niedziela, 30 kwietnia 2023
Podsumowanie kwietnia!
Od Agresta - „Rdzeń. Za dzień lub dwa”, cz. 2.14
środa, 26 kwietnia 2023
Od Kraski - "Siła czy słabość?" (Trening zwinności)
Nigdy mi się to nie uda.. Zrobiła nadąsaną minę, dokładnie taką jak książę z Północnego Królestwa, kiedy powiedziano mu, że nie może mieć czarnego jaguara, bo biedne zwierzę nie przeżyje w tych temperaturach. Panicz się wściekł. Podstępem więc zabił rozsądnych doradców - czyli około połowę - których veto nie pozwalało mu spełnić swego luksusowego marzenia. Albowiem żeby tak się stało, w radzie musiała panować pełna zgoda. Wnet sprowadził sobie pięknego, majestatycznego kota, o sierści czarnej jak noc, którego ochrzcił mianem Nocturn.
Linię startu wyznaczała ogromniasta huba, linię mety - charakterystycznie wygięty buk. Wpierw obeszła tor dookoła, żeby upewnić się co do jego bezpieczeństwa. Nie znalazłszy żadnych oznak kłopotów, ustawiła się na wprost pierwszej przeszkody. Rozejrzała się dookoła, jakby skanowała pyski reszty zawodników. Tuż obok Kraski stał ten rudo-czarny przystojniak, szczerząc do niej śnieżnobiałe kły. Odwzajemniła harde spojrzenie, pomimo że jej dusza na widok barykady dwa razy wyższej niż ona sama, odleciała w przeciwnym kierunku. Zaczęła liczyć szeptem:
Tędy. Westchnęła waderka, potrząsając łebkiem. Powoli zbliżyła się do drzewa, za którym coś było.
Każdy the end to nowy początek :)
czwartek, 13 kwietnia 2023
Od Aidena CD. Oxide - "Początek" - cz. 12
Między tą dwójką nastała martwa cisza. Aiden przez parę chwil nie ruszał się choćby na milimetr, zastanawiając się czy na pewno mu się nie przewidziało i czy ten szelest który dotarł do ich uszu był prawdziwy, czy też to tylko jego wyobraźnia. Jednak zdawało się, że nie tylko do jego uszu dotarł ten dźwięk. Skierował wzrok na Oxide, dalej nie poruszając się zbytnio.
— Widziałaś to? — zapytał cicho. Wzrok wadery zawędrował na pysk jej mówcy i lekko skinęła łbem.
Basior wyskoczył z wody i otrzepał się prędko. Wiedział, w tym pojebanym bractwie jest tylko jeden wilk który działa jak przedłużacz. Wiedział też, że nie mógł pozwolić mu aby się wydostał z tego miejsca i informacja o jego rozmowie z nową członkinią bractwa się rozeszły dalej, albo co gorsza - zawędrowała do Alfy. Bez chwili zastanowienia zaczął biec szlakiem, którym prawdopodobnie udał się Echo.
— Aiden, poczekaj! — Oxide nawet nie zdążyła zareagować na tą sytuację, parę chwil potem sama wyskoczyła ze źródła i od razu pobiegła za basiorem, nawet nie pozbywając się nadmiaru wody z sierści.
— Chyba nie myślałeś, że Ci się uda, Echo.
— Aaaiden! Haha, nie no co.. — zaśmiał się, jednak nie dokończył zdania, bo basior przycisnął jego głowę do ziemi, tak, że nie mógł chociażby ruszyć szczęką.
Grzywiasty pierwszy raz od dawna poczuł się zagrożony. Zazwyczaj z podsłuchów udało mu się uchodzić bez jakichkolwiek komplikacji i nie bardzo wiedział w którym momencie teraz postąpił nie tak i jak to się właściwie stało, że ten się zorientował. Przez jego głowę teraz przechodziło mnóstwo różnych myśli, które zagłuszały wręcz wszystkie inne procesy myślowe, chociażby te odpowiadające za wymiganie się z tej sytuacji. Ucisk na jego łbie się poluzował
— Kto Cię przysłał? — zapytał nachylając się do niego. Długonogi jednak milczał, co było ogromnym błędem. Aiden tym razem naparł na niego całym swoim ciężarem ciała, co spowodowało, że mniejszy zaczął mieć problemy z łapaniem oddechu. — Kto Cię przysłał. — tym razem zabrzmiał jakoś groźniej, poważniej, przez co sierść na ogonie Echo stanęła dęba. Nie miał jak się bronić, a z resztą z walki od zawsze był noga, nie bez powodu przydzielono go do szpiegowania, a nie bliskich starć.
— Alfa... alfa mnie wysłał za wami, miałem pilnować... — wydusił z siebie, jednak samo mówienie sprawiało mu już ból. — ...żebyście nie kombinowali...
Aiden wiedział, że lider nigdy mu nie ufał, a te przeklęte gadki o "byciu ulubieńcem", to zwykłe sztuczki psychologiczne, które jakoby miały na niego wpłynąć, aby stracił czujność. Zdaje się, że w tym miejscu nie można nawet spokojnie mrugnąć, bo zaraz dodatkowa para uszu Alfy, ten szczur Echo zjawi się znikąd.
— Może powinienem Ci przebić bębenki w uszach, co Ty na to? — oczy Aidena zabłysnęły na zielono, a w głowie Echo w tym momencie nagle zrobiło się jeszcze głośniej niż zazwyczaj. Głosy, z których nic nie rozumiał, zostały przykryte dodatkową warstwą szumu, który był charakterystyczny dla wspomnianego wcześniej urazu, a na dodatek mimo, że i tak leżał, zaczęło mu się mocno kręcić w głowie. Znajdował się w środku koszmarnej iluzji i dobrze to wiedział, jednak odczucia jakie przy tym mu towarzyszyły, sprawiały wrażenie tortur. Echo zaskomlał cicho.
— Jeżeli dowiem się, że powiedziałeś Alfie cokolwiek, będziesz miał tak na codzień, rozumiesz? — powiedział, schodząc z Echo, a ten zamiast uciekać, dalej leżał, zakrywając uszy swoimi łapami. — Zadałem Ci pytanie.
Oczy większego basiora cały czas się świeciły. Echo spojrzał na niego z dołu i zaczął panicznie przytakiwać głową z nadzieją, aby jego rozmówca wypuścił go w końcu z iluzji. Gdy tylko to się stało, zerwał się z ziemi i jak poparzony uciekł dalej korytarzem, aby tylko uniknąć ponownego wpadnięcia w tą pułapkę. Aiden patrzył chwilę na niego, a potem obrócił się do tyłu z planem wrócenia do Oxide, jednak jak się okazało, nie musiał nigdzie iść. Ta już stała parę metrów za nim i po prostu na niego patrzyła. Nie wiedziała raczej co ma powiedzieć, była świadkiem całej tej zaistniałej sytuacji i nie wiedziała do końca co czuła. Była może trochę zaskoczona postawą Aidena? Właściwie to wstawił się za JEJ planem o ucieczce... I mimo, że wcześniej o tym nie wspomniał, to teraz wychodzi na to, że zgodził się na wspólną próbę wyjścia stąd. Zagroził kalectwem głównemu szpiegowi w bractwie, achh, jakież to imponujące.
— Co? — zapytał, patrząc na nią.
— Nie, nic. To był ten Echo ma się rozumieć? — zapytała, podchodząc do niego nieco bliżej. Prze chwilę patrzyła jeszcze w stronę, w którą pobiegł grzywiasty.
— Ta.. to on. Obawiam się, że i tak nie dostosuje się do mojej prośby, musimy być czujni. — stwierdził po czym wyminął waderę. — Jaki mamy plan, potrzebujesz czegoś? Ty stąd nie wyjdziesz, ale ja będę miał jutro zwiad, jeśli trzeba coś przynieść, to to zrobię. — powiedział, Oxide poczuła zaangażowanie z jego strony, przez co uśmiechnęła się, szczerząc do siebie zęby. Nie sądziła, że Aiden w to wejdzie.
Podbiegła do niego aby wyrównać kroku. Miała już poniekąd zarysowany w głowie cały ten plan, jednak aby się w stu procentach udał, potrzebowała doszlifować parę rzeczy razem ze swoim nowym towarzyszem. Miała do tego bardzo dobre przeczucia...
<Oxide?>
poniedziałek, 10 kwietnia 2023
Od Kraski - "Siła czy słabość?" (trening siły)
Ty głupia! Głupia!
Waderka ponownie zaniosła się szlochem i z całej siły uderzyła wierzchem obu łap w pień drzewa. Zatrzymała się na sekundę, tak jak nieszczęśnik zawisa na moment nad krawędzią przepaści, rozpaczliwie trzepocząc łapami w nadziei, że cudem zamieni się w ptaka nim spadnie w otchłań, by przyjrzeć się, czy opuszki pozostały względnie nietknięte. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby z powodu swojej głupoty jeszcze pozbawiła mamę pomocy. Arghh, głupia Kraska! Dwie kolejne słone krople podlały ziemię tuż przed grabem. Miejmy nadzieję, że jakoś mu to wynagrodzi te bezlitosne ciosy, choć tak naprawdę to wilczątko trzęsło się całe z mieszaniny bólu i rozpaczy. Waliło w drzewo łapami jeszcze dobrą minutę, po czym zwinęło się wyczerpane w ciasny kłębuszek pomiędzy korzeniami. Łkało cicho.
Kraska miała ochotę skręcić się tak mocno, żeby zniknąć, ale jedynie jej układ trawiennny skręcał się tak mocno, że musiała odrobinę rozluźnić splot, by go nie zmiażdżyć. Kaszlnęła głośno, by wziąć sporą dawkę powietrza, które długo nie przechodziło jej przez ściśnięte gardło. Czemu tyle żresz tego tlenu i nic nie robisz, mózgu? Jak mogłam być tak głupia, żeby myśleć, że ktokolwiek zechciałby taką beksę i kujona w jednym! Wyczuwając narastającą znowu histerię, skoczyła na łapy i zaczęła szarpać z furią jedną z łodyg winorośli, pnącą się ku górze. Nie zrobi jej to wielkiej różnicy, jeśli straci jedną ze swoich końcówek.
Waderka włożyła w rwanie całą siłę zgromadzoną w swym wątłym ciałku, jednak nie udało jej się dopiąć swego i klepnęła tyłkiem o ziemię. Pociągnęła nosem, próbując uspokoić oddech. Przez łzy widziała jedynie rozmazane, szaro-zielono-brązowe pasy i kropki, które w rzeczywistości składały się na las. Ćwierkanie ptaków i szelest poruszonych suchych liści przypominały jej śmiechy gawiedzi. Była totalnie wycieńczona, lecz, ku jej rozczarowaniu, nie zemdlała. Leżała więc tylko bez ruchu jak kłoda, błądząc wzrokiem od jednego końca pola widzenia do drugiego. Może minęło półtorej minuty, może godziny. To nie tak miało wyglądać. Dlaczego byłam taką idiotką, kto by się dał na to nabrać?... Co, jeśli już nigdy nikt na mnie nie spojrzy? Gdy tak rozmyślała, paradoksalnie czuła rozprzestrzeniającą się w jej sercu ulgę. Kiedy wilk nie ma już nic do stracenia, nie ma się też o co martwić.
— Czemu to wszystko jest t-takie.. absurdalne. - mruknęła przeciągle. Ze wszystkich wilków musiała wybrać akurat jego! Spojrzała z niesmakiem na obolałe łapy. No, już po wszystkim. Nagle w jej głowie zapaliła się pomysłowa lampka. Chyba że...
Może zabrała się do tego od złej strony. On sam musi na nią zwrócić uwagę, wtedy ją wysłucha. Jaka może być do tego lepsza okazja, niż test sprawności pod koniec szkolenia? Mózg Kraski pracował na najwyższych obrotach. Tylko że ja wyglądam bardziej jak szczur niż wilk. Nigdy mi się to nie uda. Waderka spuściła głowę i rozłożyła bezradnie kończyny, by położyć ją na ściółce. Zapadło długie, niezręczne milczenie w jej jestestwie. Ale z ciebie leń, Kraska. Przestań się mazgaić! Co ci to da?
Muszę przestać. Przygryzła wargę, by nie rozpłakać się znowu od ciosu zadanego przez jej własną świadomość, i westchnęła głęboko. W sumie, potrenować nie zaszkodzi. Kiedyś trzeba zacząć. I tak tę noc wolała spędzić w samotności, z dala od domu. Odwróciła się przodem do grabu i oparła o niego przednie łapy.
— Po...Pokażę mu, ż-że potrafię być silna. - I potrafię o siebie zadbać. Pomyślała z nutą złości, jednak natychmiast się otrząsnęła. Dla Miki. Z trudem, lecz przywołała na pysk zadziorny uśmieszek i chwyciła najbliższą winorośl (i tak ledwo dotykała ziemi tylnimi nogami).
— Mam nadzieję, że jesteście gotowe na manto, wy n-niegrzeczne pnącza! - warknęła, aby dodać sobie animuszu. Bo ona niekoniecznie. Łudziła się, że taka groźba wybije roślinie z głowy jakiekolwiek myśli, żeby wziąć na niej odwet. Otoczyłaby ją swoimi śliskimi mackami, wycisnęłaby jak szmatkę i uwięziła na szczycie drzewa. Jej jedynymi towarzyszami byłyby odtąd rude wiewiórki, kruki i sikorki, powracające zresztą tylko na zimę, bo każdy wilk, który ośmieliłby się do niej zbliżyć, zostałby zamieniony w kamień (Dlaczego w kamień? Mnie nie pytajcie). Mogłaby za pomocą pnączy z łatwością malować piękne obrazy, lecz za jaką cenę? Jest parę wilków, które z chęcią zamieniłaby w martwe posągi na zawsze, żeby nikomu już nie były w stanie zrobić krzywdy, ale... Do roboty.
Z początku czuła się niezręcznie, przeciągając naturalną linę, i non stop upewniała się, że nikt jej nie widzi. Jednak w miarę upływu czasu z zaskoczeniem odkryła, że nawet to polubiła. Z bólu mięśni i morza potu miała swego rodzaju frajdę, a przede wszystikim - mogła w nim utonąć i sprawić, żeby ocean trosk wydawał się nieco mniejszy. Jeszcze tylko jeden, teraz jeszcze tylko trzy, cztery... W najtrudniejszych momentach najbardziej pomagało jej powtarzanie takiej prostej mantry. Zaczęła poszukiwać odpowiedniego kąta, pod którym najłatwiej było ciągnąć, punktu oparcia, na którym mogła się zaprzeć i użyć naturalnie silniejszych mięśni zadu, kombinować z dwoma przeciwnikami naraz; po prostu bawić się, jak szczenię powinno.
Dopiero gdy nie czuła już przednich kończyn, zdecydowała się na chwilę odpoczynku. Owinęła się zerwanymi łodygami i zagrzebała nieco w liściach, by nie dopuścić do gwałtownego wychłodzenia organizmu. Mama zawsze po polowaniu dawała im koce, żeby się okryć. Kraska oddawała swój bratu i nic jej nie było, ale trening na surowo to nie to samo, prawda? Wypuściła z siebie cichy, radosny szczek i obdarowała świat dookoła szerokim uśmiechem. Po chwili przez jemiołuszki, które pożywiały się na pobliskiej jarzębinie, ona też zrobiła się głodna. Waderka zamknęła oczy i zmarszczyła nos, aby łatwiej jej było rozpoznawać zapachy. Przez długi czas napotykała jedynie tropy zajęcy i ptaków, które były bardzo sybkie i nie zamierzała na nie marnować energii. Do jej nozdrzy wpłynęła wreszcie w miarę intensywna woń mysiej sierści. Młoda zatrzymała się, by nie robić więcej hałasu, i czujnie obserwowała otoczenie. Usłyszała charakterystyczny szelest po prawej i skoczyła w tym kierunku. Nie trafiła pazurami w mysz, nie udało jej się również dogonić stworzonka w ciągu najbliższych kilku sekund, zanim schowało się do nory.
Ta sama historia powtórzyła się jeszcze z 6 razy. Kraska wróciła na miejsce z nietęgą miną, znów zmachana i w dodatku głodna, obkleiła się szczelnie opadłymi liśćmi. Nigdy mi się to nie uda...
CDN the end
Tip: W obecnym stanie Reska nie pamięta tych wydarzeń.
Gratulacje!
piątek, 7 kwietnia 2023
Od Variaishiki - "Spełnione marzenie"
W miarę, jak świat wywierał coraz większy wpływ na Variaishikę, rudzielec zaczynał z przekonań przypominać swojego ojca Paketenshikę. Był spokojniejszy od niego, mówił innym stylem, jednak to, co czuł, jak rozumiał wydarzenia dziejące się wokół niego - przypominał tym potomka lisów. Niektórym zdarzało się powiedzieć "Paki" zamiast "Vari", jakby tęsknili za złotymi oczami i lisim uśmiechem skrywającym igiełkę złośliwości. Variaishika się w ten sposób nie uśmiechał, nie było to w jego zwyczaju.
Była pewna cecha, która szczególnie łączyła te dwa wilki. Miłość do szczeniaków, prawdopodobnie charakterystyczna dla linii Shika, bo przecież nie bez powodu lisy zaadoptowały losową znajdę z lasu. Variaishika również chciał opiekować się szczeniakami, pragnął zaadoptować swoje pierwsze dziecko, przygarnąć pod swoje nieistniejące skrzydła. Zdarzało się wilkowi marzyć, że pocznie własnego potomka, własnego małego bąbla, jednak to wymagało obecności drugiego wilka. Na szczęście płeć nie miała znaczenia.
Podczas rozmowy na temat opieki nad szczeniętami, Pinezka przypadkiem rzuciła wspomnieniem o Paketenshice.
– Tata marzył czasami o założeniu sierocińca. Mógłbyś spełnić jego marzenie, jeśli tak ci zależy na opiece nad szczeniakami.
Vari zauważył potencjał, jaki miało to marzenie. Przygarniając szczeniaki, których nikt nie chciał, mógł ulżyć reszcie watahy w karmieniu dodatkowych pysków, a przy odrobinie szczęścia zwiększyłoby to liczebność wilków w watasze, co mogło przynieść pozytywne skutki w przyszłości, przy wybuchu wojny albo potrzebie poszerzenia terenów. A sam rudy wilk będzie spełniony wewnętrznie. Być może to właśnie opieka nad szczeniakami przyniesie mu szczęście i nada sens jego dziwnemu i niepożądanemu istnieniu.
Trzeba było tylko zagadać do alfy i poprosić o jakąś przestronną jaskinię, w której sierociniec mógłby zostać zorganizowany.
<Koniec Szkiełko, teraz popracujemy wspólnie>
sobota, 1 kwietnia 2023
Od Piwonii CD Cykorii - "Wrzesion" cz.4
—Moja kochana, ty. Nie masz się co bać. W najgorszym
przypadku na nas naplują! — pocieszyła ją. Jej łapa zabrała skrzydło z drogi.
Spotykała wiele watah na swojej drodze i te raczej jej nie atakowały. Być może
nadal była w zasięgu posłuchu własnego ojca lub o zgrozo własnej, gdyż na
swojej drodze kiedyś przypadkiem kogoś pozbawiła życia. Ale to historia na inną
cześć dnia. Teraz powoli zmierzała w kierunku głosów, które powoli acz miarowo przemieszczały
się pośród lasu. Jej towarzyszka bardzo niepewnie podążała za nią w milczeniu.
Ale co innego mogłaby zrobić, zaprzyjaźniły się już w końcu. Taką przynajmniej
Piwonia miała nadzieję. Kroki puszystej samiczki były spokojne, pod nosem
mruczała piosenkę bujając biodrami na boki. Zupełnie nie bojąc się o własną
skórę. W końcu kto nie sprawia wrażenia niebezpiecznego, niebezpieczny
niekoniecznie jest. Pozory trzeba było robić. Zbliżyły się do nich dość mocno
jednak Piwonia niewzruszona nie zatrzymała się nawet na sekundkę, tym razem
zaczynając podśpiewywać pod nosem.
—kto tam idzie? — udając wielce zaskoczoną wystawiła głową z krzaków.
—Dobry. — przywitała się. Jej postura przypominała nieco szczenięcą z takiej odległości,
więc dwa wilki spoglądające na nią nieco odetchnęły. Spięły się ponownie gdy
cała wyszła z rośliny zdejmując z siebie listki. — Jak się macie? — pomachała
im łapą. Jej koleżanka trzymała się w cieniu, pewnie przerażona, lub niepewna
co ma zrobić.
—Kim jesteś?—
—Piwonia miło mi. — dygnęła delikatnie zaraz się prostując i zadzierając głowę
na wyższego od siebie samca. — A tam w krzakach moja nieśmiała koleżanka,
Cykoria. —
—Dobra, dobra. Czego szukacie? —
—Właściwie to nie wiem. Wskazówek na drogę. Trochę zagubione jesteśmy, ale też
nie wiemy dokąd mamy iść. Z pewnością nie na wschód. Tam nie ma już po co,
jednie puste kamieniołomy i wielka woda, ni widu ni słychu lepszego lądu. To
pomyślałam, że może na zachód, ale z całego tego rozgardiaszu nie dość, że
zgubiłam drogę w tym śniegu to jeszcze nie wiemy co tam jest. A wy stamtąd zmierzacie!
— w tle rozległo się skomlenie o skałach, jednak basior przed nią wydawała się
być niewzruszony.
—Daleko na zachód… długo są jeszcze lasy, ale potem przerzedzają się. Zamieniają
się w śnieg. Połacie i łąki śniegu nienaruszone niczym jak paroma krzewami.
Ciężko tam o jedzenie, ponieważ ziemia stwardniała jak diabli. Lód i zimo
wszędzie cały rok, a potem wysokie góry. Ciężko wam będzie przewędrować przez nie.
Jak zboczycie odrobinę z zachodu ku południu, a potem całkowicie w jego stronę
to dojdziecie na tereny gorące, bardzo intensywnie zasiedlone przez ludzi i ich
wymysły. —
—Widzę, że bardzo światowo! — jej koleżanka gdzieś w połowie tej całej rozmowy wysunęła
się odrobinę w przód. Teraz stała w świetle słońca. I Piwonia musiała przyznać,
że miała bardzo ładną koleżankę. Takiej jeszcze nie spotkała, zwłaszcza ze
skrzydłami.
—Tak, tak. A teraz uciekajcie. Przyciągacie oczy, a nam ich nie potrzeba.—
—spoko. Uważajcie na watahę Artura. Jeszcze trochę na wschód i wam ogony
poodgryzają. Nie lubią dużych.. i małych zbiorowisk i przybłęd. Mniej ich od
was, ale więksi są. Pa! — pożegnała się i po prostu odwróciła do nich plecami. — Idziemy dalej prawda? To nie wataha dla
nas, uwierz mi. Za dużo samców, za mało samic. Jeszcze zmusili by nas do
zostania matkami na siłę. Widziałam już takich i spotkałam. — pokiwała głową. —
Na zachód i potem na południe! — podniosła łapę wskazując drogę.
Zapowiadała się długa i zimna podróż, ale jaka przyjemna, wzbogacona o przyjemność przebycia jej we dwie osoby.
<Cykoria?>
Nasz Głos nr.37 - "Dowód na papierze"
Nowości
Ajajaj, co tu się wydarzyło... Rozpoczęła się kolejna edycja konkursu Adaptacji Piosenki w Wilczym Świecie! Jak tam trzymacie z weną?
Nowych wilczków mamy całkiem sporo, gdyż dołączył do nas Aiden, a dodatkowo urodziły się: Oli, Oliwia, Runa, Myszka i Atlanta. Dorósł również Kezuko.
Słówko od społeczności
Wiadomości - prawdziwe i nie
Dziwna mutacja powoduje powstanie hybryd wilków z grzybami! W ostatnim czasie zaobserwowano coraz więcej osobników, których ciało porastają grzyby jednego gatunku. Dodatkowo ubarwienie tych wilków wpasowuje się do kolorystyki grzybów, z którymi są w symbiozie. Póki co zaobserwowano hybrydę czubajki kani, borowika szlachetnego oraz pieprznika jadalnego, jednak istnieją pogłoski o występowaniu wielu innych mutantów.
Nauka języka dostępna na terenie watahy! Nasz kochany alfa Agrest i jego żona zadecydowali, że zostanie udostępniona dla szczeniaków możliwość edukacji w kierunku języków obcych
Mlecz i Bławatek w... "Bezradność papierowa"
Zendayafiri Nere'e Citlali Pinezka jest autorem tego numeru