A cóż to? Kolejny trening? No kto by się spodziewał po upartej, małej rudej, która właściwie całe swoje życie spędziła na treningach. Czy planuje obdarować swoimi dobrymi genami przyszłe dzieci? Któż ją wie! Póki co nie widać żadnego odpowiedniego dla niej basiora na horyzoncie, ale mimo to mała Mildredfiri cierpliwie znosi ból i wyczerpanie, które są niczym więcej jak marną ceną za mocniejsze mięśnie zdobywane w tym samym momencie. Ach, gdyby nie to futro z pewnością byłoby widać, jak napakowana jest ta mała, czerwona kulka. Przynajmniej tak sobie mówiła Mi, która nie widziała się w żadnym lustrze, gdyż takowych nigdzie na terenie Watahy Srebrnego Chabra nie było, by pokazały, jak wygląda w rzeczywistości. Inni widzieli jej wyćwiczoną sylwetkę i pomimo lisiego wzrostu trzymali się od niej z daleka.
Siła była ulubioną umiejętnością Mi, przede wszystkim dlatego, że dzięki niej mogła patrzeć, jak kopary opadają mniej wyćwiczonym basiorom. Taka miniaturowa wadera, a taka silna! Może potrafiła nawet kości połamać, kto wie. Póki co nikt nie miał okazji obserwować, jak sobie radzi z sarnami i jeleniami, polując w samotności i przynosząc zdobycz do domu w jednym kawałku. Jedyny na tyle odważny wilk, by zbliżyć się do niej podczas polowań, nazywał się Vari i raczej miał gdzieś dzieleniem się sekretami swojej siostry. Zresztą i jego się bali, mało kto z nim rozmawiał.
Przyszedł dzień pochmurny i ponury, zimny i bezwietrzny, można powiedzieć, że idealny na polowanie dla tak jaskrawego wilka. Mi obtoczyła się w śniegu, napchała go sobie trochę do pyska i stwierdziła, że może wyruszać. Jej kamuflaż nie będzie wystarczał na długo, ale póki co chodziło o to, żeby w ogóle przetestować, czy śnieg będzie się trzymał futra oraz anulował parę wodną z ust. Działało. Mi poznała ten trik, obserwując inne wilki, niekoniecznie należące do Watahy Srebrnego Chabra, ale przynajmniej zaznajomione w sztuce polowań. Znaczy się to nie tak, że członkowie srebrnego chabra nie wiedzą jak polować. Wręcz przeciwnie, Mildredfiri była przekonana, że nomadzi nie radzą sobie tak dobrze z polowaniem, jak członkowie watah.
Mała postura była wyjątkowo przydatna w śniegu, bo Mi nie zatapiała się tak jak jej znacznie więksi towarzysze. Mogła łatwiej podróżować, a przede wszystkim dalej, gdyż nie męczyła się tak w jedną stronę. W drugą była inna sprawa, ale właśnie dlatego ruda ćwiczyła tak uparcie swoje umiejętności. By być samowystarczalna. Może komuś w końcu zaimponuje i będzie jej dane objąć jakieś ważne stanowisko w watasze, choć biorąc pod uwagę burdel we władzy, za szybko się na to nie zanosiło. A może założyłaby własną watahę? Nie miała dzieci, nie chciała ich mieć, ale ukradnięcie kilku wilków z Watahy Srebrnego Chabra i założenie z nimi czegoś nowego za ziemiami NIKL-u, to brzmiało nawet jak plan. Może zrobi tam nawet chodniki. I zbuduje chatki. Jak ciężkie może być zbudowanie paru stabilnych glinianek? Jak znajdzie tą czarodziejkę Ryuuko, o której kiedyś wspominał jej brat, to może nawet załatwi specjalne moce, które to ułatwią, jak telekineza czy coś. Jeśli ceną jest dusza to niech będzie, jej i tak nie jest aż tak wartościowa.
Ranny jeleń, prawdopodobnie ofiara jednej z ludzkich pułapek. Zapach jego krwi roznosił się po lesie, a czerwona dróżka wybijała się na śniegu jak płomień świecy w ciemności. Podążając nią Mi co chwila obtaczała się cicho w śniegu i wkładała go sobie do pyska, by stać się jak najbardziej niewidoczną. Jeżeli wiatr się znienacka nie pojawi, powinna mieć bardzo wysokie szanse w złapaniu swojej ofiary. Chociaż szczerze mówiąc poczuła ukłucie niepokoju, gdy w powietrzu wyczuła jeszcze jedną woń, która mogła zniszczyć jej polowanie. Co prawda lisy nie mają w zwyczaju polować na jelenie, ale jeżeli ten obcy osobnik spowoduje jakiś hałas, polując na swoje myszy czy inne ryjówki, odstraszy parzystokopytnego i Mi już nie nadrobi drogi. Oczywiście ranne zwierzęta są wolniejsze, ale to nie zmienia faktu, że Mildredfiri była wzrostu lisa i taki długonogi zwierz dość szybko jej umknie. A ona nie ma całego dnia na polowanie. Bo już się kończył.
Przyspieszyła kroku, tarzając się jeszcze dokładniej, a czasami nawet zakopując w białym puchu, jeżeli obawiała się, że jest za blisko jelenia. Zaczęło jej się robić zimno od łykania lodu, ale czego się nie robi, żeby wykarmić rodzinę. W końcu jej wzrok sięgnął owo ranne zwierzę, które o dziwo nie miało siły uciekać. Zdrowa noga byka była przywiązana sznurem do drzewa, więc jeleń nie miał nawet jak się utrzymać, a co dopiero szarpać. W jakiś sposób wyglądał na przygotowanego do bycia upolowanym, jakby ktoś go podał do stołu. Mi rozejrzała się podejrzliwie, aż zobaczyła rudą kitę wraz z jej właścicielem siedzące na śnieżnej zaspie. Lis nie był zaciekawiony sytuacją, ale najwyraźniej obawiał się, że oblepiona śniegiem płomienna kula się na niego rzuci, jeśli spróbuje się ruszyć.
– Co to ma być? – Mi była zła, że zepsuto jej polowanie. Tak bardzo się starała i na co to było?
– Obiad. Powiedziałbym dla dwoje, ale chyba nie jesteś typem lisa, którego interesują wspólne posiłki.
Lisa? Czy on naprawdę myślał, że Mi jest lisem? Owszem, była mała i ruda, ale nie miała standardowego dla /Vulpes vulpes/ umaszczenia. Chociaż większość wilków też nie była umaszczona jak wilki i nikt tego nie kwestionował. Może brak skarpet i białego brzucha wcale nie skreślała jej lisiego wyglądu. A może była lisem, tylko nie zdawała sobie z tego sprawy...? Nie. Nie miała lisiego pyska, ani tak drobnych nóżek. Anatomicznie czuła się wilkiem i nie było po prostu opcji, że nim nie była. Ale nie zamierzała poprawiać nieznajomego.
– Bingo. Nie lubię nieznajomego towarzystwa. Jelenia chcę zabrać do domu. Nara.
Jasny lis z krótką, ciemną grzywką westchnął.
– No to nara. Nazywam się Percedalpin, jak coś. Może kiedyś będę wystarczająco dla ciebie znajomy.
Mi prychnęła. Martwy jeleń leżał u jej mikrych nóg.
<Koniec>
Gratulacje!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz