- Dalej idź sama. Tu już nic ci nie grozi. - powiedziałam do młodej białej wilczycy, rzeczywiście spokojna o jej dalszy los.
Odwróciłam się w stronę jeziora, gdzie jak sądziłam, czekały już na mnie elfie wyklujki. Szłam spokojnie wąską ścieżynką. Zamyślona, ze spuszczoną głową stawiałam równo krok za krokiem. Powoli wprowadziłam się tym błogim spokojem, w stan medytacji. Wszystko wokół przestało istnieć, liczyłam się tylko ja i moje miarowe, rytmiczne kroki.
- Khe khe - znaczące kaszlnięcie wyrwało mnie z chwilowego letargu. Zdrętwiałam, zszokowana niespodziewaną obecnością innej istoty obok mnie. Odrzuciłam gwałtownie łeb do tyłu i oniemiałam .... Za mną, z miną skruszonego niewiniątka, stała biała wilczyca, jakby zamarła w chwili dawania kolejnego kroku. Jej pysk wyrażał zakłopotanie pomieszane z błagalną prośbą o wybaczenie.
- Hej, co robisz ? Dlaczego tu jesteś ? Czy nie zostałaś obok swojej jaskini ? - zapytałam złośliwie nie ukrywając wyraźnej niechęci łamanej przez wściekłość.
- Eeeee..... - stękało nieporadnie białe futro, osiągając zenit możliwości przebłagalnych oczu - bo ja .... eeeeee.... chciałam sprawdzić gdzie idziesz.... eeeeee.... myślałam że się nie pogniewasz ........ khe khe ..... - stękało dalej przepraszjąco, ucieleśnienie naiwnej nieporadności.
- Słuchaj, jestem cierpliwa - odparłam powoli, wściekle warcząc i obnażając kły - ale mam nieodparte wrażenie że chcesz mnie na siłę zdenerwować?.... Mylę się ? ... Tak ? To wracaj biegiem do domu i nie chcę cię więcej widzieć!
Na granicy wytrzymałości nerwowej, ruszyłam przed siebie, otaczając wzrokiem jezioro i wypatrując małych kolorowych punkcików świadczących o elfiej obecności.
- EEEEEEE.... - dobiegło mnie głośne, wykrzyczane stęknięcie. Gwałtownie odwróciłam głowę w jego kieunku, bolejąc niezmiernie że nie potrafię zabić wzrokiem. Nieporadne białe futro szczerzyło zęby w przebłagalnym uśmiechu.
- Bo ten.... no bo właśnie... ja bym może chętnie wróciła bo tu jakoś dziwnie .... ale nie bardzo mam jak.... - wyszczerzyło się ze wszystkich sił, pragnąc nadrobić uśmiechem.
- Co znów?! - wykrzyknęłam zdenerwowana. Zawróciłam , z groźnie pochylonym łbem w stronę Murki.
- Coś mnie trzyma za łapę... coś jakoś wdepnęłam czy co .... - jąkało się przerażone stworzenie.
- Czy ty dasz mi spokój ? czy ja się wreszcie od ciebie odczepię ? - sapałam czując że rodzą się we mnie mordercze instynkty. Wilczyca stała dalej, z łapą jakby zatrzymaną w górze, w momencie dawania kroku. Spojrzałam pod nią. Na jej tylnej nodze owinęło się coś różowego, miękkiego i śliskiego ... Ślimak ? - pomyślałam - nie , to za wielkie jakieś. Myśli w mojej głowie przelatywały niczym wiatr, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu.
- Eeeeeeee.... co to ? - zapytało małe, białe problemorodne wilczę, wyczytując pewnie z mojej miny, mieszankę uczuć jaka mną targała: przerażenia, szoku, oniemienia....
- Nie wiem - powiedziałam spokojnie, starając się nie wzbudzić paniki - nie mam pojęcia co to....
<Murko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz