ciasne wejście, a fluorescencyjny blask jego ciała rozświetlał mu drogę.
Katarka oczywiście nie widziała jak basior otwierał przejście, ale potrafiła go wywęszyć. Tunel był wręcz idealny dla jej wzrostu, a jej potrzeba przygody odezwała się głośnym rykiem w malutkiej głowie.

***

- Widział ktoś Kataraktę?- Smoła wbiła się w grupkę nastolatków.

- Szczura?- Burknął Mordecai, co nie spodobało się czarnej.- Nie, poszła gdzieś rano. Nawet nie odpowiedziała, jak ją wołaliśmy.

Smoła była pewna, że niedokładnie tego słowa by użyła, opisując ich krzyki. Westchnęła ciężko i przepchnęła się przez grupkę.

- Smoła! Zaraz idziemy nad wodospad, chcesz z nami?- Myszka krzyknęła za nią.

- Nie dzięki, idźcie sami!- Zanim dokończyła, już była w powietrzu.

- Niańczy ją, jakby była matką.- Westchnęła Frezja.- Przecież poradzi sobie sama, jest już duża.

- Takiej niezdary chyba nie da się spuścić z oka.-Mordecai poprowadził grupę w kierunku wodospadu.

***

Echo!- Głos białej poniósł się w wysokiej, przestronnej komorze jaskini. Jedynie po dźwięku mogła odnaleźć drogę, gdyż niedowidząc od urodzenia, miała trudności w absolutnej ciemności. - Aaaau! 

Zapach starego czuła dobrze, na ścianach o które się ciągle ocierał, pozostawał swąd piżma i gryzącego w nos fluorowodoru. Trop stawał się coraz silniejszy. 

- Ile jeszcze tego szajsu odkopię…- Usłyszała głos w głębi tunelu.

Za rogiem lśniła zielonkawa poświata, więc Katarka zaczęła się skradać.

C6 odłamał ze skały kawałek złotego kruszcu i wyrzucił go za plecy. Kilofem uderzył znowu w wapienną ścianę. Waderka ostrożnie, ale z rosnącą ekscytacją położyła łapki na złotej bryłce, a jej srocze oczka rozświetliły się iskierkami zachwytu. Powoli zsuwała z pleców swoją torbę, a metalowe  klamerki zaklekotały.

- Kto tam!- C6 wyskoczył w powietrze, kilofem mierząc w szczeniaka. Milimetr dzielił jej pysk od ostrego szpikulca.- Ach…ty. Mogłem się tego spodziewać. Rodzice ci nie mówili żeby nie iść za nieznajomi w niebezpieczne miejsca?

- Em…- Zmieszała się.- Może nie w jednym zdaniu.

- Czyli słuchania ze zrozumieniem też cię nie nauczyli, pięknie.

Cyborg podrapał się po plecach kilofem. Dostrzegł samorodek w łapkach wilczycy.

- Podoba ci się?

- No pewnie!- Pisnęła.- A co to?

- Złoto.

Katarakta aż zaniemówiła.

-Żartuję przecież- Parsknął stary.- To piryt cholero. Weź sobie jak chcesz. Ale jakbyś znalazła żelazo, to wspomnę ci moje dobre serce.

Wilk wrócił do kopania, a że nie odganiał jakoś bardzo szczeniaka, ta postanowiła mu dotrzymywać towarzyszyć.


- To…- Zaczął rozmowę po dłuższej ciszy.- Dlaczego się szlajasz sama? Smarkacze jak ty zazwyczaj trzymają się w kupie.

- Nie mam ,,swoich”

Basior przerwał pracę.

- A to dlaczego?

Biała długo wahała się, co powiedzieć.

- Nie wiem do końca. Po prostu…chyba nie bardzo tam pasuję.

C6 przyjrzał się jej. Może i nosiła plecak i pelerynę, ale widział gorsze przypadki. Może bez nich kłopot by znikł? Podszedł do niej i wyciągnął łapę po jej narzutę, na co ta podskoczyła wystraszona.

- Nie, nie, nie, nie, zostaw!

- Aż tak się boisz że cię okradną? Weź nie zgrywaj głupa.- Dostrzegł w tym pewną zabawę, więc gonił ją dalej. 

Parę razy zakręci się przed zakrętem, zanim ta pognała za róg korytarza. Zniknęła w całkowitej ciemności i tylko tętent łap dało się usłyszeć w ciemności.

- Zgubisz się mała! Wracaj tu,- Zawołał.- zanim zrobisz coś głupiego.

***

Smoła dostrzegła biały punkt na terenie kamieniołomu, gdy szybowała po okolicy. Zapikowała w dół, a gdy metry dzieliły ją od ziemi, rozpostarła skrzydła z impetem. 

- Tu jesteś!- Zawołała siostra.- Znowu jakieś licho cię porwało? Co ty sobie wyobrażasz, gubiąc się w tak niebezpiecznych miejscach! I co ty masz na sobie?

Miała na myśli plecak wypchany skarbami na plecach młodszej. 

- Moje rzeczy, nie widzisz? Dlaczego ty zawsze musisz się o wszystko czepiać! Daj mi chociaż raz święty spokój!

- Siostra…- Głos smoły spoważniał nagle.- Mogłaś coś sobie zrobić, jak miałam się nie martwić? 

- Nie było mnie dzień ledwo. Wyobraźni trochę.

- I kto to mówi! 

Biała warknęła zirytowana, Czarna zjeżyła się w odpowiedzi.

- Nie warczy się na starczych, rodzice cię nie uczyli?

- A ciebie by mogli nauczyć, żeby nie naskakiwać własnej rodziny!- Katarakta rzuciła się z pazurami na Smołę.

Walkę rozdzielił jeden metalowy basior.

- Hej hej hej, co to ma być?- Wpadł pomiędzy nie z nastroszonym grzbietem. - Zostawcie się zaraz, ale już! 

Obie siostry cofnęły się, posłuchały.

- Smarku, to twoja siostra?

- Ty go znasz?- Smoła rzuciła jej kolejnym oskarżeniem w pysk.

- Nie! Nie wiem kto to.

C6 zmarszczył się. 

- Cóż, nie moja sprawa.- Mruknął i poczłapał w swoją stronę.- Nie pozabijajcie się tylko.

Gdy basior odszedł wystarczającą odległość, Smoła syknęła do siostry:

- To ten dziwak z gór. Chodźmy już lepiej.-Złapała ją pod skrzydło i popchnęła w kierunku domu..- Będę patrzeć czy nas nie śledzi.

Dziwak? Pomyślała. Muszę być równie dziwna co on. Albowiem od dawna nie poczuła się tak swobodnie w czyimś towarzystwie.


C.D.N


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz