Patrzyłam na Zefira bezradnie. Zastanawiałam się co powiedzieć.
- Oni... to porywacze którzy chyba uwzięli się na moją rodzinę... - zaczęłam
- Co? Jacy porywacze?! - krzyknął Zefir
- Nie tylko my, ale także moja matka, dziadek i prababcia zostali przez nich porwani.
- Dziadek...? Masz na myśli Narcyza?
- Tak. Działają w grupie i są bardzo silni. Nikt im nie podoła.
Zefir myślał przez chwilę i powiedział jakby z daleka...
- Rzeczywiście... bez sensu wdawać się w bójkę... zwłaszcza że nie jesteśmy w pełni sił.
- "Nie w pełni sił" to mało powiedziane. Ta wielka ryba jakiś czas temu o mało nie rozszarpała nas żywcem.
- Tak, pamiętam... - Zefir chciał coś jeszcze powiedzieć, jednak przed jaskinią usłyszeliśmy hałas. Doleciały do nas głosy:
~ Muszę wejść! ~
~ Nie musisz! ~
~ Kto tam?! ~
~ Co to za dziwadło?! ~
~ Ja?! Dziwadło?! ~
~ Ni to bocian, ni to papuga... ~
~~ Chwila ciszy, nagle dało się słyszeć trzask i krzyki... ~~
~ Masz za dziwadło! I za papugę!! ~
~ Daruj chociaż za bociana... Ał! Przechodź... ~
Do jaskini wszedł... Mundi - mój towarzysz!
- Dzień dobry - powiedział uśmiechnięty (o ile ptak może się uśmiechać)
- Co? Dla kogo dobry ten dobry... - powiedziałam słabo
- Mundus? - Zefir otworzył jedno oko
- Mundus, Mundus... - Mundi pokiwał głową z politowaniem
- Jak się tu dostałeś? - zapytałam z niedowierzaniem w głosie
Mundi odwrócił się i popatrzył niepewnie na wejście do jaskini, jakby chciał sprawdzić czy jeszcze tam jest, następnie wskazał je i powiedział:
- Tamtędy.
- A to ci niespodzianka... - popatrzyła na niego z niejakim zażenowaniem w głosie. Co prawda nigdy jeszcze nie widziałam mądrzejszego ptaka, jednak Mundus rozumiał wiele rzeczy zbyt dosłownie.
- Co zrobiłeś ze strażnikami? Podobno stoi ich tam aż sześciu... - zapytał Zefir
- Gdzież tam... było ich tam tylko trzech. Reszta przestraszyła się i pobiegła po dowodzącego i dowodzącą tej szajki... - nagle zatrzymał się i jakby zdając sobie sprawę z tego co powiedział, dodał:
- Dowodzący zaraz tu będą...
- Szybko! Pomóż nam się stąd wydostać! Masz ostry dziób, przetnij te łańcuchy! - krzyknęłam.
- Nie - Mundi zaprzeczył ze zrezygnowaniem - aż takiego ostrego dzioba nie mam. Łańcucha nie przetnę.
W tej chwili do jaskini wpadła zgraja wilków. Było ich chyba z dziesięciu!
- Mundus! Na ziemię! - krzyknęłam widząc kamień wycelowany w mojego towarzysza. Ten szybko "padł" i zaczął powoli przemieszczać się w stronę wyjścia. Wadera - przewodnicząca szajki, rzuciła się na niego, jednak Mundi sprawnie uniknął ataku. Wilki jak na zawołanie zaczęły skakać i próbować go chwycić. Długo uciekał i odpierał ataki jednak po jakimś czasie latanie w tą i we wte widocznie znudziło mu się i wylądował obok nas i spokojnie, bez słowa dał się przywiązać do ziemi. Leżeliśmy teraz we troje. Wadera z triumfem w głosie i szyderczym uśmieszkiem powiedziała:
- No. Została mi jeszcze tylko Rozalia.
- Rozalia?! - krzyknęłam przerażona - Przecież to moja matka!!
- Tak... - odpowiedziała - wiem.
- Dlaczego?! Dlaczego tak nas prześladujecie?!
- Wiesz... twoja pra... prababcia zrobiła kiedyś coś strasznego.
- Co takiego? - zapytałam jakby przez mgłę.
- Twoja praprababcia z zimną krwią pomogła ludziom wymordować całą moją rodzinę.
- Ludziom? Przecież moja rodzina nigdy nie miała do czynienia z ludźmi.
- Może twoja mama, tata, ty nie mieliście, jednakże wcześniej... nie znasz historii całej swojej rodziny.
Wadera wyszła część wilków też. Zostały tylko trzy.
- To sobie posiedzimy, co? - jeden z nich spojrzał pogardliwie na Mundiego patrząc na niego jak najbardziej z góry. Wyglądało to komicznie. Wyglądał właściwie jakby patrzył do góry a nie z góry. Tyle tylko że oczy spoglądały na Mundusa. Ten szybko to wykorzystał:
- Jeśli coś do mnie mówisz, raczyłbyś patrzeć na mnie, a nie w sufit.
- Ej! -Krzyknął wilk - nie ucz mnie manier! Dziwadło, che che...
- Jesteś mocny w gębie... ale jakby mnie ktoś rozwiązał, zaraz byś ucichł.
- Ty... pomyłko natury... - wilczur wyszedł i stanął przed jaskinią.
- Kto to był? - zapytałam Mundiego. Ten, wyraźnie zdenerwowany odpowiedział:
- Ten... strażnik sprzed jaskini. Ja mu jeszcze pokażę jak już uda mi się uwolnić...
- Raczej nieprędko ci się to uda. To są wyjątkowo mocne i dobrze przymocowane łańcuchy.
Wilczur-strażnik wszedł z powrotem do jaskini.
- Chyba nie może się nacieszyć swoją wyższością nad nami - szepnął do mnie Zefir. Strażnik...
<Zefirze?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz