Doprawdy zaskakujące są ścieżki tego świata i decyzje przez niego podejmowane. Anubis wiedział to jak nikt inny na tym świecie, ponieważ nigdy się ze światem nie spierał. W jego naturze leżało zgranie z przyrodą i jej rytmem. Wiosna jaka przyszła pełną parą doprawdy zachwycała swoim dźwiękiem. Ptaki powracały w całych chmarach. Klekotanie bocianów z oddala, tych powracających do swoich gniazd, rozpalał w sercu wilka radość. Ciche kwilenie jaskółek na skarpach skał, wróbli pośród poszycia lasu czy chociażby ten przesłodki pisk jastrzębia szybującego ponad chmurami. To była kwintesencja wiosny w jej czułości i miłości, którą otuliła i ślepego wędrowca. Jego noce bowiem zrobiły się cieplejsze i przyjemniejsze. Mógł popatrzeć na te wszystkie dusze, które po zimie zbiegały się ku ziemi, aby kontynuować swoją tułaczkę. Zwłaszcza tam gdzie jeszcze niedawno rozlała się krew niewyszkolonych wojsk w gniewnym starciu o fraszkę polityki.
Trawa połaskotała go po nosie kiedy leżał w porannej rosie,
zaspany po nocy błogiego odpoczynku. Jego oczy nie potrzebowały się otwierać,
skoro poranne słońce i tak nie docierało do jego świata. Zamiast tego słuchał,
jak niedaleko niego świerszczyk skakał ze źdźbła na inne, cichutko szeleszcząc
przy tym nóżkami. Doprawdy przyjemne to były dźwięki, przerwane przez tupot
stóp. Anubis uniósł uszy wysoko pokazując światu bardzo jasno, że jego umysł
nie chowa się za ścianą nocnej nieprzytomności.
—Hej. — ktoś zagadnął. Niebyt pewnie, niezbyt niepewnie. Jednak głos Anubisowi
wydał się być znany. Uśmiechnął się szeroko. Drogi tej dwójki przecinały się
często przez ostatnie tygodnie, jakby los spychał ich łapy ku sobie. A może
Anubisowi jedynie się zdawało i to wadera pchała się ku niemu. Nie miał jednak
na co narzekać. Lubił obecność wadery w swoim otoczeniu.
—Miło cię słyszeć Oxide. — basior podniósł się z trawy i otrzepał delikatnie.
Jego kości zazgrzytały przy tym. Lata na karku powoli dawały się we znaki,
jednak nie w nieprzyjemny sposób. W końcu kto chciałby wiecznie żyć młodo? Na
pewno nie Anubis, którego natura pochłaniała i była jak matka. I jak
postanowiła, tak go zestarzała. —Cóż cię do mnie sprowadza dzisiaj? —
—Nic… specjalnego. — odpowiedziała. Oboje powoli rozluźniali się w swoim
otoczeniu, a ich rozmowy już nie eskalowały do filozoficznych wywodów co piąte
słowo. Przynajmniej nie w przypadku wadery. — Poczułam twój zapach niedaleko i …
pomyślałam że wpadnę. —
—Wpadniesz. Piękne stwierdzenie. — Anubis miał jednak swoje dni kiedy jego
umysł sam postanawiał zbaczać na tory przemyśleń nad własnym bytem. — Hymm. Czy
do mnie można tak właściwie wpaść? — zastanowił się na głos. Prawdą było, że
wpadanie do kogoś było konceptem słownym społeczeństwa w jakim się żyło mu
teraz dobrze. Na pustyni raczej na co dzień używało się słownictwa nieco
innego, jednak tamte czasy były już tak dalekie że nie imały się jego duszy
zbyt uważnie. Jednak koncept wpadnięcia do kogoś sugerowałby dom, a Anubis
takowego nie posiadał. Jego ciało spało gdzie naszła go senność. Jego umysł
odpoczywał tam gdzie stanęła łapa. Całe życie balansował pomiędzy kamieniem i
ziemią, zawsze bez miejsca do którego mógłby wrócić. Bezdomnym by się nie
nazwał, ponieważ pomimo braku stałego miejsca pobytu, natura stanowiła dla
niego dom idealny. Jednak bez domu w sensie fizycznym był jak najbardziej.
—Myślę, że można przestać rozmyślać nad tym. Mam ochotę na spacer. —
poinformowała go. Basior przytaknął jej.
—Spacer zaiste brzmi przyjemnie z samego rana. — jego łapy przesunęły po
rześkiej trawie. Drobne kropelki rosy osiadły na jego poduszkach dodając mu uśmiechu
na pysku.
Ramię w ramię przesuwali się w milczeniu po jakiejś ścieżce, na tyle szerokiej aby zmieścili się właśnie oboje. Milczenie pomiędzy nimi było błogie, prawie że ciche. Nie było jednak na co narzekać, gdyż ich spotkania miały właśnie taki charakter. Spacerowali, polowali, jedli i rozmawiali w milczeniu. Jakby ich dusze zgrały się ze sobą i nie potrzebowały słów do komunikacji. Anubisowi wystarczyło wsłuchać się w spokojny bieg serca samicy, aby być pewnym, że i jej nie przeszkadza tor na jaki wpadła ich relacja. Może i była nieco nudna i monotonna, ale to właśnie powinno cenić się w życiu. Te chwile, które tak cicho przemijają w nieznane, zapomniane siedzą w tyle głowy kiedy myślisz o osobie, którą szczególnie sobie upodobałeś. Czy to syn, córka, żona, wróg czy przyjaciel. Wszyscy tak samo, cichutko budują sobie takimi momentami impresję, nie pierwsza i nie ostatnią.
Któregoś dnia spotkali się nocą. Anubis siedział na kamieniu
i z szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w plażę. Wieczorna, zimna bryza
targała jego futro i drażniła ślepia, a jednak on nadal trzymał je otwarte.
Oxide podeszła do niego, a po biciu serca, tak raptownie zmienionego na niesynchroniczne
obijanie się o żebra, wyczytać mógł chwilę jej zaskoczenia. Jej oddech się
urwał. Fakt, może nigdy nie widziała go kiedy zbliżała się pełnia. Wtedy
wszystkie dusze tak pięknie mieniły się w świetle księżyca. Przynajmniej Anubis
miał nadzieję, że to rzeczywiście księżyc. Jednak jego ślepe oczy, zazwyczaj
szare i mętne, teraz błyszczały jakby przez całe życie widział świat jak inne
wilki. A jednak nie.
—Cudowne. — rzekł cicho, jakby bojąc się spłoszyć sytuację przed sobą. Wadera
przysiadła obok niego w milczeniu. — Znaleźli się po latach wędrówek. —
dopowiedział. Przed nimi rozciągała się plaża i morze. Dwie dusze, nieco
zamazane przez wiatr i spaczone przez wodne odbicie w ich bielawych ciałach
nachylały się ku sobie, jakby z cichym strachem, pełnym nadziei, że to jednak
On. Że to jednak Ona. I tak powoli zniknęły, w nicość. Zapomniane, aczkolwiek
spokojne. I tylko bryza poniosła ich zapach szczęścia w kierunku dwóch wilków.
—Kto? —
—Dusze. — powiedział. Krótko. Bardzo krótko, ale dla niego wystarczająco. Oxide
mruknęła coś w odpowiedzi. — Czasami przyglądam się ich podróżom po tym marnym
świecie. Jak krążą bez ustanku, błądząc jak dzieci we mgle. Ślepe i obdarte z
wszelkiej pamięci. I potem takie właśnie momenty zapadają najbardziej w pamięć.
Że pośród tego padołu smutku nawet samotna dusza jest w stanie w końcu odnaleźć
zagubione szczęście. — uśmiechnął się szeroko. — Ja swoje szczęście znalazłem.
A ty Oxide? Znasz swoje szczeście?—
<Oxide?>
rychło w czas, czyż nie XD?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz