poniedziałek, 10 kwietnia 2023

Od Kraski - "Siła czy słabość?" (trening siły)

Ty głupia! Głupia!

Waderka ponownie zaniosła się szlochem i z całej siły uderzyła wierzchem obu łap w pień drzewa. Zatrzymała się na sekundę, tak jak nieszczęśnik zawisa na moment nad krawędzią przepaści, rozpaczliwie trzepocząc łapami w nadziei, że cudem zamieni się w ptaka nim spadnie w otchłań, by przyjrzeć się, czy opuszki pozostały względnie nietknięte. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby z powodu swojej głupoty jeszcze pozbawiła mamę pomocy. Arghh, głupia Kraska! Dwie kolejne słone krople podlały ziemię tuż przed grabem. Miejmy nadzieję, że jakoś mu to wynagrodzi te bezlitosne ciosy, choć tak naprawdę to wilczątko trzęsło się całe z mieszaniny bólu i rozpaczy. Waliło w drzewo łapami jeszcze dobrą minutę, po czym zwinęło się wyczerpane w ciasny kłębuszek pomiędzy korzeniami. Łkało cicho.

Kraska miała ochotę skręcić się tak mocno, żeby zniknąć, ale jedynie jej układ trawiennny skręcał się tak mocno, że musiała odrobinę rozluźnić splot, by go nie zmiażdżyć. Kaszlnęła głośno, by wziąć sporą dawkę powietrza, które długo nie przechodziło jej przez ściśnięte gardło. Czemu tyle żresz tego tlenu i nic nie robisz, mózgu? Jak mogłam być tak głupia, żeby myśleć, że ktokolwiek zechciałby taką beksę i kujona w jednym! Wyczuwając narastającą znowu histerię, skoczyła na łapy i zaczęła szarpać z furią jedną z łodyg winorośli, pnącą się ku górze. Nie zrobi jej to wielkiej różnicy, jeśli straci jedną ze swoich końcówek.

Waderka włożyła w rwanie całą siłę zgromadzoną w swym wątłym ciałku, jednak nie udało jej się dopiąć swego i klepnęła tyłkiem o ziemię. Pociągnęła nosem, próbując uspokoić oddech. Przez łzy widziała jedynie rozmazane, szaro-zielono-brązowe pasy i kropki, które w rzeczywistości składały się na las. Ćwierkanie ptaków i szelest poruszonych suchych liści przypominały jej śmiechy gawiedzi. Była totalnie wycieńczona, lecz, ku jej rozczarowaniu, nie zemdlała. Leżała więc tylko bez ruchu jak kłoda, błądząc wzrokiem od jednego końca pola widzenia do drugiego. Może minęło półtorej minuty, może godziny. To nie tak miało wyglądać. Dlaczego byłam taką idiotką, kto by się dał na to nabrać?... Co, jeśli już nigdy nikt na mnie nie spojrzy? Gdy tak rozmyślała, paradoksalnie czuła rozprzestrzeniającą się w jej sercu ulgę. Kiedy wilk nie ma już nic do stracenia, nie ma się też o co martwić. 

— Czemu to wszystko jest t-takie.. absurdalne. - mruknęła przeciągle. Ze wszystkich wilków musiała wybrać akurat jego! Spojrzała z niesmakiem na obolałe łapy. No, już po wszystkim. Nagle w jej głowie zapaliła się pomysłowa lampka. Chyba że... 

Może zabrała się do tego od złej strony. On sam musi na nią zwrócić uwagę, wtedy ją wysłucha. Jaka może być do tego lepsza okazja, niż test sprawności pod koniec szkolenia? Mózg Kraski pracował na najwyższych obrotach. Tylko że ja wyglądam bardziej jak szczur niż wilk. Nigdy mi się to nie uda. Waderka spuściła głowę i rozłożyła bezradnie kończyny, by położyć ją na ściółce. Zapadło długie, niezręczne milczenie w jej jestestwie. Ale z ciebie leń, Kraska. Przestań się mazgaić! Co ci to da? 

Muszę przestać. Przygryzła wargę, by nie rozpłakać się znowu od ciosu zadanego przez jej własną świadomość, i westchnęła głęboko. W sumie, potrenować nie zaszkodzi. Kiedyś trzeba zacząć. I tak tę noc wolała spędzić w samotności, z dala od domu. Odwróciła się przodem do grabu i oparła o niego przednie łapy.

— Po...Pokażę mu, ż-że potrafię być silna. - I potrafię o siebie zadbać. Pomyślała z nutą złości, jednak natychmiast się otrząsnęła. Dla Miki. Z trudem, lecz przywołała na pysk zadziorny uśmieszek i chwyciła najbliższą winorośl (i tak ledwo dotykała ziemi tylnimi nogami). 

— Mam nadzieję, że jesteście gotowe na manto, wy n-niegrzeczne pnącza! - warknęła, aby dodać sobie animuszu. Bo ona niekoniecznie. Łudziła się, że taka groźba wybije roślinie z głowy jakiekolwiek myśli, żeby wziąć na niej odwet. Otoczyłaby ją swoimi śliskimi mackami,  wycisnęłaby jak szmatkę i uwięziła na szczycie drzewa. Jej jedynymi towarzyszami byłyby odtąd rude wiewiórki, kruki i sikorki, powracające zresztą tylko na zimę, bo każdy wilk, który ośmieliłby się do niej zbliżyć, zostałby zamieniony w kamień (Dlaczego w kamień? Mnie nie pytajcie). Mogłaby za pomocą pnączy z łatwością malować piękne obrazy, lecz za jaką cenę? Jest parę wilków, które z chęcią zamieniłaby w martwe posągi na zawsze, żeby nikomu już nie były w stanie zrobić krzywdy, ale... Do roboty. 

Z początku czuła się niezręcznie, przeciągając naturalną linę, i non stop upewniała się, że nikt jej nie widzi. Jednak w miarę upływu czasu z zaskoczeniem odkryła, że nawet to polubiła. Z bólu mięśni i morza potu miała swego rodzaju frajdę, a przede wszystikim - mogła w nim utonąć i sprawić, żeby ocean trosk wydawał się nieco mniejszy. Jeszcze tylko jeden, teraz jeszcze tylko trzy, cztery... W najtrudniejszych momentach najbardziej pomagało jej powtarzanie takiej prostej mantry. Zaczęła poszukiwać odpowiedniego kąta, pod którym najłatwiej było ciągnąć, punktu oparcia, na którym mogła się zaprzeć i użyć naturalnie silniejszych mięśni zadu, kombinować z dwoma przeciwnikami naraz; po prostu bawić się, jak szczenię powinno. 

Dopiero gdy nie czuła już przednich kończyn, zdecydowała się na chwilę odpoczynku. Owinęła się zerwanymi łodygami i zagrzebała nieco w liściach, by nie dopuścić do gwałtownego wychłodzenia organizmu. Mama zawsze po polowaniu dawała im koce, żeby się okryć. Kraska oddawała swój bratu i nic jej nie było, ale trening na surowo to nie to samo, prawda? Wypuściła z siebie cichy, radosny szczek i obdarowała świat dookoła szerokim uśmiechem. Po chwili przez jemiołuszki, które pożywiały się na pobliskiej jarzębinie, ona też zrobiła się głodna. Waderka zamknęła oczy i zmarszczyła nos, aby łatwiej jej było rozpoznawać zapachy. Przez długi czas napotykała jedynie tropy zajęcy i ptaków, które były bardzo sybkie i nie zamierzała na nie marnować energii. Do jej nozdrzy wpłynęła wreszcie w miarę intensywna woń mysiej sierści. Młoda zatrzymała się, by nie robić więcej hałasu, i czujnie obserwowała otoczenie. Usłyszała charakterystyczny szelest po prawej i skoczyła w tym kierunku. Nie trafiła pazurami w mysz, nie udało jej się również dogonić stworzonka w ciągu najbliższych kilku sekund, zanim schowało się do nory. 

Ta sama historia powtórzyła się jeszcze z 6 razy. Kraska wróciła na miejsce z nietęgą miną, znów zmachana i w dodatku głodna, obkleiła się szczelnie opadłymi liśćmi. Nigdy mi się to nie uda...



CDN the end


Tip: W obecnym stanie Reska nie pamięta tych wydarzeń.


Gratulacje!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz