Ziewnęłam przeciągle, gdyż w chwilach stresu zawsze ziewam raz po raz. Tak po prostu mam i już. Młode, białe, kłopotorodne wilczę spojarzało na mnie uważnie i zapytało cieniutkim od przerażenia głosikiem:
- Nudzisz się ?
Wytrzeszczyło badawczo oczy, jakby przyglądało się jakiemuś dziwadłu.
- Tak się składa że od kiedy ogarnę pamięcią dzisiejszy dzień, stwierdzam że nie bardzo pozwalasz mi się nudzić... - powiedziałam cicho ziewając po raz kolejny - zwyczajnie dotleniam sobie umysł żeby lepiej pracował - pouczyłam młodocianą.
- Aaaaaha - wypiszczało przerażone stworzenie, trwając w zupełnym bezruchu - i co teraz ? - piszczało nadal, daremnie starając się nadać głosowi normalną barwę - może jak tak postąję i udam że mnie nie ma, to to coś mnie puści ? .... - szukało nerwowo rozwiązania.
- Nie sądzę - rzuciłam krótko, obwąchując różowe śliskie mięsko, mocno okręcone wokół tylej łapy wilczycy - zresztą, jak chcesz. Możemy spróbować. Wrócę po Ciebie wieczorem. Czekaj tu.
Odwróciłam się na pięcie chcąc odejść.
- Nie! - wypiszczała w panice wilczyca i krztusząc się własną śliną dodała - Poczekaj! Nie zostawiaj mnie, proszę!
Spojrzałam na nią mocną już zniecierpliwiona. Jedyne co rzuciło mi się w oczy to wielkie niebieskie, pełne przerażenia oczy, z których sączyły sie łzy.
- Ech.... - usiadłam zrezygnowana. Atak nerwowego ziewania znów rozdziawił potężnie moją paszczę.
Nagle w zaroślach spod których wyrastało różowe coś, dostrzegłam błysk. Podniosłam sie ostrożnie i powolutku zbliżyłam do miejsca w którym spodziewałam się odnaleźć winowajcę całego zamieszania. Pochyliłam łeb szukając nowych zapachów. Delikatnie, przygotowana do tego by błyskawicznie odskoczyć, rozgarnęłam łapą wysoką trawę. Na ziemi, między splątanymi korzeniami zarośli, rozpierzchło się błyskawicznie na boki, całe mnóstwo różnobarwnych , deliktanych błysków.
Odskoczyłam gwałtownie do tyłu, czując że coś ostrego wbija się w mój delikatny nos.
- Aaaaauuuuu.... - zaskowyczałam przeciągle, uderzając łapą po nosie. Przede mną, na ubitej ścieżce, leżał maleńki, wielkości mojego pazura człowieczek. Jego skóra, włosy, delikatne skrzydełka - wszystko jarzyło się delikatnym błękitnym światłem. Wszystko było niebieskie.
-Elf ! - pomyślałam - młody elfik - i na pysku pojawił mi się dobrotliwy uśmiech ulgi.
<Murko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz