czwartek, 3 maja 2018

Konkurs na najbardziej dramatyczną historię!

Dzień, w którym nie stało się nic nadzwyczajnego. Wiosenny, słoneczny dzień, który nie przyniósł niczego nowego i przeminął jak setki innych w Twoim życiu. Polowanie, przypadkowa rozmowa ze znajomymi wilkami. Czy w WSC jest dziś tak spokojnie, czy to możliwe? Przeminął dzień aż nadto zwyczajny. Śpij spokojnie.

Zasady konkursu:
- Całość zamknięta w jednym opowiadaniu;
- Min. 300 słów;
- Termin wysyłania opowiadań włącznie do 1 czerwca 2018;
- Akcja toczy się w alternatywnej rzeczywistości, wykreowanej przez Twój umysł podczas snu. Losy bohaterów opowiadania konkursowego nie mają wpływu na prawdziwą historię naszej watahy, nie dzieją się w rzeczywistości. Co za tym idzie, można bezkarnie mordować nawet tych, których zazwyczaj mordować się nie powinno i robić z nimi inne dziwne rzeczy, jeśli oczywiście nie będą one zbytnio uwłaczające. Pofolguj sobie, śmiało.

Więcej na stronie Kroniki Taktyki, w zakładce konkursy.

Od Wrotycza CD Haruhiko

- Po prostu nie dotykaj... - słowa wilka były ciche, z odległości, w której stałem, prawie niesłyszalne. Jednak Mundus słyszał wszystko, stał bowiem tuż obok basiora, a w jego oczach dostrzegłem jakieś niespotykaną życzliwość. Zdziwiło mnie to, tym bardziej, że jeszcze przed chwilą w tych samych oczach wymalowane było zupełnie odmienne uczucie.
- Nie dotykam - wolnym gestem, lekko uniósł skrzydła, ukazując czyste intencje - nie musisz nawet odgradzać się od nas w żaden sposób, nie atakujemy. Po prostu usiądź spokojnie i odpocznij chwilę, może ci się myśli rozjaśnią - zakończył z płytkim westchnieniem.
- Dlaczego nie chcecie po prostu dać mi spokoju - jęknął basior, przełykając ślinę, sam nie wiem, czy bardziej lękliwie, gniewnie, czy po prostu histerycznie. Nieufnie popatrzył na mojego przyjaciela. Ja natomiast usiadłem nieopodal, tak, by móc słyszeć, o czym rozmawiają i, w razie czego, zareagować.
- Jestem dla ciebie kimś zupełnie obcym, Wrotycza też znasz krótko, nie musisz nam ufać. Ale jesteś zmęczony - powiedział bardzo spokojnie, niegłośno, z tym czymś, czemu nie sposób było zaprzeczyć - połóż się, rozluźnij mięśnie i nie rób niczego głupiego. Na tym terenie nie ma zagrożenia, możesz spać spokojnie.
- Zatem zostaw mnie, proszę - wilk odwrócił się, zwijając się w kłębek pod drzewem - nie mam siły o tym rozmawiać.
- Bo uważasz się za kogoś wyjątkowo złego? Zabójstwo. Temat dosyć bliski Wrotyczowi.
Dopiero teraz Haruhiko ukazał cień zainteresowania sytuacją, nadal jednak zachowując napięte mięśnie i srogi wyraz pyska. Zastrzygł uszami, chyba podświadomie dając do zrozumienia, że słucha.
- Widzisz, Haruhiko, każdy z nas ma w sobie cząstkę zła. Niejednego przed złem powstrzymuje tylko prawo i lęk przed konsekwencjami. Dziś natomiast znalazłeś się w miejscu, w którym prawie każdy ma coś poważnego na sumieniu. Tak już się złożyło, przypadkiem - Mundus wstał, po czym dodał jeszcze - a co do mnie... kto według ciebie powinien znaleźć się w ostatnim kręgu piekła: zabójcy, czy zdrajcy?
Basior odwrócił głowę i popatrzył na Mundurka, który jeszcze przez chwilę stał obok niego.
- Dążenie do wykreowanego przez umysł ideału nie ma sensu - powiedział w końcu cicho mój przyjaciel - ale można utworzyć nowy ideał. Mam wrażenie, że łatwiej niż myślisz.

< Haruhiko? >

Od Kurahy - "Wschodnie Klany", cz. 2

Jak się okazało, by odnaleźć tych całych "Strażników", musieliśmy wejść niemal na sam szczyt góry. Przypomniało mi to o zakończonych już dawno treningach i narzuciło postanowienie, że rozważę powrót do ćwiczeń po powrocie.
Gdy znaleźliśmy się przed jaskinią, blisko szczytu góry, która nie należała do największych jakie widziałem, obejrzałem się za siebie. Brązowy Tengu obserwował nas z nie dość dużej, jak dla mnie, odległości, a zielony pozostał w tyle. Chociaż tyle dobrego. Wkroczyłem za Shino do środka, z dumnie uniesioną głową, ale już paręnaście metrów dalej musiałem mocno skupić się nad tym, by nie otworzyć pyska ze zdumienia.
Grota była ogromna, krótko mówiąc. W sklepieniu ziała wielka dziura, przez którą przedostawało się światło słoneczne, więc w środku było jasno jak w dzień. Odniosłem wrażenie, jakbym znalazł się w zupełnie innym świecie. Trawę pokrywały niezliczone płatki wiśni, drzewa wręcz uginały się od jasnoróżowych kwiatów. Nie miałem niestety czasu na podziwianie jakże bogatej flory tego małego ekosystemu, bo niespodziewanie przemówiła do nas jego fauna.
- Cieszymy się, że wreszcie przybyliście. - Musiałem obrócić się o jakieś dziewięćdziesiąt stopni, zanim znaleźli się w polu mojego widzenia, a było ich sporo. - Chyba powinniśmy się sobie przedstawić.
- Słuchaj uważnie - usłyszałem szept lisa. - Od lewej masz syberyjskiego husky, wilka rosyjskiego, ten na podwyższeniu to kai ken, dalej likaon i wilk grzywiasty.
- Genbu, Czarny Żółw Północy. - Pierwszy odezwał się stojący najdalej na lewo czarno-biały husky. Jedną łapę trzymał na błyszczącym, czarnym kamieniu.
- Seiryu, Lazurowy Smok Wschodu. - Wilk skinął głową, choć miałem wrażenie, że nie darzy mnie sympatią. Ani on, ani wąż owinięty wokół jego ciała.
- Suzaku, Szkarłatny Ptak Południa. - Likaon wydawał się przyjaźniej nastawiony, zamachał nawet ogonem, czerwona papużka siedząca na jego grzbiecie powtórzyła kilka razy wypowiedź właściciela.
- Byakko, Biały Tygrys Zachodu. - Ruda wilczyca (przypominała nieco lisa na strasznie długich nogach), prychnęła niechętnie i odwróciła wzrok. 
Pomyślałem, że za nic nie dam sobie nadać tak durnego przydomka. Rzuciłem Shino najbardziej oburzone spojrzenie na jakie było mnie stać. Wprowadził mnie w sam środek imprezy dla wariatów. Pies o czarnej sierści z rudymi pręgami zeskoczył z podwyższenia i już po chwili znalazł się zaledwie parędziesiąt centymetrów ode mnie.
- Zwą mnie Daikaku. Jestem opiekunem tego sanktuarium.
Dziwne ksywki - były, to i sanktuarium nie mogło zabraknąć, pięknie po prostu. Nastała cisza, która prawdopodobnie oznaczała moją kolej.
- Kuraha, demon z klanu Taira. - Wymyśliłem to na poczekaniu, ale brzmiało chyba dość durnie jak na ich standardy.
Wszyscy prócz opiekuna sanktuarium wyglądali na zdumionych. Suzaku przyglądał mi się z zaciekawieniem, ale reszta zdecydowanie była nastawiona sceptycznie. Daikaku skinął głową i odwrócił się powoli.
- Pewnie jesteście zmęczeni - stwierdził, nie patrząc jednak na nas, a na tego drugiego wilka. - Seiryu was oprowadzi, porozmawiamy jutro.
Miło było spotkać prawdziwego wilka, w tej zbieraninie wszelkiej maści psowatych. Jednak wystarczyło mi jedno spojrzenie na Seiryu, by wiedzieć, że wolałbym towarzystwo jakiegokolwiek psa. Podszedł w naszą stronę, odsłaniając kły w kolorze kości słoniowej. Był niewiele większy ode mnie, ale mocniej zbudowany. 
- Sei, daj spokój! - warknął czarny pies, zbliżając się do nas. O dziwo, zadziałało. Najwyraźniej to on był tutaj szefem. Całe szczęście.

Jak mogliśmy się spodziewać, wilk zaprowadził nas do miejsca, w którym mogliśmy się spokojnie przespać i odszedł. Wprawdzie burknął na pożegnanie coś o łamaniu kończyn, jeśli zrobiłbym coś podejrzanego, ale nie uznałbym tego jako rozmowy. Dopiero wtedy dotarł do mnie powód ich niechęci. Chodziło im tylko o moją demoniczną połówkę, a już się martwiłem, że to przez zapach z pyska, czy coś takiego. 
Wymieniłem z Shino spostrzeżenia po spotkaniu z tą nietypową bandą i ułożyłem się do snu. Mogłem jedynie domyślać się, czego ode mnie chcieli, a wolałem na wszelki wypadek być wystarczająco wyspany, by dać nogę z tego wariatkowa.

   C. D. N.

Od Kurahy CD Wrotycza - "Liga Beżowej Ziemi"

Wróciłem do domu. Nie musiałem się przygotowywać, ani nawet odpoczywać, ale liczyłem, że zdążę porozmawiać z Shino przed wyruszeniem w drogę. Mimo że przyzwyczaiłem się do jego humorków, za każdym razem martwiły mnie tak samo. Wśród wszystkich, którzy jedynie przewinęli się przez moje życie - on nigdy mnie nie zostawił. 
Rozejrzałem się po jaskini, która kiedyś należała do mojej zmarłej ciotki. Świszczący wiatr podrywał z ziemi ziarnka piasku i źdźbła trawy, które zapewne wniosłem ze sobą. Po raz kolejny zastanawiałem się, czy tak wygląda bałagan? Nie, przecież kiedyś był tu popiół i zwęglone gałęzie - pamiątka po Kasai, która w chłodne zimowe wieczory rozpalała ogniska, by zapewnić nam trochę ciepła. Już dawno się ich pozbyłem i niemal zapomniałem już jak wygląda ogień. Pamiętałem za to zapach spalenizny. Jedna z niewielu "normalnych" woni, jakie mogłem wyczuć. 

Wyszedłem. Miałem dziwne przeczucie, że Shino nie wróci przynajmniej przez następnych parę dni. Skierowałem się w stronę południowo-zachodniej granicy. Słońce dopiero zachodziło, ale nie miałem nic lepszego do roboty. Właściwie, tak wyglądał każdy mój dzień. Rozmowy z Shino, chodzenie w kółko, względnie jakieś polowanie. Gdybym wcześniej wiedział, jak bezkonfliktowa będzie ta wataha, w życiu nie zostałbym szeregowcem. Co innego mógłbym robić? Umiałem tylko walczyć i polować. Pierwszego unikałem jak ognia, drugie z tygodnia na tydzień stawało się bardziej monotonne i przewidywalne. Ile można gonić sarny i króliki? Może nie byłem stworzony do takiego życia? Głupota, oczywiście, że nie! Ale co mogłem zrobić? Odejść? Wszystko co kiedykolwiek miałem było właśnie tutaj. Mimo pewności, że Shino poszedłby ze mną, ta myśl wydawała mi się zbyt abstrakcyjna. Nie znałem innego życia, nie miałem gwarancji, że gdziekolwiek odnalazłbym się lepiej.
Porzuciłem te rozważania. Mój umysł skupił się na bardziej aktualnym problemie: szkolenia wojenne. Czy to znaczyło, że będę musiał walczyć? Pewnie tak. Nie chciałem tego, ale był to pewien sposób na oderwanie się od nudy, która powoli odbierała mi resztki racjonalnego myślenia. Mógłbym oszaleć i zrobić coś głupiego, a przecież byłem oazą spokoju. Zawsze w defensywie, choć tyle sytuacji w moim życiu wymagało zdecydowanej ofensywy, bez zbędnego wahania i podszeptów sumienia, nakazujących siedzieć, gdy tak desperacko chciałem zawalczyć o swoje.

Przy granicy znalazłem się długo po zmroku. Położyłem się na środku ścieżki i przymknąłem oczy. Co zrobię, gdy wrócę do tego nudnego, przewidywalnego życia, które ciągnie się z dnia na dzień, jak flaki wyciągane z jeszcze ciepłego ciała sarny? Shino mówił kiedyś, że mógłbym polować na demony, że mam do tego idealne warunki. Nie byłem jednak wystarczająco silny ani zapobiegawczy. W zbyt wielu przypadkach okazywałem się bezsilny.

***

Rano obudziło mnie trzepotanie skrzydeł w oddali. Prawie natychmiast chciałem zerwać się z miejsca, ale zawahałem się. To tylko trzepotanie, z pewnością tylko Mundurek. Miałem taką nadzieję, bo nie zniósłbym dalszego czekania. 
W ciągu pary pełnych napięcia sekund, Mundus i Wrotycz wyłonili się spomiędzy drzew.
- Wrotycz, jesteś wreszcie - wstałem szybko, - idziemy.
- Idziemy - przytaknął Wrotek - dziękuję, Mundurek.
- Nie ma o czym mówić. To wy macie przed sobą przyszłość. Obaj. Bez względu nie tylko na to, co działo się w watasze, ale i na wasze wcześniejsze spory.
- Damy sobie radę, jak zawsze! - zawołałem, skupiając się już tylko na drodze, która nas czekała. Z jednej strony chciałem, by spacer przez WSJ przebiegł spokojnie, a z drugiej...
- Zatem czekamy w domu. - Spojrzałem na uśmiechającego się ptaka. Nieobecność Shino znów boleśnie dała mi się odczuć. 

Mundus odleciał, a my ruszyliśmy dróżką, wymieniając tylko porozumiewawcze spojrzenia. Nie miałem nic przeciwko milczeniu, ale zdawało mi się, że odwlekamy tylko rozmowę, której i tak nie mogliśmy uniknąć


< Wrotek? >

środa, 2 maja 2018

Od Haruhiko CD Wrotycza

"Kim są psychopaci?" To pytanie, słowa, ton głosu Mundusa zalągł się w mojej świadomości. Wżerał się w jaźń, powodował chęć do walki, złość. Wzbudzał te kilka uczuć, jakie poznałem. Ale żadne z nich nie pasowało do sytuacji.
Czy to znaczy, że miał rację? Że jestem kimś z tak mocno skrzywioną psychiką?
Cóż, sam to zauważałem. Ale bałem się przyznać, że mogę być aż tak zniszczony wewnętrznie, aby jakiekolwiek uczucia zanikły. Może było to związane z tym, że w ogóle ich nie znałem. Albo, co bardziej prawdopodobne, z Mishką.
Potrząsnąłem łbem, wycofałem się w cień i zacząłem ciężko dyszeć. Wszystko to było zbyt przytłaczające. Zbyt bolesne, dotykało tych rzeczy, o których wolałbym zapomnieć.
Jednak, można przecież rzec, że każdy z nas jest po części psychopatą. Może ukrywa tę część samego siebie głęboko w piwnicy umysłu, nigdy nie wypuszcza na światło dziennie. Ale co jakiś czas, ta mała cząstka podsuwa nam myśli, które same z siebie nigdy nie zagościłyby w naszych umysłach. Po prostu, zdrowe persony są w stanie opanować złą stronę osobowości, ujarzmić ją i ponownie zamknąć w sobie. 
A takie osoby jak ja?
My nie mamy wyboru. Nie mamy możliwości pozbycia się ciągłych impulsów, które każą nam czynić grzeszne rzeczy, przeciwstawiać się naturze i myśleć w ten okropny, chaotyczny sposób. To właśnie ta psychopatyczna osobowość kontroluje nas i każdy aspekt życia. Nie pozwala wykonać ani kroku w tył, ani w przód. Każe stać w miejscu, stopniowo poddając się entropii reszty naszej duszy, o ile ta jeszcze pozostała.
Czymże więc jesteśmy? Słońcem czy Księżycem?
Jakbym mógł teraz się określić, byłbym księżycem. Nie patrząc już na swoje ostatnie przemyślenia, na wnioski, do których doszedłem zaledwie kilka godzin temu, nim jeszcze mój fałszywy spokój został zburzony przez odkrycie tamtego ciała, stwierdziłem, że bliżej mi do srebrnego oblicza ziemskiego satelity niż do gorącej niebiańskiej gwiazdy. 
A dlaczego? Ha, gdybym mógł na to odpowiedzieć! 
Może być to związane z moją naturą. Tajemniczą, niebezpieczną. Zmienną jak Księżyc, czasem opiekuńczą, czasem agresywną.
Bądź z obłędem, spowodowanym przez ciągnące się za mną od dzieciństwa szepty martwych, proszących o pomoc i błagających o pomszczenie. Tak niebezpiecznie zbliżających się do słabej, aczkolwiek mimo wszystko istniejącej granicy między światem żywych i umarłych. Czułem wręcz, jak zimne objęcia przeciągają mnie przy każdym kontakcie z martwymi w tę zimną pustkę śmierci. Zagubione dusze pożerały me jestestwo, aby samemu zapełnić to, co zostało im odebrane po przejściu na drugą stronę. 
Zdawać by się mogło, że najwięcej zabiera mi Mishka. Mała Mishka, moja siostra. Którą tak brutalnie pozbawiłem najpiękniejszego daru - życia. Czy to czyni ze mnie potwora?
Tak.
Ale czy to cokolwiek zmienia?
Nie.
Zepsuty byłem od samego początku. Wypadek przy boskim stworzeniu, przeoczony, ukarany tym, że istnieje. W świecie, który go nie chce. A ja sam do diabła nie rozumiem, czego ode mnie żąda Zadośćuczynienia? Oddania tego, co zabrałem? A może po prostu poddania się biegowi wydarzeń?
— Zabiłem swoją siostrę. — Wyszeptałem, wpatrując się w przestrzeń. Zamilkłem na dłuższą chwilę, po raz kolejny odtwarzając ten moment w głowie. Małe łapki, zsuwające się po kamieniu, przerażone spojrzenie okrągłych oczu. Piskliwy krzyk waderki. 
"Haruś!"
A potem tylko głuche uderzenie.
Skały nie dały jakiejkolwiek szansy na przeżycie. Zwłaszcza, że Mishka była jeszcze malutkim szczenięciem.
Poczułem dreszcz na całym ciele.
— Chciałem czuć. Chciałem po prostu, aby przestano nazywać mnie odmieńcem, tylko dlatego, że.. — Przerwałem, wbijając pazury w ziemię. — Że nie mogę okazać emocji. Że nic mnie nie cieszy.
Opuściłem uszy oraz ogon. Ponownie utworzyłem wokół siebie mentalną barierę, nie dopuszczając w swoje pobliże Wrotycza czy Mundusa. 
Ponownie nie wiedziałem, o czym myślą. Jedynie niepoparte czymkolwiek stwierdzenia sugerowały, że się mną brzydzą. Nienawidzą. Nie chcą mnie znać. Wszystko przez to, że jestem I N N Y. 
Wtedy ptak postanowił przekroczyć barierę. Która i tak istniała w moim umyśle. Lecz wierzyłem w nią. Wierzyłem tak bardzo, że jak zaczął się zbliżać, skuliłem się i poczułem rzeczywisty ból. Głęboko w martwym sercu.
— Haruhiko, uspokój się. — Zaczął Mundus, ale przerwałem mu. Nagle, gwałtownie, szargany przez sprzeczne emocje i wyrzuty sumienia.
— Nie dotykaj mnie! — Krzyknąłem, na przemian płacząc i śmiejąc się. — Po prostu, nie dotykaj... 

< Wrotycz? >

Od Wrotycza CD Haruhiko

- Z północy, tak? - Mundus znów zmrużył oczy, przez chwilę wpatrując się w drzewa, rosnące kilka metrów dalej - zatem na razie chyba niczego to nie zmieni, ale warto mieć świadomość. Zapamiętamy to - tym razem popatrzył uważnie i jakby trochę w zamyśleniu na basiora. W tamtej chwili na pierwszy rzut oka byłem w stanie dojrzeć całą siłę analizy, którą przeprowadza teraz mój przyjaciel, tak przenikliwie patrząc na Haruhiko. Nie wiedziałem, nad czym myśli i co próbuje wyczytać z wyrazu jego pyska, ale nie zamierzałem też o to pytać. Byłem zmęczony i jedyne, o czym marzyłem, to szczęśliwe zakończenie tej smutnej historii.
- Już pewnie dość wiecie? - wilk niepewnie odwrócił wzrok, nie nawiązując kontaktu wzrokowego z ptakiem, który opierając się o drzewo nadal przyglądał mu się trochę spode łba.
- Tyle w zupełności wystarczy - odrzekł Mundus - pewnie nie wiesz nic więcej.
- Nie należałem do tego zgrupowania.
- Tak, już mówiłeś.
Westchnąłem głośno, poprawiając swoją pozycję.
- A więc? Ustaliliśmy coś konkretnego? - zapytałem, chcąc przerwać w moim mniemaniu przedłużający się dialog, z którego przestawałem cokolwiek rozumieć.
- Dowiedzieliśmy się o istnieniu pewnego rodzaju nici, łączącej nas z Uroborosem - odpowiedział spokojnie ptak, przenosząc wzrok na mnie i uśmiechając się nieznacznie.
- Mówisz? - rzuciłem od niechcenia - co z tego wynika?
- Nadal niewiele, nie wyjaśniliśmy jeszcze, jak wytrzymała jest ta nić, mam jednak wrażenie, że niestety nie da się nią szyć ni cerować.
- Skąd to przypuszczenie? - zawarczał Haruhiko, wstając pozornie gwałtownie, jednak z pewną dozą opanowania.
- Spokojnie, nasz nowy towarzyszu. Zrozum, że do nici, którą uprzędli obcy, nie możemy mieć stuprocentowego zaufania, to byłoby nierozsądne. Takie nici lubią pękać.
- Mogą być mocne... - mruknął spokojniej wilk, starając się utrzymać emocje na wodzy.
- Lub tylko sprawiać takie wrażenie. W rzeczywistości najczęściej są cienkie i wątłe.
- Życie opiera się na zaufaniu - przerwał głucho basior, zniżając głowę.
- Próbujesz wmówić nam, że to twoje prawdziwe zdanie? - w głosie przyjaciela usłyszałem cień złości. W tym dopiero momencie ich słowa zaczęły mnie interesować. Usłyszałem bowiem namiastkę tego, czego chciałem się dowiedzieć od początku mojej znajomości z Haruhiko. Wygląda na to, że teraz to wszystko usłyszę, tak jak lubię, prosto i bez wystawnych, napuszonych słów. Nawet nie zauważyłem, jak Ligrek nie chcąc mieszać się w tak niepewną sytuację oddalił się, zostawiając w tym miejscu nas trzech. Wymieniłem z moim przyjacielem krótkie spojrzenia.
- Nie wmawiam wam niczego - Haruhiko odsłonił rząd białych kłów - jak i nie zamierzam niczego ukrywać. O tym kim jestem i co tu robię, mogę opowiedzieć nawet teraz, nie potrzebuję skrywać przed wami żadnej prawdy.
- Nie przesadzaj, Mundurku - wtrąciłem niechętnie - gdybyśmy nie mieli zaufania do nikogo, kto do nas przybywa, ani liga, ani żadna z pobliskich watah nie przetrwałaby długo. Ale powiedz o co chodzi, proszę.
- Możesz nam opisać swoją historię? - ptak zlekceważył to, co przed chwilą powiedziałem i nadal uważnie przyglądał się wilkowi - wydaje mi się, że bezpieczniej będzie, jeśli uprzedzę twoje słowa i zwrócę uwagę na jeden szczegół, gdyż nie mam pewności, czy sam już go zauważyłeś. Wrotycz, wiesz, kim są psychopaci? - tu zwrócił się do mnie.

Zdębiałem, słysząc to słowo, nie miałem pojęcia czym jest i co oznacza. Popatrzyłem na ciemnego basiora, mierzącego nas zimnym wzrokiem.
- Widzisz tego wilka? Nie umie współodczuwać - zaczął Mundurek - gdybyś chciał, zauważyłbyś to pewnie, chociażby wtedy, gdy staliśmy nad ciałem tamtego zabitego. Haruhiko, kiedy patrzyłeś na te zwłoki, w twoich oczach nie było nic, najwyżej odrobina obrzydzenia. Żadnych uczuć, które w takich momentach towarzyszą zazwyczaj zdrowemu umysłowi.
- Dlaczego...? - moje spojrzenie napotkało wzrok Haruhiko. Ptak tymczasem skierował do mnie następne swoje słowa.
- Nie wiem, czy taki się urodził, czy na kształtowanie jego psychiki miało wpływ również życie, ale Wrotycz, zastanów się zanim postanowisz mu zaufać, jako że nie wiemy skąd tak dobrze zna śmierć. Bo jeśli nawet nie z grupy, o której tak wiele nam mówił, na pewno również nie z opowieści.
- Zamilcz... - usłyszałem cichy głos Haruhiko.
- Chłodna osobowość, agresja, znikomy poziom współczucia, jeśli w ogóle jest ono obecne - Mundus zmrużył oczy, jak miał w zwyczaju robić w podobnych sytuacjach - i bagatelizowanie norm społecznych. Jedno mnie tylko zastanawia - znów przerwał na chwilę - związki społeczne kogoś takiego jak ty, Haruhiko, raczej nie należą do silnych. Tu coś się nie zgadza - popatrzył teraz z kolei na mnie. Położyłem uszy po sobie.
- Jeszcze jedno słowo - warknął basior wyzywająco. Mundus nie powiedział niczego więcej, ale znowu wbił we mnie wyczekujące spojrzenie. westchnąłem i bezsilnie opuściłem głowę, nie wiedząc, co mogę od siebie dodać.
- Tyle chciałeś wiedzieć, czyż nie? - zapytał wreszcie. Pokiwałem głową, nie patrząc nawet na siedzącego przede mną wilka.

< Haruhiko? >

wtorek, 1 maja 2018